sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 20 - "Smoczy Jeździec"


Młody Arkade wiercił się w pościeli, nie mogąc zasnąć. Był już ranek. Almagedorski, zgaszony świt. Koło niego, na łóżku nikogo nie było. Zastanawiał się, gdzie mógł się znajdować jego opiekun. Aż tak go wczoraj zdenerwował? Naprawdę nie chciał nic złego zrobić. Wstał powoli i przejrzał się w dużym lustrze, umiejscowionym nad szafką nocną. Zakrył oczy dłonią, gdy przypomniał sobie o swojej nowej piżamie. Nie dość, że skąpa, to jeszcze w tym strasznym kolorze. Nie lubił różu. Lecz jego właściciel, widocznie uwielbiał się nad nim znęcać. Nie mógł protestować. Wyszedł za drzwi, chciał do toalety. Szedł korytarzem w kierunku najbliższej. Tak myślał, nie był pewien, w którą stronę iść, wybrał tą, której koniec było widać z punktu, gdzie stał. Powoli tracił nadzieje. Otwierał wszystkie drzwi po kolei. Było ich mnóstwo. Ręce kompletnie mu zdrętwiały, nie wiedział, czy mógł zaglądać wszędzie, ale Demasse tu nie było. Stanął na końcu korytarza. Poszedł w złą stronę. Odwrócił się, jednak drogę zagrodziła mu… Męska sylwetka…

-Szukasz tutaj czegoś?- Zapytał groźnie demon i założył ręce na pierś. Chłopiec cofnął się do tyłu.

-Ja… Tylko szukam toalety…- Wytłumaczył z drżącym sercem. Demasse w chwilach złości był naprawdę przerażający. I niebezpieczny.

-Uwierzyłbym ci, gdybyś szedł chociaż w dobrą stronę. A więc, dokąd się wybierałeś?- Przyciągnął go do siebie.- Nie wiesz, że zabroniłem ci wychodzić samemu?

-Przepraszam, ja naprawdę nie pamiętam, gdzie to było. Proszę, musisz mi uwierzyć, proszę.- Jęczał Arkade, patrząc na rozzłoszczonego właściciela.

-Zobaczę cię tu jeszcze raz, a poniesiesz konsekwencje.- Powiedziawszy to, pociągnął Nataniela przed siebie i zaprowadził do toalety. On sam był już pod prysznicem, po nocy spędzonej na brudnej ziemi, bardzo mu się przydał. Chłopiec zdjął z siebie wszystko. Zastanawiał się, czemu demon tak bardzo nie chciał, by on nie chodził po rezydencji sam. Miał trochę czasu, by zająć się sobą. Westchnął. Kolejny dzień w niewoli się rozpoczynał. Przelany upokorzeniem i bólem psychicznym. A może nawet i fizycznym…

 

Demon cierpliwie czekał, aż jego niewolnik przyjdzie do pokoju. Służba zdążyła pościelić wielkie, luksusowe łoże. Demon wzdychał ze znudzeniem. Stał przy drzwiach, zastanawiał się, co dzisiaj dodać do planów… Drzwi do sypialni uchyliły się, do pokoju wszedł jego podopieczny. Zbliżył się do niego od razu i chwytając na pośladki podniósł. Usłyszał przeciągliwy pisk niewolnika. Potem, trzymając go już na rękach, przyparł go do szafirowej ściany. Nogi oparł na swoich ramionach.

-Jak się dzisiaj czujesz?- Zapytał, łaskocząc go ciepłym powietrzem po szyi. Nataniel przymknął jedno oko, gdy właściciel ugryzł go lekko w ucho.

-Dobrze.- Odparł, nieco piskliwie. Demon uśmiechnął się zadowolony. Złapał go za nadgarstki i wyciągnął ręce ku górze. W takiej pozycji chłopak był kompletnie bezbronny. Jednak, gdy miał do czynienia z demonem, wszelkie próby sprzeciwu i tak skończyłyby się fiaskiem.

-Co mi robisz?- Zapytał chłopak, nieco zaniepokojony poczynaniami czarnowłosego.

-Droczę się.- Odparł mężczyzna.- Chce się tobą trochę pobawić.- Zaśmiał się i uśmiechnął lubieżnie.

-Ja nie chce.- Jęknął chłopak. Mimo jego protestów, demon, wolną ręką zsunął z niego podkoszulek .

-Możesz nie chcieć.- Powiedział ostrzej Makador. Zabaweczka nie mogła mu się sprzeciwiać. Nigdy.- Ja chce.- Uciął miękko i zagłębił język w uchu maleństwa. Ten odwrócił głowę. Jeszcze nawet nie wydobrzał po ostatnim razie, a mężczyzna znowu chciał go skrzywdzić.

-Proszę, nie.- Pisnął cicho chłopiec.- Obiecuję, że później nie będę protestował, tylko nie rób mi tego teraz, proszę…- Wyszeptał z lekką obawą. Mówił poważnie, starał się wynegocjować warunki, pomyślał, że to może być deską ratunku. Dojrzałość i opanowanie. Makador nigdy nie był ugodowy.

-Och, oczywiście, że nie będziesz. Ja cię nauczę, że nie można pyskować.- Powiedział demon i  opuścił go na ziemie. Potem zmusił, by położył się na łóżku.- To co? Wolisz po dobroci?

Chłopiec kiwnął głową. Nie chciał bólu. Przeżycia tamtego wieczora były niesamowite… Ale on… Nie był gotowy. Po policzku popłynęła mu łza, którą właściciel od razu zlizał. Demasse całował delikatnie jego szyje i myślał, w jaki sposób ukarać młodzieńca za nieposłuszeństwo. Uśmiechnął się złośliwie. Zdjął z Nataniela dolną bieliznę i ucałował odsłonięte podbrzusze. Chwilę potem wziął go na ręce.

-Bolało może nie będzie, ale musisz trochę pocierpieć.- Szepnął mu do ucha demon.- Za karę. Nie pyskuj do mnie nigdy więcej, gdy jestem dla ciebie delikatny.- Wysyczał, jednak nie było słychać w tym żadnego gniewu. Demasse był jedynie konsekwentny, nie gniewał się już na młodzieńca.

-Za co chcesz mnie karać? Ja tylko poprosiłem…- Tłumaczył białowłosy.

-Wczoraj mnie zdenerwowałeś, dzisiaj, bezczelnie śmiałeś narzekać, gdy byłem dla ciebie dobry. Włóczyłeś się samotnie po korytarzach mojej rezydencji. Teraz się nie wykręcisz.- Rzekłszy to, zacisnął dłonie na jego nagich pośladkach. Jego już dość długie paznokcie zrobiły może nie krwawe, ale widoczne ślady na skórze niewolnika. Zszedł schodami na dół. Wstąpił za wielkie, wykonane z przeźroczystego kamienia drzwi. Nie musiał nic mówić. Sala miała kształt dwunastokąta. Każda płaszczyzna pokryta była lustrem. Sufit, oraz podłoga również. Arkade wstrzymał powietrze. Demon zaśmiał się tylko i położył Nataniela na ziemi. Chłopak widział swoje odbicie wszędzie, gdzie nie spojrzał. Szklane powierzchnie odbijały się od siebie, powodując, iż młodzieniec odbijał się w jednym lustrze dokładnie ze wszystkich stron. Zakrył oczy. Makador uśmiechnął się z przekąsem.

-Trzeba było być grzecznym.- Powiedział i wykonał kilka gestów dłonią. Ręce Nataniela samoistnie powędrowały do tyłu i spoczęły koło siebie, tak, jakby chłopiec był związany.

-Nie wziąłem sznura.- Zakpił demon i pocałował go dość niedelikatnie w usta. Chłopiec nie chciał uchylić warg, jednak, gdy dostał bolesne uderzenie w pośladek od właściciela, uległ i pozwolił się wedrzeć intruzowi do środka. Po chwili oderwali się o siebie. Na twarzy Nataniela widniały soczyste rumieńce. Oczy miał zamknięte.

-Otwórz oczy. Chcę żebyś widział to, co z tobą robię.- Powiedziawszy to, pociągnął go tak, by klęczał. Musnął ustami jego ramie. Nie śpieszył się, kara miała trwać długo i uczyć. Jego ręka pieściła obolałe po uderzeniu pośladki chłopca, na których pozostał widoczny ślad dłoni mężczyzny. Powoli zjeżdżał językiem na inne rejony. Jeden sutek wziął w usta i leciutko przygryzł, wyrywając cichy jęk z ust niewolnika. Dłonie dalej zajmowały się pieszczeniem pośladków. Demoniczny język powoli zataczał ścieżkę do podbrzusza Nataniela. Chłopiec, musząc patrzeć na to wszystko czuł się upokorzony do granic możliwości. Oddychał głośno, w lustrze widział, jak rozluźniony był demon. Nie mógł odwrócić wzroku od czerwonego śladu na pośladkach. Jęknął, gdy czubkiem nosa, właściciel trącił główkę jego członka. Demasse polizał lekko koniuszek męskości chłopca, tym samym wyrywając kolejny, donośny jęk z ust niewolnika. Uśmiechnął się z zadowoleniem i zaczął zataczać kółeczka wokół główki. Tym sposobem doprowadzał chłopca do szczytu zmysłów.  Jedną dłoń z pośladów przeniósł na jądra chłopca i lekko pieścił. Jego ruchy były coraz mocniejsze i dawały chłopcu coraz więcej rozkoszy. Arkade nie mógł ruszać rękami, co doprowadzało go do histerii. Czuł się kompletnie bezbronny. Nie mógł znieść tego upokorzenia, nie chciał na to patrzeć, jednak nie mógł zamknąć oczu. Nie mógł, choć tak bardzo chciał. Widział to wszystko, co robił mu demon. Jak go dotykał, ten jego lubieżny uśmiech. Żar w oczach. Jęczał już głośno, nie mógł się powstrzymać. Było mu tak dobrze. Makador energicznie ruszał głową w przód i w tył. Chwilę po tym, wiedząc, że niewolnik był już na skraju wytrzymałości, zaprzestał pieszczot i szepnął mu do ucha.

