środa, 21 maja 2014

Rozdział 56 - "Porwanie"


Nie czekając już na nic, Gabriel zabrał się za ciężką pracę. Siedział teraz w laboratorium, tym bardziej ustronnym, znajdującym się w piwnicach. Wampir nie zapuszczał się tutaj zbyt często. Nie chciał zostać przypadkiem przyłapanym, sytuacja i tak była trudna. Chłopiec westchnął przeciągle, wertując, z jednej strony dosyć prosty, a z drugiej niesamowicie skomplikowany, przepis. Siedział przy jednym ze stołów alchemicznych, dookoła porozkładał składniki, różnej wielkości ampułki i jakieś większe naczynie. Otaczały go zimne, kamienne ściany. Na starych, drewnianych pułkach osiadł kurz, a pajęczyny w kątach przyprawiały o dreszcze. Gabryś nie miał pojęcia, jak ogromne musiały być pająki, które je zaplotły i w sumie wolał się nie zastanawiać. Nie lubił robactwa. Zmrużył delikatnie oczy, starając się przeczytać pierwsze polecenie w książce. Przykryte było jakąś dziwną , zaschniętą plamą. Harpia zdrapała ją przydługim paznokciem i skrzywiła się niezadowolona. Po co dbała o te dłonie?

„Jad wężowca doprowadź do wrzenia, a następnie połącz z ziołami Feros. Potrząsaj intensywnie, aż substancja zabarwi się na fioletowo.”

Gabryś zmarszczył brwi, starając się znaleźć magiczny palniczek, którym mógłby rozgrzać jad. Widział jedynie paczkę zapałek. Niewiele myśląc, nalał odrobinę substancji do probówki i potarł o draskę unurzanym w siarce patyczkiem. Ogień zbliżył do naczynia i czekał, aż zacznie bulgotać. Kiedy tak się stało, dodał właściwą ilość ziół. Cóż, przynajmniej miał nadzieję, że owa ilość była właściwa. Uśmiechnął się, gdy po chwili potrząsania ciecz stała się fioletowa. Spojrzał na dalszą część przepisu. Nie wiedział, dlaczego, ale poczuł się jak wyjątkowo zdolny kucharz.

„Ogłuszoną, żywą osetnicę nadziej liściem storca i  zalej wywarem. Doprowadź do sparzenia”

Reavmor zerknął z niesmakiem na dziwne stworzenie, zamknięte w niewielkim słoiku. Brzęczało wściekle i z zawziętością próbowało się wydostać.  Harpia nie miała pojęcia, czy była to jakaś wyjątkowo dziwna roślina, czy może rodzaj owada. W każdym bądź razie, było odrażające. Zaczął potrząsać słoikiem mocno, po jakimś czasie odstawiając go na stół, gdy istota leżała już na jego dnie, poruszając jedynie cienkimi odnóżami. Odkręcił wieczko i z jawnym wstrętem wysypał ją na blat. W pęsetę chwycił pogniecione odpowiednio ziele i wepchnął w jej ciekawie uzębiony otwór gębowy. Włożył z powrotem do naczynia i zalał gorącą, uprzednio przygotowaną substancją. Z zainteresowaniem i lekką nutą obrzydzenia obserwował, jak jej ciało zaczyna puchnąć i blaknąć.

„Na koniec dodaj niewielką szczyptę proszku z kolców jadowych chimery i odsącz nieczystości. Pozyskaną w ten sposób miksturę można spożyć od razu po przyrządzeniu.”

Dodał ostatni składnik i drgnął zaskoczony, gdy mieszanina zaczęła mocno bulgotać, a nad jej powierzchnią pojawiła się czerwonawa para. Tak powinno być? Chłopak przelał mieszankę przez drobne sito, prosto do niewielkiej, elegancko ukształtowanej ampułki. Odstawił nieczystości na blat, a gotowy eliksir zatkał dokładnie korkiem. Był z siebie naprawdę dumny.

