Demon przeciągnął się na łóżku, jeszcze nie do końca
przytomny. Powoli zaczynał się wybudzać, starał się walczyć z tą nieprzyjemną
trzeźwością, jednak niebawem senna atmosfera pękła niczym bańka mydlana. Z
westchnieniem obrócił się na plecy i przetarł oczy jedną ręką. Zerknął na
leżącego obok niewolnika i, gdy zobaczył otwarte, wpatrzone w niego ślepia,
uśmiechnął się kpiąco. Musiał być dla Arkade bardzo ciekawym widokiem.
Młodzik odwrócił szybko wzrok, zawstydzony faktem, że
właściciel go przyłapał.
-Dzień dobry – szepnął demon zadowolonym, odrobinę
zachrypniętym z rana głosem. – Mnie się tak przyglądałeś?
Arkade kiwnął głową, patrząc z powrotem na przystojną
twarz mężczyzny.
-Jak wrażenia?
-Dobrze…
-Czyżby? Co myślałeś?
-Że... – chłopak zawiesił się, niepewny odpowiedzi. –
Jesteś idealny, panie... – przyznał, rumieniąc się obficie i chowając twarz w
poduszce.
Nie miał powodu, by kłamać, a Demasse mógł jednym
gestem wejść w jego głowę i sprawdzić, o czym myślał. Mężczyzna zaśmiał się
cicho tym cudownym, seksownie zachrypniętym głosem i przyciągnął do siebie
niewolnika. Pozwolił, żeby położył głowę na jego piersi. Młodzik bywał doprawdy
pocieszny.
-Podlizujesz się coraz lepiej – przyznał, głaskając go
delikatnie po jasnych włosach.
-Nie podlizuję się – zaprzeczył pospiesznie chłopak. –
Naprawdę jesteś, panie.
-Nie przeczę. Po prostu, gdybym był na twoim miejscu,
myślałbym, jak mnie zabić, albo przynajmniej odciąć te podłe łapska, które tak
bezczelnie dotykają cię każdej nocy – mruknął, sugestywnie podszczypując pośladek swojej zabawki. – Oczywiście nie
myśl, że ci wolno.
Chłopiec pisnął pod wpływem dotyku właściciela. Był
zaskoczony faktem, że mężczyzna pozwolił sobie przy nim żartować. I to nie z
niego, tylko z siebie!
-Ja taki nie jestem…
-Tym lepiej dla ciebie – rzekł demon, kompletnie
rozleniwiony i pocałował zachęcająco rozchylone wargi młodzika. – Zmądrzałeś.
Arkade uśmiechnął się delikatnie, lubił, kiedy
właściciel był z niego zadowolony. Wtulił się mocniej w silny, męski tors. Ten
spokój bijący od mężczyzny mocno mu się udzielał. Mruknął coś niewyraźnego,
starając się ułożyć wygodniej.
-Dostaniesz za to nagrodę – szepnął demon wprost do
wrażliwego uszka. Uwielbiał się z nim droczyć. – Tylko nie jestem pewien, czy
ci się spodoba – uśmiechnął się pokrętnie i uszczypnął delikatny sutek
niewolnika.
Ten pisnął zaskoczony.
-Ale wczoraj…
Czy właściciel nigdy nie miał dość?
-Wczoraj, dzisiaj – mruczał mu do ucha mężczyzna. – I
jutro też.
Gabriel wiercił się zaspany w pościeli. Przywykł do
odrobinę wygodniejszego łóżka, miał nadzieję, że niedługo się przyzwyczai, a
jego biedne, obolałe plecy odrobinę odpoczną. Mruknął coś niezadowolony, kiedy
sprężyna zaskrzypiała przy jego ruchu. Nie dość, że upokorzony, to jeszcze
musiał być niewyspany. Zmarszczył brwi, chowając twarz w poduszce. Nie chciał
patrzyć na ten pokój, był tak zupełnie inny od tego, w którym się gościł u
wampira. Brakowało mu jego czterech ścian, jego szafy, dywanu, stolika.