-Chcesz?- Zasyczał i polizał jego ucho. Nataniel nie mógł odpowiedzieć, że nie. Zostałby za to jeszcze okrutniej ukarany.

-Tak.- Szepnął chłopiec.

-Co mam teraz zrobić?- Zapytał demon. Chciał, żeby jego zabaweczka się ośmieliła. Jednak chłopak milczał. Demon dał spokój, wiedział, że teraz tego nie wyciągnie, ale kolejny raz zapowiadał się ciekawie… Naśliniony palec włożył w wejście chłopaka, tym czasem usta zajmowały się klatką piersiowa i sutkami. Nataniel poruszył biodrami, za co kolejny raz został skarcony warknięciem. Makador był skrajnie dominującą osobą, wszystko musiało być po jego myśli.

-Patrz w lustra. Obserwuj, jak się tobą bawię.- Mówił.- Jak moje dłonie pieszczą twoje wejście.- Mówiąc to, włożył palec głębiej i dodał następny. Młodzieniec jęczał bez przerwy, ledwo się powstrzymywał od dojścia.- Lubisz tak?- Zaśmiał się właściciel.

Palce opuściły odbyt chłopca. Demon był ubrany, spuścił jedynie nieco spodnie. Chwilę zajął się swoim członkiem, potem ocierał go w dość sugestywnym geście o wejście niewolnika. Ten pisnął.

-Siadaj na kolanach.- Rozkazał i rozsiadł się tak, by Nataniel mógł bez problemów usiąść na nim. Chłopiec obrócił się przodem do niego, jednak unosił się jeszcze na kolanach, nie wiedział, czy może się opuścić, przede wszystkim się bał. Właściciel złapał go mocno za pośladki i powoli zaczął zniżać w dół. Nataniel jęknął z bólu, gdy poczuł wchodzącą w jego wnętrze męskość opiekuna. Wykrzywił twarz, a po policzku poleciało mu kilka łez. Chłopiec dalej był ciasny. Demon spojrzał na niego. Nie poruszył się.

-Unieś nogi, nie chce by dotykały ziemi.- Rozkazał mężczyzna. Chłopiec wykonał polecenie, jednak kosztowało go to trochę wysiłku i bólu.- Patrz, gdzie cię dotykam i jak, wszystko mi później opowiesz.

Młodzieniec nic nie zrozumiał, wiedział jedynie, że ma patrzeć w lustra. Trudno było mu się skupić, kiedy czuł ten dyskomfort. Demon  uniósł jego biodra do góry i znowu puścił, tak, że opadły w dół. Nie czuł zbytniego oporu. A trochę bólu nie mogło zaszkodzić chłopcu… Powtórzył kilka razy tę czynność, powoli. Złapał za pośladki i narzucił szybszy ton. Za szybki, Arkade krzyknął z bólu. Powoli, ten nieprzyjemny, bolesny stan zmienił się w dyskomfort, a potem w dziwne uczucie pełności. Rytmicznie unosił się i opadał, tym samym nadziewając się na twardego członka właściciela. Jęczał głośno, kropla potu spłynęła mu po czole. Zapomniał o bólu. Widział swoje odbicie, spoglądał na twarz swego oprawcy, oblaną przyjemnością i zadowoleniem. Jego policzki wręcz płonęły. Ta rozkosz, rozchodząca się po jego ciele była nieopisana. Demon sprawnie narzucał tępo, był dokładny. Dało się słyszeć głośny, nierówny oddech obydwu kochanków. Jęki Arkade odbijały się od ścian i tworzyły echo. Jeszcze kilka mocnych, stanowczych pchnięć ze strony Makadora, a młodzieniec doszedł z krzykiem na ustach. Demon złapał go za z podbródek, tak, że w chwili szczytu musiał patrzeć na niego. Nie dał mu jeszcze odpocząć. Najpierw on. Jeszcze bardziej przyspieszył, tym samym wyrywając jęki bólu z ust swej zabaweczki. Nie przejął się nimi, pchał mocno, czuł, że już niedługo do końca. Jego członek był twardy. Gotowy. Westchnął dochodząc . W chwili szczytu mocno ścisnął pośladki chłopca, znowu sprawiając mu ból. Potem puścił go, uwolnił dłonie z magicznych więzów, ale nie pozwolił mu zejść z kolan. Wyjął tylko swoją męskość, by tamten odpoczął.

-Grzeczna zabaweczka.- Uśmiechnął się kpiąco.- Teraz opowiedz mi, po kolei, co z tobą robiłem.

Arkade spojrzał na Makadora z rezygnacją i zmęczeniem. Więc o to chodziło wtedy… Zalał się czerwienią. W lustrze widział, jak członek Demasse wsuwał się i wysuwał z jego… Z jego… Nawet nie mógł w myślach przełknąć tego słowa. Jak masował jego pośladki, ciało. W dodatku, dalej go bolało, dosyć mocno.

-Ja nie… Nie umiem.- Wyjąkał cicho, spuszczając głowę. Naprawdę nie potrafił.

-Mów, bo nie będzie przyjemnie.- Ostrzegł dalej łagodnie demon, muskając ustami jego rozgrzaną szyję.- Pomogę ci. Zacznę.  Związałem ci ręce, przy pomocy magii.- Powiedział.- Dalej ty.

-Pocałowałeś mnie?- Zapytał niepewnie chłopiec. Może byłby w stanie opowiedzieć o tym wszystkim, jednak teraz wywarta została na nim presja. Demon pokiwał głową i kazał kontynuować.- Uderzyłeś mnie, bo nie chciałem…

-Gdzie cię uderzyłem?- Uśmiechnął się kpiąco demon. Chłopiec zapiszczał. Spojrzał prosząco na właściciela.

-No, ja czekam.- Zaśmiał się Demasse.- Tutaj?- Sugestywnie poklepał pośladki swego niewolnika. Ten syknał, był obolały.- Hm?

Chłopiec pokiwał głową i ukrył twarz w dłoniach. Nie chciał o tym mówić, nie rozumiał, dlaczego demon tak go męczył… Był bliski śmierci ze wstydu.

-Proszę, nie każ mi dalej… O tym mówić. Proszę.- Wyjęczał.

-Musze cię nauczyć.- Szepnął mu do ucha demon i przygryzł lekko małżowinę. Widząc, że maleństwo wyglądało na skrajnie cierpiące, westchnął.

-Natanielu, w końcu będziesz musiał.- Powiedział.- Ale dzisiaj dam ci spokój.

Demon dotknął delikatnie wejścia chłopaka. Poczuł, że po dłoni spływa mu jakaś substancja, bynajmniej nie białego koloru. Uniósł rękę. Krew. No tak… To musiało się tak skończyć. Nataniel spojrzał na to, jakby miał zaraz zemdleć. Odwrócił głowę i spojrzał z lustro. Kilka kropli krwi spadło już na ziemię.

-Miało nie boleć.- Powiedział drżącym głosem.

-O nie, miało „Być może” nie boleć.- Uśmiechnął się kpiąco Makador. Miał świetną zabawę.

Chłopiec dalej patrzył na dłoń właściciela, umazaną we krwi…

-Czy tak powinno być?- Zapytał lekko spanikowany. Demon zaśmiał się.

-Nic ci nie będzie.- Zachichotał rozbawiony.- Może się nie wykrwawisz.- Dodał po chwili.

 -Boli.- Poskarżył się białowłosy i ukrył twarz w dłoniach.

-Co ty powiesz?- Udał zdziwionego.- To dobrze, będziesz miał nauczkę, żeby więcej mi nie pyskować.- Uśmiechnął się kąśliwie. Chwilami pobyt z Natanielem był najlepszą rozrywką, jaką mógł sobie sprawić. O tak, jeszcze tylko kieliszek alkoholu w dłoni i byłby najszczęśliwszym sadystą na Almagedorze. Chłopiec chwilę milczał, wreszcie, żeby nie musieć dalej odpowiadać na krępujące pytania, zmienił temat.

-Weźmiesz mnie gdzieś dzisiaj?- Zapytał.

-Weźmiesz?- Zachichotał brunet. Jego własność pisnęła przeciągle, sugerując zmianę tematu.- A zasłużyłeś sobie?- Droczył się przez chwilę. Morgana kiwnęła głową.- No cóż, dobrze. Pozwolę ci wybrać, dokąd…

-Ja nie znam tego miejsca… Rozmawiałeś z Cyjanem?- Zapytał, a rumieńce pojawiły się na jego twarzy. Lubił wampira, co nie zaprzeczało temu, że przerażał go lekko. Jego dotyk, ten niepokojący wzrok w purpurowych oczach.

-Nie i nie zamierzam.- Spoważniał czarnowłosy.

-Dlaczego?- Zdziwił się Arkade, myślał, że mężczyźni byli przyjaciółmi….

-Upił cię i chciał zgwałcić.- Sprostował demon.- Jesteś mój, nie pozwolę dotykać swojej własności.

