-Jak to uciekł?- Warknął wstrząśnięty brunet.- Przywiązałem
go!- Krzyknął, nie mogąc przyjąć do wiadomości słów Malborio. Nie był amatorem, potrafił tworzyć węzły nie
do pokonania.
-Obawiam się, że znalazł pewien sposób… Najpewniej
magiczny.- Odrzekł przyjaciel.- Spokojnie, wyślemy kilku żołnierzy, znajdą go w
oka mgnieniu, zobaczysz.- Uspakajał przyjaciela. Nie chciał, by Demasse znowu
się denerwował.
Demon przełknął ślinę. Ten chłopak był zbyt osłabiony,
żeby użyć jakiegokolwiek zaklęcia. Musiał mieć w sobie naprawdę spore pokłady
mocy, aby przy takim wycieńczeniu, wykrzesać z siebie choć jej odrobinkę.
-Cholera…- Zaklął.
Myślał przez chwilę, po czym pokręcił głową,
przecierając oczy.
-Uwaga!- Zwrócił się teraz do żołnierzy. Gdy tylko
spostrzegł, jak wszyscy ustawili się równym dwuszeregu, kontynuował.-
Potrzebuję dwudziestu ochotników!- Na te słowa wszyscy podnieśli ręce w górę.
Wiedzieli, że oznacza to udział przy innej robocie, a
wszystko było lepsze niż rozdzielanie tych przeklętych kotwic. Demon westchnął,
nawet nie wiedzieli, w co się pakowali…
-Pierwszy rząd.- Zdecydował.- Reszta może wracać do
pracy.
Żołnierze z westchnieniem zawodu wrócili na
stanowiska.
-Dobrze, mam dla was pewne zadanie.- Demasse zwrócił
się do wybranych wojowników, którzy jeszcze pozostali.- Znalezisko zdołało
uciec. Waszym zadaniem jest je znaleźć i przyprowadzić z powrotem, ale nie
później niż będziemy gotowi do wypłynięcia. Bądźcie ostrożni, ta istota może
władać naprawdę potężną magią.- Spojrzał na nich zimno.- Jakieś pytania?
-Mógłbym?- Spytał jeden z żołnierzy.
-Ależ proszę.- Zachęcił go dowódca.
-Co się stanie, jeśli nie zdążymy?
-Możecie nie wracać. Gwarantuję wam, jeśli wrócicie tu
bez chłopaka, zginiecie w okrutnych męczarniach.- Uśmiechnął się odrobinę
złośliwie.- Ale ten, który wróci z nim, zostanie sowicie wynagrodzony. Do
roboty.
Wśród żołnierzy zapanował chaos, rozbiegli się w
różnych kierunkach. Niektórzy powsiadali do szalup z zamiarem jak najszybszej
ucieczki. Demon zaśmiał się cicho. Nie miał zamiaru ingerować w ich głupotę.
Czy chłopak mógł być na tyle nierozważny, aby próbować
przepłynąć na ląd? Woda była lodowata. Dorosły, silny mężczyzna nie wytrzymałby
w niej długo, co dopiero takie małe, kruche stworzonko. A może teleportacja…
Raczej nie, chociaż wszystko było możliwe.
Albo zaklęcie lotu. Może.
-Nie mógł daleko uciec, jesteśmy na oceanie. Co
prawda, w pobliżu brzegu, ale ten chłopak był raczej zbyt słaby, aby popłynąć
na brzeg.- Odezwał się Malborio.- Nie mógł użyć zaklęcia, prawda?
Makador spojrzał na niego kpiąco.
-Nie mów mi takich rzeczy, bo pomyślę, że się utopił.-
Odrzekł.- Minęło pół godziny, a żadnego z wysłanych nie ma. Jeśli go nie
znajdziemy, nie dogonimy już armii. Popłynąć bez niego także nie możemy.
Powiedz, jak ja to wytłumaczę królowi?- Narzekał bez końca brunet.- Diego,
słuchasz mnie?- Warknął.
-Nie.- Odparł szatyn.- I wcale nie mam ochoty.
Przydałbyś się bardziej, gdybyś to ty poszukał chłopca.
-Uważaj na słowa.-Warknął wściekle czarnowłosy.- Jeśli
coś ci się nie podoba, znajdź sobie miejsce na innym statku. Odpowiada ci taka
opcja? Jeśli jednak nie, to zamilcz.
-Nie zapominaj, że przewyższam cię rangą i mógłbym
przejąć dowodzenie w każdej chwili.- Zdenerwował się Diego.- Dla własnego
dobra, lepiej się zamknij i słuchaj, co mówię, bo w końcu się okaże, że to ty
będziesz musiał poszukać miejsca gdzie indziej. I nie myśl sobie…- Nie
dokończył, gdyż przerwał mu donośny krzyk, dochodzący z niedaleka.
Mężczyźni obrócili się i zobaczyli jednego z
posłańców. Był cały podrapany, lecz wyglądał na zadowolonego. Co najważniejsze,
swymi muskularnymi ramionami przytrzymywał białowłosego uciekiniera. Chłopak
szarpał się najmocniej jak tylko potrafił, chciał krzyczeć, jednak usta zasłaniała
mu ręka żołnierza. Diego rozwarł szeroko szczęki w geście zdziwienia, lecz
chyba i wielkiej ulgi. Makador spojrzał na przyjaciela, a potem na
białowłosego, brutalnie ciągniętego w jego kierunku. Jeszcze nigdy nie cieszył
się tak na widok więźnia. Malborio objął przyjaciela i zaczął po prostu głośno
się śmiać, ten nie skomentował jego zachowania, co oznaczało, że również jest
niebywale zadowolony. Pokręcił głową, czekając aż żołnierz dostatecznie się do
niego zbliży.
-Oto on, panie!- Rzekł mężczyzna, dalej mocno
trzymając maleństwo, które z czasem wcale nie traciło siły, tylko próbowało
wyrwać się zrozpaczone.
-Gratuluję.- Pochwalił go dowódca, spoglądając w pełne
strachu oczy chłopca, z których wartkim potokiem płynęły łzy. - Jak masz na
imię?- Zapytał
-Werran Synema, panie…
-Dopilnuję, abyś został wynagrodzony za swe starania.
Możesz odpocząć.- Rzekł, zabierając od niego młodzika. Żołnierz odszedł,
oddając wcześniej ukłon swemu Dowódcy.- Diego, dopilnuj załogi, ja zajmę się
nim.- Postał Natanielowi zimne spojrzenie.
Chłopiec momentalnie przestał się wyrywać, wręcz
znieruchomiał, czując ten wzrok na sobie.
-Dobrze, ale tym razem zrób to porządnie.- Odrzekł
Malborio.- Chyba nie chcesz, aby ta sytuacja się powtórzyła, prawda,
Makadorze?- Ruszył w stronę żołnierzy. Gdy znikł z horyzontu, dowódca pociągnął
mocno chłopaka, tak, że ten stracił równowagę i upadł. Demasse to nie
przeszkadzało. Ciągnął chłopaka do ładowni i ani trochę nie zważał na to, że
młody próbuje wstać. Gdy dotarli, Demasse z wściekłością popchnął go na ścianę.
Mały bezradnie osunął się po niej na ziemie.
-Myślałeś, że zdołasz uciec?!- Wrzasnął, łapiąc w dłoń
jego podbródek. Odpowiedziała mu głucha cisza.- Odpowiesz mi grzecznie albo
wydrę to z twoich ust!- Uderzył go mocno w policzek.
-Tak.- Odparł młodzik, ledwo łapiąc powietrze.
Znowu był przerażony. Brunet wydawał się taki
brutalny, bał się, że zrobi mu krzywdę. Przeklinał w myślach swój głupi pomysł.
-Nie martw się, dopilnuję, abyś tym razem nie łudził
się niepotrzebnie. Zostanę tu i będę pilnował, czy gdzieś przypadkiem się nie
wybierasz.- Uśmiechnął się złośliwie.- I gwarantuję ci, że to nie będzie dla
ciebie przyjemne.
Tym czasem Diego czuwał nad załogą. Zdołano rozplątać
łańcuchy kotwic, mogli wreszcie ruszać w drogę. Zabrzmiał róg. Szatyn pomyślał,
że niegrzecznie było by przyjechać do królestwa bez wcześniejszego uprzedzenia.
Wyciągnął zwój papieru i czarnym tuszem zaczął malować skomplikowane symbole na
płótnie. Kiedy skończył, wymamrotał po nosem kilka niezrozumiałych słów, a jego
oczom ukazał się piękny, dużych rozmiarów, czerwony ptak. Był to feniks,
magiczna istota, której głównym powołaniem było leczenie chorych. Jednak nie
jedynym. Wykorzystywane były również w komunikacji oraz transporcie mniejszych
przesyłek. Te cudowne stworzenia
potrafiły latać niewiarygodnie szybko, były równie silne, co wytrzymałe.
Właśnie dlatego ptaszyska czczone były na obydwu kontynentach, na Armagedonie,
jak i Almagedorze.
-Leć do króla, ptaszku, przekaż mu ten oto list.-
Nakazał, przywiązując zwój do jego lewej nogi.- Bądź ostrożny.
Ptak odleciał i już za parę chwil zniknął z pola
widzenia. W tym samym momencie statek ruszył, miał przed sobą długą podróż...
-Dlaczego tak się trzęsiesz?- Zapytał demon,
uśmiechając się kpiąco do młodziutkiego znaleziska.
