Arkade
konsekwentnie dążył do nawiązania przyjaźni z Samenhofelesem ze wschodu, jego
ptakiem, jednakże w najmniejszym stopniu mu to nie wychodziło. Nadał mu, a
raczej jej, bo okazała się być samicą, wdzięczne imię „Sofia” i miał nadzieję,
że w przyszłości stanie się jego wierną towarzyszką. Powoli tracił wiarę w to,
że kiedykolwiek tak się stanie. Ptaszysko było krnąbrne, nieuprzejme i niezbyt
taktowne w obejściu z młodą morganą. Nataniel po raz kolejny opuścił
pomieszczenie, gdzie trzymany był ptak, ze spuszczoną głową. Prawie stracił
palec. Jego pan ostatnimi czasy wydawał się być bardzo zajęty, bez przerwy coś
czytał i wychodził. Tylko sam demon znał odpowiedź, dlaczego tak było. Uczył
się. Zdołał przewertować już całą encyklopedię armagedońską, poznał trochę
obyczajów, obcował z ich sztuką, a także magią. Wiedział jednak, że bez pomocy
niewolnika nie stanie się autentycznych kapłanem Armagedonu, chociażby ze
względu na to, że w samej encyklopedii nie było napisane nic o drobiazgach,
takich jak witanie, żegnanie, dyganie przed władcą, czy etykieta. Z drugiej
strony naprawdę nie chciał, by uczył go Arkade, był jego niewolnikiem. Z magią
radził sobie całkiem nieźle, chociaż dalej nie potrafił otoczyć się aurą natury,
z oczywistego względu , bo nic wspólnego z naturą do tej pory nie miał. Ponoś
każda istota miała w sobie niewielki pierwiastek każdej z istniejących mocy,
jednakże demon wcale tego ułamka w sobie nie wyczuwał, wyglądało na to, że był
naprawdę mikroskopijny.
-Cholera.-
Warknął do siebie, gdy po raz kolejny jego bibliotekę zaczęły porastać zielone
pędy roślin. W gniewie zacisnął rękę w pięść, a kwiaty zaczęły płonąć. Już po
chwili został z nich tylko martwy pył.
Demon
prychnął, opierając się o ścianę. Wtedy drzwi do pomieszczenia uchyliły się, a
zza nich wyjrzało dwoje niebieskich oczu.
-Przeszkadzam,
panie?- Zapytał Nataniel, spoglądając na właściciela z zaciekawieniem.
Rozejrzał się po bibliotece, przypominała pobojowisko.
-A jak
sądzisz?- Zasyczał wściekle Demasse, zaciskając zęby.
Arkade kiwnął
głową, przepraszając. Już miał wyjść, kiedy usłyszał demona.
-Siadaj.-
Rozkazał właściciel.
Jasnowłosy
natychmiast wykonał polecenie, tego, jak niebezpieczny potrafił być demon,
nigdy nie zapomniał. Makador westchnął ciężko i przeczesał czarne włosy palcami.
Chwilę spoglądał niezadowolony na niewolnika, aż w końcu zadał pytanie.
-Natanielu…
Czy próbowałeś kiedyś otoczyć się aurą inną, niż twoja naturalna?
Chłopiec
spojrzał zdziwiony na właściciela.
-Nie, nigdy…
-Czy jest coś
szczególnego, co musisz zrobić, by wydobyć z siebie energię? Jest coś, co może
ci ułatwić sprawę?
Arkade
przekrzywił głowę w bok, w geście niezrozumienia. Absolutnie nie wiedział, o co
chodziło właścicielowi. Podejrzewał go może o coś?
-Panie, o co
chodzi?- Mruknął w końcu.
-To ja tutaj
zadaję pytania, mój drogi.- Rzekł demon.- Więc?
Arkade
spuścił głowę i pomyślał przez chwilę.
-Jest
łatwiej, kiedy jest się bliżej natury, słońca… Kiedy jest się szczęśliwym.-
Szeptał cicho chłopiec.- Nie wiem, to nic trudnego…
Demon
prychnął w myślach. Może to i jest łatwe, ale dla druida.
-Trzeba
połączyć się z naturą, być z nią jednym ciałem.
-Jednym
ciałem…- Mruknął demon, chwilę potem uśmiechnął się diabelsko.- Jednym ciałem,
mówisz?- Zachichotał perfidnie, zbliżając się do niewolnika.
Arkade
otworzył szeroko oczy i zarumienił się, gdy demon pociągnął go w górę. Chwilę
potem właściciel pocałował go mocno w rozchylone wargi. Demasse czuł w nim tą
moc. Złapał go za pośladki i wziął na ręce. Przygryzł delikatnie ucho.
-Sam się
prosiłeś, aniołku.- Szepnął i położył go na okrągłych, dębowym stole.
Po chwili
ubrania młodzieńca opadły na podłogę, a ciszę wypełnił jęk rozkoszy.
-Gabrysiu,
daj spokój.- Jęknął Cyjan.- Porozmawiaj ze mną.- Uderzył w drzwi sypialni jego
niewolnika.
Reavmor,
obrażony na cały świat, zamknął się tam kilka godzin temu i nie miał
najmniejszego zamiaru wychodzić, dopóki przed drzwiami stał wampir. Nienawidził
go! Jak mógł mu to zrobić? Kupił sobie nową zabawkę, nawet nie zważając na jego
uczucia.
-To ty daj mi
spokój!- Krzyknął chłopak, leżąc na łóżku.- Idź do swojej nowej dziwki, skoro
ja ci już nie wystarczam!
Venom
westchnął cierpiętniczo i wywrócił oczami.
-Albo
otworzysz te drzwi, albo sam to zrobię.- Ostrzegł. Poczekał na odpowiedź
harpii, jednak nie dostał jej. Wyszeptał kilka słów, a klamka przekręciła się.
Wszedł do pokoju i spojrzał podenerwowany na niewolnika.
-I tak nie
będę z tobą rozmawiał.- Rzekł Gabriel, lekceważąc wampira. Odwrócił się na
drugi bok, żeby na niego nie patrzeć.
Wampir
westchnął głęboko i uspokoił się na tyle, na ile był w stanie.
-Gabrysiu.-
Zaczął Cyjan, już spokojnym tonem.- Powiedz mi, o co chodzi. Nie rozumiem.
-Daj mi
spokój!
-Nie, dopóki
mi nie powiesz.
- Nie dam z
siebie zrobić szmaty, rozumiesz?!- Młodzik zerwał się z łóżka i stanął
naprzeciwko właściciela. Spojrzał mu hardo w oczy.- Jeżeli chcesz mieć innego,
proszę, ale do mnie się nie zbliżaj!- Krzyknął i odwrócił się, jednak zaraz
poczuł silny uścisk na ramieniu.
-Takie
wyjaśnienie mi nie wystarczy. Czego się boisz?
-Nic nie
rozumiesz.- Szepnął Gabriel, łamiącym się głosem.- Ty masz wszystko.- Mówił, a
z jego oczu powoli zaczęły lecieć łzy.- Masz przy sobie ludzi, którzy cię
kochają, masz pieniądze, masz życie.- Przyznał, ocierając mokre policzki. Tak
bardzo nie chciał, by wampir widział jego łzy.- A ja mam tylko ciebie. I jestem
dla ciebie nikim, zwykłą zabawką.- Zapłakał.
Cyjan
spojrzał na niego troskliwie i przygarnął do siebie. Pogłaskał delikatnie plecy
chłopca.
-Nigdy tak
nie mów.- Szepnął mu do ucha i pocałował czoło.- Nigdy nie byłeś dla mnie
zabawką.- Dodał i uniósł podbródek chłopaka. Pocałował go delikatnie w usta.
-Dlaczego w
ogóle go kupiłeś? Nie wystarczam ci nawet w łóżku?
-Gabrysiu…
Przecież ja to zrobiłem dla ciebie. Uwierz mi, że nie ma na świecie istoty,
której pożądałbym bardziej. Jesteś uosobieniem moich pragnień.
-Więc
dlaczego?
-Nigdy bym
cię nie skrzywdził w ten sposób, nie zrobiłbym ci tego na siłę. Rozumiem, że
czasem nie chcesz i szanuję to. Ale ja tego potrzebuję, jestem wampirem. Twoja
krew i twoje ciało są dla mnie przywilejem, jednak przywilejem, którego nie
mogę doświadczyć w wystarczającym wymiarze. Nie chcę cię skrzywdzić.
-Ale…
-Nie jesteś
moją zabawką, rozumiesz? – Zapytał wampir i widząc, że chłopak kiwa głową,
przygarnął go do siebie i przytulił mocno.
Minął tydzień
zapełniony męką, wysiłkiem, potem i krwią. Demasse był z siebie dumny. Udało mu
się ukryć swojego demona, otaczając się
aurą natury. Swoją drogą, Nataniel poddał mu doskonały pomysł. Dzięki
chłopakowi, a raczej jego cudownemu ciału, mógł zobaczyć, jak skonstruowana
jest ta magia, w jaki sposób się ją odczuwa. Co prawda, zdołał utrzymać ten
stan przez krótką chwilę, ale miał jeszcze czas na ćwiczenia. Jeszcze całe trzy
tygodnie przygotowań i nauki nowych umiejętności, które miały mu się już nigdy
nie przydać. Wyrzuty sumienia powoli odstępowały od codziennego życia
mężczyzny, czasem go jednak nawiedzały, szczególnie, gdy widział swojego
niewolnika. Teraz starał się wyszukać jakieś konkretne informacje na temat
etykiety Armagedonu, ale nic nie znalazł. Westchnął ciężko i ruszył do pokoju
swojej zabawki. Otworzył ciężkie drzwi i spojrzał na smacznie śpiącego Arkade.
Był środek nocy.
-Natanielu.-
Rzekł demon, szturchając go lekko.- Wstawaj.- Rozkazał po chwili, gdy ujrzał,
jak niebieskie ślepia nieznacznie się otwierają.
Dalej miał
dylemat. Nie chciał, by Arkade go uczył, ale co raz częściej dochodził do
wniosku, że nie ma innego wyjścia. Nataniel mruknął nieprzytomnie i spojrzał na
właściciela.
-Wstawaj.-
Powtórzył demon, lekko zniecierpliwiony.
Chłopiec
oparł się na łokciach i pisnął, gdy właściciel pociągnął go do góry.
-Musimy
porozmawiać.- Zaczął demon, patrząc beznamiętnie na twarz kochanka.
-Na pewno nie
zrobiłem nic źle?- Zapytał niepewnie chłopiec, widząc wyraz twarzy demona.
-Nie.- Uciął
demon.- Zaczynając od początku. Została powierzona mi ważna misja, mająca na
celu porwanie i zmuszenie do uległości jednego z arcykapłanów Armagedonu.
Arkade
zmarszczył brwi i zesztywniał lekko.
-Nie zrozum
mnie źle, to konieczność.- Sprostował demon.
Nie zamierzał
opowiadać chłopcu o niebezpieczeństwie, w jakim znalazł się Nardeon. Arkade był
zbyt wrażliwy i stanowczo nie powinien wiedzieć o takich rzeczach. Demon
prychnął. Mieszczaństwo i plebs również nie miały pojęcia o zagrożeniu, a także
uboga szlachta. Wtajemniczone zostały jedynie najważniejsze warstwy
szlacheckie, takie jak szlachta zamożna i magnateria. Oni natomiast czuli się
tak potężni, że nie wierzyli we własna zagładę, dlatego łatwo było zaprowadzić
wśród nich spokój.
-Aby dostać
się do kapłaństwa, nie mogę być demonem, a jednym z nich. I tutaj zaczyna się
twoja rola.
Nataniel
zerknął pytająco na demona.
-Masz mi
powiedzieć absolutnie wszystko o waszym społeczeństwie.- Rzekł Demasse
-Nic nie
rozumiem.- Jęknął chłopiec.
-Nie musisz
rozumieć, już ci powiedziałem, jakie jest twoje zadanie.
-Ale ja nie
rozumiem, o co chodzi…- Pisnął. Nie miał pojęcia, co się działo.
Demon
westchnął. Zaczął opowiadać mu o sytuacji, oczywiście pomijając najważniejsze
fakty, dotyczące zagrożenia, jego ojca, jak i wszystkie informacje, o których
nie powinien wiedzieć, a było ich sporo. Skończył i zerknął wyczekująco na
Nataniela.
-Ja nie
mogę…- Szepnął w końcu cicho chłopiec, zaskoczony i kompletnie zdezorientowany.-
To mój dom.
Demon
warknął.
-Teraz tutaj
jest twój dom.- Kontynuował.- Czy bronili cię, gdy miałeś zostać skazany na
śmierć? Próbowali się z tobą kontaktować? Płakali po tobie? Nie, skarbie.
Oddali cię w nasze ręce w zamian za ugodę.
Arkade
spuścił wzrok, a z jego oczu popłynęły łzy.
-Przestań.-
Zapłakał.
-Nic dla nich
nie znaczysz.- Syknął Demasse.
Dobrze
wiedział, że był dla niego okrutny i że nie powinien mówić mu takich rzeczy,
ale chciał, żeby to była jego samodzielna decyzja, nie chciał go zmuszać.
Jednocześnie nie okłamał go, nie musiał. Równie dobrze mógł przewertować jego
myśli w całości, wyrządzając mu w ten sposób ogromną krzywdę.- Natanielu.-
Rzekł.- Jestem twoim panem i masz być mi posłuszny.
-Przed
posiłkiem błogosławimy jedzenie, całując pusty talerz.- Szepnął chłopiec,
siedząc w głównej jadalni Demasse. Na stole leżało mnóstwo pięknie pachnących
potraw, piękna zastawa i różne wina.
Demon zaśmiał
się gorzko.
-Żartujesz?-
Zapytał. To było wręcz śmieszne.
Arkade
pokręcił przecząco głową. Trochę go raniło to, że demon tak po prostu kpił
sobie z jego tradycji, ale nie mógł nic zrobić.
-Do obiadu
pijemy tylko wodę.- Kiwnął w stronę butelek z drogocennymi winami.- Jeżeli jest
na stole mięso koszerne, to od niego zawsze zaczynamy, nie pijemy w trakcie
jedzenia posiłku, dopiero, gdy talerz jest pusty.
Demon
naprawdę starał się nie śmiać, ale te wszystkie drobiazgi wydawały mu się wręcz
komiczne.
-Wino jest
napojem świętym i pije się je tylko w czasie ważnych uroczystości.
Salwa śmiechu
wypełniła ciszę w jadalni. Demon miał wrażenie, że nie wytrzyma już zbyt długo.
Gdy tylko radość mu przeszła zerknął na obrażonego młodzika. Pokręcił głową z
uśmiechem. Wstał od stołu i ukucnął przy niewolniku.
-Złość
piękności szkodzi.- Szepnął mu do ucha i pocałował w lekko rozchylone wargi.
-Nie wstajemy
od stołu w czasie posiłku.- Szepnął dalej smutny chłopiec.
-No już.-
Rzekł demon.- Nie kpię sobie, możesz mówić dalej.- Wrócił na miejsce i spojrzał
wyczekująco na Arkade.
-Nie palimy
tytoniu przy stole, ani w obecności kobiet.- Opowiadał Nataniel.- W czasie
posiłku nie można patrzeć w oczy ojcowi rodu. To brak szacunku. Goście zawsze
zaczynają jeść pierwsi i jako ostatni kończą.
Nataniel nie
musiał długo czekać, by zabrzmiała kolejna salwa śmiechu.
-Jeżeli tak
bardzo tego chcesz, mogę go sprzedać.- Szepnął Cyjan, leżąc na łóżku i tuląc do
siebie drobne ciało niewolnika.- Nie jest mi potrzebny.
-Wcale nie
chcesz tego robić…
Minął już
tydzień, a mimo zapewnień Cyjana, Gabriel i tak czuł się odrzucony. Sam widok
nowego domownika przyprawiał go o mdłości, a z każdym jego kolejnym oddechem
przybierały one na sile. Miał ogromną ochotę po prostu go udusić.
-Wolę mieć
ciebie, szczęśliwego, niż was dwóch płaczących.- Rzekł wampir, spoglądając w
oczy chłopaka.
-Ja nie
płaczę.- Burknął Reavmor, mierząc właściciela oburzonym spojrzeniem.
-Skądże.-
Zaśmiał się cicho Cyjan, mierzwiąc loki niewolnika.- Nikomu nie powiem.-
Cmoknął go w policzek.
-Niech
zostanie.- Westchnął Gabriel, kładąc się na torsie właściciela.
Nie chciał
tego mówić, ale wolał, żeby Cyjan sam zdecydował, bez jego udziału.
-To już nie
zazdrosny?- Zakpił Venom.
Młodzieniec prychnął.
-Nie byłem zazdrosny.-
Powiedział.- Ale jeśli nie będziesz zwracał na mnie uwagi, to przypomnę, kto
jest tutaj ważniejszy.
Venom zaśmiał
się głośno i poklepał chłopca po policzku.
-Gabrysiu,
uwielbiam cię.
Od Autora:
Tak, wiem,
krótko. Ale gdybym chciała pisać dłużej, to nic bym w końcu nie dodała. Nie
martwcie się, sprężam się na miarę moich możliwości i chęci. Pamiętajcie, że
gdybym miała cokolwiek zawiesić, poinformowałabym was o tym. Miłych świąt, bo
nie sądzę, żebym dodała coś przed nimi. Miłego dnia.
Smutno z powodu Gabrysia, gdyż musi dzielić się swoim wampirem i pomimo zapewnień pana, to jednak i tak będzie czuł zazdrość i smutek.
OdpowiedzUsuńBiedny Arkade ale szkoda mi też demona, w końcu cały los jego ludu spoczywa na jego barkach.
Cudowny rozdział, warto było czekać na niego :)
Witam,
OdpowiedzUsuńBiedny Arkade, ciekawe jak zareaguje jak się dowie, że to wszytko miało na celu porwanie jego ojca... Gabrysia mi też tak jakoś smutno, musi się dzielić Cyjanem, i mimo tych zapewnień będzie odczuwał w dalszym ciągu zazdrość i smutek... ale w końcu powiedział co go tak naprawdę boli....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Fajnie, że rozdział się pojawił! :) Szkoda mi naszych bohaterów, nawet nowego niewolnika wampira, chociaż prawie nic o nim nie wiem. Cóż... mam nadzieję, że cała akcja skończy się dla wszystkich dobrze.
OdpowiedzUsuńWeny i Tobie również wesołych świąt! :)