sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 35 - "Ogień"


Ogień, bijący o czarne ściany groty był tak jasny, że oślepiał. Skały zaczynały się topić. Tunel miał runąć i zakopać smocze zwłoki, razem z przerażonym do granic możliwości białowłosym chłopcem. Wilgoć unosiła się w powietrzu, tworząc gorącą parę, płomienie były wszędzie. Skała, która runęła na ziemię zagrodziła Natanielowi przejście. Chłopak biegł z powrotem do miejsca, gdzie znajdował się na początku, nie mogąc uciec inną drogą. Dym, jaki powstawał przy topnieniu skał drażnił jego wrażliwy nos i gardło. Wrząca wilgoć parzyła dotkliwie jego skórę. Krzyczał i czuł, że ma coraz mniej sił, jak powoli się dusi i nie może zaczerpnąć kolejnego oddechu, pełnego gorącego powietrza. Opadł na ziemię, czołgał się do wyjścia. Łzy spływające po jego policzkach natychmiast znikały pod wpływem temperatury. Wycieńczony zamknął oczy, nie mogąc zaczerpnąć oddechu…

W grocie zastał ogromne płonienie, walące się ściany i głazy, spadające z łoskotem na ziemię. Biegł, nie starając się unikać ognia, był demonem, stan, gdy jego ciało spowijały płomienie był naturalny. Te demony nie mogły spłonąć, temperatura nie mogła zrobić im żadnej krzywdy. Demasse był skupiony, poruszał się niesamowicie szybko. Wiedział, że niedaleko są wampir, razem z Malborio, rozpoznał ich obecność, ale nie mógł sobie pozwolić na czekanie, jedynie on był bezpieczny w takiej temperaturze. Czuł niepokój, wiedział, jak inne istoty znoszą tak palący żar, a raczej, nie mogą znieść. Stanął na chwile, nie mogąc opanować emocji, gdy ujrzał ciało niewolnika, bezwładnie leżące na rozgrzanej ziemi. Podbiegł szybko i podniósł poparzonego młodzika … Spojrzał za siebie, na goniące go płomienie i nie musiał się już dalej zastanawiać…

- Spójrz na mnie.- Szeptał niespokojnie demon, trzymając twarz chłopca w dłoni. - Otwórz oczy, do cholery!- Krzyknął, głaskając młodzika po czerwonym policzku.
Cyjan podbiegł szybko do Demasse i spojrzał na Nataniela. Jego ciało było w złym stanie, całe rozgrzane, klatka piersiowa nie unosiła się, z daleka wyczuł, jak słaby był puls.  Szybko przekuł jeden z palców prawej dłoni, a po ręce poleciała mu strużka krwi. Uniósł delikatnie podbródek Arkade i przystawił niewielką ranę do jego wysuszonych ust. Kilka kropel karminowej cieczy popłynęło do przełyku chłopca. Demasse przełknął ślinę i zmarszczył brwi, starając się doszukać jakiejkolwiek zmiany na twarzy swojego niewolnika. Pierś zaczęła unosić się nieznacznie, o powieki drgnęły. Skóra lekko zbladła i stała się chłodniejsza.
-Otwórz oczy.- Szepnął demon wprost do jego ucha. Twarz chłopca oblał grymas bólu, a demon odetchnął z ulgą i odsunął się nieznacznie. Chłopak obudził się, oczy miał całe przekrwione, był bardzo rozgrzany. Spojrzał nieprzytomnie na swojego właściciela.
-Panie?- Mruknął tak słabo, że w sercu demona coś zakołatało. Chwilę później oczy Nataniela zamknęły się na powrót.
-Tak. - Odparł spokojnie Makador i z delikatnością godna podziwu, wziął chłopca na ręce.- Już dobrze…- Dodał z ociąganiem, tuląc do siebie drobne, wymęczone ciało, zaciskając powieki. Skąd w nim było to ciepło? Jeszcze nigdy nie był tak łagodny, spokojny. W życiu by nie pomyślał, że dozna takiej ulgi, widząc swoją zabawkę do łóżka, ani takiego niepokoju, gdy ją zgubi.- Skąd się tutaj wziąłeś?- Zwrócił się do wampira.- Gdzie Diego?
Demon westchnął, po opatrzeniu Nataniela stało się jasnym, że zostanie mu parę blizn, które właściciel niezwłocznie usunie, gdy tylko przydarzy się okazja. Nie mógł mieć przecież zabawki ze skazami. Diego był na niego wściekły, za to, że zostawił chłopca samego, przywiązanego do drzewa, ale i dumny, że potrafił naprawić swój błąd, póki co, udawał wściekłego, wampir podobnie, ale naprawdę wzruszało go opiekuńcze spojrzenie czarnowłosego, próbującego ukryć czułość pod wszystkim, pod czym się tylko dało. Teraz milczał, starając się unikać wpatrzonych w niego oczu dwójki mężczyzn. W końcu nie wytrzymał.
-Czego chcecie?!- Warknął, marszcząc brwi.
Diego zmrużył gniewnie oczy.
-Jesteś nieodpowiedzialny.- Rzekł.- Jak mogłeś do tego dopuścić? Przecież wiesz, że ta misja jest bardzo ważna. Nie interesuje cię Almagedor, musisz zachowywać się w taki sposób?- Mówił ostrym głosem, demon nawet na niego nie spojrzał, odwrócił głowę, obrażony.- Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię!
-Diego.- Warknął Makador.- Daj już spokój, miałem wystarczająco dużo czasu do zastanawiania się nad swoją głupotą. – Dodał już spokojniej, przechodząc ze zdenerwowanego tonu, do lekko melancholijnego.
-Makadorze…
-Wystarczy.- Szepnął cicho i odszedł, po prostu zastawiając za sobą mężczyzn. Wyjął fajkę i odpalił. Zrobił dobrze? Więc dlaczego czuł się winny? Powoli zaczął się orientować, że obydwa wyjścia z wcześniej zaistniałej sytuacji były złe.

-Co z nim?- Zapytał Cyjana, wchodząc do namiotu, w którym mężczyzna  zajmował się młodzikiem.
Wenom milczał przez chwilę, po czym westchnął.
-Lepiej.- Odparł przeciągle i spojrzał uważnie na demona.- Co cię tak gryzie?
Demasse nie odpowiedział.
-Powiedz.- Szepnął wampir.- Może nie jestem najlepszym przyjacielem, ale chyba nie aż tak beznadziejnym, żeby cię zignorować…
-Przecież wiesz.- Rzekłszy to demon, usiadł na posłaniu i oparł brodę o pieść.- Nie potrzebuje pocieszenia.
-Nie zasługujesz na pocieszenie.- Uśmiechnął się Cyjan.- Nie wszystko stracone, jesteśmy niedaleko Dżinów, los chciał cię tutaj zaprowadzić.
-Jestem zdrajcą…
-Jesteś.- Zachichotał rudzielec.- Jak połowa Almagedorczyków. Demasse, nikt z nas nigdy nie będzie święty, przecież wiesz. Póki można naprawić błędy, nie warto się zadręczać. Na twoim miejscu zrobiłbym to samo.- Poklepał go po ramieniu i zostawił samego z młodzikiem.
Demon pokręcił głową, było naprawdę źle. Tak źle, że Cyjan mógł go pouczać. Mimo wszystko, uśmiechnął się lekko, może wampir miał racje? Wszyscy popełniają błędy, dlaczego on miałby być idealny? Może nadszedł czas, by dorosnąć i zacząć akceptować niektóre swoje wady… Czuł, że ostatnimi czasy ciągle ktoś próbuje go niańczyć, a on nie chciał kazań, pomocy, wsparcia. Potrzebował po prostu chwili samotności, którą niedawno dostał, która dała mu siłę, by żyć tak, jak kiedyś i być może, by nie patrzeć zbyt często w przeszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.