Demasse od
kilkunastu minut prowadził konwersację z grupą zamożnych, młodych szlachciców.
Dookoła narastał gwar. Głosy stworzeń, stukot eleganckich butów przy styku z
granitową podłogą i inne hałasy nachodziły ze wszystkich stron. Przyjęcie miało
bardzo elegancki charakter, dlatego też krzyki i nader obsceniczne zachowanie
nie były dozwolone. Demon prowadził bardzo nużące rozmowy, zróżnicowane
tematycznie. Szlachcice opowiadali o swoim życiu osobistym, poprzez majątek i
sprawy finansowe, do pojęć naukowych. Za każdym razem Makador powstrzymywał się
od ziewania. Nie cierpiał organizowania bankietów. Nienawidził! Zawsze, gdy już
uporał się z planem wieczoru, ułożeniem miejsc siedzących, oświetleniem, muzyką
i innymi bzdurami, musiał chodzić od
jednego, do drugiego stolika, dbając o niewdzięcznych gości, zwłaszcza tych
najbogatszych, których naprawdę lubił, ale nie podczas cholernych bankietów! W
czasie takich wydarzeń tłumy stworzeń zalewała nienaturalna sztuczność. Wszyscy
byli napuszeni, mówili ze śmiesznymi, szlacheckimi akcentami i starannie przeżuwali
każdy, najmniejszy kęs jedzenia. Kultura była wskazana. Demasse nie miał nic
przeciwko temu, sam był arogancki, ale, według niego, on miał ku temu powody, a
inni naturalnie nie. Naprawdę nie interesowała go kolejna wielka szansa
finansowa jednego ze szlachetnie urodzonych, nie obchodziła go nowa partnerka
życiowa Sindro, przypływ pieniędzy u Chaona, strażnika bramy Górnego Miasta,
który już nie musiał się tym zajmować, bo w końcu fala monet zalała jego życie!
Nie. Demon chciał siąść wygodnie w jednym miejscu i być zabawianym, tak, jak to
robił wtedy, gdy był gościem na balach. Z drugiej strony, jedna rzecz dawała mu
pocieszenie. Młody Arkade bawił się jeszcze gorzej. Każdy arystokrata, z którym
Demasse prowadził rozmowę, komplementował jego niewolnika, na co ten reagował
bardzo emocjonalnie. Rumienił się. Po godzinie męki jego policzki na dobre
zmieniły barwę na czerwoną, wyglądało na to, że kolor już nie zejdzie. Młodzik
nudził się tak samo niemiłosiernie, jak i jego właściciel, albo nawet bardziej. Trudno było mu się dziwić, kompletnie nic nie
rozumiał ze słów Almagedorczyków. Rozmawiali o zupełnie innym świecie, niż ten,
który znał. Dla nich liczyły się tylko pieniądze i inne szemrane interesy,
chłopiec nawet nie chciał o tym słuchać. Mimo wszystko, posłusznie uśmiechał
się i potakiwał. Nie chciał podpaść swemu panu, który nie był teraz w
najlepszym humorze. Z ulgą zauważył, że demon żegna się z rozmówcami , chwilę
potem ciągnie go do przodu. Jęknął
przeciągle, bolały go już nogi…
-Nie widzę uśmiechu na twojej twarzy.- Upomniał
mężczyzna, podchodząc do jednego z marmurowych barów, na którym stały kieliszki
z alkoholem. Wziął jeden w dłoń i upił mały łyczek. Zupełnie trzeźwy nie silił
się na bycie miłym, musiał sobie pomóc.
Kąciki ust Arkade leciutko się uniosły. Młodzikowi
naprawdę ciężko było nosić ten uśmieszek, gdy czuł się tutaj… Koszmarnie.
Spojrzał na czarnowłosego, który z kryształowym kieliszkiem w dłoni zaczął
oddalać się od stołu, od razu poszedł za nim. Brunet szukał kolejnego celu,
zastanawiał się, kogo by teraz „zabawić”. Jako gospodarz, miał obowiązek dbać o
gości. Niestety, warknął jeszcze raz w myślach, ten dzień był straszny… Przystanął na chwilę w miejscu. Nagle poczuł,
jak ktoś rzuca mu się na ramiona z szalonym wrzaskiem. Użył całej swojej siły,
by nie upaść na ziemię, co ważniejsze, nie rozbić naczynia, które trzymał w
dłoni. Zastygł w bezruchu. Poczuł zapach napastnika. Ze wściekłym spojrzeniem,
zmarszczonymi gniewnie brwiami i wyszczerzonymi kłami odwrócił się do tyłu.
Lustrował teraz wzrokiem sylwetkę Venoma Cyjana, który najwyraźniej był w
świetnym nastroju dzisiejszego wieczora!
-Jak śmiesz?!- Warknął demon, stojąc w miejscu. Jego
oczy zapłonęły żywym ogniem. Jak Wampir mógł mieć czelność chociażby do niego
podchodzić?!
-Jestem twoim dłużnikiem!- Krzyknął radośnie
rudzielec, odejmując Demasse. Ten syknął wściekle i odepchnął mężczyznę.-
Gabriel jeszcze nigdy nie był tak grzeczny.- Wyjaśnił czerwonooki.
Makador tylko
prychnął i odwrócił się od szlachcica. Przeszedł kilka kroków, prowadząc lekko
wystraszonego Nataniela przed sobą. Chwilę potem poczuł dotyk na ramieniu,
odwrócił się.
-Makadorze, nie gniewaj się.- Rzekł łagodnie Cyjan.-
Wiesz, że zdarzają nam się sprzeczki. Puśćmy to w niepamięć.- Uśmiechnął się
przyjacielsko.- Nie miej do mnie żalu.- Spojrzał teraz na białowłosego, którego
niedawno pokaleczył. Zobaczył małe ślady, jakie pozostały na jego drobnym
ramieniu.- Kruszynko, przepraszam.
Nataniel ze zrozpaczoną, pełną obaw miną schował się
za swoim panem. Bał się wampira, on go skrzywdził. Naprawdę ufał Venomowi,
nigdy by nie pomyślał, że potraktuje go w taki sposób. Czuł do niego sympatię,
myślał, że z wzajemnością… Mylił się. Demon nie wyglądał na zadowolonego, jego
mina wyrażała znudzenie, wymieszane z frustracją. Zawsze tak było. Najpierw sprzeczał się z
krwiopijcą, potem bez wyjaśnienia o tym zapominali. Cyjan naprawdę zaczynał go
denerwować. Nie dość, że trwale uszkodził jego zabawkę, to jeszcze robił mu
wcześniej wyrzuty. Westchnął.
-Nie mam do ciebie żalu.- Skłamał mało wiarygodnie.
Nie starał się nadać tym słowom miłego wydźwięku, powiedział to raczej z
przymusu. Mimo to, rudzielec uśmiechnął się szeroko, znał przyjaciela,
wiedział, że niedługo mu przejdzie i będzie tak, jak dawniej.
-Kruszynko.- Szepnął do Nataniela i spróbował
pociągnąć go za nadgarstek w swoją stronę. Chłopiec uciekł z piskiem. W
zwyczajnych warunkach powiedziałby, co myślał o nazywaniu go w ten sposób, ale
w zaistniałej sytuacji wolał być grzecznym. Był bardzo uroczy, przypominał
bezbronne stworzonko.- Nie bój się mnie, nie zrobię ci krzywdy. Maleńki…- Mówił
łagodnie. Wiedział, jak młodzieniec był wrażliwy i jak bardzo musiał to
przeżyć.
Arkade, pod naciskiem właściciela, wyszedł zza jego
pleców, jednak jego mina dalej pozostała bardzo żałosna. Trudno było się
dziwić, nie wiedział, czy mógł ufać Wampirowi. Obawiał się, że po raz kolejny
zostanie zraniony. Czerwonooki powoli przyłożył dłoń do ramienia białowłosego,
nie chciał, by chłopiec uciekł. Dotknął delikatnie małych, lekko zagojonych
ranek. Po wampirzych pazurach zawsze zostawały blizny, o ile ten sam krwiopijca
ich nie usunął… Gdy mężczyzna zabrał dłoń, na barku nie było śladu. Nataniel
otworzył lekko usta, Venom zaśmiał się cicho.
-Byłem ci to winny.- Szepnął Wampir.- Może chcesz
posiedzieć trochę z Gabrielem? Mówił, że się polubiliście.- Zaproponował.
Oczy Arkade zaświeciły radością, mimo względnego
strachu przed Cyjanem, chłopiec bardzo chciał porozmawiać z przyjacielem.
Zerknął na swojego pana prosząco. Demon, dalej niezadowolony, pokręcił
przecząco głową.
-Dlaczego?- Jęknął płaczliwie Arkade.- Proszę. I tak
ci tylko zawadzam, gdy rozmawiasz, proszę, Panie…- Nalegał.
-Nie.- Odrzekł demon. Miał pozwolić na to, by jego
zabaweczka miała kontakt z tą nieposłuszną Harpią? Godzić się na to, by Reavmor
dawał Natanielowi zły przykład? Buntował go przeciw niemu? O nie, Demasse nie
był głupcem.
-Makadorze, nie bądź niemądry.- Uśmiechnął się Wampir,
klepiąc czarnowłosego po ramieniu.- Są jeszcze młodziutcy, potrzebują tego.-
Przekonywał.
Demasse westchnął przeciągle. Dlaczego Cyjan musiał
wtykać nos w nieswoje sprawy? Czemu nie mógł zrozumieć, że Gabriel miał
skandaliczny wpływ na Arkade?
-Dobrze.- Powiedział w końcu. Właściciel był
zadowolony z dzisiejszego zachowania jego niewolnika, dlatego się zgodził.
Nataniel cały wieczór robił wszystko, o co prosił go demon. Starał się robić
dobre wrażenie, był grzeczny, cichy, przestrzegał etykiety, więc mężczyzna mógł
go nagrodzić w ten sposób.
Rudowłosy, uśmiechnięty od ucha do ucha, pociągnął
demona lekko za rękę, Arkade poszedł za nimi. Stanęli przed stolikiem, Cyjan
usadził Nataniela przy jednym z krzeseł.
-Zaraz przyprowadzę Gabrysia, niedawno go widziałem.-
Mówił Venom. Pozwalał, by niewolnik sam organizował sobie czas na balach.
Wiedział, jaką męką było chodzenie za panem i wysłuchiwanie jego rozmów.
Zostawił Demona i jego podopiecznego samych.