Patrzył z satysfakcją jak policzki chłopca oblewają
się czerwonym rumieńcem. Uwielbiał bawić się nim w ten sposób. Niezmiernie cieszyło
go zażenowanie chłopca, na dodatek, niebieskooki wyglądał po prostu uroczo. Ta
mieszanka strachu i upokorzenia na jego twarzy zaczynała mu się co raz bardziej
podobać.
-Zimno mi.- Skłamał nieumiejętnie chłopiec, cofając
się w kąt pokoju.
Zadowolony, czujny brunet szybko to wyczuł. Postanowił
wykorzystać i ten mały przekręt młodzika.
-Może cię trochę rozgrzać?- Zachichotał cicho i
pociągnął maleństwo w swe silne objęcia.
Chłopiec jęknął przerażony i zastygł przez chwilę w
bezruchu. Delikatnym ciałem zaczęły targać dreszcze niepokoju, a oczy zaszkliły
się mocno. To było dla niego po prostu zbyt wiele, już nie miał sił.
Wtulił się w tors oprawcy, jakby z nadzieją, że w ten sposób
go udobrucha i nie zostanie skrzywdzonym. Schował twarz w zgięciu jego szyi,
czując, jak po delikatnym ciele
zaczynają przepływać przyjemne fale ciepła. Nawet nie zauważył, kiedy jego
dłonie kurczowo zacisnęły się na koszuli demona, a kolejne łzy zaczęły znaczyć
policzki.
-Co ci jest?- Usłyszał spokojny głos mężczyzny.
-Wypuścisz mnie?- Spytał cicho, niemal rozpaczliwie.
-Nie.- Przewrócił oczami demon.
-Nie wiem, jak to powiedzieć… Mógłbyś opowiedzieć mi o
czymś?- Zaczął, pozwalając łzom lecieć swobodnie.- Przestałbym myśleć o tym
wszystkim. Choć raz…- Szepnął cichutko Nataniel.
Demon pokręcił głową, karcąc się w myślach.
-O czym?- Zapytał.
-Sam nie wiem.- Szepnął, wpatrując się w podłogę
smutnymi oczami.
Feniks przemierzał niebo, majestatycznie
trzepocząc swymi wielkimi skrzydłami. Niósł wiadomość, która trafić miała w
ręce króla Almagedoru. Ptak dumnie szybował w powietrzu, nurkując od czasu do
czasu na niższe wysokości i z powrotem unosił się wysoko. W tej chwili spadał
gładko w stronę ziemi. Tym razem nie wzniósł się już w powietrze. Spadał w dół
z niesamowita szybkością, aż w końcu runął. Co dziwniejsze, nie wpadł do
oceanu, rozbił się na pokładowych deskach. Pewien mężczyzna kucnął lekko nad
stworzeniem i nie zastanawiając się długo, rozwinął pergamin przywiązany do
jego nogi. Zaczął powoli zagłębiać się w treści...
„Mój Władco.
Dowódca, Makador Demasse, zmuszony został do powrotu w
nasze ziemie. Towarzyszy mu armia, licząca pięćdziesiąt wyszkolonych jednostek,
oraz ja, Kapitan Diego Malborio. Nasz Panie, flotą dowodzi teraz Generał Droun,
mają wszystko pod ścisłą kontrolą. Powód, dla którego wycofaliśmy się z pola
walki, jest bardzo prosty. Być może znaleźliśmy Artromegę. Przywieziemy ją żywą
i w jednym kawałku. Mamy pewne wątpliwości, co do jej rasy, lecz nasi eksperci
z pewnością zdołają określić, do jakiego rodzaju należy. Idealnie pasuje do
opisu, jedyna wątpliwość dotyczy oczu. Nie są czerwone, lecz jeszcze nigdy nie
widziałem takiego koloru. Wyglądają jak dwa szafiry. Z pewnością jest to cenne
stworzenie i może posłużyć nam jako skuteczna broń taktyczna”
Kłaniam się, Kapitan Diego Malborio”
Przeczytawszy list, mężczyzna skamieniał. Jego brązowe
oczy wyrażały strach i zaskoczenie. Nie wiedział, jak to mogło się stać… To
było po prostu niemożliwe!
-Kapitanie Lerde!- Zawołał zdenerwowany.
-O co chodzi, Siliverze?- Zapytał zdziwiony
zachowaniem brązowookiego mężczyzna.
-Proszę przeczytać.- Polecił.- To list jednego z
almagedorskich kapitanów, pisany do samego króla ich krainy!- Dodał po chwili.-
Generał z pewnością nie uwierzy w to, co za chwilę przeczyta…
Lerde leniwie spojrzał na pergamin, po chwili zaczął
wertować tekst. Gdy skończył, w zdziwieniu wyszeptał tylko jedno krótkie słowo
-Nataniel…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz