wtorek, 18 września 2018

Rozdział 68


Demon w jednej sekundzie pojawił się przed niewolnikiem, osłaniając go przed kłębem ognia. W tym samym momencie naszyjnik na szyi chłopca otoczyła jasna poświata, by zaraz rozejść się na całe jego ciało. Czyżby zapieczętowana w łańcuszku moc Demasse obudziła się do życia? Młodzik zakaszlał, nie mogąc zaczerpnąć oddechu. Powietrze stało się bezlitośnie gorące. Zmarszczył powieki, chwytając się koszuli właściciela.
Makador zacisnął pięści, szepcząc pod nosem kilka niezrozumiałych słów. Po chwili spod ziemi wystrzeliły magiczne, wijące się pod naporem wiatru więzy. Kiedy palce demona rozprostowały się, pęta błyskawicznie zacisnęły się wokół paszczy smoka, by zaraz opleść resztę muskularnego ciała.
Gdy jaszczur opadł bezwładnie pod bramę posiadłości, a ostatnie płomienie zgasły, nastała głucha cisza, przerywana tylko ciężkim oddechem Arkade.
Demon odetchnął głęboko, rozluźniając spięte mięśnie i obserwując opadający leniwie pył. Czuł, jak schodzi z niego całe ciśnienie. Niewiele brakowało, a miałby tu gotową tragedię. Jak mógł popełnić tak głupi błąd?
Zerknął przez ramię na niewolnika, który najwyraźniej dalej nie wyszedł z szoku. Odrzucił natychmiast myśl, że był w niego wtedy zbyt zapatrzony, by zauważyć zagrożenie na czas. Zgarnął włosy do tyłu, pozbywając się resztek zdenerwowania i spoglądał, jak niewolnik opada na kolana, drżąc na całym ciele i oddychając niespokojnie.
- No już, uspokój się – westchnął, kucając przy nim. – Oddychaj głęboko – polecił.
Nataniel w ogóle nie słuchał demona, był tak przestraszony, że nie docierały do niego żadne słowa z zewnątrz. Do oczu co chwila napływały mu nowe łzy. Szlachcicowi przeszło przez myśl, że to chyba najwyższy czas, by nauczyć młodzika panować nad emocjami.
- Natanielu – rzekł stanowczo, łapiąc go za podbródek
Zaniepokoił się odrobinę, kiedy nie przyniosło to żadnych efektów. Był pewien, że po tym wszystkim, co chłopak ostatnio przeszedł, stanie się odrobinę twardszy. Najwyraźniej nie miał racji. Klepnął go lekko w policzek, by w końcu wziął się w garść.
Ten spojrzał na niego, najwyraźniej wracając do rzeczywistości. Nareszcie.
- Nic ci nie jest? – zapytał mężczyzna, głaszcząc go już tylko uspokajająco.
Młodzik pokręcił nerwowo głową, zaciskając powieki. Demasse przyglądał mu się jeszcze chwilę, po czym przygarnął go do siebie ramieniem. Dalej czuł, jak cały dygota, łapiąc łapczywie powietrze. Przeklął w myślach.
Jak to możliwe? Smoki nie zapominały swoich jeźdźców, a już na pewno nigdy ich nie atakowały. Już nie mówiąc o tym, że zielone jaszczury były jednymi z najłagodniejszych, jakie można było spotkać. Wiec co tu się, u licha, działo?
- Nie poznał mnie? – Wymamrotał Arkade, wtulając twarz w twardy tors właściciela.
Szlachcic westchnął. Musiał przyjrzeć się gadowi, ale wolał, żeby niewolnik znalazł się teraz w bezpieczniejszym miejscu, z dala od tego zamieszania. Odsunął go od siebie odrobinę, by upewnić się, że jest cały. Całe szczęście, wyglądało na to, że prócz strachu, młodemu Arkade nic poważniejszego nie dolegało. Wstał powoli, pociągając za sobą chłopca. Odprowadził go do drzwi rezydencji, cały czas asekurując. Obawiał się, że po takim szoku młodzik mógł w każdej chwili zemdleć. Zawołał służbę, przechodząc przez próg.
- Zabrać go do komnaty – rozkazał strażnikom. – Niech medyk go obejrzy – dodał po chwili, dalej uważnie obserwując młodzika.
- Panie – mruknął Arkade, spoglądając na twarz Demasse, zaciskając drżące dłonie na jego koszuli. – Nie rób mu krzywdy...
Makador pogładził go uspokajająco po plecach. Miał nadzieję, że nie będzie musiał uciekać się do ostateczności, ale w razie potrzeby był gotów zabić gada. Póki co, miał jednak zamiar przenieść go do podziemi i przyjrzeć mu się tam odrobinę dokładniej.


Tego dnia młody Reavmor obudził się w anielskim wręcz humorze. Otoczenie pięknych mebli i gładkich materiałów, delikatnie pieszczących jego skórę, niewątpliwie pozytywnie wpływało na jego samopoczucie. Nie bez znaczenia była również służba, która na skinięcie palca była gotowa zrobić dosłownie wszystko. W takich okolicznościach nawet rzępolące skrzypce nie mogły zepsuć mu humoru!
Uśmiechnął się delikatnie, spoglądając na wskazówki przesuwające się po tarczy zegara. Miał zamiar zagrać na nerwach pewnemu ulubieńcowi i miał już pewien pomysł, jak to zrobić. Musiał tylko poczekać na odpowiednią porę, a ta zbliżała się z każdą minutą.


Demon zmarszczył brwi, przyglądając się ciemnemu symbolowi na szmaragdowych łuskach jaszczura. Przejechał po znaku palcami, starając się rozpoznać rodzaj użytej energii, by zaraz przenieść uwagę na ślepia gada. Widział w nich tylko złość, żadnego strachu ani wahania. Odsunął się nieznacznie, gdy wściekłe zwierzę po raz kolejny zaczęło się szamotać. Demasse już wiedział, że smok został zapieczętowany, najpewniej po to, by go zabić. Tylko kto mógł odważyć się na tak szalony krok? Nastawanie nie życie następcy tronu kończyło się wyrokiem śmierci. Taka istota z pewnością musiała długo go obserwować, skoro wiedziała o jaszczurze i planowała wykorzystać moment zaskoczenia. Prychnął pod nosem. Wyglądało na to, że wojna o koronę już się zaczynała, a on sam był zmuszony wziąć w niej udział.
W całej tej nieprzyjemnej sytuacji dostrzegł jednak pewną możliwość. Jeszcze niedawno chciał, żeby bogowie podsunęli mu wskazówkę, a oni najwyraźniej posłuchali. Pieczęć na karku jaszczura była wręcz idealnym materiałem do ćwiczeń dla młodego Arkade. A chłopiec, chcąc ulżyć bliskiemu stworzeniu w cierpieniach, na pewno wykazałby się znaczną motywacją.


Karo spoglądał na młodą harpię, widocznie zaskoczony jej przybyciem. Rozsiadł się wygodnie przed biurkiem, mierząc ją badawczym spojrzeniem i odłożył pustą już filiżankę po kawie na bok. Czyżby młody znowu coś kombinował?
- Gabriel? – rzucił w końcu pozornie znudzonym głosem.
Ten kiwnął głową, zamykając za sobą drzwi.
- A kto inny? – zapytał, posyłając sutenerowi niejednoznaczny uśmiech. – Spodziewałeś się kogoś innego? – udał zdziwienie, podchodząc do biurka, by po chwili usiąść na jego rogu, zakładając nogę na nogę.
Doskonale wiedział, kogo spodziewał się szef i nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie – na tę myśl ogarniała go istna błogość.
Karo zlustrował sylwetkę młodzieńca, a jego twarz wykrzywiła się w zadowolonym grymasie. Harpia miała na sobie najpiękniejszą bieliznę, uczesała starannie włosy, jej makijaż był wręcz nienaganny. Czyżby chciała go uwieść?
- A jeśli powiem, że czekałem na ciebie? – szepnął zmysłowym, lekko ochrypniętym głosem.
Co prawda zaraz miał przyjść Kastijan, ale był ciekaw rozwoju sytuacji. Poza tym, skoro Gabriel tak się postarał, to chyba nie wypadało go odsyłać, prawda?  Chłopak wydawał mu się ciekawy i telepata był pewien, że szybko nie dozna nudy w jego towarzystwie. Choć dalej nurtowało go pytanie, co ten kombinował.
- To się dobrze składa – przyznał Reavmor.
Dalej nie przepadał za pracodawcą, ale nie mógł sobie odmówić upokorzenia Kastijana, zwłaszcza po tych wszystkich przykrych słowach, które wczoraj padły. Niespiesznie wstał z biurka, by po chwili opaść na kolana Sylvia. Jakby przypadkowo otarł pośladkami o jego budzącą się do życia męskość, dalej okrytą przez materiał spodni. Uśmiechnął się psotnie.
- Jesteś bezczelny – zamruczał telepata, chwytając młodzika za włosy i przyciągnął jego twarz do swojej, łącząc ich usta w krótkim pocałunku. Harpia smakowała rozkosznie. – Chyba będę musiał nauczyć cię pokory...
Reavmor zaśmiał się cicho, słysząc tą groźbę. Nagle poderwał się delikatnie i odwrócił głowę, słysząc szczęk otwieranych drzwi. No to zabawę czas zacząć!


Młody Arkade wyczekiwał demona, a jego myśli bez przerwy krążyły wokół zielonego smoka. Nie wierzył, żeby wierny jaszczur umyślnie chciał zrobić mu krzywdę. Coś musiało się stać. Z drugiej strony zastanawiało go, skąd Demasse w ogóle go wziął. Czyżby miało to coś wspólnego z porwaniem jego ojca? Młodzik obawiał się, że to spotkanie nie wyjdzie na dobre Amarytonowi.
Westchnął, wpatrując się smutnymi oczami w swoje odbicie w lustrze. Ostatnimi czasy wiele musiał przejść, nie chciał po raz kolejny nosić żałoby, tym razem po ukochanym smoku. Obrócił się w kierunku drzwi, słysząc opuszczającą się klamkę. Wstał jak poparzony, lustrując wzrokiem swojego pana, który właśnie przekroczył próg sypialni. Nie chciał usłyszeć złych wieści...
- Jak się czujesz? – zapytał demon, mierząc sylwetkę niewolnika uważnym spojrzeniem.
Chłopak podszedł pospiesznie do szlachcica. Chciał zapytać o jaszczura, ale zawahał się przez moment.  Co, jeśli smok już nie żył?
Demon z westchnieniem przyciągnął młodzika do siebie, by po chwili nachylić się nad nim. Posłał chłopcu niejednoznaczny uśmiech. Domyślał się, że Arkade nie będzie skakał z radości po tym, co usłyszy, ale z pewnością mu ulży.
- Nic mu nie jest – szepnął mu do ucha, chuchając na nie gorącym oddechem. – Uspokój się.
Nataniel odetchnął z ulgą, czując jak z serca spada mu ogromny ciężar. Tak się bał, że więcej nie zobaczy jaszczura... Teraz, gdy już najgorsze obawy odeszły, w jego głowie narodziło się mnóstwo nurtujących pytań.
- Co z nim? – zadał pierwsze z nich, spoglądając z nadzieją na swojego właściciela. – Jest chory? – mówił jednym tchem. – Wyleczysz go, prawda?
Demon pokręcił głową z politowaniem i nachylił się mocniej nad chłopcem. Złapał go za podbródek, by ten w końcu zamilkł i spojrzał mu w oczy.
- Jeśli będę wiedział więcej, to na pewno się dowiesz – skłamał.
Właściwie wiedział już wszystko, ale wolał nie rozpraszać młodzieńca, póki ten nie poradzi sobie z poprzednią pieczęcią. Intencjonalnie gad miał być miłą odskocznią od nauki, która pozwoliłaby chłopcu zregenerować odrobinę umysł. A wyszło jak wyszło. Może i na dobre, kto wie?
- Mogę go zobaczyć?
- Nie – uciął miękko i westchnął, widząc proszące spojrzenie Arkade. – Najpierw lampion. Potem się zastanowię.
Chłopak jęknął niezadowolony. Patrząc na jego postępy poczynione dotychczas, a raczej ich brak, to mogło potrwać wieki! A on nie mógł tyle czekać! Widząc jednak twardy wzrok mężczyzny, zrezygnował z dalszych prób protestu.


