sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 27 - "Arystokracja"


 Demasse od kilkunastu minut prowadził konwersację z grupą zamożnych, młodych szlachciców. Dookoła narastał gwar. Głosy stworzeń, stukot eleganckich butów przy styku z granitową podłogą i inne hałasy nachodziły ze wszystkich stron. Przyjęcie miało bardzo elegancki charakter, dlatego też krzyki i nader obsceniczne zachowanie nie były dozwolone. Demon prowadził bardzo nużące rozmowy, zróżnicowane tematycznie. Szlachcice opowiadali o swoim życiu osobistym, poprzez majątek i sprawy finansowe, do pojęć naukowych. Za każdym razem Makador powstrzymywał się od ziewania. Nie cierpiał organizowania bankietów. Nienawidził! Zawsze, gdy już uporał się z planem wieczoru, ułożeniem miejsc siedzących, oświetleniem, muzyką i innymi bzdurami, musiał  chodzić od jednego, do drugiego stolika, dbając o niewdzięcznych gości, zwłaszcza tych najbogatszych, których naprawdę lubił, ale nie podczas cholernych bankietów! W czasie takich wydarzeń tłumy stworzeń zalewała nienaturalna sztuczność. Wszyscy byli napuszeni, mówili ze śmiesznymi, szlacheckimi akcentami i starannie przeżuwali każdy, najmniejszy kęs jedzenia. Kultura była wskazana. Demasse nie miał nic przeciwko temu, sam był arogancki, ale, według niego, on miał ku temu powody, a inni naturalnie nie. Naprawdę nie interesowała go kolejna wielka szansa finansowa jednego ze szlachetnie urodzonych, nie obchodziła go nowa partnerka życiowa Sindro, przypływ pieniędzy u Chaona, strażnika bramy Górnego Miasta, który już nie musiał się tym zajmować, bo w końcu fala monet zalała jego życie! Nie. Demon chciał siąść wygodnie w jednym miejscu i być zabawianym, tak, jak to robił wtedy, gdy był gościem na balach. Z drugiej strony, jedna rzecz dawała mu pocieszenie. Młody Arkade bawił się jeszcze gorzej. Każdy arystokrata, z którym Demasse prowadził rozmowę, komplementował jego niewolnika, na co ten reagował bardzo emocjonalnie. Rumienił się. Po godzinie męki jego policzki na dobre zmieniły barwę na czerwoną, wyglądało na to, że kolor już nie zejdzie. Młodzik nudził się tak samo niemiłosiernie, jak i jego właściciel, albo nawet bardziej.  Trudno było mu się dziwić, kompletnie nic nie rozumiał ze słów Almagedorczyków. Rozmawiali o zupełnie innym świecie, niż ten, który znał. Dla nich liczyły się tylko pieniądze i inne szemrane interesy, chłopiec nawet nie chciał o tym słuchać. Mimo wszystko, posłusznie uśmiechał się i potakiwał. Nie chciał podpaść swemu panu, który nie był teraz w najlepszym humorze. Z ulgą zauważył, że demon żegna się z rozmówcami , chwilę potem ciągnie go do przodu.  Jęknął przeciągle, bolały go już nogi…
-Nie widzę uśmiechu na twojej twarzy.- Upomniał mężczyzna, podchodząc do jednego z marmurowych barów, na którym stały kieliszki z alkoholem. Wziął jeden w dłoń i upił mały łyczek. Zupełnie trzeźwy nie silił się na bycie miłym, musiał sobie pomóc.
Kąciki ust Arkade leciutko się uniosły. Młodzikowi naprawdę ciężko było nosić ten uśmieszek, gdy czuł się tutaj… Koszmarnie. Spojrzał na czarnowłosego, który z kryształowym kieliszkiem w dłoni zaczął oddalać się od stołu, od razu poszedł za nim. Brunet szukał kolejnego celu, zastanawiał się, kogo by teraz „zabawić”. Jako gospodarz, miał obowiązek dbać o gości. Niestety, warknął jeszcze raz w myślach, ten dzień był straszny…  Przystanął na chwilę w miejscu. Nagle poczuł, jak ktoś rzuca mu się na ramiona z szalonym wrzaskiem. Użył całej swojej siły, by nie upaść na ziemię, co ważniejsze, nie rozbić naczynia, które trzymał w dłoni. Zastygł w bezruchu. Poczuł zapach napastnika. Ze wściekłym spojrzeniem, zmarszczonymi gniewnie brwiami i wyszczerzonymi kłami odwrócił się do tyłu. Lustrował teraz wzrokiem sylwetkę Venoma Cyjana, który najwyraźniej był w świetnym nastroju dzisiejszego wieczora!
-Jak śmiesz?!- Warknął demon, stojąc w miejscu. Jego oczy zapłonęły żywym ogniem. Jak Wampir mógł mieć czelność chociażby do niego podchodzić?!
-Jestem twoim dłużnikiem!- Krzyknął radośnie rudzielec, odejmując Demasse. Ten syknął wściekle i odepchnął mężczyznę.- Gabriel jeszcze nigdy nie był tak grzeczny.- Wyjaśnił czerwonooki.
