Podróż w strony Almagedoru upływała dość spokojnie. Niebo
było przyjemne dla oka, a dzięki zaklęciu, rzuconemu przez Makadora, na statku
było również przyjemnie ciepło. Załoga była wypoczęta, chociaż Diego nie do
końca wiedział, jak zareaguje władca, gdy się dowie, że dżiny nie potrafiły
pomóc w tej sytuacji… Mieli wskazówki, jednak bardzo nieprecyzyjne, nie dawały
wiele.
-A Mails?- Zapytał Venom, opierając się o reling.
-Zasłużył na śmierć. To żadna strata.- Odparł demon,
uśmiechając się wrednie. Mimo, że sam chciał go wykończyć, to cieszył się, że
nie już nigdy nie będzie musiał patrzeć na jego parszywy pysk.
-Też nie sądzę, żeby król miał zamiar go opłakiwać.-
Zgodził się Malborio.
Demasse uśmiechnął się, gdy w oddali ukazał się
delikatny zarys lądu.
-No, to niebawem będziemy w naszych progach.-
Skomentował Cyjan, również z uśmiechem.
-Idź się zająć Natanielem.- Rozkazał Makador,
spoglądając z pobłażaniem na Venoma.
Jak można się było spodziewać, Arkade zachorował i to
porządnie. Szczęście tkwiło w tym, że nie w trakcie wykonywania misji, a pod
jej koniec.
Wampir pokręcił głową i poszedł zająć się chłopcem. W
końcu, był jedynym medykiem na tym statku. Ze znudzeniem wpatrywał się w
mijane, drewniane ściany. Spędził ostatnio tyle czasu na morzu, że każda myśl o
statku wywoływała u niego obrzydzenie, mimo, iż na chorobę morską nie cierpiał.
Wszedł bez pukania do tymczasowej sypialni Nataniela. Z niewiadomych dla
chłopca powodów, demon nie zdecydował się na sypianie z nim. Cyjan zerknął
troskliwie na rozpalonego młodzika i ukucnął przy nim.
-Jak się dzisiaj czujemy, kruszynko?- Zapytał
łagodnie.
-Dobrze.- Odparła morgana, uśmiechając się sztucznie.
Czujny wampir od razu dostrzegł grymas na twarzy
maleństwa.
-Nie wydajesz się być szczęśliwy, że mnie widzisz.-
Uśmiechnął się złośliwie, wyjmując z szuflady szafki kilka leków i jakąś maść.
-Nie, nie…- Zaprzeczył szybko młodzik.- Cieszę się,
tylko myślałem, że to Maka… Mój pan.- Poprawił się szybko.
-Przy mnie nie musisz być taki oficjalny, możesz go
nazywać, jak chcesz.- Zaśmiał się Venom.
-Przyjdzie?- Zapytał chłopiec, nudził się sam.-
Ostatnio w ogóle do mnie nie przychodzi.- Poskarżył się.
-Jest trochę zajęty. Na pewno chce, byś porządnie
odpoczął.
-A możesz go poprosić, żeby do mnie przyszedł?-
Zapytał nieśmiało jasnowłosy.- Nie pozwala mi wychodzić z pokoju.- Wyjaśnił.
Cyjan zaśmiał się pogodnie, wkładając chłopcu w dłoń
jakieś pigułki.
-Powiem, że tęsknisz.- Zgodził się.
Czasem zazdrościł demonowi, że miał tak oddanego
niewolnika. Nataniel był grzeczny, opiekuńczy, uległy i naprawdę widać było, iż
przywiązał się do właściciela. A Gabriel… Był śliczny, ale po prostu nie
potrafił się zachować, traktować go jak pana. Cyjan bez sensu starał się zyskać
u niego trochę szacunku, a naprawdę… Zależało mu na Reavmorze. Właśnie dlatego
jeszcze go nie wyrzucił, albo choćby nie zamknął w jakiejś klitce. Chciał, by
miał wszystko, czego pragnął, żeby choć częściowo czuł się wolny, by był mu
wdzięczny, tak, jak wampir był wdzięczny za jego ciało. Bo nigdy nie zmuszał
Gabriela, czasem, po dużej dawce alkoholu bywał nachalny, ale potrafił się
opanować. Nie chciał go krzywdzić, tylko uszczęśliwiać. Dlatego też nie męczył
go zbyt często swoim towarzystwem. Miał wrażenie, że chłopak po prostu nie lubi
spędzać z nim czasu.
-Nie mów tak.- Przestraszył się Nataniel.- Będzie się
ze mnie śmiał…
Cyjan pokręcił tylko głową z uśmiechem i nasmarował
łopatki i klatkę piersiową chłopca maścią rozgrzewającą o zapachu mięty.
