sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 14 - "Demoniczne wartości"


Wizyta u Silencji dłużyła się Arkade niemiłosiernie. Za każdym razem, gdy kobieta wybierała jakiś komplet, Nataniel miał ochotę zapaść się pod ziemię. Tak głęboko, jak to tylko było możliwe. Miał wrażenie, że śni koszmary… Jednak Demasse był nader zadowolony, podobnie jak i Diego. Oglądanie chłopca w strojach, a raczej kostiumach, wyglądających na zapożyczone z jednego z Almagedorskich teatrów, prosto z przedstawienia o tematyce erotycznej, stawiało dwóch mężczyzn w błogim stanie radości. Makador czerpał również szczęście z niebywałego zażenowania, jakie oblewało twarz jego podopiecznego. Gdy demon kończył trzecią butelkę alkoholu magicznego, jak zwano ten wywar na Almagedorze, gdyż każda porcja doprawiona była odrobiną magii, Nataniel wyszedł z Silencją po raz kolejny z garderoby. Tym razem kobieta odziała go w czarny, skurzany komplecik. Był jednoczęściowy. Nogawki ledwo zasłaniały pośladki chłopca, zaś góra miała krótkie rękawki. W tali chłopiec przewiązany był pasem, także skurzanym. Białowłosy nie mógł się nie zasłaniać, czuł się okropnie w takich rzeczach. W dodatku kostium był tak obcisły, że ledwo mógł się ruszać. Demasse był rozpromieniony, na jego twarz wpełzł tak niesamowity uśmiech, lubieżny, a za razem rozbawiony, że z kolei Silencja nie mogła odeprzeć wzroku od czarnowłosego demona.
-Bierzemy.- Powiedział Demasse, jak z resztą po raz piąty, bo tyle było przymiarek.
-Król będzie wściekły.- Powiedział Malborio.- Chyba nie powinniśmy go ubierać w coś takiego.
-A kto mówi o nim?- Zaśmiał się demon.- Założę to mojej następnej zabaweczce.
Arkade niemal się przewrócił. Służył opiekunowi jako manekin! Malborio również się oburzył.
-Makadorze.- Zaczęła miękko Silencja.- Nie wiem, czy znajdziesz stworzenie, na którym te rzeczy będą wyglądać tak niesamowicie.- Szepnęła do ucha młodzieńca, mimo, że cała wypowiedz kierowana była do demona.- Nigdy nie widziałam tak doskonałych proporcji.- Dokończyła i zachichotała lekko. Jej długie szpony powędrowały na policzek Arkade.
Demasse westchnął. Miał przed sobą ciekawy dzień.
-Następny.- Zażądał po chwili.
-O nie!- Nie zgodził się Malborio.- Teraz wybierz coś innego, żeby chłopak mógł w tym chodzić.- Malborio okazał się jedynym, którego Nataniel obdarzył wdzięcznością.
Silencja zniknęła z chłopcem za drzwiami garderoby, a szatyn spojrzał gniewnie na przyjaciela. Jego stosunek był nie do przyjęcia.
-Nie traktuj go w ten sposób.- Pouczył demona.
-Diego, wiem, co robię.- Zachichotał.- Przecież wiesz, że to jednak dla niego.
-Myślisz, że król będzie zadowolony, jeśli go tak zobaczy?
-Ważne, że ja jestem zadowolony, wreszcie mam z niego jakiś pożytek.- Uśmiechnął się kpiąco, a w oczach zatańczyły mu radosne ogniki. Świetnie się bawił. Diego tylko machnął ręką, zdecydował, że zrobi demonowi wykład przy następnym wyskoku.
Tym czasem w garderobie trwało piekło. Arkade stał osłupiały, a przed nim, z subtelnym uśmiechem, Silencja. W ręku trzymała lakierowany, czerwony kostium, machała nim ostentacyjnie raz w jedną, raz w druga stronę. To było nie do przyjęcia.
-Nie włożę tego!- Pisnął chłopiec. Miał dość i wiedział, że nie da się w to wcisnąć. Kobieta nie walczyła.
-Dobrze, słodziutki.- Zgodziła się.- Pozwolę tobie coś wybrać.
Nataniel odetchnął, jednak niedługo trwało jego szczęście. Do momentu, gdy usłyszał to jedno słowo. „Ale”.
-Ale.- Powtórzyła Silencja.-  Tylko z tej półki.
Z opuszczoną głową podszedł do szały. Jedyne, co było dla niego w miarę do przyjęcia… Nie istniało. Zwrócił uwagę na bladoróżową koszulkę bez rękawów. Elegancką, wykonaną z cienkiego ,jednak nieprześwitującego materiału. Wydłuż zapięcia, układały się białe, delikatne guziki, wraz z pojedynczą falbanką. Do tego krótkie spodenki, bardzo krótkie, o kolorze jasnooliwkowym.
-Skoro tak sobie życzysz, proszę bardzo.- Uśmiechnęła się kobieta.- Rozbieraj się, słodziutki.
-A mogę w końcu sam?- Jęknął chłopiec. Miał dość tego, że nie mógł się nawet sam ubrać.
-Nie, nie potrafisz tego zakładać.- Zaśmiała się delikatnie i przejechała szponami po aksamitnej w dotyku koszuli. Nataniel westchnął i zdjął wszystko po kolei, nie miał już takich problemów jak za pierwszym razem, kiedy wręcz palił go wstyd. Kobieta założyła na niego wybraną koszulkę, potem spodnie. Koszulka powędrowała do spodni. Pas chłopca przewiązała delikatną, zwiniętą w pas chustą, czarną, o wzorze w drobne, czerwone, oraz lekko żółtawe kwiaty. Na nogi założyła jeszcze oficerki za kostki. Niewiązane, przewleczone jedynie chustą o tym samym wzorze, co ta w pasie, dla nadania łagodności. Strój komponował się świetnie. Silencja, z subtelnym uśmiechem pokiwała twierdząco głową, jakby oceniała swoje dzieło na całkiem przyzwoite. Dwójka wyszła z garderoby. Makador uśmiechnął się przyjemnie, chłopcu było w tym ładnie, to samo zrobił Diego.
-To też biorę.- Rzucił Demasse.- Koniec, sześć kompletów wystarczy.
Nataniel odetchnął, naprawdę był zmęczony i szczerze cieszył się, że dobrnął do końca.
-Makadorze, biorąc pod uwagę, że do decyzji króla zostało mniej niż sześć dni, twoje działania są lekko bezsensowne, nie sądzisz?- Zapytał Malborio.
-Nie pytałem cię o zdanie.- Warknął, nikt nie mógł bezkarnie wypominać mu głupoty.- Przydadzą się, zobaczysz.- Dodał z ociąganiem.
-Cieszę się, że jesteście zadowoleni.- Powiedziała Silencja.- Jestem niesamowita.- Szepnęła bardziej do siebie, niż do otoczenia.- Napijecie się jeszcze czegoś?- Zapytała.
-Jeszcze jedna butelka.- Powiedział demon. Jako członek tej rasy, mógłby wypić jeszcze pięć i byłby jedynie lekko zamroczony.
-Ja tez poproszę.- Westchnął Diego.
-I jemu też coś daj, chyba się zmęczył.- Zaśmiał się Demasse, patrząc na podopiecznego. Wyglądał na wycieńczonego.- Chodź tu.- Rozkazał podopiecznemu.
Gdy chłopiec wykonał polecenie, porwał go na kolana. Białowłosy pisnął, zaś Silencja poszła po trunki. Arkade nie szarpał się dalej, gdy zaskoczenie przeszło, ułożył się wygodniej na kolanach demona, opadł na jego pierś i zamknął oczy. Makador zamruczał, lubił, gdy podopieczny okazywał taką uległość… I spokój… Tym czasem Silencja wróciła do pokoju. Niedelikatnie położyła dwie butelki alkoholu na stoliku i jeszcze herbatę dla białowłosego. Sama otworzyła butelkę rumu i prosto, dość niekulturalnie zrobiła pierwszego, sporego łyka, poczym westchnęła i usiadła na krześle obok Malborio.
-Powiedź mi, ile płacę, póki  jestem w dobrym humorze.- Zaśmiał się demon.
-Poczekaj, zaraz policzę.- Rozpromieniła się kobieta, jak każda na Almagedorze, kochała pieniądze. Pooglądała chwilę swoje długie, pomalowane na czarno paznokcie, uniosła brwi i spojrzała teatralnie w bok.- Trzy tysiące monet.- Ucięła miękko.
Demon westchnął i wyjął mały, pozłacany notesik. Zapisał liczbę na kartce i w jednej chwili, na środku pokoju leżała góra złota.
-Możesz je policzyć.- Zaśmiał się bezczelnie.
-Bądź tak miły, przenieś je do skarbca.- Poprosiła, poczym upiła kolejny łyk napoju. Demon pstryknął palcami, a monety znikły. Wydawał się być niebywale spokojny. Bez przerwy przypatrywał się śpiącemu w jego ramionach młodzieńcowi. Wiedział, że podopiecznego ogarnął sen, inaczej, na widok góry złota zemdlałby. Pogłaskał go delikatnie po jedwabistych, jasnych włosach. Pozostała dwójka patrzyła na jego poczynania z lekkim rozczuleniem. W oczach Silencji, mimo szczerej sympatii do Arkade czaiła się zazdrość. No tak, Demasse należał do jednej z najlepszych partii w Almagedorze. Wiele istot marzyło, żeby spędzić z nim choćby noc, nie dostając nawet niczego w zamian. Odetchnęła, jednak nie zaryzykowałaby przyjaźni, jaka łączyła ją i demona. Znali się od dawna… Od najmłodszych lat. Demon pamiętał jeszcze, jak jako sześcioletni chłopiec zawsze chodził do tego miejsca po ubrania dobrej klasy. Wtedy zakład prowadziła jeszcze matka Silencji, Karea, która aktualnie zamknięta była w lochach, za oszustwa w interesach. Po zwolnieniu się stanowiska, Silencja zaczęła pracę i świetnie sobie radziła do dziś. Kobieta dopiła rum do końca. Diego także dokończył swoja butelkę. Zaś ta, należąca do Demasse, stała nienapoczęta na stoliku.
-Wybacz, ale straciłem ochotę.- Rzekłszy to, wstał z młodzieńcem na rękach.- Muszę już iść, wstąpisz do Cyjana dzisiaj?- Zapytał.
-Tak, może na chwilę.
-To zobaczymy się wieczorem.- Ucałował rękę Silencji i ruszył w stronę drzwi. – Diego, zabieram go na razie do siebie, to za co zapłaciłem, weźmiesz do siebie.- Wyszedł za drzwi i zniknął w obłokach dymu. Mógł to zrobić jeszcze w pokoju, jednak na Almagedorze uważano za bardzo niegrzeczne, używanie tego zaklęcia w towarzystwie. A Demasse był szarmanckim demonem.
Słał teraz w swojej sypialni z białowłosym na rękach. Łóżko zaścielone było aksamitną pościelą o barwie rubinowej. Podłoga była ciemna, wykonana z drewna wiśniowego. Połyskiwały na niej miedziane refleksy, które świetlnie współgrały z jedną z czterech ścian, o właśnie takim kolorze. Druga ściana była wyrzeźbiona w lśniącym szafirze, chropowata, reszta była kremowa i gładka. Za środku, parkiet przykrywał wzorzysty dywan w starym stylu. Wzory były czerwone, złote, miedziane, o barwie czysto zielonej oraz turkusowej. Dzięki temu cały pokój wyglądał spójnie. Demasse delikatnie położył podopiecznego na łóżku. Własnym, nie w sypialni gościnnej, co było niemal nie do pomyślenia. Sam położył się obok białowłosego i objął go delikatnie,  lecz stanowczo. Niekiedy robił tak też ze swoimi zabaweczkami, jednak teraz czuł się inaczej. Tak spokojnie… Senność podopiecznego udzieliła się demonowi. Przeczesał palcami jasne pasma włosów Arkade, ten uchylił leciutko powieki. Otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak opiekun go uciszył.
-Śpij.- Rozkazał, delikatnie zamknął powieki białowłosego i do momentu, gdy sam zasnął, wdychał cudowną woń, jaka otaczała młodzieńca.


Arkade obudził się dość późno. Pierwszym, co poczuł, było silne ramie Demasse, obejmujące go w pasie. Odwrócił lekko głowę i spostrzegł, że jego opiekun śpi. Zaczął się zastanawiać, jakim cudem tu wylądował. Potem poczuł niepokój. Nie wiedział, co się działo. Spojrzał jeszcze raz na twarz demona. Była spokojna, odprężona. Tak, jak atmosfera, panująca w pomieszczeniu, wręcz zachęcała, żeby opaść na poduszki i zapaść w błogi sen. Chwilę później, młodzieniec poczuł ucisk w dole brzucha. Miał potrzebę, która nie mogła czekać. Delikatnie, by nie obudzić demona spróbował się wydostać z jego objęć. Z marnym skutkiem. Spróbował jeszcze raz.