Makador  tylko prychnął i odwrócił się od szlachcica. Przeszedł kilka kroków, prowadząc lekko wystraszonego Nataniela przed sobą. Chwilę potem poczuł dotyk na ramieniu, odwrócił się.
-Makadorze, nie gniewaj się.- Rzekł łagodnie Cyjan.- Wiesz, że zdarzają nam się sprzeczki. Puśćmy to w niepamięć.- Uśmiechnął się przyjacielsko.- Nie miej do mnie żalu.- Spojrzał teraz na białowłosego, którego niedawno pokaleczył. Zobaczył małe ślady, jakie pozostały na jego drobnym ramieniu.- Kruszynko, przepraszam.
Nataniel ze zrozpaczoną, pełną obaw miną schował się za swoim panem. Bał się wampira, on go skrzywdził. Naprawdę ufał Venomowi, nigdy by nie pomyślał, że potraktuje go w taki sposób. Czuł do niego sympatię, myślał, że z wzajemnością… Mylił się. Demon nie wyglądał na zadowolonego, jego mina wyrażała znudzenie, wymieszane z frustracją.  Zawsze tak było. Najpierw sprzeczał się z krwiopijcą, potem bez wyjaśnienia o tym zapominali. Cyjan naprawdę zaczynał go denerwować. Nie dość, że trwale uszkodził jego zabawkę, to jeszcze robił mu wcześniej wyrzuty.  Westchnął.
-Nie mam do ciebie żalu.- Skłamał mało wiarygodnie. Nie starał się nadać tym słowom miłego wydźwięku, powiedział to raczej z przymusu. Mimo to, rudzielec uśmiechnął się szeroko, znał przyjaciela, wiedział, że niedługo mu przejdzie i będzie tak, jak dawniej.
-Kruszynko.- Szepnął do Nataniela i spróbował pociągnąć go za nadgarstek w swoją stronę. Chłopiec uciekł z piskiem. W zwyczajnych warunkach powiedziałby, co myślał o nazywaniu go w ten sposób, ale w zaistniałej sytuacji wolał być grzecznym. Był bardzo uroczy, przypominał bezbronne stworzonko.- Nie bój się mnie, nie zrobię ci krzywdy. Maleńki…- Mówił łagodnie. Wiedział, jak młodzieniec był wrażliwy i jak bardzo musiał to przeżyć.
Arkade, pod naciskiem właściciela, wyszedł zza jego pleców, jednak jego mina dalej pozostała bardzo żałosna. Trudno było się dziwić, nie wiedział, czy mógł ufać Wampirowi. Obawiał się, że po raz kolejny zostanie zraniony. Czerwonooki powoli przyłożył dłoń do ramienia białowłosego, nie chciał, by chłopiec uciekł. Dotknął delikatnie małych, lekko zagojonych ranek. Po wampirzych pazurach zawsze zostawały blizny, o ile ten sam krwiopijca ich nie usunął… Gdy mężczyzna zabrał dłoń, na barku nie było śladu. Nataniel otworzył lekko usta, Venom zaśmiał się cicho.
-Byłem ci to winny.- Szepnął Wampir.- Może chcesz posiedzieć trochę z Gabrielem? Mówił, że się polubiliście.- Zaproponował.
Oczy Arkade zaświeciły radością, mimo względnego strachu przed Cyjanem, chłopiec bardzo chciał porozmawiać z przyjacielem. Zerknął na swojego pana prosząco. Demon, dalej niezadowolony, pokręcił przecząco głową.
-Dlaczego?- Jęknął płaczliwie Arkade.- Proszę. I tak ci tylko zawadzam, gdy rozmawiasz, proszę, Panie…- Nalegał.
-Nie.- Odrzekł demon. Miał pozwolić na to, by jego zabaweczka miała kontakt z tą nieposłuszną Harpią? Godzić się na to, by Reavmor dawał Natanielowi zły przykład? Buntował go przeciw niemu? O nie, Demasse nie był głupcem.
-Makadorze, nie bądź niemądry.- Uśmiechnął się Wampir, klepiąc czarnowłosego po ramieniu.- Są jeszcze młodziutcy, potrzebują tego.- Przekonywał.
Demasse westchnął przeciągle. Dlaczego Cyjan musiał wtykać nos w nieswoje sprawy? Czemu nie mógł zrozumieć, że Gabriel miał skandaliczny wpływ na Arkade?
-Dobrze.- Powiedział w końcu. Właściciel był zadowolony z dzisiejszego zachowania jego niewolnika, dlatego się zgodził. Nataniel cały wieczór robił wszystko, o co prosił go demon. Starał się robić dobre wrażenie, był grzeczny, cichy, przestrzegał etykiety, więc mężczyzna mógł go nagrodzić w ten sposób.
Rudowłosy, uśmiechnięty od ucha do ucha, pociągnął demona lekko za rękę, Arkade poszedł za nimi. Stanęli przed stolikiem, Cyjan usadził Nataniela przy jednym z krzeseł.
-Zaraz przyprowadzę Gabrysia, niedawno go widziałem.- Mówił Venom. Pozwalał, by niewolnik sam organizował sobie czas na balach. Wiedział, jaką męką było chodzenie za panem i wysłuchiwanie jego rozmów. Zostawił Demona i jego podopiecznego samych.