-Wtedy nie byłem jeszcze… Twój…- Wyszeptał, jakby zastanawiał się nad sensem tych słów.- On był pijany, to nie była jego wina.- Bronił wampira.

-Gdyby on mógł, cały czas byłby pijany.- Wyjaśnił Makador.- Najpierw musi się nauczyć panować nad sobą, a potem niech do mnie przyjdzie. Nie mam ochoty płacić za jego ciągłe pomyłki i błędy.- Uciął.

-Ale, nie przyjaźnicie się?- Zapytał niepewnie Nataniel, gubił się w tych wszystkich skomplikowanych, Almagedorskich relacjach.

-Nazwijmy to inaczej, dobrze się z nim bawię, ale nie ufam mu.- Rzekłszy to, wstał i naciągnął spodnie na biodra. Wcześniej posadził swoja zabaweczkę na ziemi.- Jeżeli on się nie zmieni, ja nie zmienię swojego stosunku. Tyle na ten temat. Nigdy się nie ubierzesz? Mam rozumieć, że czekasz na kolejny raz?- Zakpił Demasse.

-Chyba musze się najpierw umyć.- Powiedział chłopiec.- Nie mam tutaj ubrania…

-Ty musisz robić tylko to, co ja ci każę zrobić, reszta spraw jest względnie nieważna.- Przypomniał właściciel i postawił chłopaka w pionie. Pociągnął go za sobą i zdjął koszulę ze swojego niesamowicie zbudowanego, umięśnionego torsu. Arkade miał wrażenie, że patrzy na kamienną sylwetkę o doskonałych, modelowych proporcjach. Każdy mięsień dało się zauważyć, najdrobniejszy szczegół rzucał się w oczy. Nawet tych kilka blizn nie szpeciło ciała. - Zabiorę cie dzisiaj na powierzchnię, chyba tęsknisz za słońcem, prawda?- Powiedziawszy to, założył wcześniej zdjęte odzienie na Nataniela.

Ten uśmiechnął się lekko, oczy mu pojaśniały, jakby usłyszał najszczęśliwsza nowinę, jaka mogła na niego spaść.

-Tak, proszę, zabierz mnie tam.- Błagał niemal histerycznie Arkade, co zdziwiło jego opiekuna.

-Aż tak ci śpieszno?- Arkade przytaknął.

-W takim razie, nie mogę cie wziąć, nie powinienem cie rozpieszczać.- Uśmiechnął się kpiąco Makador.- Chyba, że będziesz bardzo grzeczny.- Zasugerował Arkade, dotykając  czarnej obroży swojego niewolnika.- Nie pasuje ci.- Stwierdził i pstryknął palcem, obroża znikła w ułamku sekundy. Na jej miejscu spoczął delikatny, srebrny łańcuszek. Na nim wisiała ta sama tabliczka, jaka przypięta była do obroży, lecz zmieniła kształt na okrągły.- Lepiej.- Rzekłszy to, otworzył drzwi do swojej sypialni. Na łóżku leżały poskładane ubrania dla jego niewolnika.- Ubieraj się, ja zaraz przyjdę.

Demon wyszedł z pomieszczenia, najpewniej również coś na siebie włożyć. Nataniel podszedł do łóżka. Wziął w dłonie długie, wykonane z szarej skóry spodnie, zwężane ku dołowi. Najpewniej miały opinać się na ciele. Tak tez się okazało, gdy je włożył. Następnie w dłoń ujął biały podkoszulek, a w pasie przewiązał się chustą w morskiej barwie. Mimo iż wszystko było długie, a podkoszulek na pozór niewinny i tak wyglądał nieprzyzwoicie. Na nogach spoczywały czarne, skurzane, oficerki do kostek. Westchnął, czemu nie mógł założyć po prostu koszuli? Dlaczego? Do pokoju wszedł demon, już ubrany, dostojnie wyglądający. Tors przyodziewała biała koszula, spodnie były proste , ale eleganckie. O czarnej barwie. Na koszuli spoczywał lekki, jakby również satynowy, czarny płaszcz do kostek. Był rozpięty. Arkade przyzwyczaił się, że jego właściciel nie lubił kolorów, przynajmniej na sobie.

-Tak, lepiej ci w jaśniejszych kolorach.- Uśmiechnął się demon.

-Nie chcę w tym chodzić.- Powiedział chłopiec i spojrzał z wyrzutem na swego pana. Ten prychnął.

-Skoro ci się nie podoba, to mogę ci założyć spódniczkę.- Warknął Demasse.- Chcesz?

Arkade znieruchomiał. Był chłopcem, nie mógł nosić… Dał sobie spokój.

-Nie, przepraszam.- Uległ.