Kastijan stał w bezruchu niczym posąg, spoglądając na Reavmora siedzącego na kolanach szefa. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego.
Harpia widziała emocje mieszające się na jego twarzy – od zaskoczenia, przez niedowierzanie, aż do nienawiści. I o to właśnie chodziło! Przesunęła gładką dłonią po torsie pracodawcy, rzucając jawne wyzwanie ulubieńcowi. Niech wie, że z nią się nie zadziera.
Sylvio spojrzał na swojego ulubieńca, najwyraźniej intensywnie się nad czymś zastanawiając.
- Dzisiaj masz już wolne – rzekł w końcu, obejmując harpię mocniej – Przyjdź jutro.
Chłopak uchylił usta w zdumieniu i stał jeszcze przez chwilę w miejscu, nie wiedząc jak się zachować. Jak to możliwe?! Od lat nie przytrafiło mu się coś takiego. Spojrzał jeszcze na Reavmora, który właśnie posyłał mu triumfalny uśmiech, łasząc się do telepaty.  W tym momencie czara goryczy się przelała. Wiedział, że nowy jeszcze go popamięta. Skończy z nim raz na zawsze!
Odwrócił się i wyszedł pospiesznie, trzaskając za sobą drzwiami, a Gabriel spoglądał jeszcze przez moment na wejście do gabinetu, rozkoszując się słodkim zwycięstwem.
- Chyba jest nie w humorze – zakpił z radosnym błyskiem w oku, by zaraz wrócić do namiętnego pocałunku.


Arkade oddychał ciężko, mierząc nieodgadnionym spojrzeniem lampion. Kolejny, bo poprzedni nie skończył dobrze. To była już jego trzecia próba dzisiaj, dalej niezwieńczona pozytywnym rezultatem. Kątem oka zerkał na demona, mając nadzieję, że ten jeszcze nie spisał go na straty. Tak strasznie mu zależało, żeby zobaczyć Amarytona chociaż na chwilę i pogłaskać go po szmaragdowych łuskach. Tęsknił za nim każdego dnia, od kiedy trafił na Almagedor, teraz nie mógł tak po prostu spokojnie czekać...
Z cichym westchnieniem oparł łokcie o kamienny blat, czołem dotykając do niego. Był cudownie chłodny.
- Nie przewidywałem przerw! – usłyszał za plecami ostry głos Demasse.
Zerknął na niego przez ramię, robiąc żałosną minę. Demon sprawiał wrażenie wyjątkowo zniecierpliwionego. W sumie mu się nie dziwił.
- Nie umiem – odparł zrezygnowany, podnosząc ręce w geście bezsilności.
Szlachcic przewrócił oczami, zirytowany. To było oczywiste - właśnie po to się uczył, żeby umieć. Podszedł do niego i stanął tuż za jego plecami. Złapał jego drobne dłonie w swoje i przyłożył do lampionu. To był już ostatni sposób, w jaki mógł mu pomóc, więc miał nadzieję, że zadziała. W innym wypadku mogło się zrobić niebezpiecznie.
- Skoncentruj się – szepnął mu miękko do ucha i wysłał drobną cząstkę swojej mocy prosto do pieczęci. – Czujesz? – zapytał, bacznie obserwując jego reakcję.
Chłopak zawahał się odrobinę. To było naprawdę dziwne doznanie, kiedy demoniczna energia tak po prostu przepłynęła mu przez śródręcze. Kiwnął głową.
Demon wyszeptał formułę zaklęcia, a już po chwili czar płynnym strumieniem zaczął przepływać do lampionu, raz zwalniając, raz przyspieszając, przeciskając się przez szczeliny w barierze runy.
- Spokojnie i z wyczuciem – mruczał chłopcu do ucha, nie spiesząc się, żeby ten miał okazję dokładnie poczuć, co robił i z jakim natężeniem. – Nie wszystko na raz.
Kiedy jego moc wypełniła wszystkie bariery i pulsowała niespokojnie we wnętrzu pieczęci, mężczyzna przerwał na chwilę.
- A kiedy już znajdziesz wszystkie szczeliny... – zrobił wymowną pauzę. – Niszczysz ją.
Nataniel aż sapnął zaskoczony, czując jak Demasse gwałtownie wpuszcza do blokady kłąb swojej ognistej energii, a ta rozszerza się i pęka niczym najdelikatniejsza porcelana. W tym samym momencie lampion rozbłysnął intensywnym blaskiem.
Demon puścił dłonie chłopca, spoglądając na na niego uważnie. Na zarumienionej twarzy dostrzegł zdumienie i coś mu się zdawało, że oczy młodzika nagle zalśniły podobnie jak odpieczętowane przed chwilą światło, kiedy ich właściciel w końcu zrozumiał, gdzie popełniał błąd.


Dni i noce poświęcone ciężkiej pracy wreszcie nabrały sensu. Wertowanie wszystkich podręczników, jakie znalazł w zasięgu ręki, nieustępliwe próby, zawiedzione spojrzenie demona, wymierzone w jego oblicze, pot, łzy wylewane nocami po gorzkich porażkach, to wszystko w końcu zebrało plony. W końcu!
Arkade spoglądał w szoku na lampion, który emanował teraz intensywnym światłem, zwieńczając niejako jego dzieło. Tyle razy mu się nie udawało, że stracił już nadzieję i teraz po prostu nie mógł w to uwierzyć. Czy to był sen?
Przymknął oczy, czując jak otaczają go silne ramiona właściciela. Wtulił się w jego tors, oddychając łapczywie z przejęcia i wbijając zdumione spojrzenie w przestrzeń. Jego umysł spowiła mgła, odcinając go na kilka chwil od rzeczywistości. W uszach szumiały mu słowa demona, ale nic z nich nie rozumiał.
Naprawdę się udało?


Kastijan popijał drinka, opierając się o blat baru i ślizgając smętnym spojrzeniem po butelkach za ladą. Jedna z nich wyróżniała się na tle innych – była elegancko smukła, w pięknym, kobaltowym odcieniu. I jako jedyna z nich wszystkich była pusta. Chłopak obserwował beznamiętnie, jak barman bierze ją w dłoń, by zaraz wyrzucić do kosza, a na jej miejsce stawia nową, zupełnie inną i pełną po brzegi. Czyż to nie była smutna alegoria jego życia?
- Jeszcze raz to samo – poprosił.
Spoglądał jak mężczyzna bierze czystą szklankę, a potem wypełnia ją alkoholem i dolewa soku. Następnie wyciągnął z szafki malutką buteleczkę z ciemnego szkła i wylał z niej kilka kropel do napoju. Kastijan zmarszczył brwi. To musiała być jakaś nowość w asortymencie.
- Co to? – zaciekawił się.
- Ekstrakt z czarnych pąków – odparł pracownik. – Działa odprężająco.
Chłopak uśmiechnął gorzko, przeczesując swoje kobaltowe pasma palcami. Właśnie tego teraz potrzebował.
- Możesz dodać więcej – mruknął.
Barman zaśmiał się nerwowo i pokręcił głową.
- Lepiej z tym nie przesadzać – ostrzegł, podając gotowy napój na ladę. - Bo można się już nie obudzić.
Kastijan poczuł nagłe uderzenie gorąca na twarzy, kiedy do głowy wpadł mu pewien pomysł. Spojrzał ukradkiem na flakonik, który dalej stał za barem, podczas gdy obsługa zajęła się przecieraniem kieliszków.
Nie obudzić?
Tak się składało, że znał pewną osobę, której życzyłby wiecznego snu.
Niewiele myśląc, złapał butelkę w drżącą dłoń i schował szybko za gorsetem, rozglądając się nerwowo dookoła, czy aby nikt tego nie widział. Wstał spokojnie, by nie wzbudzać podejrzeń i oddalił się niespiesznie do swojej komnaty, wcześniej zgarniając przygotowany dla niego napój z blatu.


Demon sapnął zadowolony i odchylił głowę, czując usta Arkade zaciskające się na jego twardej męskości. Siedział na skraju łóżka, opierając się dłońmi o pościel, a młodzik klęczał na podłodze między jego nogami. Właśnie tego teraz potrzebował. Trochę relaksu w tym całym zamieszaniu wydawało mu się niezbędne.
Złapał młodzika za włosy, w myślach rozpamiętując sprawę tego smoka. Byłoby dobrze, gdyby udało mu się ustalić, kto był na tyle głupi, by nastawać na jego życie. Wolał być przygotowany na ewentualną powtórkę z rozrywki. Póki co musiał jednak zachować szczególną ostrożność, zwłaszcza jeśli chodziło o Nataniela. Nie chciał go przypadkiem wpakować w niebezpieczną sytuację.
Z rozważań wyrwał go piekący ból. Syknął cicho, cofając odrobinę biodra.
- Nie gryź – warknął na Arkade, ale widząc jego przepraszający wzrok, przymknął z powrotem oczy.
Gdyby Cyjan był w lepszej kondycji, może mógłby obejrzeć pieczęć smoka pod kątem pochodzenia mocy, ale w zaistniałej sytuacji był zdany tylko na siebie. Nie mógł z tym iść do byle kogo i rozpowiadać wszystkim na lewo i prawo.
Odchylił głowę mocniej, czując przyjemne skurcze w podbrzuszu, wracając myślami do gorących warg niewolnika. Spiął się, czując, że już niedużo mu brakuje. Przyciągnął młodzika mocniej, nie przejmując się jego kaszlem ani szklącym się spojrzeniem, wchodząc w jego usta bardzo głęboko i doszedł w nich z cichym warknięciem.
- Połknij – rozkazał, kiedy całe ciśnienie zaczęło z niego schodzić, pozostawiając za sobą błogą senność.
Uśmiechnął się zadowolony, kiedy chłopak wykonał polecenie. Wyciągnął do niego rękę i starł łzy z policzków.
- Grzeczny chłopiec – pochwalił go i zapiął z powrotem spodnie.
I westchnął ciężko, widząc jego proszącą minę. Dzisiaj nie miał już ochoty na nic innego, jak tylko głęboki i długi sen, ale skoro obiecał niewolnikowi, że zobaczy tego smoka, to zamierzał dotrzymać danego mu słowa. Przetarł oczy dłonią, pozbywając się resztek zmęczenia i wstał z ociąganiem, gestem ręki dając młodzikowi do zrozumienia, żeby poszedł za nim.


Młody Arkade spoglądał uważnie na pieczęć zdobiącą potężną szyję zielonego smoka. Dotknął jej delikatnie samymi opuszkami palców, by zaraz czule pogładzić to miejsce. Nie chciał sobie wyobrażać, co teraz musiał czuć jaszczur, pozbawiony jakiejkolwiek możliwości wyboru, skrępowany i zamknięty w tym ciemnym miejscu.
Odsunął się gwałtownie, słysząc złowrogi warkot bestii. Bolało go, że najbliższa mu istota w taki sposób odpowiada na jego dotyk. Przeniósł niepewny wzrok na demona, opierającego się nonszalancko o skrępowane skrzydło gada. Wydawał się być nieobecny.
- Da się ją usunąć, prawda? – zapytał.
Właściciel oprzytomniał odrobinę i spojrzał na niewolnika. W takich momentach nie potrafił odgonić myśli o Veragrorze.
- Nawet więcej – odparł z pokrętnym uśmiechem. – Ty ją usuniesz.
Chłopiec uchylił powieki szerzej. On? Przełknął ślinę, widząc, jak grymas na twarzy Demasse jeszcze się pogłębia. Czyli nie żartował...


- Dolejesz mu tego do picia – rzekł Kastijan, podając drobną buteleczkę w dłonie młodej służącej.
Była nowa, niedoświadczona i służyła Gabrielowi, stanowiła wręcz idealny pionek, którym miał się posłużyć. A w razie komplikacji, łatwo można było ją zastraszyć, by nie pisnęła ani słówka o jego udziale.
Dziewczyna niepewnie przyjęła flakonik, po czym przyjrzała mu się dokładniej.
- To trucizna? – zapytała z obawą w głosie.
Chłopak spojrzał na nią odrobinę poważniej. Że też służka musiała wtykać nos w nie swoje sprawy...
- Tylko środek nasenny – skłamał uspokajająco, po czym wręczył jej sakiewkę, w której zachęcająco pobrzękiwały złote monety. – To zaliczka. Resztę dostaniesz po wykonaniu zadania – obiecał. – Ale powiedź o tym komukolwiek, a obiecuję ci, że te pieniądze cię nie uratują.

4 komentarze:

  1. Fantastyczny rodział. Młodziak uczy się, a serce demona jest już miękkie, oczywiscie jak na niego. Natomiast to co wyrabia harpia przyprawia mnie o palpitacje serca. To na pewno na nim się zemści. Biedny Mój ulubiony wampir. Mam ndzieję, że ta nauczka życi harpię w ramiona Venoma. Bardzo dziękuję:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po 3 latach moje ulubione opowiadanie powraca 😍 aż się łezka w oku kręci.
    Dużo weny i spokoju :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    o Demansse zaczyna mięknać i z tego się cieszę, ale to co Gabriel wyprawa ech to wszystko obróci się przeciwko niemu na pewno... oby Nathanielowi udało się uratować smoka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.