-Natanielu, nie ruszaj się stąd.- Rozkazał demon.- Ja mam mnóstwo pracy tego wieczora. Masz nie więcej niż pół godziny, zrozumiano?- Spytał ostro.- Nie rozmawiaj z nikim, znajomym jedynie się ukłoń. Z Diego, lub Cyjanem możesz porozmawiać, z Silencją też, jeśli ją spotkasz. Od reszty trzymaj się z daleka.
-Tak, panie.- Odparł chłopiec z uśmiechem. Pomimo limitu czasowego, cieszył się, że będzie mógł spędzić trochę czasu z Gabrielem. Może Harpia pomogłaby mu w planie…
Demon bez słowa obrócił się i zniknął w tłumie arystokratów… Chwilę potem z innego miejsca wyłoniło się drobne ciało Gabriela, ubranego równie skąpo, jak i Nataniel, lub bardziej. Założono na niego czarny, satynowy kostium, ku zdziwieniu Arkade, nawet nie posiadał nogawek. Duł kończyła koronkowa bielizna. Chłopiec zaczerwienił się mocno, w tej chwili cieszył się, że miał na sobie to, co dał mu jego właściciel. Gabriel bez słowa podszedł i wtulił się w białowłosego. Ten odwzajemnił gest.
-Ślicznie ci w krótkich włoskach.- Skomplementował Reavmor.
-Przestań!- Pisnął chłopiec. Naprawdę zaczynał mieć kompleksy z powodu fryzury.- Śmiejesz się ze mnie!
-Wcale nie. Naprawdę wyglądasz słodko.- Uśmiechnęła się Harpia.- Dziękuję.
-Za co?- Zdziwił się Arkade, opadając z powrotem na krzesło.
-Za to, że nie jesteś na mnie zły.- Wyjaśnił Reavmor.- To przez moje zachowanie byłem tak traktowany, Cyjan się zdenerwował…
-Przestań, to nie twoja wina.- Powiedział Nataniel.- Mam teraz poważniejże problemy…- Wyznał szczerze.
-Jakie? Coś się stało?- Zaniepokoił się czarnowłosy, siadając przy stole.
Nataniel westchnął. Miał, co opowiadać. Zaczął od tego, że musiał wyruszyć ze swoim panem, a ten nie dał mu na to pozwolenia. Opowiadał o swoim planie, o tym, że nie znał zaklęcia klonowania i musiał włamać się do prywatnej biblioteki właściciela. Gabriel słuchał uważnie, z lekkim zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Pomysł białowłosego nie był przemyślany…
-Natanielu, taka podróż jest niebezpieczna.- Powiedział. Troszczył się o białowłosego, nie chciał, by stało mu się coś złego. Na takiej wyprawie bardzo łatwo mógł zrobić sobie krzywdę. Już nie mówiąc o tym, co zrobiłby jego właściciel, gdyby odkrył obecność Arkade. Rozszarpałby go na strzępy!
-Trudno!- Krzyknął jasnowłosy.- Muszę tam iść. Muszę
-Dlaczego tak ci zależy?- Zdziwił się drugi. Osobiście nie należał do patriotów i niezbyt interesowały go losy leśnej krainy, już tam nie mieszkał… Bardziej martwił się o wulkaniczną ziemię.
-Tu chodzi też o Armagedon, to mój dom, nie rozumiesz?- Jęknął Arkade i opadł na stół. Chwilę potem się podniósł.- Co ja mam zrobić?
Czarnowłosy westchnął głęboko. W końcu, od czego byli przyjaciele?
-Mam plan.- Uśmiechnął się lekko.

Demon stał teraz w towarzystwie Diego. Postanowił zrobić sobie małą przerwę na odpoczynek, rozluźnić się, porozmawiać z Malborio, który podobnie jak wszyscy inni, prócz czarnowłosego, bawił się cudownie. Ledwo zdołał się nacieszyć spokojem, a jego oczy spostrzegły podążającego w ich stronę Mailsa. Zaklął pod nosem.
-Makadorze, świetne przyjęcie.- Skomplementował Radown na pozór uprzejmie, Demasse bez problemów zdołał dostrzec tą nutkę kpiny w jego głosie.- Ale wino mogłoby być lepsze.- Uśmiechnął się kąśliwie i upił mały łyczek czerwonego płynu z kieliszka.
Demon spojrzał na niego nienawistnie. Nie znosił tego mężczyzny, od kiedy pamiętał. Człowiek był od niego niewiele starszy, należał do Armii Almagedorskiej, spoczął dumnie na stanowisku Generała. W czasach, gdy czarnowłosy jeszcze się uczył w akademii wojskowej, ojciec Radowna, wspaniałe stworzenie, miał władze nad jego oddziałem. Szkolił ich, uczył wszystkiego, co było potrzebne na placu boju. W tamtych okresach, najlepszym rekrutem był nie kto inny, jak Demasse. Ta sielanka nie mogła trwać wiecznie. Znienawidzony przez demona, zaufany dla ojca młodszy Mails, czasem pełnił zastępstwa. Najgorzej było wtedy, gdy zasiadł na stanowisku Kierownika Rekrutacji na okres roku, w dodatku, ostatniego roku nauki dla Demasse.  Radown był arogancki, starszy od grupy jedynie o trzy lata, a zachowywał się, jakby cały świat obejmował rozumem. Szczególnie upodobał sobie nękanie utalentowanego, buntowniczo nastawionego młodego demona, imieniem Makador. Demasse zostawał na polu treningowym dłużej od grupy, był szczególnie pilnowany, Radown zwracał uwagę na najmniejszy jego błąd, dlatego, za czasów jego panowania, wyniki Makadora znacznie spadały, co procentowało do dzisiaj. Bo jako, że był niesfornym studentem, nie szanował nauczyciela, nie miał najlepszych możliwych wyników, nie mógł teraz szybko awansować na inne stanowiska.  Demon wrócił do rozmowy.