-Natanielu, nie ruszaj się stąd.- Rozkazał demon.- Ja
mam mnóstwo pracy tego wieczora. Masz nie więcej niż pół godziny, zrozumiano?-
Spytał ostro.- Nie rozmawiaj z nikim, znajomym jedynie się ukłoń. Z Diego, lub
Cyjanem możesz porozmawiać, z Silencją też, jeśli ją spotkasz. Od reszty
trzymaj się z daleka.
-Tak, panie.- Odparł chłopiec z uśmiechem. Pomimo
limitu czasowego, cieszył się, że będzie mógł spędzić trochę czasu z Gabrielem.
Może Harpia pomogłaby mu w planie…
Demon bez słowa obrócił się i zniknął w tłumie
arystokratów… Chwilę potem z innego miejsca wyłoniło się drobne ciało Gabriela,
ubranego równie skąpo, jak i Nataniel, lub bardziej. Założono na niego czarny,
satynowy kostium, ku zdziwieniu Arkade, nawet nie posiadał nogawek. Duł
kończyła koronkowa bielizna. Chłopiec zaczerwienił się mocno, w tej chwili
cieszył się, że miał na sobie to, co dał mu jego właściciel. Gabriel bez słowa
podszedł i wtulił się w białowłosego. Ten odwzajemnił gest.
-Ślicznie ci w krótkich włoskach.- Skomplementował
Reavmor.
-Przestań!- Pisnął chłopiec. Naprawdę zaczynał mieć
kompleksy z powodu fryzury.- Śmiejesz się ze mnie!
-Wcale nie. Naprawdę wyglądasz słodko.- Uśmiechnęła
się Harpia.- Dziękuję.
-Za co?- Zdziwił się Arkade, opadając z powrotem na
krzesło.
-Za to, że nie jesteś na mnie zły.- Wyjaśnił Reavmor.-
To przez moje zachowanie byłem tak traktowany, Cyjan się zdenerwował…
-Przestań, to nie twoja wina.- Powiedział Nataniel.-
Mam teraz poważniejże problemy…- Wyznał szczerze.
-Jakie? Coś się stało?- Zaniepokoił się czarnowłosy,
siadając przy stole.
Nataniel westchnął. Miał, co opowiadać. Zaczął od
tego, że musiał wyruszyć ze swoim panem, a ten nie dał mu na to pozwolenia.
Opowiadał o swoim planie, o tym, że nie znał zaklęcia klonowania i musiał
włamać się do prywatnej biblioteki właściciela. Gabriel słuchał uważnie, z
lekkim zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Pomysł białowłosego nie był
przemyślany…
-Natanielu, taka podróż jest niebezpieczna.-
Powiedział. Troszczył się o białowłosego, nie chciał, by stało mu się coś
złego. Na takiej wyprawie bardzo łatwo mógł zrobić sobie krzywdę. Już nie
mówiąc o tym, co zrobiłby jego właściciel, gdyby odkrył obecność Arkade.
Rozszarpałby go na strzępy!
-Trudno!- Krzyknął jasnowłosy.- Muszę tam iść. Muszę
-Dlaczego tak ci zależy?- Zdziwił się drugi. Osobiście
nie należał do patriotów i niezbyt interesowały go losy leśnej krainy, już tam
nie mieszkał… Bardziej martwił się o wulkaniczną ziemię.
-Tu chodzi też o Armagedon, to mój dom, nie
rozumiesz?- Jęknął Arkade i opadł na stół. Chwilę potem się podniósł.- Co ja
mam zrobić?
Czarnowłosy westchnął głęboko. W końcu, od czego byli
przyjaciele?
-Mam plan.- Uśmiechnął się lekko.
Demon stał teraz w towarzystwie Diego. Postanowił
zrobić sobie małą przerwę na odpoczynek, rozluźnić się, porozmawiać z Malborio,
który podobnie jak wszyscy inni, prócz czarnowłosego, bawił się cudownie. Ledwo
zdołał się nacieszyć spokojem, a jego oczy spostrzegły podążającego w ich
stronę Mailsa. Zaklął pod nosem.
-Makadorze, świetne przyjęcie.- Skomplementował Radown
na pozór uprzejmie, Demasse bez problemów zdołał dostrzec tą nutkę kpiny w jego
głosie.- Ale wino mogłoby być lepsze.- Uśmiechnął się kąśliwie i upił mały
łyczek czerwonego płynu z kieliszka.
Demon spojrzał na niego nienawistnie. Nie znosił tego
mężczyzny, od kiedy pamiętał. Człowiek był od niego niewiele starszy, należał
do Armii Almagedorskiej, spoczął dumnie na stanowisku Generała. W czasach, gdy
czarnowłosy jeszcze się uczył w akademii wojskowej, ojciec Radowna, wspaniałe
stworzenie, miał władze nad jego oddziałem. Szkolił ich, uczył wszystkiego, co
było potrzebne na placu boju. W tamtych okresach, najlepszym rekrutem był nie
kto inny, jak Demasse. Ta sielanka nie mogła trwać wiecznie. Znienawidzony
przez demona, zaufany dla ojca młodszy Mails, czasem pełnił zastępstwa.
Najgorzej było wtedy, gdy zasiadł na stanowisku Kierownika Rekrutacji na okres
roku, w dodatku, ostatniego roku nauki dla Demasse. Radown był arogancki, starszy od grupy
jedynie o trzy lata, a zachowywał się, jakby cały świat obejmował rozumem.
Szczególnie upodobał sobie nękanie utalentowanego, buntowniczo nastawionego
młodego demona, imieniem Makador. Demasse zostawał na polu treningowym dłużej
od grupy, był szczególnie pilnowany, Radown zwracał uwagę na najmniejszy jego
błąd, dlatego, za czasów jego panowania, wyniki Makadora znacznie spadały, co
procentowało do dzisiaj. Bo jako, że był niesfornym studentem, nie szanował
nauczyciela, nie miał najlepszych możliwych wyników, nie mógł teraz szybko
awansować na inne stanowiska. Demon
wrócił do rozmowy.
-Obyś się nim udławił.- Zasyczał z równie jadowitym
uśmieszkiem. Nie mógł zrozumieć, jak mądry ojciec mógł tak pomagać Radownowi…
To dzięki niemu został Generałem, zawdzięczał mu wszystkie swoje osiągnięcia.
Ojciec Makadora nigdy mu nie pomagał, mężczyzna musiał do wszystkiego dojść
sam. Nie było mu łatwo, może nie był w tej chwili generałem, ale obiecał sobie,
że w końcu wzniesie się na wyżyny swoich umiejętności.
Mails prychnął coś tylko pod nosem i odszedł. Demasse
westchnął zadowolony, nie przepadał za jego towarzystwem. Następnego dnia
musiał wyruszyć z nim w krótką, ale jednak podróż. Nie wyobrażał sobie
współpracy z Radownem.
-Makadorze, rozluźnij się.- Uśmiechnął się Diego i
poklepał przyjaciela lekko po ramieniu.
-Przykro mi, ale nie mogę sobie na to pozwolić.-
Warknął demon.- Baw się dobrze.- Dodał na odchodnym. Minęło ponad pół godziny,
musiał wydostać Nataniela spod strasznego wpływu nieposłusznego Reavmora. Nie
do końca pamiętał, gdzie zostawił niewolnika… Podczas przyjęć był bardzo
rozkojarzony, w sumie, musiał wysłuchiwać tysiąca zażaleń, skarg, historii
życia, więc miał do tego prawo. Spojrzał na stolik, w którym siedział
białowłosy. Wyglądał na szczęśliwego, gdy rozmawiał z Gabrysiem. Właściciel
westchnął ciężko. Może pozwoli chłopcom się widywać, skoro daje im to tyle
przyjemności… Ale nie teraz, to był ostatni dzień, gdy mógł się nacieszyć swoją
zabaweczką, nie zamierzał z niego rezygnować. Podszedł do stolika i zerknął
znacząco na Nataniela. Ten z dziwną miną przytulił się do Reavmora.
-Ufam ci.- Szepnął mu do ucha na tyle cicho, by demon
nie usłyszał.
Harpia uśmiechnęła się tylko lekko i odwzajemniła
uścisk. Białowłosy posłusznie wstał z krzesła i poszedł za swoim panem.
Denerwował się. Plan był bardzo prosty, a zwłaszcza jedyne zadanie Arkade. Miał
sprowokować swojego właściciela, tak, by ten… Białowłosy dalej nie mógł myśleć
o takich rzeczach, zarumienił się mocno. Chodziło o stosunek, bardzo zajmujący.
W tym czasie, Gabryś włamałby się do prywatnej biblioteki. Zajęty białowłosym,
Demasse nic by nie zauważył. Młody Reavmor mógł chodzić sam po rezydencji,
właściciel pozwalał mu na to, więc nie było żadnych przeszkód, by znikł na
kilka minut. Był to dużo lepszy plan, niż wcześniejszy pomysł Arkade. Istniała
spora szansa na powodzenie. Jedynym problemem był sam białowłosy, który
panicznie bał się kusić demona. Co ważniejsze, nie wiedział, jak to robić.
Szedł teraz za nim, potem patrzył, jak przysiada się do jakiegoś stolika i
przedstawia go. Ukłonił się grzecznie i czekał, aż właściciel pozwoli mu usiąść
na swoich kolanach. Naprawdę nie miał pojęcia, jak prowokuję się demony, lub
kogokolwiek innego. Gabriel pocieszył go słowami, że nie będzie musiał robić
zbyt wiele. Chłopiec nie do końca w to wierzył. W końcu, pan pozwolił mu
usiąść, Arkade posłusznie opadł na jego kolana, jak zwykle, z wielkimi
rumieńcami na twarzy. Zastanawiał się, co spodobałoby się Demasse. Westchnął
cierpienniczo, przecież nie miał pojęcia!
-Twoja zabaweczka jest już chyba zmęczona.-
Skomentowała jedna z urodziwych szlachcianek, uśmiechając się szeroko.
Najwyraźniej zdołała zauważyć niezadowoloną buzię białowłosego.
Demon spojrzał groźnie na Arkade, chyba zapominał o
sztucznym uśmiechu, jaki miał nosić na twarzy przez cały wieczór. Młodzieniec zaraz się poprawił.
-Nie.- Szepnął cichutko.- Tylko trochę mi
niewygodnie.- Dodał i pokręcił się delikatnie na kolanach właściciela. Ten
spojrzał na niego niezadowolony, miał się nie odzywać bez pytania.-
Przepraszam…
Demon zignorował ten fakt i wrócił do rozmowy z
arystokracją. Nataniel dalej nie miał pojęcia, jak sprowokować czarnowłosego.
Był niewinny, skąd miał wiedzieć, co podobało się dorosłym mężczyznom? Mimo, że
jego pośladki były w pewnej części nagie, nie wiedział, jak nimi działać. Co
robić z czymkolwiek innym… Pokręcił się
jeszcze raz na kolanach właściciela, nieświadomie ocierając się o wrażliwsze
partie Demasse, naprawdę było mu niewygodnie.
-Siedź grzecznie.- Szepnął mu go ucha demon.
Niestety, koronkowa bielizna, którą miał na sobie
chłopiec nieprzyjemnie ocierała się o wgłębienie między dwoma pośladkami. Nie
mógł tego powiedzieć demonowi, zapadłby się ze wstydu. Delikatnie przesunął się
w tył, próbując zlikwidować dyskomfort. Powtórzył czynność kilka razy.
Bezskutecznie. Gdy to nie zadziałało,
lekko wysunął rękę w tył, którą jednak złapał demon. Domyślał się, co
doskwierało jego podopiecznemu, a wizja zbyt ciasnych, opinających się na
pośladkach kochanka majteczek nie dawała mu spokoju. W dodatku, nie mógł
pozwolić, żeby zabaweczka zachowywała się w ten sposób przy stole. Wstał z
krzesła, biorąc Nataniela na ręce.
-Miłej zabawy.- Rzekł jeszcze do towarzystwa i
pokierował się w stronę tylko jemu znanego miejsca.
Gabriel, obserwujący całą sprawę uśmiechnął się
szeroko. „Dobra robota, Natanielku. ”- Pomyślał. Teraz nadszedł czas na jego część.
Rozglądając się dookoła, ruszył w stronę głównego korytarza. Nie wiedział,
gdzie znajdowała się biblioteka demona, ale instynkty Harpii powinny były mu
pomóc w odnalezieniu jej. Wyszedł na hol. Kierując się zapachem, wybrał
pierwsze schody po lewej. Przekraczał stopnie powoli i ostrożnie. W rezydencji
Demasse roiło się od straży, wolał nie wpaść w jej sidła. Gdy doszedł na
piętro, ruszył prosto korytarzem. Orientacja w tym terenie nie należała do
łatwych, tym bardziej, że cały budynek zalany był zapachem perfum gości, które
drażniły jego delikatny nos. Szedł przez jakiś czas, zanim spostrzegł, że się
zgubił.
Arkade jęknął głośno, czując opuszek, powoli
zagłębiający się w jego wnętrzu. Czuł rozkosz, rozchodzącą się po całym jego
ciele. Kropelki aromatycznego olejku spływały wartko po jego rozgrzanym do
granic możliwości ciele. Był na skraju wytrzymania, policzki płonęły mu
czerwonym rumieńcem. Nie mógł znieść tego dotyku, tej niesamowitej
przyjemności. Z jednej strony chciał, by to trwało wiecznie, a z drugiej, żeby
jak najszybciej się skończyło. Demon
uśmiechnął się lubieżnie, wpychając
palec głębiej, wyrywając symfonię westchnień z ust niewolnika.
Białowłosy był tak ciasny i gorący w środku, Demasse tylko czekał na odpowiedni
moment, by zagłębić się w jego wnętrzu. Ciało maleństwa wyglądało przepięknie,
mężczyzna podziwiał je centymetr po centymetrze. Twarzyczka oblana rozkoszą i
zamglone oczy aż go hipnotyzowały. Niewolnik był idealny. Wsunął kolejny palec
w odbyt Arkade, drugą dłonią szczypał delikatnie sutek, zataczał wokół niego
drobne pętelki, drażnił leciutko paznokciami.
Chłopiec jęczał głośno, sprawiając, że demon był jeszcze bardziej
podniecony. Dwa palce sprawnie poruszały się we wnętrzu Nataniela. Druga dłoń
mężczyzny zsunęła się powoli na czerwone od klapsów pośladki młodzieńca.
Niewolnik był prawie gotowy. Męskość demona boleśnie pulsowała, domagając się
uwagi. Czarnowłosy wiedział, że niebieskooki nie wytrzyma już wiele. Uśmiechnął
się zadowolony, był świadom tego, ile rozkoszy daje niewolnikowi. Pstryknął
palcami, a w jego dłoni ukazała się czarna, aksamitna wstążka. Dotknął
delikatnie niewielkiej, lecz mocno naprężonej męskości Nataniela. Ten krzyknął
cicho, gdy poczuł, jak materiał zaciska się na jego prąciu.
-Co mi robisz?- Jęknął rozpaczliwie, próbując dotknąć
cienkiej wstążeczki.
Demon chwycił go za nadgarstek i odciągnął.
-Chcesz, żebym cię związał?- Spytał, uśmiechając się
lubieżnie. Postanowił uszanować zdanie
kochanka i tego nie robić, ale skoro był nieposłuszny, dlaczego miał spełniać
jego zachcianki?- Bądź grzeczny, maleńki.- Rzekłszy to, wysunął palce z
gorącego wnętrza chłopca. Czuł, jak jego męskość nieznośnie pulsuje, z cichym pomrukiem otarł ją o pośladki
chłopca. Powoli zanurzył główkę w ciasnych wnętrzu, wiedział, że niewolnik nie
był do końca gotowy, przygotowywał go jedynie dwoma palcami, ale nie mógł już
się powstrzymać. Zagłębił się mocniej, wchodząc powoli do końca. Zerknął na
twarz kochanka, po jego policzkach pociekło kilka słonych łez. Demon po raz pierwszy brał go w tej pozycji,
musiało go boleć. Do tej pory starał się dobierać pozycje, przy których zadawałby
mu jak najmniej bólu, w których chłopiec mógł częściowo decydować o tępię.
Teraz tak nie było. Arkade leżał na plecach, nogi w kolanach opierały się o
barki demona. Twarzyczkę młodzieńca oblał grymas bólu. Mężczyzna nie poruszał
się, głaskał go jedynie po policzku, uspokajając.
-Boli.- Pisnął cicho chłopiec, chciał, by demon z
niego wyszedł, dał mu odetchnąć, rozwiązał wstążkę, oplatającą się wokół jego
członka.- Nie chcę…
Demon spojrzał na niego spokojnie, młodzik był
naprawdę uroczy, nawet, gdy cierpiał.
Zaraz miało być lepiej. Poruszył się delikatnie we wnętrzu białowłosego,
było bardzo ciasne. Demasse nie łatwo było się opanować, gdyby mógł, wziąłby go
mocno i szybko, ale młodzieniec nie zasłużył na to. Cały dzień był posłuszny,
więc należała mu się nagroda. Arkade jęknął cicho, odczuwając jednocześnie
wielką przyjemność i przechodzące powoli uczucie bólu. Demasse leniwie poruszał
biodrami, drażniąc wejście Nataniela, wyrywając z jego gardła głośniejsze jęki.
Widząc, jak grymas bólu na twarzy zabaweczki ustępuję miejsca rozkoszy, przyspieszył.
Jego ruchy były teraz trochę szybsze, rytmiczne. Dłonie demona otaczały biodra
chłopca, masowały pośladki, co jakiś czas uderzając w nie lekko. Tępo stawało
się bardzo szybkie, demon wchodził głęboko, za każdym razem trafiając w
prostatę chłopca, z przyjemnością wsłuchiwał się w symfonię jęków swojego
niewolnika. Ten był całkowicie bezbronny. Jego naprężony członek aż błagał, by
rozwiązać materiał i pozwolić mu na dojście. Ledwo łapał powietrze, wił się,
kierowany falami rozkoszy. Było mu tak dobrze, chciał już skończyć, tak bardzo
tego chciał, lecz przyjemność nie pozwalała wydostać się z jego ust niczemu, co
nie brzmiało jak jęk, lub krzyk. Demon widział wszystko na twarzy niewolnika,
widok podnieconego do granic możliwości, zawstydzonego młodzika dawał mu
nieopisaną przyjemność. Uwielbiał tortury, kochał mieć władzę. Nataniel
krzyknął głośno, gdy demon zacisnął dłoń na jego prąciu.
-Proszę.- Niemal wypłakał, pojękując co chwilę. Już
nie miał siły.
-Przykro mi, maleńki.- Uśmiechnął się kąśliwie demon,
patrząc na zrozpaczoną twarz kochanka.
Arkade z każdą chwilą stawał się coraz bardziej
podniecony. Za każdym razem, gdy przyjemność rosła, wyobrażał sobie, że nie da
się doznać więcej. Mylił się. Było mu coraz cudowniej. Widok demona go
onieśmielał, wstydził się tego. Jego pan wyglądał tak seksownie. Jego mięśnie
były napięte, włosy delikatnie przysłaniały twarz, oczy zamglone pożądaniem
spoglądały na niego odważnie, silne dłonie mocno oplatały go w pasie. Widok
poruszającego się w jego wnętrzu członka doprowadzał go do histerii. Zapiekł go
pośladek, uderzenie sprawiło mu nieopisaną przyjemność. Poczuł, jak w jego
wnętrzu rozlewa się ciepła substancja, w tej samej chwili demon westchnął
cicho, przymykając oczy. Chłopiec pisnął, speszony. Demon doszedł, ledwo
powstrzymał się od jęku, nikt nigdy nie sprawiał mu takiej przyjemności. Nigdy.
Z kpiącym uśmiechem spoglądał na zawstydzoną twarzyczkę swojej własności, jej
policzki nabrały czerwonego odcienia. Nastolatek dalej był na skraju
wytrzymałości, tak bardzo chciał dojść.
-Proszę!- Krzyknął, czując jak demon wychodzi z niego.
Ten zaśmiał się tylko i położył koło chłopca. Przygryzł delikatnie uszko.
Dłonią muskał pośladki, drugą podpierał się o materac. Nie chciał tak szybko
dać chłopcu spełnienia.
-O co prosisz?- Zapytał cicho, mrucząc młodzikowi do
ucha.
-Pozwól mi…- Błagał niewolnik na skraju rozpaczy.
Czuł, jak materiał wstążki opina się na jego przyrodzeniu, nie mógł już tego
znieść. Było mu tak niewyobrażalnie dobrze!- Proszę, rozwiąż…
Demon musnął delikatnie główkę członka młodzieńca, z
satysfakcja wsłuchując się w błagania nastolatka. Nie mogło być tak łatwo.
-Czyj jesteś?- Zapytał.
-Twój!- Krzyczał chłopiec.
Gabriel błądził w korytarzach rezydencji, panicznie
poszukując biblioteki. Nie mógł tego zepsuć, przyjaciel mu ufał. Zmysły
podpowiadały, że był już niedaleko. Zobaczył przed sobą duże, marmurowe drzwi.
Powoli podszedł do nich i przyłożył ucho do skały. W środku nie było słychać
rozmowy, biblioteka była pusta. Otworzył drzwi i rozejrzał się dookoła. Zapalił
światło, mimo wszystko pomieszczenie dalej było ciemne. Przestrzeń z pewnością
można było nazwać małą, dookoła stały regały z książkami, na środku czarny
stolik. Demon chyba lubił mroczne klimaty. Bez większego zastanowienia, Reavmor
zamknął za sobą drzwi i podszedł do jednego z regałów, musiał znaleźć zbiór
zaklęć odnoszących się do biosfery, następnie formułę klonowania, w dość
szybkim tępię. Gdyby spędził tutaj więcej czasu, jego zapach byłby wyczuwalny w
powietrzu. Tego chłopak nie chciał. Wzrokiem przeskakiwał z napisu na napis,
szukając tego odpowiedniego. Uśmiechnął się szeroko. Znalazł to, czego szukał.
Wyciągnął księgę z regału i położył na ziemi, była bardzo ciężka. Zaczął
wertować strony.
Demasse nieubłaganie znęcał się nad niewolnikiem, nie
pozwalając mu dojść. Pieścił go delikatnie, wyrywając z różowych usteczek
głośne jęki i błagania. Arkade był na skraju wytrzymałości, nie wiedział, że
możliwe jest odczuwanie takiej rozkoszy.
-Proszę.- Jęczał głośno, jednak za każdym razem
spotykał się z niezgodą. Dłonie demona dalej błądziły po rozgrzanym ciele, nie
dając mu odetchnąć. Męskość chłopca stała naprężona, wręcz czerwona, a wokół
niej opinała się wstążka. Łzy leciały nieprzerwanie z niebieskich oczu. Dziurka
młodzieńca była podrażniona i spuchnięta, kropelki białego nasienia powoli
spływały po pośladkach. Nataniel po prostu był roztrzęsiony.- Proszę.- Mówił.-
Błagam…
Demon nie mógł już dłużej torturować tak uroczej
istoty. Dłonią zjechał na dół i paznokciem zahaczył o czarny materiał wstążki.
Uśmiechnął się jeszcze kpiąco i jednym, szybkim ruchem, rozwiązał kokardkę na
członku. Materiał opadł na materac, a po pokoju rozszedł się krzyk rozkoszy.
Ciało Arkade wygięło się w łuk, powieki zacisnęły się na czerwonych policzkach.
Fala rozkoszy zalała ciało młodzieńca w jednej chwili, potem chłopiec opadł zmęczony na łóżko.
Oddychał łapczywie, nie mogąc złapać powietrza. Demon zawisł nad nim z kpiącym
uśmieszkiem.
-Co się mówi?- Zapytał, głaszcząc niewolnika po
policzku.
-Dz… Dziękuję.- Odparł cichutko chłopak, opuszczając
powieki. Był wykończony. Demon zaśmiał się w duchu. Musiał teraz z powrotem
ubrać niewolnika i wracać do gości. Zastanawiał się, jak młodzieniec wytrzyma
do końca wieczoru…
Po piętnastu minutach poszukiwań, Gabriel zdołał
znaleźć formułę klonowania. Powtarzał ją w głowie, by nie zapomnieć. Mógł to
zapisać, ale byłoby zbyt duże ryzyko, że Cyjan zauważy, a wtedy zaczęłyby się
niewygodne pytania.
-Nie zapomnij formuły.- Mówił do siebie, idąc
korytarzem w stronę Sali balowej.- Nie zapomnij formuły.- Powtarzał. Słowa
zaklęcia były stosunkowo łatwe, dlatego też trudno było ich nie zapamiętać. Teraz musiał
doprowadzić do ponownego spotkania z Natanielem, jeszcze dzisiaj. Skanował
wzrokiem różne osobistości, w
poszukiwaniu białowłosego. Nigdzie go nie widział, czyżby demon dłużej się z
nim bawił?
Demasse delikatnie wycierał pośladki Arkade z białego
nasienia. Nataniel był półprzytomny, pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z
tego, co robił demon, gdyby miał tego świadomość, jego twarz nabrałaby
soczyście czerwonej barwy. Demasse zastanawiał się, czy jest sens ciągnąć go na
dół, skoro był taki zmęczony…
-Natanielu, zostaniesz już w łóżku.
Chłopiec kiwnął nieprzytomnie głową, zaraz jednak
otworzył oczy szeroko.
-Nie!- Krzyknął i podniósł się gwałtownie do siadu.
Właściciel spojrzał na niego z niezrozumieniem. Arkade musiał się jeszcze
spotkać z Gabrielem, żeby chłopak przekazał mu formułę zaklęcia. Zająknął się.-
Wszystko w porządku, mogę iść.- Podniósł się na chwiejnych nogach i zabrał z ziemi
koronkową bieliznę, zakrywając intymne miejsca. Szybko założył ją na siebie i
wzrokiem szukał rajstop.
-Co ty kombinujesz?- Spytał demon, podejrzliwie mrużąc
oczy. Podszedł powoli do niewolnika i założył ręce.
-Ja?- Zająknął się chłopiec.- Nic…- Dodał po chwili.
Mimo wszystko, właściciel dalej spoglądał na niego tak samo, wyczekując
szczerej odpowiedzi. Chłopiec westchnął, chciał powiedzieć prawdę, w pewnej
części. Naprawdę nie lubił kłamać…- Nie mógłbym się zobaczyć jeszcze z
Gabrielem?
Demon westchnął i odwrócił się od chłopca. Poprawił na
sobie ubranie, nawet go nie zdjął przy zabawie z niewolnikiem. Arkade był w
stanie myśleć tylko o Reavmorze, szlachcica zaczynało to drażnić.
-Byłeś grzeczny cały wieczór, więc ci pozwolę.- Rzekł
czarnowłosy i znowu spojrzał na
kochanka.- Ale za godzinę wracasz do łóżka, nie chcę, żebyś zemdlał…
-Dziękuję.- Arkade wtulił się w tors demona i
uśmiechnął szeroko. Szczerze mówiąc, oddałby życie na piętnaście minut snu, ale
tysiąca istnień Armagedonu już nie mógł poświęcić. Musiał mieć tę formułę…
Musiał… Przymknął delikatnie oczy i usiadł na łóżku, zakładając białe rajstopy.
Jeszcze nigdy nie czuł się taki zmęczony…
Młody Reavmor siedział przy tym samym stoliku, gdzie
rozstał się z Morganą. Nie mógł dojrzeć chłopca, za to zaobserwował, jak zbliża
się do niego Cyjan. Mężczyzna usiadł koło niego i westchnął.
-Czemu siedzisz sam?- Zapytał ze znudzeniem. Niewolnik
nic nie odpowiedział.- Gabrysiu.- Przypomniał wampir. Czarnowłosy miał
denerwujący zwyczaj unikania konwersacji, szczególnie z nim.
-Bo nie mam z kim siedzieć.- Odburknął chłopiec. Lubił
rozmawiać ze swoim panem, ale… On chyba z nim nie. Nigdy nie spędzał z nim
czasu. Pod tym względem, nawet Demasse był lepszy od wampira. Właściwie,
Gabriel zaczynał sądzić, że demon wcale nie był takim złym właścicielem,
patrząc na niego dzisiaj… Bo w końcu interesował się tym, co robił Arkade,
przedstawiał go wszystkim. Cyjan nawet nie zauważył prawie godzinnej
nieobecności swojego niewolnika.
-Choć ze mną.- Zaproponował Cyjan.
-Nie chcę.- Odparł chłopiec. Dlaczego Venom nie mógł
się nim zainteresować?…
-Mam wezwać służbę, żeby ktoś cię zabrał do domu?-
Westchnął wampir. Nie zamierzał nalegać…
-Nie…
Cyjan wzruszył ramionami i odszedł od stołu,
zostawiając Gabriela samego. Ten westchnął ciężko. Rudowłosy w ogóle się nim
nie interesował! A skoro nie miał szans na normalną, wolna miłość, to pragnął,
by chociaż człowiek, który go więził coś do niego czuł… Dalej skanował tłum
wzrokiem, w poszukiwaniu białowłosego…
-Dłużej już nie mogłeś?- Zapytał czarnowłosy z
wyrzutem. Spędził przy stole kolejne pół godziny, czekając na Arkade. Naprawdę
lubił przyjęcia, tym bardziej, że wszystko było dla niego dozwolone, nie chciał
marnować czasu na wyczekiwanie Morgany. Jak na niewolnika, Reavmor wiódł bardzo
wygodne życie.
-Przepraszam.- Szepnął cicho Nataniel.- Znalazłeś
zaklęcie?
-Tak.- Odparł chłopiec.- Formuła brzmi „ Alles vor klonum”.
Nataniel uśmiechnął się radośnie i wtulił w
przyjaciela. Był mu naprawdę wdzięczny, wiedział, że czarnowłosy się narażał.
Robił to wszystko dla niego…
-Dziękuję.- Mówił jasnowłosy.- Dziękuję. Jesteś
najwspanialszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkałem.- Szeptał z uśmiechem.
-Nie podlizuj się.- Odparł Reavmor, również
uśmiechnięty. Skoro wypełnił zadanie, mógł zacząć się bawić.- To co, może
napijemy się czegoś? Oblejemy?
Arkade spojrzał na Harpię z niezrozumieniem. Jak to?
-Nie rozumiem.- Szepnął cicho. Gabriel nie miał chyba
na myśli…
Czarnowłosy zaśmiał się tylko i poprowadził chłopca do
jednego z barków. Ten niespokojnie rozglądał się dookoła. Właściciel kazał mu
zostać przy stole…
-Wina, czy wolisz coś mocniejszego?- Spytał. Cyjan
nigdy nie miał nic przeciwko temu, by pił, sam kilkakrotnie próbował odebrać mu
trzeźwość.
Arkade spojrzał na Reavmora z urazą.
-Ja nie piję.- Prychnął.
Gabryś zaśmiał się tylko i sam zabrał kieliszek
alkoholu z blatu.
-Twoje zdrowie.- Szepnął i wypił do dna. Lekko się
skrzywił, jednak grymas zaraz spełzł z jego twarzyczki.- Jutro dopiero zacznie
się zabawa…
Arkade wiedział, o co chodziło Harpii. Następnego dnia
zaczynała się podróż…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz