piątek, 21 marca 2014

Rozdział 50 - "Ten Drugi"


Arkade konsekwentnie dążył do nawiązania przyjaźni z Samenhofelesem ze wschodu, jego ptakiem, jednakże w najmniejszym stopniu mu to nie wychodziło. Nadał mu, a raczej jej, bo okazała się być samicą, wdzięczne imię „Sofia” i miał nadzieję, że w przyszłości stanie się jego wierną towarzyszką. Powoli tracił wiarę w to, że kiedykolwiek tak się stanie. Ptaszysko było krnąbrne, nieuprzejme i niezbyt taktowne w obejściu z młodą morganą. Nataniel po raz kolejny opuścił pomieszczenie, gdzie trzymany był ptak, ze spuszczoną głową. Prawie stracił palec. Jego pan ostatnimi czasy wydawał się być bardzo zajęty, bez przerwy coś czytał i wychodził. Tylko sam demon znał odpowiedź, dlaczego tak było. Uczył się. Zdołał przewertować już całą encyklopedię armagedońską, poznał trochę obyczajów, obcował z ich sztuką, a także magią. Wiedział jednak, że bez pomocy niewolnika nie stanie się autentycznych kapłanem Armagedonu, chociażby ze względu na to, że w samej encyklopedii nie było napisane nic o drobiazgach, takich jak witanie, żegnanie, dyganie przed władcą, czy etykieta. Z drugiej strony naprawdę nie chciał, by uczył go Arkade, był jego niewolnikiem. Z magią radził sobie całkiem nieźle, chociaż dalej nie potrafił otoczyć się aurą natury, z oczywistego względu , bo nic wspólnego z naturą do tej pory nie miał. Ponoś każda istota miała w sobie niewielki pierwiastek każdej z istniejących mocy, jednakże demon wcale tego ułamka w sobie nie wyczuwał, wyglądało na to, że był naprawdę mikroskopijny.

-Cholera.- Warknął do siebie, gdy po raz kolejny jego bibliotekę zaczęły porastać zielone pędy roślin. W gniewie zacisnął rękę w pięść, a kwiaty zaczęły płonąć. Już po chwili został z nich tylko martwy pył.

Demon prychnął, opierając się o ścianę. Wtedy drzwi do pomieszczenia uchyliły się, a zza nich wyjrzało dwoje niebieskich oczu.

-Przeszkadzam, panie?- Zapytał Nataniel, spoglądając na właściciela z zaciekawieniem. Rozejrzał się po bibliotece, przypominała pobojowisko.

-A jak sądzisz?- Zasyczał wściekle Demasse, zaciskając zęby.

Arkade kiwnął głową, przepraszając. Już miał wyjść, kiedy usłyszał demona.

-Siadaj.- Rozkazał właściciel.

Jasnowłosy natychmiast wykonał polecenie, tego, jak niebezpieczny potrafił być demon, nigdy nie zapomniał. Makador westchnął ciężko i przeczesał czarne włosy palcami. Chwilę spoglądał niezadowolony na niewolnika, aż w końcu zadał pytanie.

-Natanielu… Czy próbowałeś kiedyś otoczyć się aurą inną, niż twoja naturalna?

Chłopiec spojrzał zdziwiony na właściciela.

-Nie, nigdy…

-Czy jest coś szczególnego, co musisz zrobić, by wydobyć z siebie energię? Jest coś, co może ci ułatwić sprawę?

Arkade przekrzywił głowę w bok, w geście niezrozumienia. Absolutnie nie wiedział, o co chodziło właścicielowi. Podejrzewał go może o coś?

-Panie, o co chodzi?- Mruknął w końcu.

-To ja tutaj zadaję pytania, mój drogi.- Rzekł demon.- Więc?

Arkade spuścił głowę i pomyślał przez chwilę.

-Jest łatwiej, kiedy jest się bliżej natury, słońca… Kiedy jest się szczęśliwym.- Szeptał cicho chłopiec.- Nie wiem, to nic trudnego…

Demon prychnął w myślach. Może to i jest łatwe, ale dla druida.

-Trzeba połączyć się z naturą, być z nią jednym ciałem.

-Jednym ciałem…- Mruknął demon, chwilę potem uśmiechnął się diabelsko.- Jednym ciałem, mówisz?- Zachichotał perfidnie, zbliżając się do niewolnika.

Arkade otworzył szeroko oczy i zarumienił się, gdy demon pociągnął go w górę. Chwilę potem właściciel pocałował go mocno w rozchylone wargi. Demasse czuł w nim tą moc. Złapał go za pośladki i wziął na ręce. Przygryzł delikatnie ucho.

-Sam się prosiłeś, aniołku.- Szepnął i położył go na okrągłych, dębowym stole.

Po chwili ubrania młodzieńca opadły na podłogę, a ciszę wypełnił jęk rozkoszy.

 

-Gabrysiu, daj spokój.- Jęknął Cyjan.- Porozmawiaj ze mną.- Uderzył w drzwi sypialni jego niewolnika.

Reavmor, obrażony na cały świat, zamknął się tam kilka godzin temu i nie miał najmniejszego zamiaru wychodzić, dopóki przed drzwiami stał wampir. Nienawidził go! Jak mógł mu to zrobić? Kupił sobie nową zabawkę, nawet nie zważając na jego uczucia.

-To ty daj mi spokój!- Krzyknął chłopak, leżąc na łóżku.- Idź do swojej nowej dziwki, skoro ja ci już nie wystarczam!

Venom westchnął cierpiętniczo i wywrócił oczami.

-Albo otworzysz te drzwi, albo sam to zrobię.- Ostrzegł. Poczekał na odpowiedź harpii, jednak nie dostał jej. Wyszeptał kilka słów, a klamka przekręciła się. Wszedł do pokoju i spojrzał podenerwowany na niewolnika.

-I tak nie będę z tobą rozmawiał.- Rzekł Gabriel, lekceważąc wampira. Odwrócił się na drugi bok, żeby na niego nie patrzeć.

Wampir westchnął głęboko i uspokoił się na tyle, na ile był w stanie.

-Gabrysiu.- Zaczął Cyjan, już spokojnym tonem.- Powiedz mi, o co chodzi. Nie rozumiem.

-Daj mi spokój!

-Nie, dopóki mi nie powiesz.

- Nie dam z siebie zrobić szmaty, rozumiesz?!- Młodzik zerwał się z łóżka i stanął naprzeciwko właściciela. Spojrzał mu hardo w oczy.- Jeżeli chcesz mieć innego, proszę, ale do mnie się nie zbliżaj!- Krzyknął i odwrócił się, jednak zaraz poczuł silny uścisk na ramieniu.

-Takie wyjaśnienie mi nie wystarczy. Czego się boisz?

-Nic nie rozumiesz.- Szepnął Gabriel, łamiącym się głosem.- Ty masz wszystko.- Mówił, a z jego oczu powoli zaczęły lecieć łzy.- Masz przy sobie ludzi, którzy cię kochają, masz pieniądze, masz życie.- Przyznał, ocierając mokre policzki. Tak bardzo nie chciał, by wampir widział jego łzy.- A ja mam tylko ciebie. I jestem dla ciebie nikim, zwykłą zabawką.- Zapłakał.

Cyjan spojrzał na niego troskliwie i przygarnął do siebie. Pogłaskał delikatnie plecy chłopca.

-Nigdy tak nie mów.- Szepnął mu do ucha i pocałował czoło.- Nigdy nie byłeś dla mnie zabawką.- Dodał i uniósł podbródek chłopaka. Pocałował go delikatnie w usta.

-Dlaczego w ogóle go kupiłeś? Nie wystarczam ci nawet w łóżku?

-Gabrysiu… Przecież ja to zrobiłem dla ciebie. Uwierz mi, że nie ma na świecie istoty, której pożądałbym bardziej. Jesteś uosobieniem moich pragnień.

-Więc dlaczego?

-Nigdy bym cię nie skrzywdził w ten sposób, nie zrobiłbym ci tego na siłę. Rozumiem, że czasem nie chcesz i szanuję to. Ale ja tego potrzebuję, jestem wampirem. Twoja krew i twoje ciało są dla mnie przywilejem, jednak przywilejem, którego nie mogę doświadczyć w wystarczającym wymiarze. Nie chcę cię skrzywdzić.

-Ale…

-Nie jesteś moją zabawką, rozumiesz? – Zapytał wampir i widząc, że chłopak kiwa głową, przygarnął go do siebie i przytulił mocno.

 

Minął tydzień zapełniony męką, wysiłkiem, potem i krwią. Demasse był z siebie dumny. Udało mu się ukryć swojego demona, otaczając  się aurą natury. Swoją drogą, Nataniel poddał mu doskonały pomysł. Dzięki chłopakowi, a raczej jego cudownemu ciału, mógł zobaczyć, jak skonstruowana jest ta magia, w jaki sposób się ją odczuwa. Co prawda, zdołał utrzymać ten stan przez krótką chwilę, ale miał jeszcze czas na ćwiczenia. Jeszcze całe trzy tygodnie przygotowań i nauki nowych umiejętności, które miały mu się już nigdy nie przydać. Wyrzuty sumienia powoli odstępowały od codziennego życia mężczyzny, czasem go jednak nawiedzały, szczególnie, gdy widział swojego niewolnika. Teraz starał się wyszukać jakieś konkretne informacje na temat etykiety Armagedonu, ale nic nie znalazł. Westchnął ciężko i ruszył do pokoju swojej zabawki. Otworzył ciężkie drzwi i spojrzał na smacznie śpiącego Arkade. Był środek nocy.

-Natanielu.- Rzekł demon, szturchając go lekko.- Wstawaj.- Rozkazał po chwili, gdy ujrzał, jak niebieskie ślepia nieznacznie się otwierają.

Dalej miał dylemat. Nie chciał, by Arkade go uczył, ale co raz częściej dochodził do wniosku, że nie ma innego wyjścia. Nataniel mruknął nieprzytomnie i spojrzał na właściciela.

-Wstawaj.- Powtórzył demon, lekko zniecierpliwiony.

Chłopiec oparł się na łokciach i pisnął, gdy właściciel pociągnął go do góry.

 

-Musimy porozmawiać.- Zaczął demon, patrząc beznamiętnie na twarz kochanka.

-Na pewno nie zrobiłem nic źle?- Zapytał niepewnie chłopiec, widząc wyraz twarzy demona.

-Nie.- Uciął demon.- Zaczynając od początku. Została powierzona mi ważna misja, mająca na celu porwanie i zmuszenie do uległości jednego z arcykapłanów Armagedonu.

Arkade zmarszczył brwi i zesztywniał lekko.

-Nie zrozum mnie źle, to konieczność.- Sprostował demon.

Nie zamierzał opowiadać chłopcu o niebezpieczeństwie, w jakim znalazł się Nardeon. Arkade był zbyt wrażliwy i stanowczo nie powinien wiedzieć o takich rzeczach. Demon prychnął. Mieszczaństwo i plebs również nie miały pojęcia o zagrożeniu, a także uboga szlachta. Wtajemniczone zostały jedynie najważniejsze warstwy szlacheckie, takie jak szlachta zamożna i magnateria. Oni natomiast czuli się tak potężni, że nie wierzyli we własna zagładę, dlatego łatwo było zaprowadzić wśród nich spokój.

-Aby dostać się do kapłaństwa, nie mogę być demonem, a jednym z nich. I tutaj zaczyna się twoja rola.

Nataniel zerknął pytająco na demona.

-Masz mi powiedzieć absolutnie wszystko o waszym społeczeństwie.- Rzekł Demasse

-Nic nie rozumiem.- Jęknął chłopiec.

-Nie musisz rozumieć, już ci powiedziałem, jakie jest twoje zadanie.

-Ale ja nie rozumiem, o co chodzi…- Pisnął. Nie miał pojęcia, co się działo.

Demon westchnął. Zaczął opowiadać mu o sytuacji, oczywiście pomijając najważniejsze fakty, dotyczące zagrożenia, jego ojca, jak i wszystkie informacje, o których nie powinien wiedzieć, a było ich sporo. Skończył i zerknął wyczekująco na Nataniela.

-Ja nie mogę…- Szepnął w końcu cicho chłopiec, zaskoczony i kompletnie zdezorientowany.- To mój dom.

Demon warknął.

-Teraz tutaj jest twój dom.- Kontynuował.- Czy bronili cię, gdy miałeś zostać skazany na śmierć? Próbowali się z tobą kontaktować? Płakali po tobie? Nie, skarbie. Oddali cię w nasze ręce w zamian za ugodę.

Arkade spuścił wzrok, a z jego oczu popłynęły łzy.

-Przestań.- Zapłakał.

-Nic dla nich nie znaczysz.- Syknął Demasse.

Dobrze wiedział, że był dla niego okrutny i że nie powinien mówić mu takich rzeczy, ale chciał, żeby to była jego samodzielna decyzja, nie chciał go zmuszać. Jednocześnie nie okłamał go, nie musiał. Równie dobrze mógł przewertować jego myśli w całości, wyrządzając mu w ten sposób ogromną krzywdę.- Natanielu.- Rzekł.- Jestem twoim panem i masz być mi posłuszny.

 

-Przed posiłkiem błogosławimy jedzenie, całując pusty talerz.- Szepnął chłopiec, siedząc w głównej jadalni Demasse. Na stole leżało mnóstwo pięknie pachnących potraw, piękna zastawa i różne wina.

Demon zaśmiał się gorzko.

-Żartujesz?- Zapytał. To było wręcz śmieszne.

Arkade pokręcił przecząco głową. Trochę go raniło to, że demon tak po prostu kpił sobie z jego tradycji, ale nie mógł nic zrobić.

-Do obiadu pijemy tylko wodę.- Kiwnął w stronę butelek z drogocennymi winami.- Jeżeli jest na stole mięso koszerne, to od niego zawsze zaczynamy, nie pijemy w trakcie jedzenia posiłku, dopiero, gdy talerz jest pusty.

Demon naprawdę starał się nie śmiać, ale te wszystkie drobiazgi wydawały mu się wręcz komiczne.

-Wino jest napojem świętym i pije się je tylko w czasie ważnych uroczystości.

Salwa śmiechu wypełniła ciszę w jadalni. Demon miał wrażenie, że nie wytrzyma już zbyt długo. Gdy tylko radość mu przeszła zerknął na obrażonego młodzika. Pokręcił głową z uśmiechem. Wstał od stołu i ukucnął przy niewolniku.

-Złość piękności szkodzi.- Szepnął mu do ucha i pocałował w lekko rozchylone wargi.

-Nie wstajemy od stołu w czasie posiłku.- Szepnął dalej smutny chłopiec.

-No już.- Rzekł demon.- Nie kpię sobie, możesz mówić dalej.- Wrócił na miejsce i spojrzał wyczekująco na Arkade.

-Nie palimy tytoniu przy stole, ani w obecności kobiet.- Opowiadał Nataniel.- W czasie posiłku nie można patrzeć w oczy ojcowi rodu. To brak szacunku. Goście zawsze zaczynają jeść pierwsi i jako ostatni kończą.

Nataniel nie musiał długo czekać, by zabrzmiała kolejna salwa śmiechu.

 

-Jeżeli tak bardzo tego chcesz, mogę go sprzedać.- Szepnął Cyjan, leżąc na łóżku i tuląc do siebie drobne ciało niewolnika.- Nie jest mi potrzebny.

-Wcale nie chcesz tego robić…

Minął już tydzień, a mimo zapewnień Cyjana, Gabriel i tak czuł się odrzucony. Sam widok nowego domownika przyprawiał go o mdłości, a z każdym jego kolejnym oddechem przybierały one na sile. Miał ogromną ochotę po prostu go udusić.

-Wolę mieć ciebie, szczęśliwego, niż was dwóch płaczących.- Rzekł wampir, spoglądając w oczy chłopaka.

-Ja nie płaczę.- Burknął Reavmor, mierząc właściciela oburzonym spojrzeniem.

-Skądże.- Zaśmiał się cicho Cyjan, mierzwiąc loki niewolnika.- Nikomu nie powiem.- Cmoknął go w policzek.

-Niech zostanie.- Westchnął Gabriel, kładąc się na torsie właściciela.

Nie chciał tego mówić, ale wolał, żeby Cyjan sam zdecydował, bez jego udziału.

-To już nie zazdrosny?- Zakpił Venom.

Młodzieniec prychnął.

-Nie byłem zazdrosny.- Powiedział.- Ale jeśli nie będziesz zwracał na mnie uwagi, to przypomnę, kto jest tutaj ważniejszy.

Venom zaśmiał się głośno i poklepał chłopca po policzku.

-Gabrysiu, uwielbiam cię.

 

Od Autora:

Tak, wiem, krótko. Ale gdybym chciała pisać dłużej, to nic bym w końcu nie dodała. Nie martwcie się, sprężam się na miarę moich możliwości i chęci. Pamiętajcie, że gdybym miała cokolwiek zawiesić, poinformowałabym was o tym. Miłych świąt, bo nie sądzę, żebym dodała coś przed nimi. Miłego dnia.

3 komentarze:

  1. Smutno z powodu Gabrysia, gdyż musi dzielić się swoim wampirem i pomimo zapewnień pana, to jednak i tak będzie czuł zazdrość i smutek.
    Biedny Arkade ale szkoda mi też demona, w końcu cały los jego ludu spoczywa na jego barkach.
    Cudowny rozdział, warto było czekać na niego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    Biedny Arkade, ciekawe jak zareaguje jak się dowie, że to wszytko miało na celu porwanie jego ojca... Gabrysia mi też tak jakoś smutno, musi się dzielić Cyjanem, i mimo tych zapewnień będzie odczuwał w dalszym ciągu zazdrość i smutek... ale w końcu powiedział co go tak naprawdę boli....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że rozdział się pojawił! :) Szkoda mi naszych bohaterów, nawet nowego niewolnika wampira, chociaż prawie nic o nim nie wiem. Cóż... mam nadzieję, że cała akcja skończy się dla wszystkich dobrze.
    Weny i Tobie również wesołych świąt! :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.