-Obyś się nim udławił.- Zasyczał z równie jadowitym uśmieszkiem. Nie mógł zrozumieć, jak mądry ojciec mógł tak pomagać Radownowi… To dzięki niemu został Generałem, zawdzięczał mu wszystkie swoje osiągnięcia. Ojciec Makadora nigdy mu nie pomagał, mężczyzna musiał do wszystkiego dojść sam. Nie było mu łatwo, może nie był w tej chwili generałem, ale obiecał sobie, że w końcu wzniesie się na wyżyny swoich umiejętności.
Mails prychnął coś tylko pod nosem i odszedł. Demasse westchnął zadowolony, nie przepadał za jego towarzystwem. Następnego dnia musiał wyruszyć z nim w krótką, ale jednak podróż. Nie wyobrażał sobie współpracy z Radownem.
-Makadorze, rozluźnij się.- Uśmiechnął się Diego i poklepał przyjaciela lekko po ramieniu.
-Przykro mi, ale nie mogę sobie na to pozwolić.- Warknął demon.- Baw się dobrze.- Dodał na odchodnym. Minęło ponad pół godziny, musiał wydostać Nataniela spod strasznego wpływu nieposłusznego Reavmora. Nie do końca pamiętał, gdzie zostawił niewolnika… Podczas przyjęć był bardzo rozkojarzony, w sumie, musiał wysłuchiwać tysiąca zażaleń, skarg, historii życia, więc miał do tego prawo. Spojrzał na stolik, w którym siedział białowłosy. Wyglądał na szczęśliwego, gdy rozmawiał z Gabrysiem. Właściciel westchnął ciężko. Może pozwoli chłopcom się widywać, skoro daje im to tyle przyjemności… Ale nie teraz, to był ostatni dzień, gdy mógł się nacieszyć swoją zabaweczką, nie zamierzał z niego rezygnować. Podszedł do stolika i zerknął znacząco na Nataniela. Ten z dziwną miną przytulił się do Reavmora.
-Ufam ci.- Szepnął mu do ucha na tyle cicho, by demon nie usłyszał.
Harpia uśmiechnęła się tylko lekko i odwzajemniła uścisk. Białowłosy posłusznie wstał z krzesła i poszedł za swoim panem. Denerwował się. Plan był bardzo prosty, a zwłaszcza jedyne zadanie Arkade. Miał sprowokować swojego właściciela, tak, by ten… Białowłosy dalej nie mógł myśleć o takich rzeczach, zarumienił się mocno. Chodziło o stosunek, bardzo zajmujący. W tym czasie, Gabryś włamałby się do prywatnej biblioteki. Zajęty białowłosym, Demasse nic by nie zauważył. Młody Reavmor mógł chodzić sam po rezydencji, właściciel pozwalał mu na to, więc nie było żadnych przeszkód, by znikł na kilka minut. Był to dużo lepszy plan, niż wcześniejszy pomysł Arkade. Istniała spora szansa na powodzenie. Jedynym problemem był sam białowłosy, który panicznie bał się kusić demona. Co ważniejsze, nie wiedział, jak to robić. Szedł teraz za nim, potem patrzył, jak przysiada się do jakiegoś stolika i przedstawia go. Ukłonił się grzecznie i czekał, aż właściciel pozwoli mu usiąść na swoich kolanach. Naprawdę nie miał pojęcia, jak prowokuję się demony, lub kogokolwiek innego. Gabriel pocieszył go słowami, że nie będzie musiał robić zbyt wiele. Chłopiec nie do końca w to wierzył. W końcu, pan pozwolił mu usiąść, Arkade posłusznie opadł na jego kolana, jak zwykle, z wielkimi rumieńcami na twarzy. Zastanawiał się, co spodobałoby się Demasse. Westchnął cierpienniczo, przecież nie miał pojęcia!
-Twoja zabaweczka jest już chyba zmęczona.- Skomentowała jedna z urodziwych szlachcianek, uśmiechając się szeroko. Najwyraźniej zdołała zauważyć niezadowoloną buzię białowłosego.
Demon spojrzał groźnie na Arkade, chyba zapominał o sztucznym uśmiechu, jaki miał nosić na twarzy przez cały wieczór.  Młodzieniec zaraz się poprawił.
-Nie.- Szepnął cichutko.- Tylko trochę mi niewygodnie.- Dodał i pokręcił się delikatnie na kolanach właściciela. Ten spojrzał na niego niezadowolony, miał się nie odzywać bez pytania.- Przepraszam…
Demon zignorował ten fakt i wrócił do rozmowy z arystokracją. Nataniel dalej nie miał pojęcia, jak sprowokować czarnowłosego. Był niewinny, skąd miał wiedzieć, co podobało się dorosłym mężczyznom? Mimo, że jego pośladki były w pewnej części nagie, nie wiedział, jak nimi działać. Co robić z czymkolwiek innym…  Pokręcił się jeszcze raz na kolanach właściciela, nieświadomie ocierając się o wrażliwsze partie Demasse, naprawdę było mu niewygodnie.
-Siedź grzecznie.- Szepnął mu go ucha demon.
Niestety, koronkowa bielizna, którą miał na sobie chłopiec nieprzyjemnie ocierała się o wgłębienie między dwoma pośladkami. Nie mógł tego powiedzieć demonowi, zapadłby się ze wstydu. Delikatnie przesunął się w tył, próbując zlikwidować dyskomfort. Powtórzył czynność kilka razy. Bezskutecznie. Gdy to nie zadziałało,  lekko wysunął rękę w tył, którą jednak złapał demon. Domyślał się, co doskwierało jego podopiecznemu, a wizja zbyt ciasnych, opinających się na pośladkach kochanka majteczek nie dawała mu spokoju. W dodatku, nie mógł pozwolić, żeby zabaweczka zachowywała się w ten sposób przy stole. Wstał z krzesła, biorąc Nataniela na ręce.
-Miłej zabawy.- Rzekł jeszcze do towarzystwa i pokierował się w stronę tylko jemu znanego miejsca.
Gabriel, obserwujący całą sprawę uśmiechnął się szeroko. „Dobra robota, Natanielku.- Pomyślał.  Teraz nadszedł czas na jego część. Rozglądając się dookoła, ruszył w stronę głównego korytarza. Nie wiedział, gdzie znajdowała się biblioteka demona, ale instynkty Harpii powinny były mu pomóc w odnalezieniu jej. Wyszedł na hol. Kierując się zapachem, wybrał pierwsze schody po lewej. Przekraczał stopnie powoli i ostrożnie. W rezydencji Demasse roiło się od straży, wolał nie wpaść w jej sidła. Gdy doszedł na piętro, ruszył prosto korytarzem. Orientacja w tym terenie nie należała do łatwych, tym bardziej, że cały budynek zalany był zapachem perfum gości, które drażniły jego delikatny nos. Szedł przez jakiś czas, zanim spostrzegł, że się zgubił.

Arkade jęknął głośno, czując opuszek, powoli zagłębiający się w jego wnętrzu. Czuł rozkosz, rozchodzącą się po całym jego ciele. Kropelki aromatycznego olejku spływały wartko po jego rozgrzanym do granic możliwości ciele. Był na skraju wytrzymania, policzki płonęły mu czerwonym rumieńcem. Nie mógł znieść tego dotyku, tej niesamowitej przyjemności. Z jednej strony chciał, by to trwało wiecznie, a z drugiej, żeby jak najszybciej się skończyło.  Demon uśmiechnął się lubieżnie, wpychając  palec głębiej, wyrywając symfonię westchnień z ust niewolnika. Białowłosy był tak ciasny i gorący w środku, Demasse tylko czekał na odpowiedni moment, by zagłębić się w jego wnętrzu. Ciało maleństwa wyglądało przepięknie, mężczyzna podziwiał je centymetr po centymetrze. Twarzyczka oblana rozkoszą i zamglone oczy aż go hipnotyzowały. Niewolnik był idealny. Wsunął kolejny palec w odbyt Arkade, drugą dłonią szczypał delikatnie sutek, zataczał wokół niego drobne pętelki, drażnił leciutko paznokciami.  Chłopiec jęczał głośno, sprawiając, że demon był jeszcze bardziej podniecony. Dwa palce sprawnie poruszały się we wnętrzu Nataniela. Druga dłoń mężczyzny zsunęła się powoli na czerwone od klapsów pośladki młodzieńca. Niewolnik był prawie gotowy. Męskość demona boleśnie pulsowała, domagając się uwagi. Czarnowłosy wiedział, że niebieskooki nie wytrzyma już wiele. Uśmiechnął się zadowolony, był świadom tego, ile rozkoszy daje niewolnikowi. Pstryknął palcami, a w jego dłoni ukazała się czarna, aksamitna wstążka. Dotknął delikatnie niewielkiej, lecz mocno naprężonej męskości Nataniela. Ten krzyknął cicho, gdy poczuł, jak materiał zaciska się na jego prąciu.
-Co mi robisz?- Jęknął rozpaczliwie, próbując dotknąć cienkiej wstążeczki.
Demon chwycił go za nadgarstek i odciągnął.
-Chcesz, żebym cię związał?- Spytał, uśmiechając się lubieżnie.  Postanowił uszanować zdanie kochanka i tego nie robić, ale skoro był nieposłuszny, dlaczego miał spełniać jego zachcianki?- Bądź grzeczny, maleńki.- Rzekłszy to, wysunął palce z gorącego wnętrza chłopca. Czuł, jak jego męskość nieznośnie pulsuje,  z cichym pomrukiem otarł ją o pośladki chłopca. Powoli zanurzył główkę w ciasnych wnętrzu, wiedział, że niewolnik nie był do końca gotowy, przygotowywał go jedynie dwoma palcami, ale nie mógł już się powstrzymać. Zagłębił się mocniej, wchodząc powoli do końca. Zerknął na twarz kochanka, po jego policzkach pociekło kilka słonych łez.  Demon po raz pierwszy brał go w tej pozycji, musiało go boleć. Do tej pory starał się dobierać pozycje, przy których zadawałby mu jak najmniej bólu, w których chłopiec mógł częściowo decydować o tępię. Teraz tak nie było. Arkade leżał na plecach, nogi w kolanach opierały się o barki demona. Twarzyczkę młodzieńca oblał grymas bólu. Mężczyzna nie poruszał się, głaskał go jedynie po policzku, uspokajając.
-Boli.- Pisnął cicho chłopiec, chciał, by demon z niego wyszedł, dał mu odetchnąć, rozwiązał wstążkę, oplatającą się wokół jego członka.- Nie chcę…
Demon spojrzał na niego spokojnie, młodzik był naprawdę uroczy, nawet, gdy cierpiał.  Zaraz miało być lepiej. Poruszył się delikatnie we wnętrzu białowłosego, było bardzo ciasne. Demasse nie łatwo było się opanować, gdyby mógł, wziąłby go mocno i szybko, ale młodzieniec nie zasłużył na to. Cały dzień był posłuszny, więc należała mu się nagroda. Arkade jęknął cicho, odczuwając jednocześnie wielką przyjemność i przechodzące powoli uczucie bólu. Demasse leniwie poruszał biodrami, drażniąc wejście Nataniela, wyrywając z jego gardła głośniejsze jęki. Widząc, jak grymas bólu na twarzy zabaweczki ustępuję miejsca rozkoszy, przyspieszył. Jego ruchy były teraz trochę szybsze, rytmiczne. Dłonie demona otaczały biodra chłopca, masowały pośladki, co jakiś czas uderzając w nie lekko. Tępo stawało się bardzo szybkie, demon wchodził głęboko, za każdym razem trafiając w prostatę chłopca, z przyjemnością wsłuchiwał się w symfonię jęków swojego niewolnika. Ten był całkowicie bezbronny. Jego naprężony członek aż błagał, by rozwiązać materiał i pozwolić mu na dojście. Ledwo łapał powietrze, wił się, kierowany falami rozkoszy. Było mu tak dobrze, chciał już skończyć, tak bardzo tego chciał, lecz przyjemność nie pozwalała wydostać się z jego ust niczemu, co nie brzmiało jak jęk, lub krzyk. Demon widział wszystko na twarzy niewolnika, widok podnieconego do granic możliwości, zawstydzonego młodzika dawał mu nieopisaną przyjemność. Uwielbiał tortury, kochał mieć władzę. Nataniel krzyknął głośno, gdy demon zacisnął dłoń na jego prąciu.
-Proszę.- Niemal wypłakał, pojękując co chwilę. Już nie miał siły.
-Przykro mi, maleńki.- Uśmiechnął się kąśliwie demon, patrząc na zrozpaczoną twarz kochanka.
Arkade z każdą chwilą stawał się coraz bardziej podniecony. Za każdym razem, gdy przyjemność rosła, wyobrażał sobie, że nie da się doznać więcej. Mylił się. Było mu coraz cudowniej. Widok demona go onieśmielał, wstydził się tego. Jego pan wyglądał tak seksownie. Jego mięśnie były napięte, włosy delikatnie przysłaniały twarz, oczy zamglone pożądaniem spoglądały na niego odważnie, silne dłonie mocno oplatały go w pasie. Widok poruszającego się w jego wnętrzu członka doprowadzał go do histerii. Zapiekł go pośladek, uderzenie sprawiło mu nieopisaną przyjemność. Poczuł, jak w jego wnętrzu rozlewa się ciepła substancja, w tej samej chwili demon westchnął cicho, przymykając oczy. Chłopiec pisnął, speszony. Demon doszedł, ledwo powstrzymał się od jęku, nikt nigdy nie sprawiał mu takiej przyjemności. Nigdy. Z kpiącym uśmiechem spoglądał na zawstydzoną twarzyczkę swojej własności, jej policzki nabrały czerwonego odcienia. Nastolatek dalej był na skraju wytrzymałości, tak bardzo chciał dojść.
-Proszę!- Krzyknął, czując jak demon wychodzi z niego. Ten zaśmiał się tylko i położył koło chłopca. Przygryzł delikatnie uszko. Dłonią muskał pośladki, drugą podpierał się o materac. Nie chciał tak szybko dać chłopcu spełnienia.
-O co prosisz?- Zapytał cicho, mrucząc młodzikowi do ucha.
-Pozwól mi…- Błagał niewolnik na skraju rozpaczy. Czuł, jak materiał wstążki opina się na jego przyrodzeniu, nie mógł już tego znieść. Było mu tak niewyobrażalnie dobrze!- Proszę, rozwiąż…
Demon musnął delikatnie główkę członka młodzieńca, z satysfakcja wsłuchując się w błagania nastolatka. Nie mogło być tak łatwo.
-Czyj jesteś?- Zapytał.
-Twój!- Krzyczał chłopiec.

Gabriel błądził w korytarzach rezydencji, panicznie poszukując biblioteki. Nie mógł tego zepsuć, przyjaciel mu ufał. Zmysły podpowiadały, że był już niedaleko. Zobaczył przed sobą duże, marmurowe drzwi. Powoli podszedł do nich i przyłożył ucho do skały. W środku nie było słychać rozmowy, biblioteka była pusta. Otworzył drzwi i rozejrzał się dookoła. Zapalił światło, mimo wszystko pomieszczenie dalej było ciemne. Przestrzeń z pewnością można było nazwać małą, dookoła stały regały z książkami, na środku czarny stolik. Demon chyba lubił mroczne klimaty. Bez większego zastanowienia, Reavmor zamknął za sobą drzwi i podszedł do jednego z regałów, musiał znaleźć zbiór zaklęć odnoszących się do biosfery, następnie formułę klonowania, w dość szybkim tępię. Gdyby spędził tutaj więcej czasu, jego zapach byłby wyczuwalny w powietrzu. Tego chłopak nie chciał. Wzrokiem przeskakiwał z napisu na napis, szukając tego odpowiedniego. Uśmiechnął się szeroko. Znalazł to, czego szukał. Wyciągnął księgę z regału i położył na ziemi, była bardzo ciężka. Zaczął wertować strony.

Demasse nieubłaganie znęcał się nad niewolnikiem, nie pozwalając mu dojść. Pieścił go delikatnie, wyrywając z różowych usteczek głośne jęki i błagania. Arkade był na skraju wytrzymałości, nie wiedział, że możliwe jest odczuwanie takiej rozkoszy.
-Proszę.- Jęczał głośno, jednak za każdym razem spotykał się z niezgodą. Dłonie demona dalej błądziły po rozgrzanym ciele, nie dając mu odetchnąć. Męskość chłopca stała naprężona, wręcz czerwona, a wokół niej opinała się wstążka. Łzy leciały nieprzerwanie z niebieskich oczu. Dziurka młodzieńca była podrażniona i spuchnięta, kropelki białego nasienia powoli spływały po pośladkach. Nataniel po prostu był roztrzęsiony.- Proszę.- Mówił.- Błagam…
Demon nie mógł już dłużej torturować tak uroczej istoty. Dłonią zjechał na dół i paznokciem zahaczył o czarny materiał wstążki. Uśmiechnął się jeszcze kpiąco i jednym, szybkim ruchem, rozwiązał kokardkę na członku. Materiał opadł na materac, a po pokoju rozszedł się krzyk rozkoszy. Ciało Arkade wygięło się w łuk, powieki zacisnęły się na czerwonych policzkach. Fala rozkoszy zalała ciało młodzieńca w jednej chwili,  potem chłopiec opadł zmęczony na łóżko. Oddychał łapczywie, nie mogąc złapać powietrza. Demon zawisł nad nim z kpiącym uśmieszkiem.
-Co się mówi?- Zapytał, głaszcząc niewolnika po policzku.
-Dz… Dziękuję.- Odparł cichutko chłopak, opuszczając powieki. Był wykończony. Demon zaśmiał się w duchu. Musiał teraz z powrotem ubrać niewolnika i wracać do gości. Zastanawiał się, jak młodzieniec wytrzyma do końca wieczoru…

Po piętnastu minutach poszukiwań, Gabriel zdołał znaleźć formułę klonowania. Powtarzał ją w głowie, by nie zapomnieć. Mógł to zapisać, ale byłoby zbyt duże ryzyko, że Cyjan zauważy, a wtedy zaczęłyby się niewygodne pytania.
-Nie zapomnij formuły.- Mówił do siebie, idąc korytarzem w stronę Sali balowej.- Nie zapomnij formuły.- Powtarzał. Słowa zaklęcia były stosunkowo łatwe, dlatego też trudno  było ich nie zapamiętać. Teraz musiał doprowadzić do ponownego spotkania z Natanielem, jeszcze dzisiaj. Skanował wzrokiem  różne osobistości, w poszukiwaniu białowłosego. Nigdzie go nie widział, czyżby demon dłużej się z nim bawił?

Demasse delikatnie wycierał pośladki Arkade z białego nasienia. Nataniel był półprzytomny, pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co robił demon, gdyby miał tego świadomość, jego twarz nabrałaby soczyście czerwonej barwy. Demasse zastanawiał się, czy jest sens ciągnąć go na dół, skoro  był taki zmęczony…
-Natanielu, zostaniesz już w łóżku.
Chłopiec kiwnął nieprzytomnie głową, zaraz jednak otworzył oczy szeroko.
-Nie!- Krzyknął i podniósł się gwałtownie do siadu. Właściciel spojrzał na niego z niezrozumieniem. Arkade musiał się jeszcze spotkać z Gabrielem, żeby chłopak przekazał mu formułę zaklęcia. Zająknął się.- Wszystko w porządku, mogę iść.- Podniósł się na chwiejnych nogach i zabrał z ziemi koronkową bieliznę, zakrywając intymne miejsca. Szybko założył ją na siebie i wzrokiem szukał rajstop.
-Co ty kombinujesz?- Spytał demon, podejrzliwie mrużąc oczy. Podszedł powoli do niewolnika i założył ręce.
-Ja?- Zająknął się chłopiec.- Nic…- Dodał po chwili. Mimo wszystko, właściciel dalej spoglądał na niego tak samo, wyczekując szczerej odpowiedzi. Chłopiec westchnął, chciał powiedzieć prawdę, w pewnej części. Naprawdę nie lubił kłamać…- Nie mógłbym się zobaczyć jeszcze z Gabrielem?
Demon westchnął i odwrócił się od chłopca. Poprawił na sobie ubranie, nawet go nie zdjął przy zabawie z niewolnikiem. Arkade był w stanie myśleć tylko o Reavmorze, szlachcica zaczynało to drażnić.
-Byłeś grzeczny cały wieczór, więc ci pozwolę.- Rzekł czarnowłosy i  znowu spojrzał na kochanka.- Ale za godzinę wracasz do łóżka, nie chcę, żebyś zemdlał…
-Dziękuję.- Arkade wtulił się w tors demona i uśmiechnął szeroko. Szczerze mówiąc, oddałby życie na piętnaście minut snu, ale tysiąca istnień Armagedonu już nie mógł poświęcić. Musiał mieć tę formułę… Musiał… Przymknął delikatnie oczy i usiadł na łóżku, zakładając białe rajstopy. Jeszcze nigdy nie czuł się taki zmęczony…

Młody Reavmor siedział przy tym samym stoliku, gdzie rozstał się z Morganą. Nie mógł dojrzeć chłopca, za to zaobserwował, jak zbliża się do niego Cyjan. Mężczyzna usiadł koło niego i westchnął.
-Czemu siedzisz sam?- Zapytał ze znudzeniem. Niewolnik nic nie odpowiedział.- Gabrysiu.- Przypomniał wampir. Czarnowłosy miał denerwujący zwyczaj unikania konwersacji, szczególnie z nim.
-Bo nie mam z kim siedzieć.- Odburknął chłopiec. Lubił rozmawiać ze swoim panem, ale… On chyba z nim nie. Nigdy nie spędzał z nim czasu. Pod tym względem, nawet Demasse był lepszy od wampira. Właściwie, Gabriel zaczynał sądzić, że demon wcale nie był takim złym właścicielem, patrząc na niego dzisiaj… Bo w końcu interesował się tym, co robił Arkade, przedstawiał go wszystkim. Cyjan nawet nie zauważył prawie godzinnej nieobecności swojego niewolnika.
-Choć ze mną.- Zaproponował Cyjan.
-Nie chcę.- Odparł chłopiec. Dlaczego Venom nie mógł się nim zainteresować?…
-Mam wezwać służbę, żeby ktoś cię zabrał do domu?- Westchnął wampir. Nie zamierzał nalegać…
-Nie…
Cyjan wzruszył ramionami i odszedł od stołu, zostawiając Gabriela samego. Ten westchnął ciężko. Rudowłosy w ogóle się nim nie interesował! A skoro nie miał szans na normalną, wolna miłość, to pragnął, by chociaż człowiek, który go więził coś do niego czuł… Dalej skanował tłum wzrokiem, w poszukiwaniu białowłosego…

-Dłużej już nie mogłeś?- Zapytał czarnowłosy z wyrzutem. Spędził przy stole kolejne pół godziny, czekając na Arkade. Naprawdę lubił przyjęcia, tym bardziej, że wszystko było dla niego dozwolone, nie chciał marnować czasu na wyczekiwanie Morgany. Jak na niewolnika, Reavmor wiódł bardzo wygodne życie.
-Przepraszam.- Szepnął cicho Nataniel.- Znalazłeś zaklęcie?
-Tak.- Odparł chłopiec.- Formuła brzmi  „ Alles vor klonum”.
Nataniel uśmiechnął się radośnie i wtulił w przyjaciela. Był mu naprawdę wdzięczny, wiedział, że czarnowłosy się narażał. Robił to wszystko dla niego…
-Dziękuję.- Mówił jasnowłosy.- Dziękuję. Jesteś najwspanialszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkałem.- Szeptał z uśmiechem.
-Nie podlizuj się.- Odparł Reavmor, również uśmiechnięty. Skoro wypełnił zadanie, mógł zacząć się bawić.- To co, może napijemy się czegoś? Oblejemy?
Arkade spojrzał na Harpię z niezrozumieniem. Jak to?
-Nie rozumiem.- Szepnął cicho. Gabriel nie miał chyba na myśli…
Czarnowłosy zaśmiał się tylko i poprowadził chłopca do jednego z barków. Ten niespokojnie rozglądał się dookoła. Właściciel kazał mu zostać przy stole…
-Wina, czy wolisz coś mocniejszego?- Spytał. Cyjan nigdy nie miał nic przeciwko temu, by pił, sam kilkakrotnie próbował odebrać mu trzeźwość.
Arkade spojrzał na Reavmora z urazą.
-Ja nie piję.- Prychnął.
Gabryś zaśmiał się tylko i sam zabrał kieliszek alkoholu z blatu.
-Twoje zdrowie.- Szepnął i wypił do dna. Lekko się skrzywił, jednak grymas zaraz spełzł z jego twarzyczki.- Jutro dopiero zacznie się zabawa…
Arkade wiedział, o co chodziło Harpii. Następnego dnia zaczynała się podróż…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.