Pierwsza kula ognista rozgromiła parę z kilku setek
ożywieńców. Pierwszy cios miecza przeciął trzy ciała na pół. Pierwsza łza
spadła, gdy tylko oczy ujrzały, jak mylił się ich właściciel.
Walka trwała, a wojownicy systematycznie tracili siły.
Ożywieńcy wyrastali jak z podziemi, a ci zabici po raz któryś wstawali na nogi.
Było ich coraz więcej.
-Diego, osłaniaj mnie!- Krzyknął demon, kucając na
szklanych płytach.
Malborio szybko stanął nieopodal przyjaciela,
uniemożliwiając ożywieńcom dostęp.
Demasse szeptał jakąś formułę.
-Pospiesz się!- Krzyknął Diego, czując, że długo już
nie wytrzyma.
Demasse przyłożył dłoń do lustrzanej powierzchni. Jego
ciało zaczęły przechodzić niemożliwe ilości magicznej energii. Czarne fale
rozeszły się poza horyzont, a wszystko, co martwe na ich drodze, zmieniało się
w pył. Demon opadł na ziemię, nie mogąc już utrzymać się na nogach. Zaczął
ciężko oddychać. Zużył tak niesamowicie dużo mocy, że ciało zaczęło odmawiać mu
posłuszeństwa.
-Diego.- Rzekł Demasse.- Oni powstaną za parę chwil.-
Ostrzegł.
Nie mógł wykonać pełnego zaklęcia, zapłaciłby za to
życiem w przypadku tak wielu przeciwników. Malborio rozejrzał się dookoła.
Wrota były tylko jedne, na wprost.
Makador wziął głęboki oddech i wstał na chwiejnych
nogach. Jego energia bardzo szybko się regenerowała. Arkade podszedł do niego
szybko. Zdołał odzyskać siły. Demon kazał mu zostać przy wrotach, gdy walka się
zaczęła.
-Makadorze, musimy ruszać.- Rzekł Malborio i
przewiesił sobie rękę bruneta przez ramię.- Zaraz odżyją.
Ruszyli w kierunku portalu. Ta krótka podróż
przepełniona była niepewnością i zwątpieniem, mimo to, również determinacja i
ciekawość spowijały umysły wybrańców. Jeden płytki oddech i uderzenie serca
towarzyszyły im, gdy wrota zostały pokonane.
Dżiny. To, co ujrzeli przypominało jedną z sal balowanych
na Almagedorze, jedyną różnicą było to, że ta powstała z lodu. Całe mnóstwo
dżinów krążyło dookoła. Arkade podziwiał te magiczne ciała centymetr po
centymetrze. Były takie cudowne, doskonałe, potężne. Błękit ich niematerialnej
postaci był wręcz porażający, a ich oczy pełne wiedzy. Wszystkie te ślepia
zwróciły się na wybrańców.
-Dlaczego zakłócacie spokój naszego potężnego rodu?-
Zadźwięczał głęboki, wręcz hipnotyzujący głos.- Czyżbyście posiadali życzenie?
-Zgadza się.- Odrzekł demon, spoglądając odważnie w
przenikliwe oczy stworzenia. Potrafił już ustać bez pomocy, dlatego też
odepchnął rękę Diego.
-Jesteście godni, aby spojrzeć w oblicze Mojego Pana.-
Dżin przeskanował ich wzrokiem.- Podążajcie za mną.- Rozkazał.
Przemierzali lodowe korytarze ze świadomością, że
udało im się pokonać przeszkody, na jakich wielu poległo. Mimo to, nie był to
koniec ich zadania. Najważniejsze stało wciąż przed wybrańcami. Ich cel, dla
którego przekroczyli granice własnych możliwości, dla którego wiele poświęcili,
stał przed nimi otworem. Ujrzeli bogato zdobiony portal. Widniały na nim różne,
zapierające dech w piersiach elementy, drobne detale, jak i rzeźby dżinów,
wyłaniających się ze ścian. Za wrotami znajdowała się sala tronowa.
-Mymi Potężnymi Oczami spoglądałem na was.- Rzekł
Dżin, spoczywający na tronie. Płynnym ruchem zbliżył się do mężczyzn.- Żądacie
odpowiedzi.
Demasse zmarszczył brwi. Wydawało mu się, że już to
kiedyś słyszał…
-Tak, Wasza Wysokość.- Odparł Diego.
-Wasz towarzysz poległ we Wrotach Śmierci.- Mówił
Władca.- Pandora pożera tych, których umysł nie jest otwarty.
Demasse zmarszczył brwi. Mails odważył się samotnie
zmierzyć z zagadką? Spuścił wzrok. Planował to inaczej, pragnął zabić go
osobiście. Teraz już nie miał okazji… Te słowa dały mu do myślenia. Chyba
zaczynał pojmować, na czym tak naprawdę polegała Zagadka Pandory. Składała się
na trzy etapy myślenia. Pierwszym, co trzeba było zrobić, to skojarzyć symbole
z ową Pandorą. Po wyciągnięciu jedynie tego wniosku, wchodziło się w prawy
portal i ginęło. Kolejny etap był testem spostrzegawczości i czujności, kiedy
to należało zauważyć, że na autentycznej puszcze symbole były ułożone inaczej.
Spostrzegając ten fakt, każdy wstąpiłby w środkowy portal i skazany był na
walkę. Trzecia część pozostała dla Demasse zagadką, mimo to, był pewien, że
kiedyś tą zagadkę rozwikła.
-Jesteście godni Mej Ogromnej Mocy, spełnię wasze
jedno życzenie.- Rzekł Dżin, mierząc przybyszów łaskawym wzrokiem.
-Niech moc sprawi, aby zlodowacenie ustało.- Zażyczył
sobie Diego.
-Ma moc nie jest na tyle potężna, by spełnić twe
życzenie!- Krzyknął Dżin.
Diego zmarszczył brwi. Jak to? Arcymistrz nie był
zdolny, aby rozgrzać jądro Nardeonu? Czego miał sobie życzyć teraz? Może była
możliwość…
-Czy, w takim razie, jest możliwość, aby uratować
Nardeon?- Zapytał Malborio.
-Istnieje możliwość.- Odparł Mistrz.- Czy twoim
życzeniem jest ją poznać?
-Tak.- Zgodził się szatyn. Żyło się tylko raz…
-Aby przezwyciężyć tak potężną moc, jaką włada Klares,
należy użyć mocy silniejszej!
Demasse spojrzał groźnie na Władcę. Tego był w stanie
domyślić się samotnie. Pytania należało składać bardzo ostrożnie.
-W jaki sposób i gdzie można pozyskać potężniejszą
moc?- Zapytał demon.
-Czy twoim życzeniem, jest poznać odpowiedz na to
pytanie?
-Tak.- Zapewnił Makador.
-Sposobem jest jedność, a miejscem serce!- Krzyknął
Dżin.
-Sprecyzowanie, proszę.- Sarknął demon, spodziewając
się bardziej dokładnych informacji. Czyżby cała ta misja ukazała się jedną,
wielką pomyłką? Czy po wszystkich trudach, jakie musieli znosić wybrańcy, nie
zasługiwali na zbawienie?
-Ten, kto jest chciwy i zachłanny nie dostanie
odpowiedzi!- Rozzłościł się Mistrz.
Demon pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Spojrzał na
Nataniela. Nie mógł mu pozwolić na życzenie. Mógłby uciec, zrobić coś nie tak,
chcieć go zabić…
-Panie…- Szepnął chłopiec.- Proszę.
-Nie, Natanielu.- Zabronił mężczyzna.- Nie ufam ci.
Zmarszczył brwi. Czy powinien był przekładać własne
dobro, nad dobro jego narodu? Może nadszedł czas, by odkupić swoje winy
-Panie.- Arkade spojrzał w oczy demona.- Nie oszukam
cię. Chcę uratować Nardeon.
-Dlaczego miałbym ci wierzyć?
-Bo chcę żyć.- Wyjaśnił Nataniel, odwracając wzrok.
Demon pokiwał głową i zamknął oczy. Arkade, widząc to,
zwrócił się do Dżina.
-Potrzebuję mapy, na której zaznaczono położenie źródła
mocy.
Dżin pstryknął palcami, a w jego ręce ukazał się
pergamin.
-Oto mapa, która wskaże ci drogę.
Arkade rozwinął pergamin. Był pusty. Na samym jego
środku namalowano czarny krzyżyk.
-Jest pusta…- Szepnął niepewnie chłopiec.
-Tylko prawdziwa moc, pochodząca z jedności, złożona
na tym materiale, będzie w stanie zapełnić tę pustkę.- Rzekł Mistrz.- Spełniłem
wasze życzenia, odejdźcie teraz w swoją stronę.- Rozkazał i płynnym ruchem
wrócił w pobliże tronu.
Światło zgasło, tak, jak i nadzieja…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz