sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 26 - "Czarnoksiężnik i Uczeń"


Magiczny, Almagedorski las, pełen niesamowitych widoków w pełni pochłaniał myśli Arkade. Chłopiec zerkał co chwilę na kwiaty i krzewy w lazurowym odcieniu, kompletnie ignorując to, co mówił do niego demon. W tle słyszał jedynie pojedyncze słowa, pojmował ogólny sens wypowiedzi. Demasse opowiadał o teorii  magicznej, z której jednak chłopiec  nie  rozumiał kompletnie nic. Puszcza była przepiękna, nie mógł oderwać od niej wzroku, chociaż chwilami bardzo tego chciał. Światła latarni opadały delikatnie na jego drobną twarzyczkę, ukazując każdy, najmniejszy ruch mięśni mimicznych. Nataniel obserwował otoczenie, w poszukiwaniu coraz to piękniejszych gatunków roślin, wyobrażał sobie, jakby to było, gdyby mieszkał w tak cudownym, magicznym miejscu. Czuł się tutaj nadzwyczaj dobrze. Był wolny, odprężony, a z jego twarzy nie znikał szeroki uśmiech. Gdyby jeszcze znajdował się na Armagedonie, mógłby to porównać z pięknym snem. Wszystko było takie nierealne i….

-Natanielu, słuchasz mnie?- Rzekł demon, wyrywając chłopca z rozmyślań.

-Tak, tak. Oczywiście, że tak.- Zapewnił szybko białowłosy. Zamrugał nerwowo kilka razy, po czym znowu zaczął odpływać w krainę marzeń… Na jego twarz z powrotem wstąpiła rozmarzona do granic możliwości mina, co nie uciekło bystrym oczom szlachcica.

-Natanielu, skup się. To ważne rzeczy.- Oznajmił lekko zirytowany mężczyzna.

Arkade z głupim uśmiechem wpatrywał się w przestrzeń, jakby nie mógł zdecydować, czemu się przyglądać. Czuł się jak zahipnotyzowany, jakby te wszystkie, cudowne barwy i roślinność odcinały go powoli od rzeczywistości i przenosiły w świat baśni… Piękny wymiar, gdzie życie miało toczyć się beztrosko, stał przed nim otworem i jedynie prosił, by chłopiec porzucił ten cały koszmar, zaczął być naprawdę szczęśliwy…

-Natanielu!- Wrzasnął czarnowłosy, spostrzegając, że niewolnik dalej go nie słucha.- Chcesz się uczyć magii, czy nie?- Zapytał ostro, marszcząc gniewnie brwi.

-Chcę, ale przecież znam teorię…- Jęknął przeciągle młodzieniec i spojrzał znudzony na właściciela. Uwielbiał marzyć, wyobrażać sobie różne, niestworzone sytuacje, do tego został stworzony!

-Nie interesuje mnie to, masz słuchać!- Rzekłszy to demon, pstryknął palcami. W jego dłoni ukazała się wielka, gruba księga, oprawiona czarną skórą, ozdobiona drogimi kamieniami. Z pewnością była warta wiele monet… Na jej treść składał się zbiór wiedzy o wszelkiej magii. Patrząc podejrzliwie na Nataniela, czarnowłosy zadał pierwsze pytanie.- Czym jest magia?

-Magia jest to nieograniczona moc w sferze materialnej, jak i niematerialnej.- Odparł chłopiec, nie wahając się ani razu. Wiedział, jak to zjawisko było postrzegane przez Nardeon. Definicja Almagedorska i ta, pochodząca z leśnej krainy nie różniły się kompletnie niczym, była to jedna z naprawdę niewielu tez, którą popierały obydwa Królestwa.

Demon zmrużył delikatnie oczy, z niezadowoleniem stwierdzając, że nie ma się, do czego przyczepić. Zaklął w myślach.

-Jakie znasz rodzaje magii?- Zapytał.

-Magia ziemi, powietrza, wody, ognia, oraz ta, dotycząca ciała.- Wyrecytował gładko białowłosy.

Demasse warknął cicho, po raz kolejny rzucając mentalne bluźnierstwo w stronę niewolnika.

-Najsilniejszy mag, którego znamy na Nardeonie.- Rzekł demon, unosząc brwi. Musiał złapać na czymś młodzieńca, równocześnie nie powinien był podawać zbyt trudnych terminów…

-Król Klares.- Dokończył Arkade.

Makador zagryzł mocno wargę, naprawdę chciał złapać na czymś niewolnika. Na nieszczęście jego i całego kontynentu, nie udało mu się to. Spojrzał teatralnie w bok i westchnął.

-Dobrze.- Wyksztusił przez zaciśnięte zęby.- Załóżmy, że znasz teorię.- Dodał niezadowolony.- Pokarz mi, czy jesteś warty mojego czasu…

-Ale jak?- Spytał zdziwiony Nataniel. Czuł się zdezorientowany.

-Pokaż mi, jaką mocą dysponujesz.- Wyjaśnił demon, jakby to, co powiedział, miało rozwiać wszystkie wątpliwości. Młodzieniec przekrzywił głowę w bok i spojrzał na właściciela. Ten westchnął. Demasse wiedział, że na Armagedonie sztuka poznawania mocy nie była stosowana, wiązała się z wydobywaniem z siebie wszystkich energii, poczynając od tych o niewinnej, błękitnej aurze, do piekielnych. Stanowiło to jawne niebezpieczeństwo, przynajmniej według czarnoksiężników leśnej krainy. Ich teza głosiła, że nieczyste jaźnie, zaklęte w głębokiej, magicznej energii potrafią doprowadzić do zniszczenia umysłu. Almagedorczycy jednak wykpili ten pogląd już dawno temu, a przypadku potwierdzającego przekonania wrogów do tej pory nie było.

-Nie rozumiem.- Szepnął Nataniel.

- Czyli jednak nie znasz teorii.- Uśmiechnął się kąśliwie Demasse. Wyciągnął dłoń przed siebie i zacisnął w pięść. Nad demoniczną ręką zatańczyło kilka niesamowicie jasnych iskierek ognia, które powoli zaczęły krążyć wokół palców, coraz szybciej i szybciej, tworząc kulę energii, powiększającą się bardzo szybko z każdą chwilą.- Im moc jest silniejsza.- Mówił, nie trącać koncentracji.- Tym szybciej powiela swoją masę.- Rzekł i otworzył dłoń, wtedy ogień zgasł.

-Ale jak ja mam to zrobić?- Spytał chłopiec. Nigdy nie słyszał o czymś takim. Po prostu uczył się zaklęć.

Demon zaśmiał się z pobłażaniem. Wyglądało na to, że Nataniel nie potrafił zbyt wiele, tego się właśnie mężczyzna spodziewał. Nie uważał praktyk Armagedońskich za skuteczne. Zaklęcia nie różniły się formułami, ale mieszkańcy wulkanicznej ziemi ukazywali całą ich moc. Brunet musiał przyznać, że wrogowie świetnie władali bronią, ale bali się styczności z aurą magiczną. Przywiązywali niesamowitą uwagę do religii, duchowości, dlatego nigdy nie mogli przekroczyć granicy, która pozwoliłaby im zasięgnąć czegoś więcej, mocy potężniejszej i innej, niż ta, którą znali. Demon wrócił myślami do nauki.

-Uwolnij z siebie energię, skup ją w jednym miejscu.- Tłumaczył powoli, przyciągając do siebie niewolnika. Wyciągnął jego rękę do przodu.- Zamknij oczy.- Rozkazał.- Wyobraź sobie, że w rękach trzymasz całą swoją moc, wydobądź ją z siebie. Postaraj się.

Nataniel wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Wyobraził sobie, jak jego dłoń oplata magiczna energia, powoli krąży wokół drobnych palców i pieści ich delikatną skórę.  Zacisnął powieki mocniej, dłoń zmienił w pięść. Chciał poczuć tą moc, skupioną w jednym punkcie, tuż nad jego ręką. Napiął wszystkie mięśnie.

-Nie.- Rzekł demon.- Masz użyć energii, nie ciała. Nie spinaj mięśni, działaj umysłem.- Pouczył.

Nataniel westchnął ze zrezygnowaniem.

-Nie potrafię.- Jęknął.

-Potrafisz.- Szepnął mu do ucha brunet.- Skup się.

Arkade spróbował się rozluźnić, zamknął dłoń. Jego powieki opadły, zakrywając błękit oczu. Długie, czarne rzęsy musnęły leciutko rumianą skórę policzków. Całą swoją uwagę skupił na mocy, wtedy nad jego dłonią zatańczyła mała, niebieska iskierka. Nataniel otworzył ślepia, czując to.

-Dobrze, nie trać koncentracji. Zamknij oczy.- Polecił szlachcic.

Białowłosy posłusznie opuścił powieki, dalej myśląc o swojej energii. Iskierka zaczęła krążyć w kółko, a do niej dołączyły kolejne. Kula błękitu powiększała się szybko, robiąc przeróżne, skomplikowane pętelki. Demon nie przerywał. Gdy strefa, w której krążyła moc zyskała dużą wielkość, rozproszyła się w powietrzu, wyrywając głośny krzyk z ust Nataniela. Demasse złapał szybko jego dłoń i odciągnął od światła. Arkade pisnął głośno, najwyraźniej będąc w szoku.

-Co się stało?- Zapytał przestraszony, jego oddech był bardzo ciężki i nierówny.

Makador westchnął, dotykając lekko poparzonej dłoni chłopca. Musiał to opatrzyć w najbliższym czasie…

-Jesteś Morganą, posiadasz dużą moc, której nigdy nie będziesz mógł wykorzystać w pełni.- Wyjaśnił spokojnie. Tego spodziewał się po niewolniku. Te stworzenia zazwyczaj posiadały potencjał.

-Ale, dlaczego…- Chłopiec nie dokończył, gdyż Demasse szybko przerwał jego pytanie.

-Masz w sobie bardzo różne, sprzeczne ze sobą energie.- Mówił.- Które wzajemnie na siebie oddziałują. Te energie weszły ze sobą w reakcję, ale mimo to, rozwijały się szybko.

-Co to znaczy?- Spytał cicho białowłosy. Miał nadzieję, że to była dobra wiadomość.

-Jesteś warty mojej uwagi.- Rzekł szlachcic.- Ale zastrzegam od razu, nie będziesz mógł uczyć się zaklęć piątego poziomu.

-Dlaczego?- Jęknął zawiedziony młodzieniec.

-Wymagają skumulowania zbyt dużej energii. Nauczę cie, jak wzmocnić siłę słabszych zaklęć, może uda się zharmonizować twoje moce.- Gdybał demon.

Nataniel patrzył na właściciela zaskoczony. Mężczyzna opowiadał o magii z taką swobodą, jakby była jego pasją. Wykładał, jak co najmniej uczony, pracujący w jednej ze szkół magicznych, do których uczęszczał Arkade. Odetchnął ciężko, był bardzo osłabiony po całym zajściu.

-Dzisiaj już niczego cię nie nauczę, jesteś zbyt zmęczony.- Powiedział demon, odejmując chłopca lekko w pasie.

-Ale, kiedy?- Rzucił szybciutko Arkade.

-Na pewno nie przed moją misją, musze się skupić na przygotowaniach. Gdy wrócę, zajmę się tobą.- Wyjaśnił szlachcic.

-Za każdym razem będziemy tutaj, Panie?

-Ależ skąd…- Odparł właściciel.- Na terenie Magicznego Lasu panuje niesamowita harmonia magiczna. Widzisz, to jest jedno z największych źródeł magii naszego kontynentu. Co prawda, magia jest wszędzie, ale jej skupiska różnią się stężeniem. Żeby zobaczyć z największą dokładnością, jaką mocą dysponujesz, nie mogłem pozwolić, aby wystąpiły jakieś zakłócenia.- Mówił powoli.- Wolałbym cię już więcej nie prowadzić przez cmentarz.- Zaśmiał się, spoglądając kpiąco na naburmuszoną twarz podopiecznego. Ten prychnął cicho, jednak zaraz otworzył szeroko oczy, spojrzał przepraszająco na demona. Mężczyzna machnął ręką.

-Więc gdzie?- Spytał chłopiec. Był bardzo niecierpliwy, jeśli chodziło o magię.

-Pewnie w mojej rezydencji.- Odparł demon, łapiąc w dłoń kilka kosmyków włosów Nataniela. Mężczyzna lubił długie fryzury, tak samo jak i krótkie, ale Arkade  miał tak śliczną twarzyczkę, że grzechem byłoby jej nie odsłonić.

-Czy tam nie ma antymagicznej…- Po raz kolejny, niedane było młodzieńcowi dokończyć.

-Jest.- Uśmiechnął się demon.

-To jak…

-To moja bariera, mogę ja zniszczyć, gdy tylko zapragnę.- Zaśmiał się czarnowłosy i przyciągnął niewolnika bliżej. Trącił nosem jego drobne uszko i zamruczał przeciągle.

-Dlaczego ją stworzyłeś, panie?- Spytał chłopiec, był ciekaw. Czemu większość Almagedorskich szlachciców tworzyła na swoich terytoriach bariery antymagiczne? Mieszkańcy Leśnej Krainy nie używali takich cudów…

-Mam pozwolić, żeby włamywacze zbierali sobie podarki z mojej rezydencji?- Zaśmiał się gorzko demon.- O nie.- Dodał.

-Ty też nie możesz tam czarować?- Dopytywał białowłosy.

- Mogę.- Odparł właściciel, głaszcząc go lekko po policzku.

-A ja?- Oczy Arkade zaświeciły nadzieją.

-Nie możesz.

-A Diego?- Zapytał rozczarowany chłopiec.

-Może użyć jedynie teleportu, w dodatku na małych odległościach.- Wyjaśnił ze znudzeniem demon. Ciekawość Morgany zaczynała go irytować. Dlaczego niewolnik nie mógł usiąść spokojnie i pomilczeć? Bycie wyrozumiałym panem byłoby wtedy tak banalnie proste…

-Od czego to zależy?

-Od mocy, jaką dysponujesz.- Odparł po raz kolejny szlachcic.- Zdarza się, że żadna bariera magiczna nie pokona bardzo silnego maga. Nic się z tym nie da zrobić. Jednak ci, przed którymi chronię mój majątek to nieudacznicy i raczej dużą wiedzą nie dysponują.- Zaśmiał się.

-Ale panie, mówiłeś, że Diego nie potrafi czarować…- Przypomniał cicho chłopiec. To do prawdy przestawało być logiczne. Demasse najpierw opowiadał o pewnych rzeczach, potem kompletnie im zaprzeczał… Tak nie powinno być. Te wszystkie systemy nie były spójne, Arkade nie miał pojęcia, na jakich zasadach Almagedor jeszcze istniał, a powodziło mu się lepiej, niż jego krainie…

-Ale jest bardzo dobrze wyspecjalizowany w zaklęciu teleportacji, wykonuje je lepiej niż ja.- Mówił powoli demon.

-Jest człowiekiem?

-Tak, ale posiada moc magiczną.- Rzekłszy to, demon pstryknął palcami, a w jego dłoni pojawiła się maleńka probówka. Mężczyzna potrząsnął nią lekko, a znajdujący się w niej, zielonkawy płyn zachlupotał cicho.

-Myślałem, że ludzie nie zostają szlachcicami…- Zdziwił się chłopiec, obserwując bacznie każdy, najmniejszy ruch właściciela. Czarnowłosy wylał kilka kropelek substancji na rękę i zaczął delikatnie masować jego poparzoną dłoń.- Tak mówiłeś, Panie…

-Mówiłem, że większość ludzi jest klasą najniższą.- Sprostował demon, dalej delikatnie pieszcząc skórę niewolnika.-  Żeby być szlachcicem, lub członkiem rodziny klasy średniej, trzeba znać sekrety podstawowej magii. Niektórzy ludzie posiadają niewielki talent magiczny…- Wyjaśnił po chwili, obserwując, jak podrażniony naskórek wraca do nieskazitelnego, gładkiego stanu.

-Co najlepiej robi Diego?- Zaciekawił się chłopiec.

-Nie widziałeś go na polu treningowym?- Zaśmiał się demon.- Jeśli chodzi o starcie na broń, raczej nie miałbym z nim wielkich szans…- Przyznał.

-Miecz?- Spytał jasnowłosy.

-Miecz, topór, łuk, kusza, to jego specjalność…- Sprostował Demasse.

-Lubisz czarować, Panie?

-Uwielbiam…- Uśmiechnął się szlachcic. Kochał magię i starał się, by w każdym aspekcie jego życia była obecna…

-Czy czarowanie jest bezpieczniejsze od walki bronią?

-Nie.- Spoważniał Makador.- W żadnej walce nie jest się bezpiecznym. To trzeba pamiętać.- Przestrzegł.-  Magia potrafi zadać niesamowite obrażenia, tak samo, jak i ostrze.

-Skąd tyle wiesz o magii, Panie?- Spytał nastolatek, pochłonięty opowieścią demona.

-Uczyłem się.- Opowiadał Demasse.- Byłem na szkoleniach i sam się doskonaliłem. Nie lubię słuchać rad, wole do wszystkiego dojść sam.

-A czy jest ktoś lepszy od ciebie, panie?- Szafirowe ślepia zabłysnęły podziwem.

Demon zaśmiał się głośno, niewolnik był chwilami bardzo rozkoszny. Tak naiwnej i pociesznej zabaweczki jeszcze nie miał…

-Setki czarodziejów.- Powiedział po chwili, rozbawiony.

Nataniel spuścił głowę. Chyba zachowywał się jak dziecko… Nie chciał, by właściciel widział go w takim świetle. Zarumienił się delikatnie.

-A teraz już choć.- Demon ponaglił chłopca, wstając.- Mam mnóstwo pracy…

Jasnowłosy przekrzywił głowę, w geście niezrozumienia.

-Organizuję bal.- Wyjaśnił mężczyzna.

-Jak to?- Zdziwił się Arkade. Nie miał o tym żadnego pojęcia… Z drugiej strony, przecież był tylko niewolnikiem, nie musiał o wszystkim wiedzieć.

-Wyruszamy na ważną misje, możliwe, że nie wrócimy. W takich wypadkach, szlachciców trzeba honorowo pożegnać.- Odparł demon, ciągnąc chłopca do góry i spawając go w pionie. Ten zachwiał się lekko, a przed upadkiem uchroniły go jedynie silne ramiona właściciela.


-Mówisz, że ma dużą moc?- Spytał zaciekawiony Diego, maczając usta w czerwonym winie. Był późny wieczór, Kapitan wraz z Demasse przesiadywali w prywatnej bibliotece, prowadząc różne, poważne, oraz te mniej skomplikowane rozmowy.

-Niestety.- Odparł demon, opierając brodę na pięści. Od kilku godzin znajdował się u Diego. Młody Arkade spał w rezydencji, zemdlał jeszcze w połowie drogi, na cmentarzu… Makador mógł się tego spodziewać, niewolnik był bardzo zmęczony i nie przepadał za widokami Nekropoli Almagedorskiej. Był zbyt wrażliwy, żeby poradzić sobie z oglądaniem ożywieńców. Czarnowłosy westchnął ciężko, Nataniel musiał wydorośleć, dla własnego dobra…

-Nie chcesz go uczyć?- Spytał z uśmiechem Diego.- Słoneczko?

-Nie mam na to czasu.- Odparł demon, nie zwracając zbytniej uwagi na to, jak nazwał go szatyn. Zdążył się przyzwyczaić, zyskał taki przydomek już na początku znajomości z brązowowłosym.-  Musiałbym mieć dużo więcej cierpliwości.

-Może cię to uspokoi, kto wie?- Mówił Malborio. Jego przyjaciel mógł chociaż spróbować, to mogłoby mu pomóc…

-Żartujesz?- Zachichotał brunet.- Prędzej go rozszarpie, jeśli nie będzie czegoś rozumiał, niż wytłumaczę…

-Makadorze.- Zaśmiał się Diego, nalewając mu kieliszek wina.- Co to za dziwna sprawa z Cyjanem?- Wyszczerzył się mocno.

-Rozmawiałeś z nim?- Brwi demona natychmiastowo powędrowały w dół, ukazując niezadowolenie.

-Tak, niósł Gabriela na rękach. Bijesz czyichś niewolników?- Spytał Diego.- Nieładnie, Makadorze…- Dodał na pozór karcącym głosem, lecz Demasse od razu wyczuł nutkę rozbawienia w jego głosie.

-Owszem.- Prychnął, przymykając lekko oczy.

-Musisz go przeprosić.- Oznajmił drugi.

-Za co?!- Oburzył się demon.- Nie miał nic przeciwko, gdy mi go oddawał…

-Niedługo wyruszacie na misję i będziecie musieli współpracować.

-Czy ty zapomniałeś, że Mails idzie z nami?- Zaśmiał się gorzko Demasse. Szczerze nienawidził tej istoty i nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Mails budził w nim wszystkie negatywne emocje. Wstręt, złość, niechęć zasiadały w jego umyśle, wypalając trwałą, trudną do zasklepienia dziurę.- To najgorsza grupa, jaką można było sklecić. Jak ze wszystkich wojowników Almagedoru, do cholery,  mogli wybrać właśnie jego?!

-Nie przesadzaj, wytrzymasz.- Powiedziawszy to, Diego dolał wina do kieliszka czarnowłosego, który od chwili był pusty.- Makadorze, to wino, nie pij tak szybko. Padniesz.

-Właśnie o to mi chodzi.- Rzucił demon.

-Czy zacząłeś już organizować bal?- Malborio uniósł wysoko brwi. Wiedział, że jego przyjaciel uwielbiał przychodzić na przyjęcia, jednak nie lubił zajmować się organizacją takich wydarzeń. Ku jego nieszczęściu, ostatnimi czasy, często był zmuszony to robić. Niedawno został Dowódcą, co miał obowiązek uczcić, mniej więcej dwa lata temu skończył dwadzieścia lat. Zapoczątkowało to jego w pełni dorosłe życie i wymagało uroczystych obrządków. Na ogół Nardeończycy dożywali trzystu lat, rzadziej trzystu pięćdziesięciu. Na ulicach Górnego miasta nie widywano często staruszków. Było pewne miejsce na Almagedorze, położone w szlacheckich dzielnicach, zwane Ołtarzem Wieków. Kumulowała się tam ogromna, magiczna energia, działająca wprost na ciało. Po przyjęciu części mocy organizm stworzenia nie podlegał powierzchownym procesom starzenia, zachowywał ten sam piękny, młody wygląd, z którym arystokrata stanął przed ołtarzem do końca życia. Ogromna większość szlachetnie urodzonych ceniła sobie młodość i korzystała z tych dóbr. Istniały nieliczne wyjątki, takie jak Kapitan Drown, który liczył już sporo, ponad dwieście pięćdziesiąt lat i nie zamierzał odbierać sobie zmarszczek, świadczących o mądrości i doświadczeniu. Póki co, Makador nie potrzebował tego. Był jeszcze bardzo młody, dalej lekko widoczne były u niego cechy młodzieńca, takie jak nieskazitelnie gładka, mlecznobiała skóra, ten kapryśny błysk w oczach…  Z drugiej strony, niedługo musiał zająć się Natanielem… Każdy szlachcic miał prawo udostępniać moc Ołtarza Wieków swoim niewolnikom. Arkade miał jeszcze trochę czasu, mógł się cieszyć dorastaniem. Demon zdecydował, że jeśli niewolnik będzie jeszcze żywy, nałoży na niego pieczęć, gdy skończy szesnaście lat.

-Oczywiście, że nie.- Prychnął.- Moja służba się tym zajmuje.- Wyjaśnił, wypijając zawartość kieliszka jednym haustem.

Diego westchnął i położył przed demonem butelkę wina.

-Na zdrowie, słoneczko.- Rzucił sarkastycznie.

Demon zaśmiał się, chwytając ciężką, pełną alkoholu flaszkę w dłoń.

-Dziękuję.- Szepnął i zatopił usta w czerwonym płynie.


Arkade leżał na łóżku, zastanawiając się, jak przekonać swojego pana, by ten pozwolił mu wyruszyć z nim w podróż, lub, jak wyjść bez jego zgody… Można było i tak. Układał plan już od ponad godziny, był strasznie zmęczony, ale musiał w końcu nad tym pomyśleć. Nie mógł stać w miejscu. Na razie domyślił się tylko, że gdy będzie żegnał się z właścicielem, będą stali poza granicą rezydencji, co wcale mu nie pomagało. Bo mógł w prawdzie użyć zaklęcia dematerializacji, które pamiętał, pomogło mu wydostać się z jego zasypanego domu. Ale co z tego miał? Przecież wszyscy zauważyliby jego nieobecność, w dodatku, został naznaczony. Poprzez pieczęć, demon dowiedziałby się, że Arkade wcale nie znajduje się w jego rezydencji, a nawet gdziekolwiek indziej, po prostu znikłby z jego „radaru”. Ucieczka byłaby bezsensowna, gdyż zaklęcia nie można było używać wiecznie, a Makador w końcu by go dopadł. Nie wiedział, co robić. Za każdym razem, gdy coś wymyślił, znajdował jakieś niedopowiedzenie. Nagle coś mu zaświtało… Gdy kiedyś słuchał rozmowy jego pana z Diego, usłyszał o zaklęciu klonowania… Wiedział, jak używać jednocześnie kilku formuł. Po wyjściu za bramę posiadłości Demasse, mógł w tej samej chwili wytworzyć swoją kopię i zdematerializować swoje ciało. W ten sposób nie zauważyliby jego nieobecności, klon byłby naznaczony tą samą pieczęcią, jaką obdarzył go właściciel, a on sam byłby niewyczuwalny. Kopia zostałaby w rezydencji, on w postaci niematerialnej ruszyłby za nimi. Jęknął z goryczą.  Nie znał formuły klonowania. Westchnął głęboko i starał się uspokoić. Było jeszcze tyle możliwości… Co miał zrobić? Musiał wiedzieć, co się działo…. Musiał. Oczy otworzyły mu się szeroko. Demon następnego dnia organizował bal, może zajęty gośćmi, pozwoliłby mu pójść wcześniej spać?  Chłopiec poszedłby do jego biblioteki i obejrzał odpowiednią księgę. Rozkojarzony właściciel mógłby nie spostrzec jego obecności w prywatnej bibliotece, bo tylko tam demon trzymał księgi magiczne, a nie zostawiał tam chłopca samego. Wprowadzał go raczej do większych czytelni. Istniała mała szansa na powodzenie. To mogło się udać, mimo wszystko, młodzieniec zadrżał. Nie chciał wiedzieć, co by się wydarzyło, gdyby właściciel go przyłapał… Zamrugał kilka razy i uśmiechnął się lekko. Postanowił, że wcieli swój plan w życie, starał się nie myśleć o konsekwencjach.


Demon, lekko zamroczony, pił siódmą butelkę wina, podczas gdy Diego kończył piątą. Szatyn całkiem dobrze trzymał się na nogach. Był człowiekiem, ale dzięki mocy magicznej również trudno było go odurzyć. Pod namową przyjaciela, postanowił się dzisiaj zrelaksować i obudzić następnego dnia z ogromnym bólem głowy. Mężczyźni grali w karty już około dwóch godzin.

-Masz coś mocniejszego?- Zapytał demon, dopijając końcówkę.- Lub czwórki?

-Nie potrzebujesz nic mocniejszego. Nie będę cię później niósł do domu.- Zastrzegł Malborio.- Nie mam.

-Nie martw się, przenocuję u ciebie.- Odparł beznamiętnie Makador, a Diego pokręcił tylko głową z rezygnacją.


Rano demon obudził się z bardzo nieprzyjemnym bólem głowy. Zmrużył oczy, widząc, jak jasno było w pokoju. Pomasował delikatnie jedną skroń. Dalej był u Diego w bibliotece, jego przyjaciel jeszcze spał.  Na stole leżało kilka butelek rumu, wytwornego wina i alkoholu magicznego. Dookoła porozrzucane były karty, książki i inne pisma. Demasse westchnął. Służba Malborio miała mieć bardzo pracowity dzień… Brunet wziął w dłoń kieliszek i rzucił w stronę ściany. Szkło pękło na setki małych kawałeczków, robiąc głośny huk. Diego uchylił lekko powieki, słysząc ten dźwięk.

-Dlaczego mnie wczoraj nie powstrzymałeś?- Zapytał demon, bardzo zachrypniętym głosem. Malborio tylko machnął ręką i znowu zamknął oczy, również nie czuł się najlepiej.

Demasse z wielkim trudem wstał do pionu i zmarszczył brwi, niezadowolony. Czuł się strasznie. Rzadko się zdarzało, żeby czarnowłosy przesadził z alkoholem, ale bywały i takie, nieczęste przypadki, podobnie było z Diego.

-Śpij dobrze.- Rzucił w stronę szatyna i trząsnął za sobą drzwiami.


-Jak idą przygotowania?- Zapytał demon jednej ze służących, zajmujących się organizacją przycięcia.

-Sala balowa jest gotowa, proszę pana.- Odparła kobieta, wcześniej kłaniając się lekko swojemu szefowi.

-Dobrze, dopilnujcie, żeby wszystko pozostało w porządku.- Powiedział i ruszył na górę. Gdy szedł tutaj zrobiło mu się trochę lepiej, jego ciało szybko się regenerowało. Musiał wziąć kąpiel, aż biła od niego woń alkoholu, której naprawdę nie znosił. Westchnął, wchodząc do chłodnej wody, z dodatkiem orzeźwiającego, miętowego olejku. Położył się wygodnie, ramiona oparł na brzegach wanny. Jako ognisty demon, nie miał problemów z niskimi temperaturami. Tych bardzo skrajnych, lodowatych nie lubił, czuł się osłabiony w takich klimatach, ale chłodna woda skutecznie koiła zmęczenie. Wzrok szlachcica leniwie błądził po czarnych płytkach, okrywających ściany. Duże, kryształowe żyrandole dawały delikatne światło, takie, które nie drażniło wrażliwych teraz oczu mężczyzny. W rezydencji znajdowało się kilkanaście toalet, jednak Demasse uparcie upodobał sobie tą. Nie różniła się niczym od pozostałych, była równie duża, identycznie umeblowana, nienawidził jej dokładnie tak samo, jak reszty, a jednak, miał swoje kaprysy. Nie znosił tej rezydencji, bywały dni, kiedy po prostu chciał ją zburzyć… Jednak coś mu nie pozwalało. Wspomnienia, których również tak bardzo nienawidził. Nie mógł się ich pozbyć, z resztą, nie miał pewności, czy w ogóle tego chciał. Czasami nie był w stanie nazwać się demonem, mimo swojej arogancji, zdarzało się, że nie czuł się godny tego mienia. Pamiętał jeszcze tamten dzień, tak, jakby to było wczoraj… Widział nienawiść w oczach ojca, żadnej skruchy, śladu przemyśleń, próby wybaczenia… Dostrzegał połyskujące ostrze, które rodzic trzymał w dłoni. W ręce syna widniał miecz, ten sam, który kilka dni wcześniej dał mu ojciec, ten sam, którym niedawno demon miał odebrać życie Natanielowi. Demasse pamiętał słowa, ich wydźwięk, głos, ton… „Czy teraz użyjesz mojej własności przeciwko mnie?”- Zahuczało mu w głowie. „Nie jesteś godny, by trzymać to ostrze.”- Słyszał. „Bądź przeklęty”. Jego ojciec zmarł siedem lat temu, podczas wielkiej bitwy pod Memfiks. Jednak, nie jako jeden z żołnierzy, jak mogło się wydawać…  Nie na polu bitwy, również nie na wrogim kontynencie. Został zamordowany, nie przez oddziały wroga… Demasse westchnął ciężko, przeszłość została jego najgorszym koszmarem, nie chciał do niej wracać. Z rozmyślań wyrwał go dźwięk otwierającego się zamka. Spojrzał na drzwi, które się uchyliły. Nataniel stał z zakłopotaną miną w wejściu. Cudny widok.

-Przepraszam.- Pisnął chłopiec, zamykając szybko drzwi. Oparł się od razu o ścianę i zakrył dłońmi czerwone do granic możliwości policzki. Usłyszał, jak zawiasy lekko skrzypią. Nagle poczuł silne ramiona oplatające go w pasie, chwile potem został wciągnięty do środka. Pisnął cicho. Spojrzał na osobę, która zabrała go tutaj. Mokry demon obejmował go stanowczo w pasie.

-Rozbieraj się.- Nakazał, a cała twarz młodzieńca pokryła się czerwienią. Demasse zaśmiał się kpiąco i ściągnął z jasnowłosego mokry teraz podkoszulek, następnie wziął go na ręce i zdjął spodenki. Bez słowa wszedł do wanny z nim na rekach, usiadł, sadzając Nataniela na swoich kolanach, przodem do siebie.

-Przepraszam…- Szepnął zawstydzony chłopiec, wbrew swojej woli wpatrując się w cudownie umięśniony tors właściciela. Arkade spoglądał na rozluźnione mięśnie piersi i brzucha, obserwował każdy, najmniejszy ich ruch, widział kropelki wody, sunące powoli w dół. Woda była zimna, drobne ciało mimowolnie zaczęło leciutko drgać. Jego właściciel był taki idealny…- Myślałem, że nie ma cię w domu, Panie.- Wyjaśnił.

Demon nic nie odpowiedział, przycisnął do siebie chłopca i pocałował delikatnie. Uniósł dłoń nieznacznie w górę, nad opuszkami palców pojawiły się maleńkie płomyczki. Woda stawała się coraz cieplejsza, aż w końcu, w odpowiednim momencie, jej temperatura stanęła w miejscu. Demasse widział, że niewolnikowi było zimno. Rekami zjechał na drobne, lecz pięknie zaokrąglone pośladki młodzieńca.

-Nie wolno ci wychodzić samemu z pokoju.- Powiedział, udając złość. Wspomnienia odpłynęły. Demasse czuł się świetnie w chwilach takich, jak ta. Mógł bez pohamowań podziwiać ciało swojego niewolnika. Było perfekcyjnie w każdym calu, każdy skraweczek skóry zachwycał swoją delikatnością i blaskiem. Lekko zaokrąglone biodra bardzo kusiły mężczyznę. Chłopiec był niebywale drobny, jednak nie dało się zauważyć nieładnie wystających kości. Jedynie bandaż na smukłym ramieniu, którego demon starał się nie zamoczyć, wyglądał nienajlepiej. Przesiąkł lekko krwią, trzeba było go zmienić, ale jeszcze nie teraz… 

-Przepraszam.- Pisnął Nataniel.- Naprawdę przepraszam. Myślałem, że mogę do toalety…

Demon uśmiechnął się kpiąco i musnął palcem ucha młodzieńca. Ten westchnął cichutko. Druga dłoń demona powędrowała w stronę sutka. Następnie trąciła różowy punkcik paznokciem, sprawiając, że całkiem stwardniał. Demon zmarszczył brwi, miał straszną ochotę zabawić się ze swoja własnością, ale niestety nie miał czasu.

-O osiemnastej zaczną schodzić się goście. Chcę cię przedstawić kilku osobom i musisz dobrze wyglądać. Za godzinę przyjdzie do ciebie fryzjer.

-Nie chce ścinać włosów.- Zaprotestował białowłosy.

-Nie interesuje mnie, czego ty chcesz.- Prychnął demon z kpiną, chwytając w dłoń dwie buteleczki z olejkami.- Wolisz pachnieć jak rumianek, czy mięta?- Uśmiechnął się pobłażliwie.

Arkade jęknął, dalej mocno zarumieniony. W ostateczności wolał…

-Rumianek.- Powiedział.

Demon zaśmiał się tylko lekko i otworzył jeden flakonik. Nalał trochę olejku na rękę i rozprowadził na ramieniu kochanka, potem lekko sunął dłonią po ciele. Do nosa Arkade dotarł zapach kwiatów. Bardzo piękny i subtelny, pomimo wszystko chłopiec nie mógł się rozluźnić, czując, jak dłonie demona błądzą po jego mokrym, rozgrzanym od gorącej wody ciele. Nawet się nie spostrzegł, kiedy Makador razem z nim wyszedł z wanny i okrył ręcznikiem.

-Zmykaj do sypialni.- Powiedział.- Ubierz na razie coś wygodnego, później wybiorę ci strój…

Arkade skinął głową i wyszedł z toalety. Pokierował się do sypialni, następnie do szafy. Westchnął. O jakich wygodnych rzeczach mówił demon? Wyciągnął bladoróżowy sweterek i krótkie, czarne spodenki, jednak dosyć luźne, potem rajstopy. Naciągnął na siebie wszystkie warstwy i ze zdziwieniem stwierdził, że było mu całkiem wygodnie. Potem położył się na łóżku i przeleżał tak około pół godziny, rozmyślając nad swoim genialnym planem podróży do Dżinów. Przemyślenia zakończył, gdy przyszedł demon.

-Natanielu.- Westchnął mężczyzna i podszedł do szafy. Ku zdziwieniu młodzieńca, wyjął stamtąd długie, wyglądające na dość obcisłe, materiałowe spodnie.

-Przebieraj się.- Rozkazał.- Mówiłem ci, żebyś się nie stroił.

-Nie widziałem nic innego!- Oburzył się chłopiec, zabierając od demona odzienie.

-Nie takim tonem.- Warknął Demasse, łapiąc Arkade za nadgarstek.

-Przepraszam…- Szepnął cicho Nataniel, ściągając z nóg spodenki, a potem cienkie rajstopy, zastąpił je tym, co dał mu demon. Dalej czuł się całkiem dobrze. Spojrzał w lustro, z przerażeniem zauważając, że w jego spodniach kompletnie nic się nie wybrzusza, jego krocze wyglądało prawie jak damskie. Demon zaśmiał się głośno.

-Masz rację, tak wygląda.- Powiedział rozbawiony.

-Skąd to…

-Czytam w twoich myślach.- Wyjaśnił mężczyzna. Gdyby nie zapieczętował niewolnika, musiałby używać czarów, by czytać mu w myślach, ale w takich okolicznościach przychodziło to samoistnie.

-Tak nie można!- Krzyknął Nataniel.

Demon zmrużył oczy w irytacji.

-Nie można?- Zasyczał, podchodząc do swojej zabaweczki i łapiąc mocno za nadgarstki, po czym wyciągając je do góry.- Jestem twoim panem i mogę wszystko, zapamiętaj sobie!- Skończył i puścił niewolnika, potem pociągnął go za drzwi.

-Gdzie idziemy?- Jęknął młodzieniec, posłusznie dając się prowadzić niedelikatnemu właścicielowi. Mężczyzna szarpał nim co chwilę, najwyraźniej nie zamierzając ukrywać podłego nastroju.

-Fryzjer już na ciebie czeka.- Odburknął brunet.

-Musze ścinać włosy?

Nataniel wyobrażał sobie zrobienie wszystkiego, jeśli nie chodziło o jego loki. W tej chwili wolał wykonać taniec erotyczny przed Demasse niż się ostrzyc. W końcu, to pierwsze zajęłoby parę minut, bo w końcu demon nie powstrzymywałby się zbyt długo, a skrócenie włosów niosło za sobą wiele konsekwencji, takich jak niesamowite ośmieszenie, trwające od chwili ścięcia loków, do czasu ich odrośnięcia. Jak właściciel mógł wpaść na tak głupi pomysł?!

-Musisz.- Westchnął mężczyzna, prowadząc go dalej. Jego niewolnik nie był skory do przebierania nogami, dlatego z miłą chęcią szturchał go co jakiś czas, poganiając. Wreszcie ich drogę przecięły ciężkie, czarne drzwi. Nataniel westchnął ciężko. Był tutaj już ponad dwa, trzy tygodnie, a dalej nie znał innej drogi niż tej, dzielącej sypialnię i toaletę. Jedną z toalet, trzeba było dodać… Chwilkę potem jęknął rozpaczliwie, widząc swojego oprawcę.

Wysoki, drobnej budowy mężczyzna uśmiechał się szeroko, patrząc na młodziutkiego Arkade. Jego fioletowe włosy ułożone były z niezwykłą precyzją. Miał na sobie połyskliwy, czarny garnitur i eleganckie spodnie. Wyglądał, jak dla Arkade, nieco zbyt krzykliwie, by można było mu zaufać, a już tym bardziej powierzyć coś, czego nie dotykała żadna żywa istota od kilku lat. Jego długie za łopatki włosy, jego największy skarb, spoczywały bezwładnie na drobnych ramionach, prosząc o litość.

-Witam, Makadorze.- Przywitał się radośnie mężczyzna, ściskając dłoń czarnowłosego.

Demon kiwnął głową.

-To jest Nataniel.- Powiedział.- Zajmij się nim. Zostawię go pod twoja opieką, rób, jak będziesz uważał, chce, żeby dobrze wyglądał.- Mówił Makador, ignorując fakt, że niewolnik chował się skulony za nim.

-Oczywiście.- Przytaknął fryzjer i pociągnął Nataniela za rękę.

Demasse wyszedł z pokoju, zostawiając ich samych. Ostatnia deska ratunku, nadzieja, że demon tylko żartował zrównana została z ziemią. Mężczyzna usadził białowłosego w miękkim fotelu przed lustrem.

-Widzę, że nie tryskasz entuzjazmem.- Powiedział radośnie fryzjer, a jego niezwykle zielone oczy błysnęły rozbawieniem.

Arkade, który siedział teraz skulony, otworzył usta i przez kilka chwil zmuszał się, by coś odpowiedzieć. Niestety, język stanął mu w gardle i nie zamierzał nabrać posłuszeństwa.

-Nie chcesz ich ścinać?- Bardziej wywnioskował, niż zapytał mężczyzna- Nie martw się, obiecuję, że będziesz zachwycony, gdy skończę.

Chłopiec kiwnął tylko głową, było mu wręcz niedobrze.

-A może nie być na krótko?- Spytał cichutko, robiąc błagalną minę.

-Przykro mi, muszę zadowolić twojego pana.- Westchnął zielonooki.- Ale spokojnie, najpierw porozmawiamy… Powiesz mi, czego zdecydowanie nie chcesz i spróbujemy się dogadać. Masz naprawdę cudowną buzie.- Przyznał.- Chciałbym ją wyeksponować, teraz włoski ci ją zasłaniają

-Jak ma pan na imię?

-Żaden pan, mów mi Resze.- Uśmiechnął się mężczyzna. Wyglądał na około osiemnaście lat.- Dobrze, przystępujemy do pracy. Mówisz, że nie chcesz całkiem krótko i tak nie zrobimy. Ich długość będzie kończyć się wraz z końcem twojej cudnie sklepionej czaszki.- Zdecydował. Nataniel przekrzywił głowę, ten mężczyzna nie był normalny.- U góry pozostawię je troszkę dłuższe, będą ci się robić śliczne, zgrabne, luźne loczki, ale nie będziesz wyglądał jak owieczka. Co ty na to?

Nataniel pisnął, trafił na szaleńca.

-No dobrze…- Wydusił po chwili. W końcu, co miał zrobić?


-Resze, skończyłeś już?- Zapytał demon, wchodząc do pokoju. Uśmiechnął się zadowolony, widząc dzieło mężczyzny. Chłopiec wyglądał po prostu cudownie. Nie stracił nic ze swojego uroku, wydawał się być jeszcze bardziej delikatny i śliczny, niż wcześniej. Białe włosy tworzyły luźne, uporządkowane spirale.- Wreszcie widać ci tą śliczną twarzyczkę.- Szepnął, podchodząc do zabaweczki i przyglądając się z bliska. Nachylił się nad min delikatnie, owiewając twarz ciepłym powietrzem. Zachichotał kpiąco, widząc minę Nataniela.

-Wyglądam strasznie.- Jęknął młodzieniec, próbując usunąć jeden, niesforny kosmyk z czoła. Jego brwi były groźnie zmarszczone, ukazywały niesamowite niezadowolenie i obrzydzenie sobą samym.

-Nie wygłupiaj się, wstawaj.- Pociągnął chłopca do góry.- Dzięki.- Zwrócił się do fryzjera.

-To była czysta przyjemność.- Uśmiechnął się fioletowowłosy, nawijając na palec jeden z przydługich loczków młodzika.- Był bardzo grzeczny.

-Poproś moją służbę, by dali ci zapłatę. Miłego dnia.- Powiedział i pociągnął ze sobą Arkade.- Jeszcze jedno.- Rzekł, otwierając drzwi.- Nie chcę słyszeć, że nie było cię na tym cholernym balu…- Uśmiechnął się lekko i wyszedł.  Było już po szóstej, a demon musiał jeszcze przebrać i przygotować niewolnika.

-Musze iść na ten bal?- Jęknął młodzieniec.

Demon warknął cicho, chłopak robił się nieznośny. Na zbyt wiele sobie pozwalał, trzeba go było troszkę… Utemperować…

-Musisz.- Odparł.

-Wstydzę się, wyglądam strasznie.- Mówił Nataniel, wiedząc, że najpewniej zaraz zdenerwuje właściciela. Nie mógł postępować inaczej, to było silniejsze od niego.

-Nie denerwuj mnie.- Warknął demon, otwierając drzwi szafy i rzucając niewolnika na łóżko. Nawet nie wybrał mu jeszcze stroju. Spoglądał przez chwilkę na młodzieńca, zastanawiając się, w czym będzie wyglądał najlepiej… Wyjął z szafy jednoczęściowy, aksamitny kostium w ciemno bordowym odcieniu. Wyglądał na obcisły, składał się z bardzo krótkich nogawek i góry bez rękawów z grzecznym, śnieżnobiałym, okrągłym kołnierzykiem. Z przodu w prostej linii widniało kilkanaście białych, kuleczkowatych guziczków, które kończyły się w talii, dodanych jedynie jako dekoracja. Demon uśmiechnął się. Wyjął jeszcze z szafy białe rajstopy i pociągnął Arkade do pionu. Zdjął z niego wszystko i powoli założył rajtuzy. Potem naciągnął bordowy kostium. Wyglądał w nim przecudownie. Materiał szczelnie przylegał do pięknego ciała niewolnika, jednak nie obciskał, sprawiał wrażenie szytego na miarę. Nogawki delikatnie odkrywały okrągłe pośladki. Biały kołnierzyk sprawiał, że Arkade wyglądał jak typowy, grzeczniutki chłopiec. Na nogach miał jeszcze leciutkie baletki, pod kolor kreacji. Demasse zamruczał i objął delikatnie swojego niewolnika.

-Wyglądasz uroczo.- Szepnął mu do ucha. Ten zaczerwienił się bardzo mocno. Demon zdjął delikatnie bandaż z ramienia białowłosego, z niezadowoleniem zauważając, że dalej widnieją tam ślady po pazurach Cyjana. Dotknął drobnych ranek. Nie miał jak tego zakryć, więc musiało tak zostać.

Goście zaczęli się schodzić na dole. W tej chwili była ich już całkiem spora liczba. Niecierpliwili się, oczekując gospodarza. Demon wyraźnie wyczuwał zapach Cyjana na terenie swojej rezydencji, Gabriela również, gdyż szlachcice zazwyczaj zabierali swoje zabaweczki na takie wydarzenia, by móc się pochwalić swoim majątkiem, który oczywiście inwestowali w najlepszą jakość i klasę. Nie mógł przepędzić Venoma. Wampir był jednym z honorowych gości. Bardzo go korciło, by go przepłoszyć. Sam demon był już w pełni ubrany. Miał na sobie frak z czarną kamizelką. Był to najbardziej elegancki strój, noszony przez Almagedorczyków, tylko na szczególne okazje. Demasse prezentował się w nim nadzwyczaj urodziwie i wyglądał na jeszcze bardziej poważanego, niż był rzeczywistości. Włosy miał rozpuszczone, gładko opadały na jego umięśnione ramiona. Blada skóra dziś była starannie wypielęgnowana, jednak lekki zarost i bródka ścięta w trójkąt nie zostały usunięte.

-Wiesz, jak masz się zachowywać?- Zapytał demon.

-Nie mogę odzywać się bez pytania, nie mogę siadać, ani sięgać po nic bez pytania, mam kłaniać się przed każdym rozmówcą i trzymać się blisko ciebie, Panie, lekko się uśmiechać, potakiwać i chodzić wyprostowany…- Wyrecytował młodzieniec.

-Grzeczny chłopiec.- Uśmiechnął się Demasse i cmoknął po lekko w czoło.- Choć.- Pociągnął białowłosego za sobą. Szybko przemierzyli schody i poszli korytarzem w lewo, tam, gdzie Arkade jeszcze nigdy nie postanął. Przed nimi stały wielkie, otwarte, zrobione z czarnego kamienia wrota.

Demon pociągnął chłopca dalej. Białowłosemu zaparło dech w piersiach, sala balowa wyglądała cudownie. Ciemne, wyżłobione w marmurze ściany, oświetlone były przez setki eleganckich, kryształowych żyrandoli. Podłoga była czarna i połyskliwa. Na skrajach pomieszczenia leżały okrągłe, zaścielone czerwonymi obrusami stoły, a przy nich zawsze parę krzeseł. W dalszym kącie pomieszczenia strome schody prowadziły na piętro, gdzie był bufet, a kilka metrów dalej kolejne stopnie, którymi można było dojść na już ostatni poziom. Pomieszczenie było ogromne, o prostokątnym kształcie, bardzo wysokie. Panował gwar, salę zapełniali elegancko ubrani szlachcice, w towarzyskie małżonków, małżonek, lub naturalnie młodziutkich niewolników, lub niewolnic. Arkade przełknął ślinę. Zobaczył na dole Cyjana, razem z Gabrielem. Wyglądało na to, że Wampir trzymał chłopca na kolanach i namiętnie całował. Arkade zarumienił się lekko, kiedy zobaczył, że do jego pana podchodzi jeden ze szlachciców. Był młody, miał mniej, niż dwadzieścia pięć lat, smukłą, lecz umięśniona sylwetkę, włosy złociste, a oczy intensywnie czerwone.

-Witaj, Makadorze.- Uśmiechnął się przyjaźnie.

-Sindro.- Uśmiechnął się Demasse.- To mój niewolnik.- Przedstawił Nataniela, ten ukłonił się nisko.

-Bardzo śliczny.- Komplementował mężczyzna.

-Dziękuję.- Szepnął cicho Nataniel, starając się nie podpaść swojemu właścicielowi. Jak na razie, demon wyglądał na zadowolonego z jego zachowania. Arkade czuł się urażony, został przedstawiony jako niewolnik, a miał przecież imię, nazwisko i całą masę innych określników.

-Jak myślisz, podróż będzie trudna?- Zapytał blondyn, znowu patrząc na czarnowłosego.

-Niestety.- Zaśmiał się demon, prezentując rząd białych zębów, robiąc krok do przodu. Czerwonooki pośpieszył za nim. Zeszli na sam dół, czarnowłosy wziął w dłoń jedno cygaro, którymi częstowała przy schodach jego oddana służba. Tytoń sam zaczął się żarzyć, była to jedna z wielu drobnych przyjemności, jakimi cieszyły się ogniste demony. Nie musiały nosić rozpałki. Makador przystanął na chwile.

-Choć dalej, już się niecierpliwiliśmy.- Rzekł z uśmiechem Sindro i zaczął prowadzić Demasse w dół. Arkade delikatnie pociągnął właściciela za rękaw. Czuł się tutaj bardzo nieswojo. Brunet spojrzał na niego, marszcząc brwi. Nachylił się nad niewolnikiem, tak, by ten mógł powiedzieć mu coś do ucha.

-Kto to jest?- Zapytał szeptem białowłosy.

-Szlachcic, demon. Ważny, wysokiej pozycji, więc zachowuj się grzecznie.- Wyjaśnił równie cicho właściciel i poszedł za Sindro do stolika, gdzie czekała spora grupa arystokratów. Wyglądali na zadowolonych, z pewnością dobrze się bawili. Wszyscy przyodziani byli w bardzo eleganckie stroje, ale żaden z nich nie prezentował się tak dobrze jak Makador. Arkade widział bardziej urodziwych panów, z nich wszystkich, tylko Sindro i jeden, ciemnowłosy mężczyzna byli godni uwagi. Reszta była zupełnie przeciętna.

-Makadorze.- Odezwał się jeden z dwóch zachwycających, ciemnowłosy.- Rzadko widuje cię ostatnio na spotkaniach. Czyżby ta białowłosa piękność odciągała cię od pracy?- Zachichotał, a demon prychnął, udając obrazę.

-Nie martw się, Tenorze. Dla ciebie mam jeszcze trochę czasu.- Uśmiechnął się Makador, rozsiadając wygodnie na krześle.- To mój niewolnik.- Przedstawił chłopca, a ten po raz kolejny się ukłonił. Dalej stał, czekając aż demon pozwoli mu usiąść. W końcu właściciel odsunął się lekko od stołu i odsłonił swoje kolana.- Możesz usiąść.- Powiedział. Nataniel niepewnie przysiadł na kolanach właściciela z wielkimi rumieńcami na twarzy, na co reszta towarzystwa zareagowała bezczelnym chichotem.

-Słodziutki.- Skomentował jeden z nich.


Od Autora:


O matko… Musiałam skrócić ten rozdział, bo zajmował dwadzieścia dwie strony. Doszłam do wniosku, że Onet to cholerstwo. Ucina mi tekst. Tradycyjnie, może się znaleźć kilka… Dziesiątek błędów. Jest jednak dobra wiadomość. Obiecuję wam kilka gorących momentów w przyszłym rozdziale. Wiem, cieszycie się. Spokojnie, nie za dużo szczęścia na raz. Wracamy do zażaleń. Nigdy nie miałam tak mało komentujących. Nigdy nie miałam większego zastoju twórczego. Nigdy nie byłam samotna na walentynki, no, od czterech lat, nieprzerwanie… Wyobrażacie sobie taki koszmarny początek roku? Ja tak. Dobrze, skarby, nie przedłużam. Miłego dnia, obiecuję, że w najbliższym czasie ukarze się rozdział dwudziesty siódmy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.