Brakowało mu podrzędnych sługusów, którzy każdego ranka przynosili mu kawę do
łóżka. Brakowało mu charakterystycznych zapachów, głosów, zjaw. Brakowało mu
Cyjana…
Chłopiec westchnął ciężko, kładąc się na brzuchu i
spoglądając smętnie na tandetną, pokrytą czerwonym aksamitem ramę łóżka.
Ciekawe, czy krwiopijca sprawił sobie już nową zabawkę? A jeśli tak, to kiedy,
zaraz po jego wyjściu, trochę później? Może zaczekał dzień lub dwa? Myślał
chociaż o nim, albo przynajmniej o tym, co młodzik mu powiedział, odchodząc?
Poczerwieniał na twarzy, przypominając sobie o tym,
jak niepotrzebnie wyznał Venomowi miłość. Zrobił z siebie głupiego, zakochanego chłopca
na pożegnanie. Nie tak chciał być zapamiętany, ale oczywiście musiał dać się
ponieść emocjom. Sam nie wiedział, dlaczego powiedział to wampirowi. Może tliła
się gdzieś w nim nadzieja, że gdy mężczyzna o tym usłyszy, poprosi, by został?
Pewnie tak…
Chyba dopiero teraz zaczął doceniać to, co dawał mu
były właściciel. Każdy inny niewolnik modliłby się o takie traktowanie. A
jednak… czy było coś złego w tym, że chciał od Cyjana czegoś więcej niż tylko
góry złota i wygody? Każda istota pragnęła mieć kogoś najbliższego sercu,
dlaczego miałby być wyjątkiem?
Harpia skrzywiła się, słysząc skrzypienie otwieranych
drzwi. Przymknęła oczy, kiedy światło z korytarza wpełzło do jego pokoju i
zaatakowało przyzwyczajone do ciemności źrenice.
-Wstawaj, śpiochu, czeka nas pracowity dzień –
usłyszał dobrze mu znany, męski i jakże pogodny głos.
Sylwio trzymał w dłoni jakieś spore płótno, zaraz
obrócił je przodem do Reavmora, by pokazać mu, co przedstawiało. Gabryś
zamrugał kilka razy, starając się przyzwyczaić do jaśniejszego otoczenia.
Zerknął na obraz i uniósł brwi w wyrazie podziwu – ów podziw kierował do samego
siebie, a dokładnie do swojej jednowymiarowej podobizny ukazanej na malowidle.
Musiał przyznać, że prezentował się naprawdę bardzo kusząco, zwłaszcza jego
wypięte, okrągłe pośladki. Zerknął w oczy namalowanej postaci i poczuł coś
dziwnego, jakby patrzył na żywą istotę w lustrze. Przeniósł wzrok na Karo,
którego dalej nienawidził. Uśmiechnął się jadowicie.
-Już się zabawiałeś do mojej podobizny? – zapytał, nie
potrafiąc się pohamować.
Sylvio zmarszczył brwi.
-Słucham? – syknął, najwyraźniej niezadowolony ze słów
harpii. – Powtórz – zażądał.
Gabriel zachichotał w poduszkę, zaraz jednak oderwał
się od niej i zerknął na pracodawcę.
-Nic, musiało ci się przesłyszeć. – szepnął, dalej
uśmiechając się podle, jakby przeczył swoim słowom.
Spojrzał jeszcze raz na swój portret i otworzył oczy
szerzej. Zmrużył oczy, by zobaczyć więcej szczegółów i aż podskoczył, gdy
spostrzegł, że namalowana postać mruga do niego zalotnie. No cóż, musiał
przyznać, że była niezłą imitacją.
Sylvio uśmiechnął się tylko kpiąco. Coś mu się
wydawało, że ta współpraca nie będzie łatwa.
-Przygotuj się i przyjdź do mojego gabinetu – polecił.
– Tylko nie zamarudź zbyt długo.
Demon zamruczał z zadowoleniem, gdy Arkade posłusznie
usiadł mu na kolanach. Uniósł delikatnie biodra niewolnika i nakierował swoją
twardą, naprężoną męskość na jego wejście. Uśmiechnął się kpiąco, a zarazem
seksownie, patrząc wyczekująco na młodzika. Miał nadzieję, że ten zrozumie, co
ma zrobić.
Chłopiec zarumienił się mocno i chowając zawstydzoną
twarz w długich włosach właściciela, zaczął opuszczać się powoli na jego
członka. Jęknął głośno, czując, jak wypełnia go całego, chwilę potem pisnął,
gdy demon pociągnął jego głowę do tyłu, tak, żeby nie mógł się ukryć.
-Ruszaj się – rozkazał Demasse, poganiając go mocnym
klapsem.
Młodzik jęknął, czując piekący ból na pośladku, który
jedynie spotęgował odczuwaną przyjemność. Z wstydem uniósł się delikatnie i
opuścił, starając się patrzeć w oczy demonowi. Wiedział, że właściciel lubił mu
się przyglądać, a on chciał go zadowolić. I siebie też.
Demasse odchylił delikatnie głowę, czując, jak
niewolnik niepewnie nabija się na jego męskość. Położył dłonie na jego
biodrach, ale nie zamierzał mu w czymkolwiek pomagać. Miał ruszać się sam i
dawać im obojgu przyjemność. Spoglądał zadowolony na jego słodką, oblaną
przyjemnością twarzyczkę i mruknął z aprobatą, gdy niewolnik przyspieszył
tempa.
Ten jęknął głośno, czując, jak penis demona trafia w
ten szczególny punkt w jego wnętrzu. Podniecenie nie pozwalało mu się skupić,
dlatego jego ruchy stawały się coraz bardziej niezgrabne, ale za razem urocze.
Piszczał i jęczał, nie mogąc się powstrzymać, czuł, jak nogi odmawiają mu
posłuszeństwa, całe ciało drży z przyjemności.
Demon przyciągnął go do siebie i pocałował mocno w
rozchylone zachęcająco wargi, jednocześnie chwytając jego biodra bardziej
stanowczo i samemu narzucając szybki rytm, wchodząc w niego bardzo głęboko, do
samego końca.
-Mogę? – pisnął chłopiec, starając się opanować
nadchodzący orgazm.
Demon złapał go za jasne włoski i ponownie wpił się w
jego słodkie usta. Chwycił jego członka u nasady, by uniemożliwić mu dojście.
-Jeszcze nie – zabronił, odrywając się od niego i
przyspieszając jeszcze bardziej.
Warknął, wbijając się jeszcze raz, do samego końca i
doszedł w gorącym wnętrzu. Dopiero wtedy uwolnił męskość swojej zabawki,
poruszając się jeszcze kilka razy, by osiągnęła spełnienie.
Młodzik wygiął się w łuk, jęcząc głośno, kiedy drzwi
sypialni otworzyły się z hukiem.
Spostrzegłszy, że nie są sami, rozpaczliwie starał się
przerwać jęk rozkoszy, jaki towarzyszył przeżywanemu orgazmowi. Nadaremnie. Demon odwrócił głowę w kierunku
wejścia i widząc nieproszonego gościa, szybko okrył nagiego niewolnika kołdrą.
Chłopiec pisnął jeszcze, czując ostatnie fale rozkoszy rozchodzące się po jego
ciele, a potem opadł zmęczony na tors właściciela i odwrócił głowę od
przybysza, by tylko na niego nie patrzeć. Czy istniał większy wstyd niż ten,
który teraz czuł?
-Przerwałem wam? – usłyszał głos Venoma.
Demon wręcz poczerwieniał ze złości.
-Wyjdź – syknął lodowatym tonem.
Gabryś z westchnieniem pchnął drzwi prowadzące do
gabinetu przełożonego, mając cichą nadzieję, że wczorajszy scenariusz już
więcej się nie powtórzy. Zamknął je za sobą, chwilę później rozejrzał się
dookoła w poszukiwaniu Karo. Znalazł go za biurkiem. Mężczyzna popijał leniwie
napój z filiżanki i wertował w papierach z nieodgadnionym wyrazem twarzy, nie
zwracał specjalnej uwagi na stojącego przed nim Reavmora.
-Przyszedłem tutaj, żeby na ciebie popatrzeć? –
zapytał podejrzliwie.
-Skąd – usłyszał. – Usiądź, Gabrysiu.
Harpia wykonała polecenie i rozłożyła się wygodnie na
krześle. Spojrzała na pracodawcę, który właśnie skończył przeglądać dokumenty i
teraz układał je w szufladach. Zaraz jednak wyprostował się i skierował wzrok
na chłopca.
-Przepraszam, nie chciałem przerywać w trakcie –
wytłumaczył telepata, uśmiechając się szeroko. – Widzisz, Gabrielu, właśnie
dodajemy cię do katalogu, więc mam do ciebie kilka pytań.
-Jakich?
-Spokojnie. Na początek chcę wiedzieć, czy
przemyślałeś sobie wczorajszą lekcję i, czy dalej jesteś zły. Jeśli nie
ochłonąłeś, możesz wyjść, nie zatrzymam cię.
-Wyjść?
-A jaki jest sens zaczynać kolejną lekcję, kiedy nie
rozumie się pierwszej? Nie chcę pracować z urażonym gówniarzem, jeśli trzeba,
zaczekam, aż staniesz się profesjonalistą.
Reavmor zastanowił się chwilę. Nie chciał być tym
„urażonym gówniarzem”, ale jeżeli tak miał wyglądać profesjonalizm, to młodzik
widocznie nie nadawał się do tej pracy. Wstał i bez słowa opuścił gabinet
przełożonego.
-Nie potrafisz, do cholery, pukać? – zasyczał demon,
zamykając za sobą drzwi.
Tego brakowało, żeby we własnej sypialni musiał
pilnować, by nikt nieproszony nie wchodził.
-Może przewinął ci się przed oczami Gabriel? – zapytał
szybko Cyjan, patrząc przepraszająco na przyjaciela. – Nie było go tutaj?
Demasse spojrzał podejrzliwie na wampira.
-Nie. Zwiał? – bardziej stwierdził niż zapytał.
Venom westchnął zawiedziony. Strażnicy przeszukali już
każdy, najciemniejszy kąt Górnego Miasta. Powoli tracił nadzieje, że
kiedykolwiek znajdzie harpię. Martwił się co raz bardziej, nie mógł spać po
nocach, bez przerwy myślał o chłopcu i o tym, czy nie stało mu się nic złego.
Nie wybaczyłby sobie, gdyby ktoś go skrzywdził.
-Nie, to długa historia…
Demon westchnął przeciągle, widząc niepokój Venoma.
Bądź, co bądź, wypadało go wysłuchać, w końcu byli „przyjaciółmi”.
-Mam chwilę – powiedział w końcu i spojrzał na drzwi
swojej sypialni. – Zaczekaj.
Pomasował skroń i otworzył wrota, po czym pospiesznie
zamknął je za sobą. Spojrzał w kierunku leżącego na posłaniu kłębka wstydu i
pokręcił głową. Podszedł do niego i kucnął przy łóżku.
-Natanielu, okryj się i idź do kąpieli – rzekł.
Chłopiec skierował zrozpaczone spojrzenie na
właściciela.
-Cyjan stoi na korytarzu? – zapytał cicho.
-Stoi.
-Nie wyjdę – pisnął, po czym przykrył się mocniej
kołdrą, tak, że widać było już tylko kilka niesfornych, jasnych pasemek
ułożonych na poduszce. Nie wyobrażał sobie wystawiania się na widok wampira. Za
bardzo się wstydził.
-To nie była propozycja, tylko rozkaz, który masz
wykonać – prychnął demon, zdejmując chłopcu okrycie z twarzy. – Wstawaj.
Młodzik przykrył się z powrotem rękami.
-Proszę, nie – wyszeptał płaczliwym tonem. – Nie chcę,
żeby mnie widział.
-Nie wydurniaj się – warknął odrobinę rozeźlony demon.
– Cyjan widział już niejednego szczytującego chłopca, nie zrobiłeś mu wielkiej
różnicy.
Arkade zapłakał cicho. Czuł się, jakby cały świat go
wtedy zobaczył.
-Proszę – zaskomlał, patrząc błagalnie na swojego
pana, mając nadzieje, że jednak go udobrucha.
Demon zacisnął szczękę i zdjął z chłopca całą kołdrę,
po czym w mgnieniu oka postawił go do pionu, nie zważając na nieśmiałe protesty
i łzy lecące po policzkach. Podniósł jedwabną narzutę z łóżka i okrył nią
nagie, drobne ciało. Pchnął niewolnika w kierunku drzwi.
-Proszę…
-Ani słowa więcej – uciął. – Później sobie
porozmawiamy o twoim pyskowaniu – zagroził i otworzył drzwi przed niewolnikiem.
Chłopiec wyszedł pod naciskiem właściciela i gdy
napotkał wzrok Cyjana, zaraz odwrócił głowę, starając się nie histeryzować i
przykrył się szczelniej tkaniną. Jednego był pewien, już nigdy nie spojrzy
wampirowi w oczy!
-Idź do kąpieli – rozkazał demon, zamykając drzwi
swojej sypialni.
Młodzik kiwnął głową i pospiesznie ruszył w kierunku
łazienki. Miał ochotę zapaść się pod ziemię.
-Co taki zapłakany? – zapytał Cyjan, zerkając na
odchodzącą morganę.
Nie był w stanie uwierzyć, że jakąkolwiek istotę mógł
doprowadzić do płaczu taki drobiazg.
Demasse tylko machnął ręką i poprowadził Venoma do
swojej biblioteki.
Gabriel siedział przy małym barku, popijając wino.
Miał lekki problem z przekonaniem barmana, by sprzedał mu napój, ale, jak
zwykle, dał sobie radę. Kazał naciągnąć rachunek na swoje nowostworzone konto,
które, co prawda, było jeszcze kompletnie puste, ale tym drobnym szczegółem
miał się martwić ktoś inny. Tak przynajmniej uznał Gabriel, wpatrujący się
teraz w kilka roznegliżowanych ciał, wijących się w erotycznych pozach na
scenie i paru śliniących się na ten widok zboczeńców zebranych wokół. Skrzywił
się z niezadowoleniem, gdy jakiś mężczyzna idący w jego stronę zasłonił mu
widok. Chwila… Idący w jego stronę?
-Nudzimy się? – usłyszał niski, nieco zachrypnięty
głos nieznajomego.
Zlustrował go krytycznym wzrokiem. Nie był zbyt
wysoki, ale z pewnością dobrze umięśniony. Jego bladą twarz szpeciło kilka
sporych blizn, a w szarych oczach błyskała jakaś dziwna przekora. Młodzik
kiwnął tylko głową.
-Chyba mam na to lekarstwo – mruknął nieznajomy,
zbliżając się do harpii.
Ta skrzywiła się z niesmakiem, gdy poczuła unoszącą
się wokół przybysza woń alkoholu.
-Odsuń się – syknęła, odwracając się w stronę barku i
opierając łokcie na blacie.
-Nie daj się prosić, sporo zapłacę – zaoferował
mężczyzna, obejmując chłopca ramionami i kładąc dłonie na jego szczupłych
udach. – Nie pożałujesz.
Reavmor poczerwieniał ze złości i kiedy już chciał
spoliczkować nachalną istotę, usłyszał za plecami znany mu głos.
-Puszczaj go! – krzyknął… Ashae?
Mężczyzna odsunął się niechętnie, mierząc obrońcę
Reavmora niezadowolonym spojrzeniem.
-On jeszcze nie pracuje – prychnął różowowłosy
młodzieniec i czekał ze zniecierpliwioną miną, aż tamten odejdzie.
Gdy tak się stało, pokręcił jeszcze głową i przysiadł
się do harpii.
-Może jakieś „dziękuję”? – upomniał się.
Reavmor spojrzał na niego dziwnie, zaraz jednak
odwrócił wzrok zniesmaczony. Starał się nie zastanawiać, czego chłopak od niego
chciał.
-Nie rozśmieszaj mnie. Nie potrzebuję obstawy, a już
zwłaszcza twojej – warknął w końcu.
Miał dziękować komuś takiemu? Za co?
-Trochę więcej dystansu do siebie.
Gabriel jednym haustem opróżnił naczynie z wina i
prychnął.
-Coś jeszcze? – zapytał chłodno.
-Słodki jesteś – zaśmiał się kpiąco Ashae. – Słyszałem,
że cię tyłeczek bolał, ale żeby tak się złościć?
-Coś jeszcze? – powtórzył się Gabriel, mrożąc rozmówcę
lodowatym spojrzeniem.
-Gdybyś miał dosyć swojej ciasnej klity, odpychających
klientów i bycia dziwką, daj mi znać, zrobię z ciebie prostytutkę.
Reavmor patrzył jeszcze chwilę na odchodzącego
współpracownika. Dziwka, prostytutka, co za różnica?
Demasse spojrzał zirytowany na Cyjana, który właśnie
skończył opowiadać historię. Zgodnie z zapowiedzią, była dość długa. I
bulwersująca, przynajmniej według demona.
-Sam się prosiłeś – rzekł Makador. – Tak się kończy
pobłażanie niewolnikowi.
-Mówisz to tak, jakby miało mi się do czegoś przydać.
-Przyda się w przyszłości. Daj sobie z nim spokój –
polecił. – To tylko mały, puszczalski gówniarz, kupisz nowego.
Cyjan zmarszczył niezadowolony brwi, słysząc jak demon
określa chłopca.
-Nie mów tak o nim.
-Powinieneś był go zabić, a nagrodziłeś wolnością.
Dziwka owinęła sobie ciebie wokół palca.
-Nie mów tak o nim – warknął rozeźlony wampir.
-A jak? – Demasse uśmiechnął się kpiąco i przyjrzał
uważniej towarzyszowi. – Kim jest?
Venom odwrócił wzrok, nie potrafiąc odpowiedzieć na
pytanie demona. Nie wiedział, kim była dla niego harpia, ale był pewien, że jej
potrzebował. I musiał ją odzyskać.
Makador westchnął i podniósł się z krzesła.
-Wina? – zaproponował.
Zmarszczył zdziwiony brwi, gdy usłyszał odmowę. Cyjan
nie chciał wina?
Dwa dni minęły w spokojnej atmosferze. Młody Arkade
czekał w napięciu, aż demon przestanie przeglądać podręcznik. Miał przystąpić
do kolejnego etapu nauki – pieczęci przeniesienia. Zerkał co chwilę na skupioną
twarz właściciela. Gdyby nie znał Demasse, pomyślałby, że jest zdenerwowany,
ale teraz już wiedział, że zmarszczone delikatnie brwi i znudzone oczy składały
się na codzienny obraz mężczyzny.
Rozejrzał się dookoła. Zastanawiał się, dlaczego demon
nie pozwalał mu tu przychodzić samemu, w końcu to tylko zwykła biblioteka.
Uśmiechnął się jednak zaraz, wydawało mu się, że Makador ufał mu odrobinę
bardziej niż na początku, co niezmiernie go cieszyło. Zawiesił wzrok na jednej
z półek, na której leżały książki z historiami potężnych rodów. Zdziwił się,
kiedy dostrzegł nazwisko „Demasse” na jednej z nich. Wstał od stołu, a demon
spojrzał na niego podejrzliwie. Chłopiec stanął przy regale i zerknął na
właściciela, wskazując na książkę.
-Mogę przeczytać? – zapytał nieśmiało, wpatrując się w
zmrużone delikatnie oczy mężczyzny.
Demon rozluźnił się zaraz i wyszczerzył kąśliwie.
-Możesz – zgodził się i wrócił na chwilę do wertowania
podręcznika. – Tylko nie zamęczaj mnie później pytaniami – mruknął jeszcze.
Chłopiec uśmiechnął się delikatnie i usiadł z powrotem
przy stole, już z książką w dłoniach. Położył ją na krześle stojącym obok i
wrócił spojrzeniem do swojego właściciela.
-Kiedy zaczniemy, panie?
Demon odłożył lekturę na stolik i westchnął głęboko.
-Dobrze, potrafisz już przywoływać przedmioty
nieożywione, jeżeli chodzi o pierwszy stopień, przywoływanie przedmiotów
ożywionych wygląda zupełnie tak samo, więc nie będziemy się tym zajmować,
przejdziemy do przeniesień.
-To trudniejsze?
-Odrobinę, ale nie sądzę, byś miał z tym szczególne
problemy – rzekł demon, podsuwając mu pod nos otwarty podręcznik. – Tutaj masz
odpowiednią formułę i runę do wykreślenia. Masz robić dokładnie to samo, co
ostatnim razem. Jedyna różnica polega na tym, że będziesz musiał w to włożyć
odrobinę więcej energii.
-I co dalej?
-Wybierz miejsce, w jakie chcesz przenieść
zapieczętowany przedmiot. Może to być każde, które potrafisz sobie wyobrazić,
lub takie, którego znasz dokładną lokalizację, ewentualnie może to być również
osoba, której chcesz coś przekazać. W tym wypadku możesz przenosić przedmioty
ożywione i nieożywione, w tym zaklęcia, na tej samej zasadzie.
-Zaklęcia?
-Tak, na przykład zakodowaną magicznie wiadomość. W
każdym razie, twoje zadanie będzie polegać na tym, aby to – wyjął z kieszeni
już znaną niewolnikowi, złotą zapalniczkę. – Przysłać do mnie, wtedy będę
wiedział, że sobie poradziłeś.
Chłopiec
przełknął ślinę i przyjął narzędzie od demona. Zerknął niepewnie na
stronę podręcznika i podniósł igłę ze stolika. Wygrawerował na niej odpowiednią
runę i już chciał wyszeptać formułę zaklęcia, kiedy zobaczył, jak demon wstaje
i podchodzi do drzwi.
-Panie?
-Próbuj – rzekł Demasse, otwierając drzwi, prowadzące
na korytarz.
-Poczekaj, uda mi się – szepnął chłopiec, chcąc od
razu przejść do zaklęć trzeciego stopnia.
Nie wiedział, dlaczego, ale przepełniało go wrażenie,
że już to potrafił. Demon pokręcił tylko głową i uśmiechnął się kpiąco,
zamykając drzwi z powrotem. Oparł się nonszalancko o ścianę i obserwował
nadzwyczaj pewnego siebie Arkade. Oczywiście nie wierzył, że mogłoby mu się
udać za pierwszym razem. Spoglądał, jak chłopak szepta coś pod nosem, czeka w
napięciu… i tak, jak podejrzewał, zupełnie nic się nie dzieje. Pokręcił tylko
głową, rozbawiony i wyszedł, zostawiając młodzika samego. Nie miał wątpliwości,
co do tego, że Nataniel miał talent, ale musiałby być prawdziwym geniuszem,
żeby tak szybko opanować pieczęć drugiego stopnia.
Odwrócił się na chwilę, słysząc za sobą kroki służki i
poczuł, jak coś spada na podłogę za jego plecami. Zerknął do tyłu, na granitowe
płyty i otworzył oczy szerzej w wyrazie zdziwienia. Niech to szlag, zapalniczka…
Nie wiem co tu się właśnie stało, ale mam palpitację serca widząc twoją aktywność. Wracasz do nas? ♥
OdpowiedzUsuń