-No ja myślę.- Rzekłszy to, pchnął Nataniela przed siebie. Zeszli po granitowych schodach na sam dół. Chłopak nie zwiedzał jeszcze rezydencji Demasse, ale zdążył zauważyć, że wszystko było czarne, prócz drzwi. One były w różnych kolorach, a jego zdaniem, stanowiły całkiem ciekawy kontrast. Wrót było mnóstwo.  Nie miał pojęcia dokąd prowadził I nie wiedział też, jakim cudem jego właściciel był w stanie się tutaj nie zgubić. Ściany błyszczały, rozpraszały Arkade, przez co nie mógł w pełni podziwiać tego wspaniałego wnętrza. W końcu przekroczyli wrota Rezydencji i wyszli poza mury, a przed bramę posiadłości. Z szalonym ujadaniem, cerbery przebiegły do swego właściciela. Arkade, widząc bestie, pisnął cicho. Demona rozbawiła reakcja niewolnika. Psy przybiegły w oszałamiającym tępię i zaczęły obwąchiwać dwójkę. Nataniel, przerażony, próbował cofnąć się do tyłu, ale uniemożliwiał mu to demon, stojący za nim.

-Nie bój się, nic ci nie zrobią.- Uspokajał go właściciel.- Stój spokojnie.- Dodał i kucnął nad cerberami. - Głodne, hm? Macie na niego ochotę?- Wskazał na swego podopiecznego. Na te słowa, jedna z piekielnych bestii próbowało złapać w pysk rękę Arkade, ten odsunął ją szybko i pisnął.

-One chcą mnie pogryźć.- Jęknął Arkade i wtulił się w tors demona.

-Chcą się z tobą bawić.- Zaśmiał się Makador.- Nie zrobią ci krzywdy, uspokój się.

-Chodźmy już, proszę.- Nalegał Nataniel, nie chciał tu być, bał się cerberów.

-Nie, najpierw masz się uspokoić.- Powiedział stanowczo mężczyzna i odciągnął chłopca od siebie. Zmusił go, by kucnął przed psami. Arkade zadrżał, cerbery stały nieruchomo. Arkade wyciągnął rękę i położył niepewnie na łbie jednego ze stworzeń. Bestia nie zrobiła za wiele, rozwarła tyko szczękę i ziewnęła. Arkade widząc to, pogłaskał delikatnie psa, tak, że tamten się położył. Na twarzy białowłosego zagościł lekki uśmiech. Właściciel, dostrzegłszy wyraz mimiczny chłopca, westchnął.

-Dobrze.-Powiedział.- Możemy iść.

Nataniel wstał z klęczek i spojrzał na demona.

-Są twoje?- Zapytał chłopiec, w tym samym czasie został popchnięty do przodu, a potem przed bramę posiadłości.

-Owszem.- Rzekł Demon i wykonał kilka gestów ręką. Nataniel stał do niego przodem, nagłe usłyszał przeraźliwy huk za sobą. Instynktownie obrócił się i zaniemówił. Jego źrenice rozszerzyły się tak szeroko, jak tylko mogły. Za nim stał wielki, czarny smok, zasłaniał cały krajobraz górnego miasta. Łeb miał trochę większy, niż połowa długości ciała Arkade, z tyły wystawało z niego kilka ostrych, kostnych wyrostków.  Czarne niczym smoła łuski połyskiwały w świetle latarni. Czerwone oczy patrzyły na niego jakby wrogo, w jakąś niepokojącą iskrą. Białe, szpiczaste zęby, mocna, ale smukła sylwetka. Te cechy sprawiały, iż to czarny smok stanowił istną maszynę do zabijania. Groźną, nieprzewidywalną, wytrzymałą, odporną na uroki, inteligentną... Mroczną, ale niesamowicie piękną. Arkade nie mógł się ruszyć. Jaszczur spoglądał na niego, sparaliżowało go to. Czuł, że się dusi. Stał tak blisko jednego z najgroźniejszych istot Almagedoru, a nawet całego Nardeonu. Bestia mogła go zabić w każdej chwili, wystarczyło jedno machnięcie silnym, umięśnionym ogonem, by chłopak stracił życie. Zebrał się na odwagę i zrobił kilka kroków, tak, by schować się za Makadorem.

-Co ty wyrabiasz?- Zapytał poirytowany demon.

-S… Sm… Smok.- Wydusił z siebie.

-Tak, smok. Mój smok.- Potwierdził.- Przestań się wreszcie wygłupiać i wsiadaj na niego.

Nataniel był bliski omdlenia. Jak to? Wsiadaj? To stworzenie miało w krwi zabijanie. Nie mógł się do niego zbliżyć. Mimo względnie fatalnych warunków życia, chciał umrzeć śmiercią naturalną. Nie śpieszyło mu się, by odejść z tego świata.

-Nie mogę.- Powiedział. Smok warknął cicho. Na ten dźwięk Arkade zasłabł, nie wiedział, czy utrzyma się na ziemi.- Słabo mi.

-Przecież cię nie zje.- Tłumaczył demon, cierpliwie, ale zaczynał się już denerwować.

-Nie wiem.- Wyjąkał chłopiec, opierając się o bramę posiadłości Demasse.- Wygląda na głodnego.

-Chyba miałeś styczność ze smokami na Armagedonie.

-No tak, ale one były złote, albo zielone, ale nie czarne.- Wyszeptał, zamykając oczy. Nie chciał patrzeć na jaszczura.

-Cholera… A co to za różnica?- Zapytał uniesionym głosem.- Koloru?! Wsiadaj i nie denerwuj mnie.- Rzekłszy to, wskoczył na swą bestię i czekał chwilę na Nataniela. Chłopak ani nie drgnął.

-Chodź tutaj.- Rozkazał, już w nienajlepszym nastroju. Młodzieniec, nie mając zbytniego wyboru, podszedł do bestii. Właściciel podniósł go i posadził przed sobą. Arkade pisnął po raz kolejny.

-Zjadł cię?- Zapytał zirytowany czarnowłosy.

-Boję się go.- Odparł Arkade, co właściwie nie było odpowiedzią na uprzednie pytanie.

-Połóż się na nim.- Rozkazał demon. Nataniel nie rozumiał, więc właściciel przyparł go do szyi jaszczura.

-Leż, on jest spokojny, ty też się uspokój.- Powiedział demon.- Powiedz coś do niego.- Zaproponował po chwili.- Ma na imię Veragror. Nie mów na głos, pomyśl, on zrozumie.

Białowłosy nie był pewien, czy to coś da, ale zrobił, co mu poradził właściciel. „Nie zjesz mnie?”- Zapytał w myślach. Usłyszał cichy szmer, ale żadnego słowa. „Odpowiedz mi, proszę”- Rzekł. Poczuł, jak do jego umysłu wdzierają się informację. Usłyszał „Nie”. Nie był pewien, jak miał opisać to odczucie. Nie usłyszał dźwięku, wyczuł go. „Zabijesz mnie?”- Zadał kolejne pytanie, a potem poczuł smoczy śmiech. „Spróbuję nad sobą panować”. I znowu chichot.

-Nie śmiej się ze mnie.- Jęknął z wyrzutem chłopiec. Nawet nie zauważył, że powiedział to na głos. Zmarszczył gniewnie brwi.

Demasse, jak na komendę uśmiechnął się kąśliwie. Wiedział, że Veragror tak zareaguje na przerażonego młodzieńca. „Wredny jaszczur” – Pomyślał Nataniel, ta rozmowa… Jakby odpędziła od niego wszystkie obawy. Chłopiec nawiązał łączność emocjonalną ze smokiem. Stery przejął demon.

-Veragrorze, leć  na powierzchnię.- Rozkazał Demasse, a jaszczur uniósł się w górze. Co zdziwiło Makadora, Nataniel nie wyglądał na przestraszonego lotem.

-Łatałeś już kiedyś?

-Tak.- Odparł smutno chłopiec.- Kiedy uczyłem się magii, miałem swojego smoka. Był jeszcze zielony, kiedy ostatni raz go widziałem. Nigdy nie zobaczę, jak się przemienia.- Powiedział.- Nigdy…

Demon milczał, wiedział, jaki to ból, stracić stworzenie, z którą w pierwszym dniu można nawiązać nierozerwalną więź. A co dopiero po kilku latach… Zielone smoki zawsze ewoluowały w złote, a czerwone w czarne. Lecz jeśli chodziło o szkarłatne, rzadko udawało się doprowadzić do ich przemiany. Dlatego było ich niewiele.

-Przecież możesz go przywołać.- Stwierdził niby obojętnie mężczyzna.

-Nie mogę, nie naznaczyłem go.

-Dlaczego?- Demon zmarszczył brwi.

-Nie chciałem mu sprawiać bólu. On… Nie wiem, dlaczego, ale zawsze, gdy go potrzebowałem, po prostu był przy mnie… Nie musiałem go wzywać. Poza tym, nie pozwolisz mi mieć smoka, mógłbym uciec…- Szepnął z nutką nadziei na to, że właściciel zaprzeczy.

-Owszem, nie pozwolę ci.- Zgodził się Demasse.- Ale ja mógłbym się nim zająć.

Arkad westchnął, nie to chciał usłyszeć…

-To nieistotne, już go nie zobaczę.- Szepnął smutno chłopiec.

Demon westchnął, nie miał nic więcej do powiedzenia. Bywało, że chciał wiedzieć, jaki jego niewolnik był naprawdę. Bez lęku, zahamowań. Po prostu on. Jego wnętrze… Nie miał pojęcia, dlaczego przemawiają do niego takie zachcianki. Nigdy nie interesował się zdaniem, tokiem myślenia i sposobem bycia swych poddanych. Nie interesowało go to. Teraz było inaczej. Po raz pierwszy miał ochotę normalnie porozmawiać z niewolnikiem. Bez żadnych praw, obowiązków, taktu. Tylko prawda i emocje. Wiedział jednak, że to nigdy się nie spełni. Nie mógł się tak poniżyć, nie mógł dopuścić, by jego niewolnik czuł się równy swemu panu. Jemu. Westchnął. Dość dawno przelecieli granice górnego miasta, teraz znajdowali się nad stanem wysoko postawionym, potem mieli ominąć stan przeciętnych, następnie poniżej przeciętnych, a potem ubogich,  pod koniec żebraków. Arkade patrzył na to z zapartym tchem. Miliony świateł, tysiące pieczar, w których żyli Almagedorczycy. Układane poziomami, czarne stepy, dzięki którym łatwo było o wypadek. Wystarczył jeden nie ostrożny ruch, by spaść i stoczyć się na samo dno. Mieszkańcy wulkanicznej krainy byli zawsze czujni. Wiecznie postawieni na baczność, gotowi do ataku. Arkade zauważył, że niektóre z istot klękają.

-Co oni robią?- Zdziwił się białowłosy.

-Czczą smoka.- Odparł demon.

-Ale dlaczego?

-Czarny smok jest zwierzęciem czczonym na Almagedorze.- Rzekłszy to, uniósł rękę ku górze, a tłumy mieszkańców, nad którymi przelatywał, zaczęły powtarzać jego imię.

-Dlaczego?- Zdziwił się Nataniel.

-Czarny smok, niegdyś był jednym z sześciu stworzeń niepodległych krainom, nie był on naszą istotą. Wybrał Almagedor i teraz jest jednym z naszych najpotężniejszych stworzeń. Z własnej woli smoki wybrały nas i w dużej mierze przyczyniły się do wygranych z Armagedonem bitw. Zależy im się ten zaszczyt.

-Dlaczego oni wypowiadają twoje imię?- Zapytał Arkade.

-Smoczy jeździe również są czczeni. Nie każdy potrafi zapanować nad tak niepokorną istotą, jak smok. Z reguły, więżenie smoka jest karalne, bo stworzenie musi wybrać, czy będzie posłuszne swemu panu, czy nie. Jeśli on chciałby odejść.- Wskazał na jaszczura.- Nie mógłbym go zatrzymać.- Szepnął i pogładził swe zwierze po boku. Uśmiechnął się lekko. Arkade zauważył, iż między właścicielem a jeźdźcem była niesamowita więź. Kąciki jego ust lekko się uniosły. Od jego właściciela bił taki spokój, jakiego jeszcze nigdy nie wyczuł wcześniej.

 

Lecieli już długo, około dwóch godzin. Smoki były niebywale szybkimi stworzeniami. Arkade co chwile pytał, czy niedługo będą na skrajach krainy. Demon za każdym razem, udzielał mu twórczej odpowiedzi w postaci typowego „Nie”. W końcu białowłosy dał spokój i zamknął oczy. Widoki z góry były piękne, ale podziwianie ich przez tyle czasu stało się…. Nudne. Demasse Rozmasowywał skroń, wyglądało na to, że nie czuł się najlepiej. Brwi spoczywały w wrogim grymasie, jakby właściciel białowłosego był wybitnie niezadowolony.

-Wszystko dobrze?- Zapytał niepewnie chłopiec.

-Nie.- Odparł niezadowolony demon.

-Co się dzieje?- Dopytywał, mając nadzieje, że opiekun się nie zdenerwuje.

-Nic, do cholery! Siedź cicho!- Wrzasnął demon.- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz, że jednak żyjesz.

Arkade, spłoszony, wtulił się w szyję smoka, byleby jak najdalej od czarnowłosego.

Wyglądało na to, że zaraził go wirusem, który wcześniej wywołał u niego chorobę… Niedobrze… Póki co, starał się siedzieć cicho, by nie denerwować niepotrzebnie bruneta. Mężczyzna nie był skory do rozmowy. A póki co, zostało im jeszcze sporo drogi…

 

Od Autora:

To koniec rozdziału 20, nie mam dla was żadnego bonusu. Zobaczymy, może przy 30…  Niedługo fabuła zacznie się na powrót rozwijać. Za jakieś… Dwa rozdziały… To tyle, kochani. A właśnie, bądźcie tak mili, ludzie, których powiadamiam na gg, dawajcie komentarze. Nie dlatego, że ja chce koniecznie statystykę dobrą. Ja was powiadamiam i nie wiem czy słusznie, bo nie mam pojęcia, czy wy to czytacie, czy nie, albo chociaż na gg napiszcie. Takie trudne?  Mówiłam, że napisałam kilka rozdziałów w przód? Cofam to. Usunęły się, musiałam wgrać całe oprogramowanie od początku, bo wirusa złapał mój komputer. Tragedia, czyż nie? To wszystko, miłego dnia.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.