-Posiedzieć z tobą, czy będziesz spał?- Zapytał Venom,
mając nadzieję, że chłopak każe mu wyjść. W takich chwilach, po wielu dniach
głodówki ledwo się powstrzymywał, zarówno przed ugryzieniem go, jak i
zgwałceniem. Uwielbiał chłopca, ale wampiry były bardzo popędliwe, a po takim
poście… Nie wiedział, czy uda mu się zostawić Gabriela przy życiu, gdy wróci do
rezydencji.
-Jestem trochę zmęczony, nie będę zawracał ci głowy.-
Szepnął chłopiec, a mężczyzna odetchnął z ulgą.- Ale powiesz mu?
-Powiem, powiem.- Uśmiechnął się Cyjan i wyszedł,
wcześniej głaskając delikatnie miękkie włoski młodzika.
-Gdzie jest Makador?- Zapytał Cyjan, widząc Diego w
sali konferencyjnej
-Zakładam, że u siebie, jeśli nie spotkałeś go przy
sterze.- Odparł pogodnie Malborio, nie odrywając oczu od lektury. Chwile potem
przeniósł wzrok na wampira, ale jego już nie było.
-Makadorze.- Cyjan wszedł do sypialni demona.-
Szukałem cię.
-W jakim celu?- Demon spojrzał na niego ze znudzeniem.
Wyglądało na to, że wampir przerwał mu bezmyślne wpatrywanie się w sufit.
-Przydałbyś się bardziej, gdybyś popilnował steru.-
Uśmiechnął się rudzielec, przysiadając na łóżku koło przyjaciela.
-O co chodzi?- Westchnął demon, mając dość
przeciągania.
-Nataniel za tobą tęskni.- Przyznał Venom, odgarniając
włosy z twarzy demona. Ten prychnął i odepchnął rękę wampira. Nie cierpiał, gdy
ktoś traktował go z taką obrzydliwą czułością.
-I co w związku z tym?- Zapytał zimno. Miał naprawdę
dużo pracy, jeszcze nie zaczął pisać raportu.
-Może poszedłbyś na chwilę do niego?- Zaproponował
Cyjan.- Bardzo źle się czuje.
-Pójdę, kiedy uznam, że to konieczne.- Odparł
stanowczo demon, wyciągając cygaro z szuflady. Gestem ręki poczęstował wampira,
ten przyjął z wdzięcznością. Nie miał czasu dla Nataniela, co nie oznaczało, że
unikał go specjalnie. Oczywiście umieścił go w osobnym pokoju, bo było jasnym,
że gdyby miał go na wyciągnięcie ręki, to nigdy nie skończyłby roboty. A poza
tym, był chory i chciał, żeby trochę odpoczął.
-Jak wolisz.- Westchnął Cyjan, przecież nie mógł
zmuszać Makadora, by spędzał czas ze swoim niewolnikiem. W tej kwestii sam nie
był lepszy.
Nastał wieczór. Nagle rozpętała się spora burza.
Pioruny spadały z nieba, coś w rodzaju ubitego śniegu spadało na pokład.
Oczywiście zaraz po przekroczeniu bariery termicznej, jaką stworzył demon,
rozpuszczało się i nie stanowiło zagrożenia dla solidnego drewna. Mimo
wszystko, spacer po pokładzie nie należał do rzeczy przyjemnych. Na przekór
swoim wcześniejszym słowom, demon postanowił zajrzeć do Nataniela, choćby
przekonać się, czy nie umiera ze strachu. Takie delikatne istotki bały się
burzy. Wszedł bez pukania do pokoju. Westchnął ciężko, widząc, że chłopiec
smacznie śpi. Albo nie słyszał piorunów, albo się nie bał. Demon ukucnął przy
nim i odgarnął jasne włoski z twarzy. Ależ miał ochotę wypieścić te malinowe
usteczka. Skarcił się w myślach i zobaczywszy, że wszystko jest w porządku,
zamierzał wyjść. Nie chciał go budzić. Gdy odwrócił się i podszedł do drzwi,
usłyszał cichy głosik niewolnika.
-Panie?- Szepnął zaspany Nataniel.
-Tak.- Odparł właściciel, spoglądając w lekko
zaczerwienione ślepia Arkade. Przez chwilę myślał, że chłopak zwyczajnie płakał
ze strachu, ale potem przypomniał sobie, że miał wysoką gorączkę. Na powrót
zbliżył się do niego i westchnął.
-Co cię dopadło?- Zapytał, mając na myśli chorobę
młodzika. Na grypę to nie wyglądało.
-Zostaniesz ze mną?- Oczy chłopca błysnęły nadzieją.
Demon westchnął, wstając. Wziął pusty kubek i nalał do
niego wody.
-Pij.- Rozkazał, podając mu naczynie. Chłopiec z
ociąganiem zaczął wypełniać polecenie.- Mam dużo pracy, zabiorę cię do siebie
na noc.
-Dobrze.- Uśmiechnął się lekko chłopiec.