 

Nataniel miał doprawdy złe przeczucia w związku z planem Reavmora. Nie mógł odeprzeć wrażenia, że harpia po prostu nie powinna tego robić. Nerwowo krążył przed drzwiami gabinetu Cyjana, zastanawiając się gorączkowo, czy powiedzieć wampirowi. Nie chciał zdradzić przyjaciela, ale gryzło go sumienie… Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi. Zagryzł wargę, słysząc zaproszenie. Nacisnął niepewnie klamkę i wszedł do środka. Zerknął zmieszany na Cyjana. Mężczyzna popijał wino, rozłożony wygodnie w miękkim fotelu.

-Natanielku.- Szepnął wampir, spoglądając na niego uważnie.- Coś się stało?

Arkade pokręcił głową, podchodząc powoli do biurka. Czuł się jakby zmierzał na przesłuchanie.

-Ja tylko…- Zaczął koślawo, zastanawiając się, jak to sensownie ująć.

-Jeżeli chciałeś przeprosić mnie za zachowanie Gabriela, to nie męcz się. Nie przyjmuję tego do wiadomości.- Rzekł Venom nieznoszącym sprzeciwu tonem.

-Nie.- Zaprzeczył Nataniel, chociaż o tym też chciał porozmawiać.- Ale on naprawdę nie chciał nic złego.

Cyjan uniósł delikatnie brwi, jakby chłopiec palnął największą możliwą głupotę

-Mam inne zdanie na ten temat.- Uciął miękko, mimo wszystko, dalej wpatrując się w niego łagodnie.- Ale skoro nie chodzi o niego…- Nie dokończył, przerwał mu podenerwowany Arkade.

-Chciałem zapytać o tego demona.- Szepnął cicho, siadając na krześle naprzeciwko mężczyzny.- Dlaczego on nic nie pamięta?- Zapytał, a Venom wręcz zawył w duchu.

Trzymanie tak uroczych istot, jak Nataniel, powinno być nielegalne. Chłopiec był tak niewinnie ciekawski i nieśmiały w zeznaniach, że męskość wampira samoistnie zaczynała domagać się uwagi. Zwalczył jednak w sobie silną pokusę i westchnął ciężko.

-Kruszynko, ty naprawdę nie wiesz, co to znaczy, kiedy niewolnikowi usuwa się pamięć, prawda?

Nataniel pokręcił przecząco głową, a wampir wstał powoli, podszedł i ukucnął obok niego. Może by tak spróbować? Byłby delikatny, a potem usunął mu pamięć… Chłopiec nawet nie wiedziałby, co zaszło. Skarcił się zaraz w myślach. Przecież nie mógł mu tego zrobić.

-Ten chłopiec musiał przejść coś naprawdę złego.- Szepnął w końcu cicho.

Rynek niewolników bywał brutalny. Gdy trafiło się na piękną, zdrową fizycznie istotę, nie warto było tracić pieniędzy tylko dlatego, że była niezdolna do funkcjonowania w aspektach emocjonalnych. Liczył się przede wszystkim szybki i pewny zysk, a demony piaskowe były cenne, nawet bardzo.

Kąciki ust Nataniela widocznie opadły, a w oczach dało się dostrzec wyraźne współczucie i smutek.

-Co mu się stało?- Spytał.

-Nie wiem, maleńki.- Przyznał szczerze Cyjan.- Ale na pewno zrobię wszystko, by teraz był już szczęśliwy.- Zapewnił, głaskając chłopca delikatnie po miękkich włoskach.

-A Gabryś?

Wampir pokręcił głową.

-Chcę, żeby mnie szczerze przeprosił. I trochę zmądrzał.- Odparł.- Tylko tyle od niego wymagam.

 

Reavmor, wyjątkowo zadowolony, wyszedł z laboratorium, cichutko zamykając za sobą drzwi. Czmychnął szybko na piętro, szedł  prosto do swojego pokoju z buteleczką ukrytą w dłoni.  Musiał szybko ją schować. Wyprężył się dumnie, widząc wampira, przechodzącego przez korytarz. Ten spojrzał na niego przelotnie, zaraz jednak minął go bez słowa. Harpia poczuła delikatne ukłucie na sercu, kiedy właściciel tak po prostu ją zignorował. Prychnęła cicho, nie oglądając się za siebie. Skoro Cyjan chciał wojny, to ostatecznie mógł ją dostać. Młodzik otworzył drzwi swojego pokoju i wszedł do środka. Zdziwił się odrobinę, widząc Nataniela, który widocznie na niego czekał.

-Co tu robisz?- Zapytał, ugniatając w dłoni ampułkę.

Arkade spojrzał dziwnie na naczynie. Już wiedział, co to było.

-Nie dawaj mu tego.- Szepnął cicho, mając nadzieję, że Gabryś zrozumie.- Proszę.- Dodał jeszcze, spoglądając na niego niemal błagalnie.

-Niby dlaczego?- Prychnął brunet, otwierając ozdobną szkatułkę z biżuterią i chowając flakonik do środka. Zamknął ją na kluczyk.

Może i nie był aniołem, ale z pewnością też nie kłamcą. Jeżeli obiecał demonowi, że mu pomoże, to zamierzał tej obietnicy dotrzymać. Szczególnie, że rozzłoszczony chłopak mógł o wszystkim opowiedzieć wampirowi, a tego nie chciał.

-Rozmawiałem z Cyjanem.

Gabriel spojrzał niespokojnie na przyjaciela, w jego oczach przez chwilę dało się zobaczyć iskry prawdziwej wściekłości.

-Powiedziałeś mu?- Syknął groźnie.

-Nie.- Zaprzeczył momentalnie białowłosy. Harpia czasem naprawdę go przerażała.- Tylko zapytałem, dlaczego  nic nie pamięta.

Arkade nie miał pojęcia, dlaczego tak się przejmował. Nie zamienił ani jednego słowa z demonem, a mimo to nie chciał, by przytrafiło mu się coś złego. Po prostu nie lubił patrzeć na cierpienie. Gdyby Gabryś jednak to zrobił, czułby się współodpowiedzialny.

-Powiedział ci coś ciekawego?- Zakpił drugi, kładąc się wygodnie na łóżku.

-Mówił, że jemu musiało się przytrafić coś naprawdę złego…

Reavmor spojrzał zainteresowany na białowłosego.

-Skąd ta pewność?

-Cyjan jest pewny. Nie rób tego, proszę.- Mówił coraz bardziej zrozpaczony białowłosy.- Nie musisz spełniać tej obietnicy, powiedz mu, że po prostu nie możesz tego zrobić. Będzie po wszystkim.

-Ale ja chcę to zrobić.

-Gabryś.- Pisnął płaczliwie Arkade, powstrzymując cisnące mu się do oczu łzy.

Reavmor pokręcił głową delikatnie, kładąc się bliżej przyjaciela.

-No nie płacz.- Szepnął.- I nie bój się, wiem, co robię. Pamiętasz?

-Nie wiesz, co robisz.- Jęknął drugi.- Bez przerwy robisz coś głupiego, a ja po prostu się martwię. Naprawdę chciałbym, żebyś pogodził się z Cyjanem i żeby wszystko się uspokoiło. Ja już tego dłużej nie wytrzymam.- Zapłakał.

-Nataniel…

-Nie!

-Natanielku.- Szepnął cichutko Gabryś, głaskając go pieszczotliwie po policzku.- Uspokój się.

-Nie, dopóki nie przeprosisz Cyjana i nie wyrzucisz tego eliksiru.

Reavmor pokręcił głową. To nie było takie proste, jak mogło się wydawać naiwnemu Natanielkowi. On miał swoją dumę, tylko ją.

-No przestań już. Przeprosiny i tak nic nie dadzą.- Powiedział po chwili.- W końcu sam się uspokoi.

-Nie uspokoi się!- Krzyknął Arkade.- Mówiłeś, że chciałbyś, żeby poświęcał ci więcej uwagi, więc w końcu coś z tym zrób. Sam mi powiedział, że chce tylko, żebyś go przeprosił!- Zawył rozpaczliwie.

-Tak ci powiedział?

Arkade pokiwał głową, ocierając łzy z policzków. Naprawdę chciał przemówić harpii do rozsądku, tylko czasem po prostu nie potrafił. Nie lubił, gdy przyjaciel był taki uparty.

-Nie rozumiesz, co się stanie, jeśli dasz mu ten eliksir? Przecież on się załamie.- Mówił, łykając słone łzy. Wiedział, że plącze się w tych wszystkich prośbach, ale sam już nie wiedział, co było ważniejsze.- Nie chcę, żebyś to robił. Dlaczego nie możesz choć raz ustąpić? Proszę cię, Gabryś…

Harpia pokręciła głową.

-Może masz rację.- Szepnęła cicho, nie do końca przekonana.- No już, nie płacz, nie dam mu tego.

-Obiecujesz?

-Obiecuję.- Uśmiechnął się leciutko Reavmor.- O reszcie muszę jeszcze pomyśleć. A teraz połóż się wygodnie.- Nakazał, okrywając go lekką kołdrą.- Możesz spać u mnie.

Nataniel poczuł ulgę, kiedy Gabryś złagodniał. Czuł się dobrze, gdy przyjaciel stawał się taki opiekuńczy, aż mu się zrobiło cieplej na sercu. Zatrząsł się delikatnie, gdy harpia objęła go od tyłu, zaraz jednak się rozluźnił.

-Śpij.- Szepnął jeszcze Gabriel, głaskając go po jasnych włoskach.- Niczego mu nie dam.

 

Demasse może i nie był szczególnie empatyczną osobą, ani nawet nie starał się sprawiać takiego wrażenia, co nie zmieniało faktu, że jakiś niewielki pierwiastek, zdolny do współczucia i zrozumienia, posiadał. Dlatego też zaczynał powoli rozumieć Armagedon, jego motywy, problemy oraz niechęć do jego ojczyzny. Co więcej, spędzając coraz więcej czasu w gronie kapłaństwa,  zaczynał się orientować, że oni i jego pobratymcy wcale tak bardzo się nie różnili. Przynajmniej wewnętrznie byli takimi samymi stworzeniami, bo etykietę i poglądy mieli inne.

Demon spojrzał na dwójkę strażników, stojących przed drzwiami, prowadzącymi do komnaty Arkade. Był w środku. Spał. Demasse miał doskonałą okazję do ataku, a jednak nie miał zamiaru z niej skorzystać. Był zbyt ciekaw tego, co jeszcze kryła w sobie ta kultura. Odrobinę się niepokoił, ale zaczęła go z lekka fascynować. Nie dla tego, że była jakaś niezwykła, czy szczególnie inspirująca, ale dlatego, że była mu po prostu nieznana.

Wrócił do swojej komnaty, następnego wieczora musiał zacząć działać. Wiedział, że nie da rady dłużej zostać w tych murach, stałoby się to zbytnio podejrzane. Dzisiejszego dnia panowała śnieżyca, która stała się idealnym pretekstem do przedłużenia wizyty, nie mogła jednak trwać wiecznie, a demon zaczynał odczuwać mocny dyskomfort, spowodowany rozłąką ze swoim demonem. Szybko tracił siły i co raz częściej przychodziły ostre bóle głowy, zwłaszcza wieczorami.

Zamknął za sobą drewniane drzwi i nieopatrznie zacisnął palce na płomieniu świecy, chcąc ją zgasić. Syknął głośno, natychmiast zabierając rękę. Spojrzał na nią niespokojnie. Spód dłoni był cały poparzony, ale on się tylko uśmiechnął delikatnie. A więc to był taki ból. Musiał przyznać, że naprawdę nieprzyjemny.

 

Reavmor naprawdę się starał, aby nikt nie dojrzał jego wrażliwszej natury. Nie lubił, gdy ktokolwiek się nad nim użalał, współczuł, nie potrzebował tego. Chciał podziwu, pragnął widzieć, jak wszystkie oczy spoglądają na niego z uznaniem. Dlatego lubił seks. Czuł się spełniony, kiedy mężczyźni sprawiali wrażenie wręcz oczarowanych jego urodą. Teraz jednak najbardziej brakowało mu spojrzenia Venoma.

Zdawał sobie sprawę z tego, że musi przeprosić, bo inaczej nic nie wróci do normy, wampirowi się to należało. Wiedział, że będzie mu ciężko, rzadko to robił, ale nie potrafił już dłużej znieść obojętności właściciela, wszechogarniającej ciszy, napięcia.

Szedł korytarzem, zastanawiając się, jak zwięźle ująć swoją wypowiedź. Naprawdę żałował, ale nie wiedział, jak to okazać, by Cyjan mu uwierzył. Odetchnął głęboko, zbliżając się do drzwi jego sypialni. Nie czekając, nacisnął klamkę i wszedł do środka.

Otworzył oczy szerzej, a usta samoistnie się uchyliły, gdy zobaczył Venoma namiętnie kochającego się z tym demonem. Całował go tak czule, a tamten jęczał pod nim słodko. Poczuł, jak kolana się pod nim uginają, kiedy wampir spojrzał na niego zimno, jednocześnie po raz kolejny całując rozgrzane ciało nowego niewolnika.

Harpia już dłużej nie czekała, wyszła i zamknęła drzwi, kilka metrów dalej osunęła się po ścianie na lodowatą, granitową podłogę. Czym sobie na to zasłużyła?
 

 

Demon odetchnął niespokojnie. Dzisiaj miał ostatnią szansę. Sprawdził wcześniej strażników i zorientował się, czy Harad spał już w swojej komnacie. Był pewien, że wszystko jest w idealnym porządku. Miał dobrą okazję. Wstał powoli z łóżka i stanął na środku pokoju. Coś mu mówiło, żeby tego nie robił, żeby zaczekał, tym razem nie zamierzał jednak słuchać tej natrętnej myśli. Rozluźnił się na tyle, na ile był w stanie. Może i był dumnym szlachcicem, ale znał swoje obecne położenie i wiedział, że teraz każda pomyłka mogła kosztować go życie. Przymknął oczy, chcąc przywołać z powrotem swojego wewnętrznego demona, swoje prawdziwe oblicze, z którym rozstał się na tak długo. Poczuł, jak jego ciało przechodzą ostatnie dreszcze zimna, chwilę potem zastąpił je przyjemny płomień w jego wnętrzu. Czuł, jak utęskniona moc zaczyna pieścić delikatnie jego już na powrót gładką, młodą skórę. Każdy mięsień wysklepiał się na nowo w silnym, demonicznym ciele, dostarczając przyjemnych doznań. Potęga wróciła z tak cudowną siłą, a słabości odeszły. Demasse zacisnął delikatnie pięści, jeszcze nie otwierając oczu. Korzystając z nagromadzonej wokół niego mocy, wymówił zaklęcie uśpienia, które zamierzał zastosować w bardzo szerokim spektrum. Tak cholernie brakowało mu tej cząstki siebie. Poczuł jednak coś dziwnego.

Mimo wypowiedzianej formuły, nic się nie działo. Zakaszlał głośno, czując nieprzyjemne pieczenie w płucach i na skórze. Otworzył zaskoczony oczy, nie mogąc zaczerpnąć głębokiego oddechu. Jego źrenice rozszerzyły się w szoku, spostrzegłszy czerwoną poświatę, rozchodzącą się od jego klatki piersiowej. Nie wierzył w to. Tak skomplikowana bariera była wręcz niemożliwa do postawienia. Bariera tylko dla mocy nieczystej. Miał ochotę krzyczeć, gdy skóra na piersi zaczęła czerwienieć, a potem krwawić.

-Cholera.- Zaklął, starając się jak najszybciej wyzbyć swojej mocy, z powrotem otaczając się magią natury.
Nie mógł się skupić przez dławiącą go parę. Odetchnął jednak z ulgą, gdy mu się udało. Spojrzał na swoją szatę, na ogromną, krwawą plamę. Ciągle rosła, a on  wiedział, że nie może dłużej czekać. Jeżeli poświata się rozniesie, obudzi wszystkich, a on zostanie w pułapce. Wyjął niewielki nóż. Otworzył szybko drzwi, od razu sztyletując dwóch strażników, by nie wydali z siebie żadnego krzyku. Zamknął za sobą, by dym nie ulatniał się zbyt szybko. Ruszył w stronę komnaty Harada. Starał się nad sobą zapanować, ale obawa była coraz większa. Niepokój wzrastał z każdym postawionym krokiem. Zakrył peleryną splamioną pierś i zaczął kroczyć w kierunku dwójki strażników przy komnacie kapłana. Widział ich dziwne spojrzenie, jednak zanim zorientowali się w sytuacji, leżeli już martwi w kałuży karminowej cieczy. Demon spojrzał za siebie, na goniącą go poświatę. Pokręcił głową i otworzył drzwi do komnaty. Spojrzał na swój cel niespokojnie. Ostatkami sił wykonał zaklęcie uśpienia i opadł na podłogę. Poczuł, jak jego ciało znowu wraca do demonicznej formy. Wykorzystał cały zasób magii natury, jaki posiadał. Zacisnął mocno powieki, wstając i podnosząc nieprzytomnego Arkade na barki. Już się nie przejmował tym, że aura wokół niego znowu wypala mu płuca i serce. Biegł. Mimo że potwornie bolało, musiał biec. Czuł, że zaraz opadnie na ziemie, na granicy swojej wytrzymałości. Przeklął, gdy usłyszał krzyk na korytarzu.

Co robić? Co miał, do cholery, robić? Głosy dookoła odbierały mu nadzieje. Stanął przed dziedzińcem.

Wzgórze. Musiał iść na wzgórze świątynne, to była jedyna szansa. Stawiał ciężkie kroki, starając się nie runąć na ziemię. Nie potrafił już wykrzesać z siebie więcej siły. Wszystko paliło go nieopisanym bólem. Zobaczył smoka i nie musiał się już dalej zastanawiać. Spojrzał do tyłu, na płonące pochodnie i goniących go strażników. Kapłaństwo… Podszedł do zielonej bestii, która zaryczała ostrzegawczo, jeżąc łuski.

-Spokojnie.- Wychrypiał Demasse.- Nie jestem wrogiem. Wiem, gdzie jest twój pan, zabiorę cię do niego, ale musisz mi pomóc.

Smok warknął, widząc nieprzytomnego kapłana na jego barkach.

-Twój pan nazywa się Nataniel.- Szeptał demon, chcąc zaświadczyć o prawdziwości swoich słów.-  Obiecuję, zobaczysz go, ale musisz mnie stąd zabrać.- Mówił ledwo przytomny.

Przed jego oczami wirowało niebezpiecznie. Poczuł, jak opada razem z Arkade na grzbiet bestii, a ta wznosi się w powietrze, wprawiając w ruch potężne skrzydła. Widział jeszcze światło, pociski, usilnie próbujące w niego trafić.  I wtedy przed oczami błysnęły mu czarne łuski.

-Veragror.- Mruknął nieprzytomnie, widząc, jak jego ukochany smok leci prosto w chmarę goniących go przeciwników.- Veragror, nie…

Jakby przez mgłę starał się jeszcze zatrzymać Amarytona, ale nie potrafił…

 


Od Autora

Mogło być gorzej. Jakoś nie wiedziałam, jak to sensownie przedstawić. Efekt końcowy oceńcie sami, do mnie średnio przemawia.

Obiecuję, że już nigdy nie użyję "w każdym bądź razie". Dziękuję za uświadomienie w tym zakresie.

Miło, że cieszycie się z częstotliwości dodawania nowych rozdziałów i wykazujecie tym jako takie zainteresowanie. Obiecałam, że wynagrodzę wam moją długą przerwę i właśnie to robię. Nie wiem, ile to jeszcze potrwa. Chwilowo wena chyba znowu ze mnie uleciała. Ale mam plan na kilka następnych rozdziałów. Gwarantuję, że przyniosą sporo zmian.

Miłego dnia.

17 komentarzy:

  1. Świetnie, że notki są tak często. :) Jejku, jak ja się cieszę, że wyprawa jednak nie skończyła się źle dla demona! Martwiłam się o niego. :)
    Żal mi Gabrysia, ale z drugiej strony przecież on też zdradzał wampira, więc nie może mieć teraz do niego żalu o to samo. Zwłaszcza, że ten wcześniej bardzo długo o niego zabiegał...
    Cóż... oby wszystko skończyło się dla wszystkich w miarę dobrze. Trzymam kciuki! :)
    Powodzenia w dalszym pisaniu i weny, weny, weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. [wpisałm w nie w tym rozdziale} 5 dni zajęło mi cztanie twojego bloga. Nawet na lekcjach czytałam. Jest fantastyczny i nie mogę zrozumieć dlaczego nie znalazłam go wcześniej. Błędy ortograficzne wogóle mi nie przeszkadzają, tylko ubolewam nad faktem ze nie moge dalej czytać :/ gdyby to była książka zyskała by wielką populację. Myślałaś nad tym zeby napisać książkę? Pewnie byłaby tak genialna jak to opowiadanie.
    Emocje zawarte w opowiadaniu są tak prawdziwe że aż szokują. czasami czuję jakbym tam była i przeżywała to razem z głównymi bohaterami *o* masz ogromny talent. Tylko pozazdrościć
    Ze zniecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Życzę weny *o* ~Nikola

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowa notka, no i bardzo fajnie! Mam nadzieję, że przez końcówkę roku szkolnego częstotliwość dodawania rozdziałów nie spadnie!
    Coś mi się widzi, że teraz zraniony Gabriel choćby na złość Cyjanowi poda nowemu ten eliksir... i będzie rozpierducha :>

    Pozdrawiam serdecznie, ~M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziekuje za kolejny rozdzial :)
    Mam nadzieje, ze harpia dotrzyma swojej obietnicy i nie poda eliksiru demonowi. I wierze, ze porozmawia ze swoim panrm na powaznie.
    Gabrys pewnie sie bardzo przestraszy jak zobaczy swojego pana w tym stanie, bedzie wsciekly na pana za porwabie ojca i jednoczescie wdzieczny za sprowadzenie smoka :)
    Mam nadzieje, ze demon bie ucierpi bardzo^^
    Duuuuuuuzo weny i do nastepnego :)
    J~

    OdpowiedzUsuń
  5. Blagam, blagam, blagam napisz kolejny rozdzial. Ten moment kiedy on wszedl do pokoju i zobaczyl jak Cyjan sie z tamtym kocha. Uch.. biedny Gabrys. Glupi Cyjan znalazl sbie pocieszenie. Tamtego juz nie ma wiec musi wyruchac kogos innego!


    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  6. Również nie mogę się doczekać następnego rozdziału. To jeden z naprawdę nielicznych blogów o podobnej tematyce, których nie mogę się naczytać c:
    A tak z nieco innej beczki... Pamiętam, że w którymś rozdziale Demasse zabrał Nataniela do pokoju z lustrami zamiast ścian, żeby go ukarać, tylko nie mogę znaleźć tego momentu, chociaż przeczytałam wszystkie rozdziały kilkakrotnie... Mogłabyś mi przypomnieć w którym rozdziale to się zdarzyło? Pamiętam, że bardzo mi się podobała ta scena, ale za Chiny nie mogę jej znaleźć... :/

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja mam już chrapkę na kolejny rozdział.
    Ludzie! Komentujcie, chwalcie, krytykujcie konstruktywnie, niech autorka się czuje doceniona! :P Komentarze karmią wena! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. My fair lady ! Witam witam!
    pragnę zaznaczyć już na wstępie, że rozdział przecudny, lecz zakończenie wzbudza tak ogromną ciekawość, że potrafi śnić się po nocach ! Tak więc czytelnicy ostrzegam, ze to opowiadanie wciąga i uzależnia, więc przed rozpoczęciem czytania radzę skonsultować się z wewnętrznym głosem, który powie "tak" bądź swoją drugą jaźnią, która stwierdzi ile rozdziałów dziennie dacie rade przeczytać we dwoje xD

    Tak po krótkim wstępie: rozdział cudny ;) Jestem bardzo ciekawa, co się stanie... z Demesse i jego smokiem. Kochane i wierne stworzenie jest gotowe poświęcić się. ;< Mam nadzieje, że Nataniel pomoże swemu panu wyzdrowieć i mimo wszystko będzie mu wierny i nie opuści go. Martwi mnie jedynie Cyjan i harpia. Nosz kurde xD nie mogę ich nigdy wyczuć x D haha z jednej strony są zabawni a z drugiej komiczni. Mimo to szkoda mi i to bardzo Gabrysia... mam wrażenie, że to się źle skończy ;<
    ____
    Życzę weny droga autorko i żeby powstało jeszcze drugie tyle rozdziałów haha ;) Pozdrawiam,
    M_Red

    OdpowiedzUsuń
  9. Śmiem zauważyć, że wyjątkowo dużo ostatnio komentarzy. A co właściwie się dzieje z drugim blogiem autorki? Nie była aktualizacji od grudnia... Ale w sumie moze to i lepiej że poświęca się jednemu projektowi, zamiast łapać kilka srok za ogon, Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam pytanie. Gdzie jest rozdzial jak cerbery zaatakowaly chyba Nataniela czy Demasse. Ten moment zapadl mi w pamiec i nie moge go znalezc, a naszla mnie ochota jak w powyzszym komentarzu ktos chcial rozdzial z tymi lustrami.
    A i jeszcze jedno: co z ptakiem Natanielka? Bo tak nic o nim nie piszesz :)
    Wiem, ze nie ma ich w posiadlosci Demasss, ale jestem ciekaw :)
    Mam nadzieje, ze szybko napiszesz rozdzial (oczywiscie wiem, ze moze jestes zajeta, wiec zajmij sie najpierw swoimi sprawami). Zycze duzo weny!
    Pozdrawiam


    Damiann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma takiego rozdziału... Za to jest taki, w którym Gabriel i Arkade mają problem z wilkołakami u Venoma- rozdział 44, gdzieś pod koniec. Ewentualnie rozdział 32- kiedy Nataniela atakuje chimera. I to chyba tyle, co mogę skojarzyć...
      Ptak będzie, spokojnie. Kolejny się pisze, pozdrawiam.

      Usuń
    2. Jest jeszcze moment, w którym cerbery witają Makadora i gryzą mu zbroję, w bodajże 43 rozdziale lub coś koło tego...

      Usuń
    3. Och.. to musialem pomylic opowiadania czy cus..:)

      Usuń
  11. Przeczytałam każdy rozdział twojego bloga jakieś... 7 razy c: Rozdziały są bardzo wciągające, podoba mi się twój styl pisania. Świetnie potrafish opisać sytuacje w jakich znajdują się bohaterowie. Na samych bohaterów też nie mogę narzekać... Dobra, Cyjan i Nataniel to wyjątki! Ostatnio zaczęłam się zastanawić, czemu Nataniel, tak ciekawski z natury, nie ma ochoty na bezpośrednie spotkanie z drugą zabawką Cyjana.... To aż podejrzane...
    A wracając do ogólnego stylu pisania opowiadań to uważam, że naprawdę świetnie potrafisz ubrać w słowa wszelakie wydarzenia. Tylko musisz się nieco bardziej przyłożyć do unikania powtórzeń i wszelkich błędów interpunkcyjnych i ortograficznych, nie wspominając o gramatyce i będzie wręcz idealnie*o*
    I o ile mogłabym spytać... Mogłabyś podać przybliżoną datę wydania 57 rozdziału? Wiem, że nie mnie jedyną zżera ciekawość odnośnie następnej części opowiadania c:

    ~Cuśka

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    ciekawe co się tak naprawdę przytrafiło temu demonowi piaskowemu... Gabrysiowi udało się stworzyć tą miksturę na pamięć, choć zastanawia mnie czy w ogóle zadziała, czy przypadkiem nie przyniesie jakiś skutków ubocznych... i teraz ciekawe czy ja poda, bo obiecał Natanielowi, ze tego nie zrobi.. Demanse porwał ojca Arkade, ciekawe jak na to wszystko zareaguje, czy przypadkiem nie poczuje się oszukany, no i czy będzie mógł widywać swojego smoka
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.