sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 36 - "Płacz"


Nastał mroźny, nieprzyjemny ranek. W nocy na wyspę spadły tony śniegu. Zimno było wręcz nie do zniesienia. Niebo niebezpiecznie błyskało, a ciemne chmury odcięły dopływ promieni słonecznych, zamykając grupę wybrańców w egipskich ciemnościach. Było głośno, wiatr szarpał drzewami, dzikie wilczyce nawoływały niespokojnie, mając nadzieję odnaleźć zagubione młode. Potężna śnieżyca nie zwiastowała udanej podróży, tak więc mężczyźni postanowili zostać w lesie na kilka chwil, by przeczekać złą pogodę i pomyśleć, co dalej. Venom czuł się raczej nienajlepiej, posiadając powolne krążenie, typowe dla wampira, najbardziej dokuczało mu zimno. Demon z kolei dokazywał najlepszą formą, również teraz jego ciało odporne na temperatury przynosiło mu wiele korzyści, był jedynie lekko osłabiony. Teraz grupa zebrała się, by pomówić o planie.

-Mails musi być gdzieś niedaleko, jeżeli obrał właściwą drogę.- Rzekł Malborio, spoglądając z zaciekawieniem na nóż, jaki od kilku chwil z zawziętością ostrzył Demasse.- Makadorze, słuchasz mnie?- Upomniał się szatyn. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi.- Co ty właściwie robisz?

-A na co ci to wygląda?- Zapytał mężczyzna, przeglądając się w ostrzu sztyletu.- Przygotowuję się do polowania.- Oznajmił, jakby to było oczywiste.

-Polowania na co?- Zdziwił się Venom.

-Co mówi ci ta broń?- Demon pokazał wampirowi zarządzie i uśmiechnął się kpiąco. Cyjan był doprawdy niedomyślny.

Rudzielec zmarszczył brwi.

-Nóż na wilki.- Stwierdził.

-No właśnie.- Zaśmiał się Demasse.

-Makadorze, nie potrzebujemy więcej mięsa, odpuść sobie.- Rzekł Diego.- Jeśli się nudzisz, możesz  zając się ekwipunkiem.- Zaproponował przekornie.

Demon westchnął,  przewrócił oczami i spojrzał wyczekująco na przyjaciela. W końcu pokręcił głową ze zrezygnowaniem, wątpiąc, czy Malborio kiedyś zrozumie.

-Niedaleko kręci się sfora tych bestii.- Wyjaśnił cierpliwie.- Wolałbym zasypiał w nocy, wiedząc, że jedna z nich nie wisi mi nad głową.

Malborio spojrzał przepraszająco na czarnowłosego. Ten wstał i chciał wyjść z namiotu.

-Poczekaj.- Zatrzymał go szatyn.-  Co zrobimy dalej?

-Dzisiejszą noc spędzimy tutaj, z rana wyruszymy na północ.- Wyjaśnił i wyszedł na mróz.

 

Kilka godzin później wszystkie wilki były martwe. Demon nie należał do litościwych. Osobiście nie obawiał się tych zwierząt, był czujny i znacznie silniejszy, nawet pozbawiony magii. Z łatwością zabiłby nawet dużego samca. Dbał raczej o bezpieczeństwo podopiecznego, choć nie chciał się do tego przyznać.  Po tym, jak Arkade mogła pożreć chimera, wolał nie ryzykować. Wszedł do namiotu, gdzie leżał chłopiec, by sprawdzić, czy przypadkiem nie dzieje mu się coś złego. Nie martwił się, po prostu wolał być pewny, czy młodzik żyje. Tak sobie wmawiał. Zerknął przelotnie na twarz Nataniela, będąc pewnym, że maleństwo jeszcze śpi. Już chciał wyjść, kiedy zorientował się, że dwójka niebieskich oczu spogląda na niego z przestrachem. Zmarszczył brwi i westchnął. Zbliżył się powoli do młodzika, obserwując, jak jego ślepia spowija coraz większy strach. Chłopiec nie wiedział, czego spodziewać się po demonie, wcześniej był dla niego taki niedobry… Sam nie pamiętał nic z ostatnich zdarzeń. Diego, który był tutaj niedawno wszystko mu opowiedział. Mówił, że właściciel uratował mu życie… Arkade nie mógł w to uwierzyć. Przecież pan był na niego taki wściekły.

-Nie bij, proszę.- Szepnął słabo, gdy Demasse ukucnął przy nim.

Mężczyzna, słysząc to, westchnął przeciągle. Po raz pierwszy nie miał pojęcia, czy powinien ukarać swoją własność, czy wziąć na kolana i pogłaskać . Był zły na tyle, że nie mógł na to machnąć ręką, ale za mało, by nawrzeszczeć. Zastanawiał się, czemu chłopak nie przyszedł do niego, zamiast uciekać?  Przecież nie dałby go tknąć Mailsowi. Przeczesał włosy palcami. Nie ufał mu? Nie wiedział czemu, zabolało go to.

-Jak mogłeś być tak bezmyślny?- Zaczął w końcu. Nie podnosił głosu, mówił spokojnie.- Wiesz, jak tutaj jest niebezpiecznie…

-Przepraszam… - Szepnął chłopiec i schował twarzyczkę w pościeli.- Nie chciałem

-Dlaczego nie przybiegłeś do mnie?- Zapytał ostrzej, jakby z wyrzutem.-  Przecież nie pozwoliłbym cię skrzywdzić.- Przyciągnął maleństwo do siebie i oplótł zaborczo ramionami.

Nataniel zadrżał, czując , jak właściciel go dotyka. Przestraszył się.

-Bałem się.- Zachlipał młodzik.- Przecież mnie nie chcesz!- Pisnął wręcz histerycznie, nie potrafiąc już powstrzymać cisnących mu się do oczu łez.

-Nie takim tonem.- Warknął demon,  łapiąc Arkade za podbródek, tym samym zmuszając go, by patrzył mu w oczy .- Gdybym cię nie chciał, dawno gryzł byś ziemię.- Zasyczał.

Chłopiec już nic nie powiedział, tylko rozpłakał się i schował twarz w dłoniach. Demasse był dla niego okropny. Jak mógł ufać, że demon go obroni, skoro sam dzień wcześniej wyrzucił go na mróz? Nie rozumiał, jak w takiej sytuacji właściciel mógł  być na niego zły… Mężczyzna warknął, odpychając od siebie kochanka.

-Przestań ryczeć.- Niemal wypluł.- Przestań w końcu ryczeć, bo nie mogę tego słuchać!- Podniósł głos. Nie wytrzymał. Emocje sprawiły, że płacz chłopca, zamiast łapiący za serce, stał się irytujący, nie do wytrzymania!

-Ale…- Zakwilił młodzik, bojąc się nawet ruszyć.

-Chcesz ode mnie współczucia?!- Warknął demon.- Po jaką cholerę bez przerwy się nad sobą użalasz!? Nie jesteś jakimś pieprzonym wyjątkiem…

-Panie, ja…

-Zamknij w końcu te śliczne usteczka i słuchaj.- Ściszył głos demon. Żałosna postawa białowłosego doprowadzała go nie tyle, co do złości, ale wręcz do smutku.- Nie masz pojęcia, czym jest prawdziwy ból. Nie wiesz, jakim cierpieniem obarczone są niektóre istoty. Nie masz prawa się do nich porównywać.- Mówił, powoli zmieniając ton na melancholijny. Spojrzał na chłopca, który wpatrywał się za niego zapłakanymi oczami.- Nie możesz wiecznie użalać się nad swoim losem.

-Ja…

-Przestań w końcu płakać.- Złagodniał.- Choć raz zachowaj się jak mężczyzna. Nie jesteś już małym dzieckiem, nikt nie będzie cię prowadził za rączkę. To nie ten świat.- Mówił już spokojnie, z powrotem przygarniając do siebie drobne ciało.- Dorośnij, Natanielu.

Chłopiec pokiwał niespokojnie głową, zaciskając  powieki. Tyle razy obiecał sobie, że nie będzie więcej płakał, że się nie złamie, już nie wiedział, czy kiedykolwiek tego dokona. Nie  wierzył w swoje własne obietnice. Może gdyby złożył je komuś, byłoby mu łatwiej? Ciężko jest oceniać siebie samego…

-Dobrze.- Szepnął Makador i wyjął lniana chusteczkę.- Wycieraj te oczy i nie płacz więcej.

Arkade wziął chustkę i otarł zaczerwienione ślepia.

-Będziesz trochę twardszy?- Zapytał demon.

-Tak…

Demasse uśmiechnął się ledwo widocznie i ucałował czoło młodzika. Arkade jednak trochę go rozczulał… Musiał wyjść, żeby przypadkiem nie stać się zbyt dobrym. Chciał jeszcze tylko jednego. Nie wiedział, dlaczego, ale pragnął, by chłopiec mu zaufał i czuł się bezpieczny w chwilach, gdy był od niego całkowicie zależny. Pragnął mieć przy sobie taką cudowną zabaweczkę, która zrobi wszystko, co jej rozkaże i nie zrobi nic, czego jej zabroni. Którą będzie chronił i rozpieszczał, gdy zasłuży.  Właśnie tego chciał, mieć nad chłopcem pełną władzę, jednocześnie nie sprawiając mu niepotrzebnej przykrości i cierpienia. Zmarszczył brwi. Myślał podobnie, jak kilka miesięcy temu, gdy nie znał jeszcze Arkade. Zmieniła się jedna rzecz. Nie chciał zrobić krzywdy Natanielowi, przynajmniej nie otwarcie. Pokręcił głową z niedowierzaniem i odsunął od siebie Arkade.

-Odpoczywaj.- Rzekł tylko chłodno i wstał, zamierzając wyjść.

-Panie…- Szepnął jeszcze chłopiec. Demon zatrzymał się w pół kroku.- Jesteś na mnie zły?

Makador, słysząc to, zawahał się.

-Nie.- Odparł zgodnie z prawdą i zostawił młodzieńca samego.

Od Autora:

 

Witam drogich czytelników. Jak widzicie, przeprowadzka zakończona sukcesem, cieszę się, że nie muszę mieć już nic wspólnego z Onetem. Rozdział niezaprzeczalnie kiepski. Szczerze mówiąc, zastanawiałam się nad różnymi przebiegami rozmowy, pomiędzy Arkade i Demasse, a nawet nad jej brakiem. Wybrałam ten, nie dla tego, że był najlepszy, raczej dlatego, że okazał się najdłuższy. Musiałam czymś zapełnić rozdział. Chyba za bardzo przeciągam akcję, jednocześnie nie chcę, żeby powstał chaos. Dobra, obiecuję wam, skarby, że kolejne rozdziały będą posiadały konkretną treść, zajmą przynajmniej sześć stron w Wordzie. Wiem, że na razie nie specjalnie spełniam normy, ale wena odeszła gdzieś daleko, wraz z talentem, który możliwe, że nigdy nie istniał. Dobrze, obietnice zapamiętajcie, ja się postaram ją spełnić. Drugi blog też jest już gotowy, także zapraszam. Miłego dnia.

3 komentarze:

  1. Witaj. Cieszę się, że przeprowadzka udała się. Przewidujesz jakieś kolory, symbole na stronce, coś, co nawiązywało by do opowiadania? Jeżeli nie to nic nie szkodzi. Czerń jest elegancka. Mam nadzieję, że będę mogła "czytać Cię" częściej po przenosinach. Podoba mi się ta niechciana miłość między bohaterami. Pozdrawiam.
    ELL

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że przeniosłaś opowiadanie i jest kolejny rozdział. Podobał mi się, Damesse jest twardy a zarazem maleństwo go rozczula. Zapewne tak na prawdę by nie chciał, żeby mały się zmieniał.W końcu fajnie jest ocierać jego łzy a co by się stało jakby zrobił się zimny i bez uczuć, więc tak jest dobrze jak jest. Czyżby demonek się zmieniał na miększego? ciekawe ciekawe, życzę dużo weny i wytrwałości

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wydaje mi się żeby Damasse jakoś bardzo się zmienił, jak dla mnie jest równie zaborczy, dumny i nieznośny co zawsze. Zrozumiał jednak, jak cenny jest dla niego Arkade. Jeszce nie za bardzo umie z nim postępować, ale przynajmniej się stara. Coś zaskoczyło w tym stwardniałym sercu.
    Droga autorko nie zapominaj o nas i częściej dodawaj rozdziały.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.