niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 42 - "Wielkie Powitanie"


Podróż w strony Almagedoru upływała dość spokojnie. Niebo było przyjemne dla oka, a dzięki zaklęciu, rzuconemu przez Makadora, na statku było również przyjemnie ciepło. Załoga była wypoczęta, chociaż Diego nie do końca wiedział, jak zareaguje władca, gdy się dowie, że dżiny nie potrafiły pomóc w tej sytuacji… Mieli wskazówki, jednak bardzo nieprecyzyjne, nie dawały wiele.
-A Mails?- Zapytał Venom, opierając się o reling.
-Zasłużył na śmierć. To żadna strata.- Odparł demon, uśmiechając się wrednie. Mimo, że sam chciał go wykończyć, to cieszył się, że nie już nigdy nie będzie musiał patrzeć na jego parszywy pysk.
-Też nie sądzę, żeby król miał zamiar go opłakiwać.- Zgodził się Malborio.
Demasse uśmiechnął się, gdy w oddali ukazał się delikatny zarys lądu.
-No, to niebawem będziemy w naszych progach.- Skomentował Cyjan, również z uśmiechem.
-Idź się zająć Natanielem.- Rozkazał Makador, spoglądając z pobłażaniem na Venoma.
Jak można się było spodziewać, Arkade zachorował i to porządnie. Szczęście tkwiło w tym, że nie w trakcie wykonywania misji, a pod jej koniec.
Wampir pokręcił głową i poszedł zająć się chłopcem. W końcu, był jedynym medykiem na tym statku. Ze znudzeniem wpatrywał się w mijane, drewniane ściany. Spędził ostatnio tyle czasu na morzu, że każda myśl o statku wywoływała u niego obrzydzenie, mimo, iż na chorobę morską nie cierpiał. Wszedł bez pukania do tymczasowej sypialni Nataniela. Z niewiadomych dla chłopca powodów, demon nie zdecydował się na sypianie z nim. Cyjan zerknął troskliwie na rozpalonego młodzika i ukucnął przy nim.
-Jak się dzisiaj czujemy, kruszynko?- Zapytał łagodnie.
-Dobrze.- Odparła morgana, uśmiechając się sztucznie.
Czujny wampir od razu dostrzegł grymas na twarzy maleństwa.
-Nie wydajesz się być szczęśliwy, że mnie widzisz.- Uśmiechnął się złośliwie, wyjmując z szuflady szafki kilka leków i jakąś maść.
-Nie, nie…- Zaprzeczył szybko młodzik.- Cieszę się, tylko myślałem, że to Maka… Mój pan.- Poprawił się szybko.
-Przy mnie nie musisz być taki oficjalny, możesz go nazywać, jak chcesz.- Zaśmiał się Venom.
-Przyjdzie?- Zapytał chłopiec, nudził się sam.- Ostatnio w ogóle do mnie nie przychodzi.- Poskarżył się.
-Jest trochę zajęty. Na pewno chce, byś porządnie odpoczął.
-A możesz go poprosić, żeby do mnie przyszedł?- Zapytał nieśmiało jasnowłosy.- Nie pozwala mi wychodzić z pokoju.- Wyjaśnił.
Cyjan zaśmiał się pogodnie, wkładając chłopcu w dłoń jakieś pigułki.
-Powiem, że tęsknisz.- Zgodził się.
Czasem zazdrościł demonowi, że miał tak oddanego niewolnika. Nataniel był grzeczny, opiekuńczy, uległy i naprawdę widać było, iż przywiązał się do właściciela. A Gabriel… Był śliczny, ale po prostu nie potrafił się zachować, traktować go jak pana. Cyjan bez sensu starał się zyskać u niego trochę szacunku, a naprawdę… Zależało mu na Reavmorze. Właśnie dlatego jeszcze go nie wyrzucił, albo choćby nie zamknął w jakiejś klitce. Chciał, by miał wszystko, czego pragnął, żeby choć częściowo czuł się wolny, by był mu wdzięczny, tak, jak wampir był wdzięczny za jego ciało. Bo nigdy nie zmuszał Gabriela, czasem, po dużej dawce alkoholu bywał nachalny, ale potrafił się opanować. Nie chciał go krzywdzić, tylko uszczęśliwiać. Dlatego też nie męczył go zbyt często swoim towarzystwem. Miał wrażenie, że chłopak po prostu nie lubi spędzać z nim czasu.
-Nie mów tak.- Przestraszył się Nataniel.- Będzie się ze mnie śmiał…
Cyjan pokręcił tylko głową z uśmiechem i nasmarował łopatki i klatkę piersiową chłopca maścią rozgrzewającą o zapachu mięty.
-Posiedzieć z tobą, czy będziesz spał?- Zapytał Venom, mając nadzieję, że chłopak każe mu wyjść. W takich chwilach, po wielu dniach głodówki ledwo się powstrzymywał, zarówno przed ugryzieniem go, jak i zgwałceniem. Uwielbiał chłopca, ale wampiry były bardzo popędliwe, a po takim poście… Nie wiedział, czy uda mu się zostawić Gabriela przy życiu, gdy wróci do rezydencji.
-Jestem trochę zmęczony, nie będę zawracał ci głowy.- Szepnął chłopiec, a mężczyzna odetchnął z ulgą.- Ale powiesz mu?
-Powiem, powiem.- Uśmiechnął się Cyjan i wyszedł, wcześniej głaskając delikatnie miękkie włoski młodzika.

-Gdzie jest Makador?- Zapytał Cyjan, widząc Diego w sali konferencyjnej
-Zakładam, że u siebie, jeśli nie spotkałeś go przy sterze.- Odparł pogodnie Malborio, nie odrywając oczu od lektury. Chwile potem przeniósł wzrok na wampira, ale jego już nie było.

-Makadorze.- Cyjan wszedł do sypialni demona.- Szukałem cię.
-W jakim celu?- Demon spojrzał na niego ze znudzeniem. Wyglądało na to, że wampir przerwał mu bezmyślne wpatrywanie się w sufit.
-Przydałbyś się bardziej, gdybyś popilnował steru.- Uśmiechnął się rudzielec, przysiadając na łóżku koło przyjaciela.
-O co chodzi?- Westchnął demon, mając dość przeciągania.
-Nataniel za tobą tęskni.- Przyznał Venom, odgarniając włosy z twarzy demona. Ten prychnął i odepchnął rękę wampira. Nie cierpiał, gdy ktoś traktował go z taką obrzydliwą czułością.
-I co w związku z tym?- Zapytał zimno. Miał naprawdę dużo pracy, jeszcze nie zaczął pisać raportu.
-Może poszedłbyś na chwilę do niego?- Zaproponował Cyjan.- Bardzo źle się czuje.
-Pójdę, kiedy uznam, że to konieczne.- Odparł stanowczo demon, wyciągając cygaro z szuflady. Gestem ręki poczęstował wampira, ten przyjął z wdzięcznością. Nie miał czasu dla Nataniela, co nie oznaczało, że unikał go specjalnie. Oczywiście umieścił go w osobnym pokoju, bo było jasnym, że gdyby miał go na wyciągnięcie ręki, to nigdy nie skończyłby roboty. A poza tym, był chory i chciał, żeby trochę odpoczął.
-Jak wolisz.- Westchnął Cyjan, przecież nie mógł zmuszać Makadora, by spędzał czas ze swoim niewolnikiem. W tej kwestii sam nie był lepszy.

Nastał wieczór. Nagle rozpętała się spora burza. Pioruny spadały z nieba, coś w rodzaju ubitego śniegu spadało na pokład. Oczywiście zaraz po przekroczeniu bariery termicznej, jaką stworzył demon, rozpuszczało się i nie stanowiło zagrożenia dla solidnego drewna. Mimo wszystko, spacer po pokładzie nie należał do rzeczy przyjemnych. Na przekór swoim wcześniejszym słowom, demon postanowił zajrzeć do Nataniela, choćby przekonać się, czy nie umiera ze strachu. Takie delikatne istotki bały się burzy. Wszedł bez pukania do pokoju. Westchnął ciężko, widząc, że chłopiec smacznie śpi. Albo nie słyszał piorunów, albo się nie bał. Demon ukucnął przy nim i odgarnął jasne włoski z twarzy. Ależ miał ochotę wypieścić te malinowe usteczka. Skarcił się w myślach i zobaczywszy, że wszystko jest w porządku, zamierzał wyjść. Nie chciał go budzić. Gdy odwrócił się i podszedł do drzwi, usłyszał cichy głosik niewolnika.
-Panie?- Szepnął zaspany Nataniel.
-Tak.- Odparł właściciel, spoglądając w lekko zaczerwienione ślepia Arkade. Przez chwilę myślał, że chłopak zwyczajnie płakał ze strachu, ale potem przypomniał sobie, że miał wysoką gorączkę. Na powrót zbliżył się do niego i westchnął.
-Co cię dopadło?- Zapytał, mając na myśli chorobę młodzika. Na grypę to nie wyglądało.
-Zostaniesz ze mną?- Oczy chłopca błysnęły nadzieją.
Demon westchnął, wstając. Wziął pusty kubek i nalał do niego wody.
-Pij.- Rozkazał, podając mu naczynie. Chłopiec z ociąganiem zaczął wypełniać polecenie.- Mam dużo pracy, zabiorę cię do siebie na noc.
-Dobrze.- Uśmiechnął się lekko chłopiec.

Ląd. Po przebudzeniu z głębokiego snu, Demasse postanowił wyjść na pokład. Burza ustała. Było dość przejrzyście. Rzucił mu się w oczy ostry zarys lądu. Nie obawiał się reakcji króla, wykonał swoje zadanie należycie i  nie można było mu niczego zarzucić, może prócz tego, że nieświadomie zabrał ze sobą niewolnika, ale ten fakt zamierzał ukryć. Niebawem dołączył do niego Diego, który wydawał się być nieco bardziej przejęty wizją spotkania z władcą. Wiedział, że szlachta nie będzie zadowolona, mimo, iż zdobyli przydatne informacje.
- Za jakąś godzinę będziemy w porcie.- Oznajmił demon.- Zajmiesz się zaopatrzeniem?
-Raczej tym, co z niego zostało.- Uśmiechnął się szatyn.- Pewnie.
Demon miał teraz Nataniela na głowie. Wszedł do swojej sypialni, gdzie go zostawił. Jak mu obiecał, pozwolił mu spać razem z nim. Chłopiec miał otwarte oczy. Dalej miał gorączkę, prawdę mówić, Makador zaczynał się zastanawiać, czy nie nabawił się czegoś poważniejszego. Bez słowa położył dłoń na jego czole, by zmierzyć temperaturę. Było odrobinę chłodniejsze.
-Niebawem dopłyniemy do brzegu, przygotuj się.- Rozkazał demon. Zastanawiał się, jak ukryć chłopca przed witającymi Almagedorczykami, którzy z pewnością będą czekać na brzegu. Nie mógł go zdematerializować, bo chłopak  był słaby, a poza tym, nie miałby pewności, że jest tuż przy nim.
-Nie chcę, by Król dowiedział się o twoim wybryku.- Powiedział ostro.- Dlatego użyję na tobie zaklęcia niewidzialności, ale nie myśl sobie, że możesz tak po prostu zwiać. Będę cały czas czuł twoją pieczęć, więc nawet nie próbuj kombinować.
-Dobrze.

Poszło gładko, mężczyźni przygotowali się, Demasse nawet wypolerował swoją czarną zbroję, w której, nie dało się zaprzeczyć, wyglądał niczym demon zesłany z prawdziwych piekieł i to jeszcze o nieprzeciętnej urodzie. Natanielem zajął się bez zbędnych ceregieli, zaczarował jego ciało, uraczając go wcześniej kilkoma szorstkimi słowami na temat próby ucieczki. Statek przycumował do prostu, jednak żadne tłumy nie przywitały wybrańców. Coś było nie tak…
-Co jest?- Zdziwił się Diego, zrzucając  kotwicę. Port był kompletnie pusty.
Demasse rozejrzał się dookoła i pstryknął palcami, Arkade stał się widzialny dla oka. Skoro nikogo nie było, nie musiał się męczyć nad pilnowaniem go. Pchnął chłopca przed siebie i wszedł na portową podłogę.
-Cholera.- Rzekł zdezorientowany
-Teleport?- Zapytał Cyjan, spoglądając na towarzyszy.
-Czekaj.- Odparł demon.- Chcę zobaczyć, co takiego dzieje się z plebsem.
Zanim mężczyźni zdążyli się zorientować, czarny smok pojawił się w oddali. Chwilę potem stał już nieopodal Makadora, zapraszając go na swój grzbiet. Demon wsiadł na jaszczura, zostawiając Nataniela, niezdolnego do wdrapania się na grzbiet.
-Cyjanie.- Rzekł, spoglądając na niego wyczekująco.
Venom bez mrugnięcia okiem również przyzwał swego smoka, był niemal tak potężny, jak Veragror, jednak jeszcze czerwony. Nataniel spojrzał na bestię z podziwem. Cyjan również został jeźdźcem? Wampir zgrabnie dosiadł gada i spojrzał na Diego.
-Teleportuj się do głównego  miasta.- Rzekł demon w stronę szatyna.- Nataniela odstaw do mojej rezydencji. Uważaj, żeby nikt go nie zobaczył.
Dwa jaszczury poleciały w kierunku groty, pogonione przez mężczyzn. Przemierzając skraje Almagedoru, demon kontrolował sytuację. Na pozór, wszystko wyglądało przeciętnie.
-Makadorze!- Krzyknął wampir, lecąc nieopodal.- Nie widzę nic!
-A ja owszem.- Odparł demon, lustrując prawie, że puste ulice wzrokiem. Tylko niekiedy udawało mu się dojrzeć jakiegoś żebraka, niezdolnego do marszu. Nic nie mówiąc, zniknął razem z Veragrorem w kłębach szarego dymu, to samo uczynił Venom.
Wisząc na dużej wysokości nad Górnym miastem, mogli już zobaczyć ogrom wydarzenia. Wokół muru kłębił się ogromny tłum istot, krzyczeli, machali pochodniami. W około nie została oszczędzona nawet jedna chata. Zamieszki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.