-Nigdzie nie idziesz.- Usłyszał spokojny, jednak stanowczy głos demona. Spojrzał na niego, oczy miał dalej zamknięte. Spróbował jeszcze raz.
-Chcesz mnie zdenerwować?- Zapytał trochę groźniej demon.- Kazałem ci leżeć.
-Ale ja muszę.- Pisnął chłopiec.
-Ty musisz robić jedynie to, o czym mówię.- Szepnąwszy to, przyciągnął go mocniej do siebie.- Zamknij usta i leż.
-Ale… Ja...- Jąkał się białowłosy.
-Żadnych „ale”.- Uciął miękko demon, zatykając mu usta dłonią. Arkade z lekkim wahaniem odsunął rękę na bok.
-Muszę do toalety.- Pisnął.
-Nie.- Powiedział demon. Pomyślał, że w końcu puści chłopca, ale chciał zobaczyć, jakim sposobem ten wybrnie z sytuacji, w jakiej się znalazł.
-Proszę.
-Nie.- Odparł stanowczo i tak krótko, jak to tylko było możliwe.
-Proszę, nie wytrzymam.- Błagał dalej, tonem tak żałosnym, że demon ledwo powstrzymywał śmiech. Chłopiec spojrzał na reakcję opiekuna, jako, że nie usłyszał odpowiedzi. Demon kiwał przecząco głową.-Dlaczego?- Zapytał zrezygnowany.
-Bo nie.- Odparł.- Nie wiesz, gdzie iść, a ja nie zamierzam wstawać.- Zaśmiał się lekko.
-Poszukam, proszę!
-Nie będziesz się samotnie pętał po mojej rezydencji.
Teraz Arkade doskonale wiedział, gdzie się znajduje. Sypialnia Demasse. Przerażające miejsce. Aż mu ciarki przeszły po plecach. Chociaż musiał przyznać, że pokój prezentował się bardzo elegancko. Nie miał nawet siły na przemyślenia. Spróbował jeszcze raz wyrwać się z objęć opiekuna, tym razem gwałtowniej. Nici z ucieczki.
-Chyba naprawdę chcesz mnie zdenerwować.- Demon otworzył oczy i uniósł się lekko na łokciu. Był lekko poirytowany.- Jeszcze nie zrozumiałeś, że masz być posłuszny?- Zapytał ostrzej. W powietrzu dało się wyczuć napięcie.
-Przepraszam… Panie.- Dodał.- Błagam, wypuść mnie.- Spojrzał w oczy opiekuna.
-Może za parę godzin.- Odparł i opadł z powrotem na łóżko. Arkade jęknął.- Masz być cicho, rozumiesz?- Demon zmienił zdanie, nie miał zamiaru puścić chłopca choćby niewiadomo, co się działo. Zdenerwował go, a to nikomu nie mogło ujść na sucho.
-Nie do końca…
Demon podniósł się szybko, a w jego oczach było widać już tylko złość.
-Zamknij się, rozumiesz?!- Ton Demasse tak przeraził chłopca, że odruchowo spróbował się wyrwać. To był błąd. Makador chwycił go mocno, dość boleśnie jedną ręką. Drugą złapał za włosy i mocno pociągnął do ściany, tak, że chłopiec uderzył głową o miedzianą powierzchnię. Krzyknął, ledwo łapał oddech. Chciał osunąć się na łóżko i skulić, jednak nie mógł, gdyż demon dalej mocno trzymał go za włosy.
-Nigdy więcej tego nie próbuj, rozumiesz?- Syknął mężczyzna, a jego ton mroził krew w żyłach.
-Rozumiem.- Wymamrotał ledwo przytomny.- Przepraszam.- Wyjąkał piskliwie.- Przepraszam, przepraszam, przepraszam.- Powtarzał cicho, tak, by demon nie zrobił mu nic więcej. Po czole Arkade spływała krew, po wardze również, plecy bolały go niemiłosiernie, czuł, jakby demon odebrał mu wszystko, co miał. Ten pociągnął go do góry i wyprowadził z pokoju. Szli korytarzem, zatrzymali się dopiero przy ciemnych drzwiach po drugiej stronie korytarza. Makador wepchnął za nie podopiecznego i zatrzasnął, sam został na korytarzu.
-Utop się tam!- Wrzasnął i poszedł z powrotem do sypialni. Usiadł na łóżku i spróbował się uspokoić. Serce biło mu niebywale szybko, był wściekły. Nikt nie potrafił tak bawić się jego nastrojem jak Arkade. Nikt. Nie wiedział, co w tym było. Nataniel oddziaływał na niego niesamowicie silnie. To było wręcz niesamowite.
Arkade bał się wyjść z toalety, nie wiedział, czy demon już odszedł, czy dalej tam stał. Był przerażony. Wreszcie postanowił wyjść, ale na korytarzu nikogo nie zastał. Podążył w stronę sypialni, miał nadzieję, że Demasse właśnie tego po nim oczekiwał. Pamiętał drogę, była prosta, jednak ledwo mógł się ruszać. Czuł duszność. Wreszcie doszedł do drzwi sypialni, chwile bił się z myślami, po to, by ostatecznie wejść do pokoju. Oczy demona patrzyły prosto na niego, było w nich coś… Dziwnego. Wściekłość, jednak przenikała… Żalem. Żalem do samego siebie.
-Przepraszam.- Powiedział jeszcze raz, najciszej jak mógł Arkade. Nie usłyszał odpowiedzi. Ślepia demona dalej na niego patrzyły. Były już spokojniejsze. Nataniel wykonał pierwszy ruch w kierunku łóżka. Zobaczył krew na ścianie, pokrytej miedzią. To było jego osocze, płyn życia. Z lekkim wahaniem podszedł do opiekuna i usiadł na podłodze, przy jego nogach. Popatrzył na demona z dołu. Wzrok czarnowłosego był beznamiętny.
-Przepraszam.- Powtórzył jeszcze raz młodzieniec.
-Przeprosiny od kogoś bezwartościowego nie mają znaczenia.- Wysyczał demon. Arkade opuścił głowę. Demon uważał go za takiego? Makador dotknął twarzy młodzieńca i uniósł ją lekko go góry.- Ty nigdy nie staniesz się dla mnie wartościowy, jeśli nie będziesz znał swojego miejsca.
Nataniel otworzył oczy szeroko. Co powiedział jego opiekun? Powtarzał sobie w myślach te słowa, jednak nie docierały do niego. Za każdym razem, gdy to słyszał, coraz mniej potrafił zrozumieć.
-Ale…
-Szlachetność,  wbrew pozorom, nie polega na poświęcaniu się, ani dobrych manierach.- Zaczął beznamiętnie.- Polega na akceptowaniu swojej sytuacji, niezależnie od tego, jaka ona jest, z godnością. Jeżeli jesteś zakładnikiem, wartościowy jesteś zawsze, jednak pokazujesz to, potrafiąc się podporządkować i dostosować, przynajmniej wtedy, gdy nie możesz nic dla siebie zrobić.- Mówił bardzo powoli, bez cienia uczucia.- W takiej sytuacji jesteś ty i na szacunek zasłużysz tylko wtedy, gdy zdołasz zaakceptować to, kim jesteś. Niewolnikiem. I wtedy, gdy będziesz umiał sobie z tym poradzić. Rozumiesz?- Zapytał pozornie znudzonym głosem.
-Tak.- Szepnął młodzieniec.
-Więc teraz twoim jedynym celem jest posłuszeństwo. To, jak jesteś traktowany, zależy jednie od ciebie. Wiem, czyim jesteś synem, ale to przepadło i nie wróci.- Powiedział prosto z mostu.- Bądź posłuszny, a będę dla ciebie dobry. Przy tym wszystkim pozostań silny, tak, by pokazać, że po prostu potrafisz. Tylko tyle.
-Dlaczego mi to mówisz?- Arkade nie mógł tego zrozumieć.
-Żebym nie musiał się niepotrzebnie denerwować.- Mówił, a Nataniel spuścił wzrok.- Wbrew pozorom, dostrzegam w tobie potencjał.- Arkade nie wiedział, dlaczego, poczuł, że zawiódł Demasse, chociaż było to nielogiczne. Nie miał pojęcia, że Makador tak o nim myślał. Zaś demon nie mógł zaprzeczyć, chłopak wpływał na  niego, a osoba, którą uważałby za bezwartościową nie miałaby do tego możliwości…
-Nie jesteś na mnie zły?- Zapytał cicho Nataniel.
-Jestem na ciebie wściekły.- Rzekłszy to, wstał.- Następnym razem nie potraktuje cię tak łagodnie, jasne?- Powiedział już żywiej.
-To było łagodnie?- Jęknął chłopiec. Demon uśmiechnął się perfidnie, dalej lekko zirytowany.
-To była pieszczota, w porównaniu do tego, co ci zrobię przy twoim następnym błędzie.- Wysyczał mu do ucha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.