Ląd. Po przebudzeniu z głębokiego snu, Demasse
postanowił wyjść na pokład. Burza ustała. Było dość przejrzyście. Rzucił mu się
w oczy ostry zarys lądu. Nie obawiał się reakcji króla, wykonał swoje zadanie
należycie i nie można było mu niczego
zarzucić, może prócz tego, że nieświadomie zabrał ze sobą niewolnika, ale ten
fakt zamierzał ukryć. Niebawem dołączył do niego Diego, który wydawał się być
nieco bardziej przejęty wizją spotkania z władcą. Wiedział, że szlachta nie
będzie zadowolona, mimo, iż zdobyli przydatne informacje.
- Za jakąś godzinę będziemy w porcie.- Oznajmił
demon.- Zajmiesz się zaopatrzeniem?
-Raczej tym, co z niego zostało.- Uśmiechnął się
szatyn.- Pewnie.
Demon miał teraz Nataniela na głowie. Wszedł do swojej
sypialni, gdzie go zostawił. Jak mu obiecał, pozwolił mu spać razem z nim.
Chłopiec miał otwarte oczy. Dalej miał gorączkę, prawdę mówić, Makador zaczynał
się zastanawiać, czy nie nabawił się czegoś poważniejszego. Bez słowa położył
dłoń na jego czole, by zmierzyć temperaturę. Było odrobinę chłodniejsze.
-Niebawem dopłyniemy do brzegu, przygotuj się.-
Rozkazał demon. Zastanawiał się, jak ukryć chłopca przed witającymi
Almagedorczykami, którzy z pewnością będą czekać na brzegu. Nie mógł go
zdematerializować, bo chłopak był słaby,
a poza tym, nie miałby pewności, że jest tuż przy nim.
-Nie chcę, by Król dowiedział się o twoim wybryku.-
Powiedział ostro.- Dlatego użyję na tobie zaklęcia niewidzialności, ale nie
myśl sobie, że możesz tak po prostu zwiać. Będę cały czas czuł twoją pieczęć,
więc nawet nie próbuj kombinować.
-Dobrze.
Poszło gładko, mężczyźni przygotowali się, Demasse
nawet wypolerował swoją czarną zbroję, w której, nie dało się zaprzeczyć,
wyglądał niczym demon zesłany z prawdziwych piekieł i to jeszcze o
nieprzeciętnej urodzie. Natanielem zajął się bez zbędnych ceregieli, zaczarował
jego ciało, uraczając go wcześniej kilkoma szorstkimi słowami na temat próby
ucieczki. Statek przycumował do prostu, jednak żadne tłumy nie przywitały
wybrańców. Coś było nie tak…
-Co jest?- Zdziwił się Diego, zrzucając kotwicę. Port był kompletnie pusty.
Demasse rozejrzał się dookoła i pstryknął palcami,
Arkade stał się widzialny dla oka. Skoro nikogo nie było, nie musiał się męczyć
nad pilnowaniem go. Pchnął chłopca przed siebie i wszedł na portową podłogę.
-Cholera.- Rzekł zdezorientowany
-Teleport?- Zapytał Cyjan, spoglądając na towarzyszy.
-Czekaj.- Odparł demon.- Chcę zobaczyć, co takiego
dzieje się z plebsem.
Zanim mężczyźni zdążyli się zorientować, czarny smok
pojawił się w oddali. Chwilę potem stał już nieopodal Makadora, zapraszając go
na swój grzbiet. Demon wsiadł na jaszczura, zostawiając Nataniela, niezdolnego
do wdrapania się na grzbiet.
-Cyjanie.- Rzekł, spoglądając na niego wyczekująco.
Venom bez mrugnięcia okiem również przyzwał swego
smoka, był niemal tak potężny, jak Veragror, jednak jeszcze czerwony. Nataniel
spojrzał na bestię z podziwem. Cyjan również został jeźdźcem? Wampir zgrabnie
dosiadł gada i spojrzał na Diego.
-Teleportuj się do głównego miasta.- Rzekł demon w stronę szatyna.- Nataniela
odstaw do mojej rezydencji. Uważaj, żeby nikt go nie zobaczył.
Dwa jaszczury poleciały w kierunku groty, pogonione
przez mężczyzn. Przemierzając skraje Almagedoru, demon kontrolował sytuację. Na
pozór, wszystko wyglądało przeciętnie.
-Makadorze!- Krzyknął wampir, lecąc nieopodal.- Nie
widzę nic!
-A ja owszem.- Odparł demon, lustrując prawie, że
puste ulice wzrokiem. Tylko niekiedy udawało mu się dojrzeć jakiegoś żebraka,
niezdolnego do marszu. Nic nie mówiąc, zniknął razem z Veragrorem w kłębach
szarego dymu, to samo uczynił Venom.
Wisząc na dużej wysokości nad Górnym miastem, mogli
już zobaczyć ogrom wydarzenia. Wokół muru kłębił się ogromny tłum istot,
krzyczeli, machali pochodniami. W około nie została oszczędzona nawet jedna
chata. Zamieszki…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz