środa, 7 maja 2014

Rozdział 54 - "Jak Prawdziwy Armagedończyk"


Demasse pod postacią kapłana przemierzał ośnieżone równiny Armagedonu. Kraina nie reprezentowała już tak pięknych widoków, jak niegdyś, ani też takiego majestatu. Po kwiatach, krzewach i czystym niebie nie pozostało nic, prócz oszronionych, pozbawionych liści drzew. Makador dziękował bogom, że miał ze sobą porządną mapę. Drogi i oznaczenia były praktycznie niewidoczne. Było mu ciężko podołać trudom wędrówki, jako demon nie przywykł do odczuwania tak dotkliwego zimna, to było dla niego względnie nowe uczucie. W tej wszechogarniającej samotności zaczynały mu przychodzić do głowy naprawdę nietypowe pomysły. Chciał poczuć, jaki to ból, gdy zostanie się poparzonym, sprawdzić, ile wytrzyma w lodowatej wodzie. Mogło się to wydawać niezwykłe, ale czy było coś zaskakującego w tym, że istota chciała poczuć coś, czego nigdy nie mogła, choćby miał być to ból? Jednocześnie mężczyzna zaczął odczuwać coś dziwnego. Otoczony magią natury, zaczynał odkrywać z nią silną, emocjonalną więź, jednocześnie niepokoił się coraz bardziej, rozdzielony ze swoim wewnętrznym demonem. Jak dotąd nigdy się z nim nie rozstawał na długo. Westchnął ciężko, stając przed potężnymi murami  Memfis. Nie wierzył, że jego plan mógł się powieść, ale nie miał wyjścia. Skierował się w stronę wielkiej, zachodniej bramy miasta i już chwilę później wzrokiem lustrowali go dwaj strażnicy. Miał na sobie szatę kapłana, dlatego ukłonili się przed nim nisko i otworzyli wejście. Samo dostanie się do środka nie musiało być trudne. Gorzej wyglądało sprawa z przedarciem się do siedziby kapłaństwa. Rozejrzał się dookoła, gdy brama się za nim zamknęła. Szkody, jakie wyrządziły tu wojska jego krainy były widoczne, ale w stanie naprawy. Wyglądało na to, że stolica jakoś sobie radziła. Dookoła krążyły różnego typu istoty, od bardzo młodych, do tych najstarszych. Dla Demasse, żyjącego w świecie, gdzie wszyscy wyglądali niczym młodzi bogowie było to doprawdy nieopisane zjawisko. Skrzywił się lekko, słysząc beztroskie krzyki młodych elfów. One już zapominały o tym, co niedawno się tutaj stało. Demon ruszył dalej, wiedział, gdzie znajdowała się siedziba kapłaństwa, czytał księgi i mapy, nie mówiąc już o tym, że miał okazję gościć to miejsce parę ładnych razy. Ogólnie kojarzyło mu się bardzo źle, z nieszczęściem i stratą. No i to tutaj stał się zdrajcą… Otrząsnął się z grubsza i zaczął podążać w kierunku kompleksu świątyń. Po drodze mijał drewniane i kamienne domy, karety i bryczki zaprzężone w konie, jednorożce, a nawet pegazy, które wyjątkowo, pod tą postacią, w jakiej był, podobały mu się. Nie spieszył się, myślał nad tym, co powiedzieć, gdy już się tam znajdzie. Nie miał jednak zbyt dużo czasu, gdyż niebawem dotarł na miejsce. Zmarszczył brwi. Dużo się zmieniło, od kiedy był tutaj po raz ostatni. Świątynia została otoczona wielkim, wysokim murem, a do środka prowadziła tylko jedna, dobrze strzeżona brama. Od razu wydedukował, że piesza ucieczka nocą nie wchodziła w grę. Podszedł powoli, dostojnym krokiem, do strażników, a oni ukłonili się lekko.

-Przybywam po informacje dla Kelfi.- Rzekł demon, wyręczając się jednym z niewielu armagedońskich miast, jakie dobrze znał.- Nazywam się Sergius Avalanta.- Znowu wykorzystał jedyne nazwisko, o jakim pomyślał w czasie drogi. To właśnie jego postać przejął.

-Dlaczego kapłan podróżuje bez straży?- Zaniepokoił się strażnik.- Jakaś napaść?

Demon zastanowił się przez chwilę, gdyby w tej chwili popełnił błąd, nie mógłby już tego naprawić.

-Młodzieńcze, stary, pokorny sługa boży nie potrzebuje wyręczać się innymi.- Rzekł zachrypniętym głosem. Znał tą cholerną skromność armagedońskiego kapłaństwa.

Strażnik ukłonił się jeszcze raz i otworzył ciężką, drewnianą bramę. Demon wziął potężny wdech. Zdziwił się, że poszło mu tak gładko. Widocznie nikt tutaj nie miał odwagi kwestionować autorytetu kapłańskiego. Stał jednak przed innymi problemami. Z ulgą zauważył również, że na terenie zakonu nie ma bariery antymagicznej. Czyli niewolnik mówił prawdę.  W każdym bądź razie, był dalej w fałszywej postaci i otaczała go fałszywa aura. Wszystko szło zgodnie z planem. Rozejrzał się dookoła. Z kolei to miejsce nie zmieniło się ani trochę, z wyjątkiem tego, że całe było zaśnieżone. Piękne krużganki okalały wewnętrzny dziedziniec na kilku kondygnacjach, otwierały się pięknymi, zwężanymi ku górze kolumnami, co nadawało wrażenia lekkości. Konstrukcja w całości wykonana ze wzmocnionej skały piaskowej, o charakterystycznym, bladym, kremowym kolorze. Demon wiedział tylko, że środkowe przejście prowadziło do wzgórz, a lewe do kompleksu świątyń, jednak nie tam się pokierował. Naprzeciw niemu wyszedł jakiś starszy mężczyzna, odziany w podobną szatę, w jakiej był on sam.

-Witam mego brata wśród skromnych murów Memfis.- Uśmiechnęła się ciepło istota i ukłoniła.- Nazywam się Silver Stora i jestem opiekunem tutejszego zakonu.

Demon lustrował go wzrokiem, starając się wychwycić jak najwięcej szczegółów. Nie było to jednak łatwe, jego nadprzeciętna zdolność percepcji została zgaszona razem z jego wewnętrznym demonem. Mężczyzna był starszy, wyglądał krucho, przypominał elfa i posiadał spiczaste uszy. Głębokie zmarszczki i bruzdy na twarzy również nie uszły jego uwadze, a zestarzałe, żółte zęby wołały o pomstę. Demon mimowolnie skrzywił się nieco.

-Sergius Avalanta.- Przedstawił się.

-Jak miło w końcu gościć w swych progach przyjaciela.- Rzekł radośnie staruszek.- Tyle zła się ostatnio wydarzyło.

-Właśnie o tym źle chciałbym wiedzieć więcej, bracie. Przybywam po informacje dla Kelfi, nasz lód wydaje się być spłoszony.- Wyjaśnił Makador, siląc się na ciepły ton.

-Oczywiście! Oczywiście przekażemy informację. Chodźmy więc, niebawem zaczyna się uczta, jestem pewien, że będzie godnym powitaniem dla mojego przyjaciela z Kelfi.

 

Gabryś z przejęciem wertował księgi, jakie znalazł w bibliotece. Zamknął za sobą drzwi na klucz, nie chciał, by ktoś niespodziewanie wszedł do środka. Szukał receptury na napój przywracający pamięć, jednak póki co, nie udało mu się niczego dopatrzeć. Mikstura zauroczenia, mikstura niepamięci, mikstura zapomnienia, mikstura stalowej skóry… Zaczynał już tracić nadzieję, kiedy nagle zobaczył coś ciekawego

Mikstura przywracająca pamięć.

Eliksir działający na pamięć zarówno krótko i długotrwałą, a także na pamięć całkowitą i stałą. Może posłużyć jako antidotum w przypadku zażycia mikstury niepamięci i zapomnienia, a także odwracaniu uroków i zaklęć z tej dziedziny nawet zaawansowanego poziomu.

SKŁADNIKI potrzebne do przygotowania jednej porcji napoju. (Dawka opracowana w odniesieniu do wagi nieprzekraczającej 50 kg)

-zioła Feros (1g)

-jad wężowca almagedorskiego (5ml)

-liść storca pospolitego

-Szczypta sproszkowanych kolców jadowych chimery

-jedna, niewielka Osetnica

Gabryś westchnął zawiedziony, zagryzając wargę w złości. Nie miał wszystkich, potrzebnych składników. O ile dobrze wiedział, Cyjan nie hodował storca pospolitego, a już na pewno nie miał osetnic. Wyglądało na to, że chłopak musiał się wybrać do miasta, w celu ich zakupu. Mogło być ciekawie.

 

Demasse siedział przy wielkim, owalnym stole, przykrytym śnieżnobiałym, idealnie wyprasowanym obrusem. Na nim poukładana była przepiękna, porcelanowa zastawa, złote sztućce, masa specjałów i woda, jako jedyny napój. Czyli niewolnik mówił prawdę o tym winie… A wokół owego stołu zasiadało kapłaństwo, całkiem liczny szereg zakonników. Makador starał sobie przez chwilę przypomnieć ich etykietę, jednak szybko wyleciała mu z głowy, mimo wszystko, był opanowany.

-Mam zaszczyt poinformować, że gościmy dzisiaj u siebie specjalnego przybysza.- Rzekł Stora i uśmiechnął cię ciepło.- Nasz brat z gór na wschodzie, Sergius Avalanta, zaszczycił nas swoją obecnością, więc zachwyćmy go gościną, by czuł się właściwie przyjęty.

Kapłaństwo wstało i ukłoniło się lekko demonowi, zaraz jednak wróciło do pozycji siedzącej, a Demasse dalej nie do końca wiedział, co miał ze sobą zrobić w takiej sytuacji. Nie zdążył się im przyjrzeć. Miał nie patrzeć w oczy ojcowi rodu. Czy arcykapłanowi również? W końcu zdecydował, że nie będzie patrzył na żadnego z nich. Idąc w ślady innych, nałożył sobie na talerz trochę mięsa, uprzednio składając na nim pocałunek. Zastanowił się chwilę. Miał zaczynać od koszernego, czy od niekoszernego? Miał pustkę w głowie. W końcu zaczął od indyka. Nie był wcale głodny, ale nie chciał robić niepotrzebnej sensacji. Już chciał sięgnąć po wodę, jednak szybko się zreflektował i skarcił w myślach.

Wiedział, który z nich był arcykapłanem. Tylko jeden stroszył się niczym paw w drogiej, ciężkiej, fioletowej szacie. Miał siwe włosy, długą brodę, łagodny, ale i stanowczy wyraz oczu. Po jego bokach siedziała dwójka mężczyzn, pierwszy był masywny, w średnim wieku, o ciepłym spojrzeniu i przyjemnej aurze, drugi zaś prawie tonął w swojej luźnej szacie. Twarz miał surową i skrzywioną w nieprzyjemnym wyrazie. Demon widział go już kiedyś, podczas jednego z natarć, nie mógł zaprzeczyć, zrobił na nim wrażenie silnego wojownika. Nagle ktoś zwrócił jego uwagę. Demon wiedział, że nie powinien brać pod uwagę podobieństwa do Nataniela, bo w końcu chłopak nie był biologicznym synem kapłana, ale jednak… Dokładnie naprzeciwko siedział pewien mężczyzna. Nie był on starcem, jednak po młodości również nie pozostało zbyt wiele śladów. Posiadał białe włosy, nie były siwe, lecz białe, przeplatane kremowymi i szarymi pasmami, dokładnie takie same, jakie posiadał jego niewolnik. Do tego mocno pofalowane. Oczy miał czerwone, pełne życia. Jak Artromega. W tej chwili wpatrywały się hardo w talerz, na którym niewiele już zostało. Rysy miał ostre, mocne, jednak Makador miał wrażenie, że gdyby zdelikatniały, owal twarzy byłby bardzo podobny do tego, jaki prezentowała morgana. I jeszcze ta aura, tak podobna…

W końcu skupił się z powrotem na swoim talerzu. Przeciąganie posiłku było dla niego prawdziwą męką, ale wiedział, że to on, jako gość, musiał skończyć jako ostatni.

Cały czas przyglądał się kapłanowi, jednocześnie nie chcąc zwrócić na siebie uwagi. To był jego groźny, potężny cel? Mężczyzna, który przez piętnaście lat wychowywał jego obecnego niewolnika. To on poświęcił jego życie w zamian za ugodę dla Armagedonu?

Widząc, że wszyscy skończyli, wziął do ust ostatni kęs i napił się w końcu wody.

Wtedy Arcykapłan wstał i ogarnął spojrzeniem swoich braci.

-Za dwa dni nad ranem odbędzie się konferencja.- Rzekł podniesionym głosem, by wszyscy go usłyszeli.- Mam nadzieję, że dojdzie do owocnej współpracy między naszym Kapłaństwem, a serdecznymi przyjaciółmi z Kelfi, dlatego proszę mego ukochanego brata, Sergiusa, by spędził ten czas w naszych progach, mimo iż na pewno ma wiele ważniejszych spraw na głowie.

Demon wstał i ukłonił się lekko w geście zgody.

-To dla mnie zaszczyt.- Szepnął jeszcze.

 

Arkade miał wrażenie, że znalazł się w samym środku wielkiego cyrku. Wszyscy w około biegali, sprzątali, wieszali zasłony i przenosili stoły. Nawet podekscytowane duchy latały w tą i z powrotem, nie mogąc znaleźć ciekawszego zajęcia. A więc to tak na dworze wyglądały przygotowania przed balem. Nataniel był wręcz przerażony pośpiechem i dezorganizacją służby. Siedział teraz u siebie, nie chcąc zostać podeptanym przez jednego z pracowników, miał wrażenie, że nikt nie zwracał na niego uwagi. Westchnął smutno, tak bardzo chcąc ujrzeć swojego pana, nie miał jednak na to szans, zbyt mało czasu minęło.

-Przybity?- Zapytał duch pięknej kobiety, który niespodziewanie znalazł się w pokoju.

-Trochę.- Szepnął Nataniel. Przywykł już do tego, że rzadko mógł pobyć sam, bez nadzoru wścibskich, zmarłych mieszkańców zamczyska.

-Dafne, chodź tutaj!- Krzyknęła zjawa, a zza ściany wyłoniła się druga, bardzo podobna.- Nie trzeba by go jakoś pocieszyć?- Zapytała z uśmiechem.

-Przytuliłabym go, ale nie mam ciała.- Wytłumaczyła się Dafne.

 

Resztę dnia demon spędził na odkrywaniu coraz to nowszych kątów, poznając okolicę i planując. Poznawał też kapłaństwo i starał się wkupić w jego łaski. Sprawdził lokalizację komnat i dowiedział się, gdzie sypiał Harad. Wiedział już, że nie pomylił się na uczcie, mężczyzna, który wzbudził jego zainteresowanie faktycznie okazał się być jego celem. Jednocześnie bez przerwy odczuwał tęsknotę swojego niewolnika, co bardzo go dziwiło. Nawet w tej postaci był w stanie wyczuć pieczęć chłopca, a co gorsza, pozbawiony swojej natury zyskał odrobinę więcej empatii. Nawet jeszcze nic nie zrobił, a już gryzło go sumienie, że miał taki zamiar. Nie mógł zrozumieć, jak Armagedończycy mogli żyć z tą ciągłą potrzebą czynienia dobra, on sam czuł się chory. Nie rozumiał też Natanielka, który musiał tęsknić akurat za nim, czyli za osobą, która regularnie go biła, upokarzała i krzywdziła. Zazwyczaj nie miał o sobie tak krytycznego zdania, ale ta cała natura robiła swoje. Z jednej strony był zadowolony, że niewolnik tak się do niego przywiązał, ale z drugiej chłopiec miał zostać bardzo niemiło rozczarowany…

Dochodził już wieczór, a kapłaństwo wracało do swych komnat. Demon miał bardzo prosty plan. Zamierzał zmienić się z powrotem w demona, uśpić straż i magów, porwać Arkade, zabić strażników bramy, stać się niewidzialnym i zniknąć niepostrzeżenie z kapłanem. Plan był aż nazbyt prosty, jednak Makador nie dostrzegał w nim żadnych nieprawidłowości. W otwartej walce raczej nie miałby zbyt wielkich szans z grupą wybitnych jednostek, może przy odrobinie szczęścia uszedłby z życiem.

Teraz ruszył w stronę komnat, najpierw musiał się upewnić, że wszyscy są w budynku, nie chciał nieporozumień. Nauczył się wykonywać parę zaklęć przy pomocy magii natury, w tym dematerializacji, której właśnie użył. Przechodził się korytarzami w niematerialnym ciele, starając się wyczuć czyjąś obecność w każdym z pokoi. Zaklął ustami duszy, gdy spostrzegł, że komnata Harada jest pusta. W mgnieniu oka pojawił się na dziedzińcu i odzyskał formę. Prychnął pod nosem. Dzisiejszego dnia nie miał już wystarczających pokładów tej mocy, by użyć zaklęcia ponownie. Pomasował obolałe skronie. Było to doprawdy dziwne uczucie, dotykać nieswojej twarzy.  Przeszedł przez przejście z dziedzińca i spojrzał na wzgórze świątynne. Zmarszczył brwi, widząc Harada przy potężnym, zielonym smoku. Chwilę się wahał, a jednak zdecydował się podejść do mężczyzny. Gdy się zbliżał, ten odwrócił się niespokojnie. Zaraz się jednak rozluźnił.

-Nie wypoczywasz, Sergiusie?- Zapytał mocnym, dźwięcznym głosem.- Już noc.

-Chciałem zażyć odrobiny świeżego powietrza.- Wyjaśnił demon, spoglądając na szmaragdową bestię. Kolorem przypominała jego tęczówki, oczywiście tylko wtedy, gdy był w swym prawdziwym ciele.- Potężny.- Przyznał.

-On?- Uśmiechnął się Arkade i zaśmiał ciepło.- To jeszcze podrostek, chociaż przyznaję, że bardzo zmężniał ostatnio.- Szepnął.- Zajmuję się nim w wolnej chwili, by niczego mu nie brakowało.

Demasse zmierzył gada wzrokiem. Był piękny, choć jeszcze niedojrzały. Co prawda, z Veragrorem nie mógł się równać, ale miał potencjał. Makador oglądał w swym życiu naprawdę wiele smoków, ten miał w sobie coś wyjątkowego.

-Należy do ciebie?

-Skąd. Amaryton jest wolny.- Rzekł Harad.- Łączy nas tylko miłość i tęsknota za bliską nam osobą.

Demasse zmarszczył brwi. Czyżby chodziło o jego synka? Czuł jednocześnie, że ma teraz doskonałą okazję do ataku, lecz nie mógł odeprzeć ciekawości.

-Tęsknota?- Zapytał.

-Tak, mój najmłodszy syn go ujarzmił.- Przyznał z dumą w głosie białowłosy.- Na długo przed tym, kiedy widziałem go po raz ostatni.

-Moje kondolencje.

-Został pojmany przy oblężeniu i zabity najpewniej tak samo, jak pozostała dwójka moich dziedziców.- Szepnął ciszej Harad, głaszcząc jaszczura po lśniącym pysku.

Demasse spojrzał na jasny księżyc.

-To musiała być ogromna strata.- Rzekł demon, z udawaną skruchą, bardziej zaciekawiony niż przejęty.- Jaki on był?

-Nataniel?- Zapytał kapłan, a oczy Demasse zaświeciły jasno.- Nie spędzałem z nim zbyt wiele czasu, złożyłem przysięgę zakonowi i nie mogłem sobie na to pozwolić. Lecz był mi oddany i posłuszny, jak prawdziwy syn. Miałem nadzieję, że w przyszłości zmężnieje i zostanie potężnym magiem. Teraz już tylko Amaryton mi po nim pozostał.

Demon zmrużył lekko powieki. Nataniel mówił mu kiedyś, że posiadał smoka… Jednocześnie nie zamierzał użalać się nad Haradem. Sam oddał swego syna w zamian za coś, co było w jego mniemaniu ważniejsze.

-Może jeszcze żyje.- Szepnął.

-Oby nie.- Rzekł Arkade, zimnym tonem.- Lepiej, by umarł z honorem, niż poniżał się w służbie dla jakiegoś almagedorskiego zwyrodnialca.

Demon zmarszczył brwi. To on był tym almagedorskim zwyrodnialcem i nie miał zamiaru dać się obrażać!

-Pozostanie w twoim sercu, bracie.- Rzucił jeszcze, starając się nie krzywić przez swoją ckliwą postawę. Położył mu rękę na ramieniu i rozejrzał się dookoła. Niestety, nieopodal zaczynały zbierać się straże, a on został z gnębiącym go uczuciem, że nie wykorzystał tak doskonałej okazji…

 

Następnego dnia na Almagedorze zastał wieczór. Dochodziła późna godzina, dwór Venoma zapełniał się arystokracją, a sam wampir beztrosko przechadzał się korytarzami swej posiadłości, świecąc nagą piersią i burzą nieułożonych, rozczochranych loków. Spojrzał na prawie nagiego Gabrysia, przechodzącego właśnie koło niego w asyście odrobinę mniej roznegliżowanego Nataniela. Reavmor miał na sobie tylko skąpe, czarne stringi i ciasny gorset z ciemnego, prześwitującego materiału. Cyjan posłał mu lubieżny uśmiech, a ten odpowiedział tym samym, zatrzymując się na chwilę.

-Pilnuj Nataniela.- Szepnął wampir.- I nie psocić.- Zastrzegł, klepiąc go lekko w nagi pośladek. Zerknął jeszcze na odrobinę niepewnego Arkade.- Nie bój się, nic ci tutaj nie grozi, nie pozwoliłbym, by któremukolwiek z was stała się krzywda. Zejdę za jakiś czas.

Morgana kiwnęła głową i pozwoliła się pociągnąć harpii w stronę sali balowej. Powoli do ich uszu zaczął docierać coraz większy gwar, aż w końcu trafili w sam środek tłumu arystokratów. W powietrzu unosił się dym o ciężkim zapachu, połączony jeszcze z aromatem palonych cygar. Alkohol lał się strumieniami z każdego możliwego miejsca, w tym z wysokiego, sufitowego sklepienia, prosto do ogromnej fontanny. Goście ubrani byli elegancko, w odcieniach od czerni do czystej bieli, co niektórzy zabrali ze sobą skąpo ubranych niewolników. Tytuł najbardziej roznegliżowanego gościa dalej należał jednak do Reavmora, który w drodze postanowił się pozbyć gorsetu, jego klatka piersiowa przystrojona była teraz tylko w dwa niewielkie, okrągłe skrawki materiału, przykrywające sutki.

-Nie trzęś się tak.- Zaśmiał się Gabryś, widząc swojego spanikowanego przyjaciela.

-Wszyscy się na mnie patrzą.- Jęknął chłopiec, pozwalając się poprowadzić w stronę bufetu.

Prawie krzyknął, gdy jakaś męska dłoń uszczypnęła go w nagi pośladek. Gabrielowi jednak nie wchodzono w drogę, był niewolnikiem gospodarza, do tego piorunował wzrokiem każdego, kto odważył się choćby wyciągnąć rękę w jego stronę. W końcu stanęli przed całą masą różnych trunków.

-To na co masz ochotę?- Zapytał Gabryś, biorąc w dłoń ciekawy, kolorowy napój.

-Wyjść.- Pisnął chłopiec. Nigdy w życiu nie był bez opieki Demasse w takim miejscu, do tego w samej bieliźnie.

-Uspokój się.- Prychnął Reavmor, biorąc to samo dla chłopca w drugą dłoń. Zaczął iść w kierunku jednego ze stolików. Teraz chciał się tylko napić.- Skoro Cyjan powiedział, że nic ci nie grozi, to nic ci nie grozi, rozumiesz? Pij.- Podał mu trunek.

-W tym jest alkohol?- Zapytał niepewnie Arkade.

-Pij, powiedziałem.- Zaśmiał się Gabryś.

Chwilę potem przeniósł wzrok na pięknego chłopaka, kręcącego się niedaleko. Wyglądało na to, że asystował swojemu panu. Był naprawdę cudowny, bardzo smukły, jakby lekki, o delikatnych, ale i charakterystycznych rysach. Kaskady jego kobaltowych włosów spadały miękko na drobne ramiona. Otoczone długimi, granatowymi rzęsami oczy błyszczały namiętnością i pasją. Usta posiadał pełne i cudownie koralowe, skórę zaś w oliwkowym odcieniu.

-Patrz.- Szepnął Gabriel, odwracając głowę Nataniela we właściwym kierunku.

Białowłosy zerknął z niezrozumieniem na przyjaciela, nie wiedząc, co ten chce mu pokazać.

-No spójrz.- Jęknął Gabriel.- To była zabawka Demasse.

Arkade, jak na komendę, odwrócił głowę w wyznaczonym kierunku. Przełknął ślinę, widząc tak piękna, majestatyczną istotę. Przecież nie dorównywał jej urodą nawet w połowie.

-Długo go miał?- Zapytał cicho, dalej zerkając na niego z ukosa. Ostatnio zaczynał się martwić swoim długim pobytem u demona. Przecież to było niemożliwe, aby pan nigdy nie znudził się jego ciałem. Nie chciał trafić do jakiegoś sadysty, ani rozstawać się z Makadorem. Tylko przy nim czuł się naprawdę bezpiecznie.

Gabryś westchnął.

-Kilka miesięcy, może pół roku.

-Dlaczego go oddał?

-Nie wiem, pogadaj z Cyjanem, jeśli cię to interesuje. Pewnie mu się po prostu znudził.

-Ciekawe, kiedy mną się znudzi.- Szepnął smutno Nataniel, wpatrując się w tamtego chłopaka. Skoro oddał tak piękną istotę po kilku miesiącach, to co będzie z nim? Chciało mu się płakać, tym bardziej, że nie mógł teraz choćby zobaczyć reakcji demona.

-Oby szybko.

-Jak możesz?- Pisnął z wyrzutem.

Gabriel prychnął.

-Na twoim miejscu tylko bym czekał, żeby trafić do kogoś innego. Demasse to despota.

-Nieprawda. Nie znasz go.- Rzekł z oburzeniem Nataniel. Poczuł nieodpartą potrzebę stanięcia w obronie swojego właściciela.

-Wyobraź sobie, że miałem okazję go poznać jakiś czas temu.- Zakpiła harpia, zaczepiając służbę. Zabrał z tacy kieliszek czystej i opróżnił go jednym haustem.- A ty co, zakochałeś się w nim, czy jak?- Skrzywił się z niesmakiem.

Arkade zarumienił się cały i odwrócił wzrok. Nie miał pojęcia, czy skwaszona mina przyjaciela była wynikiem wypicia niezbyt smacznego trunku, czy może jego zaskakującej w tej sytuacji postawy.

-Oczywiście, że nie.- Szepnął chłopiec, nie do końca wierząc w swoje słowa.

Gabryś uniósł delikatnie jedną brew i uśmiechnął się ironicznie, ale nic już nie powiedział. Nie musiał. Ucieszył się, widząc, że Arkade bierze porządny łyk drinka. Nareszcie.

 

Od Autora:

Tak, konkrety bywają nudne. Niestety. No cóż, niestety nie jestem w stanie połączyć przekazu ważnych informacji, jednocześnie zachowując przy tym jakąś ciekawą formę. Tym, którzy pominęli opisy po kilku zdaniach, radzę je jednak przeczytać. Mogą się okazać przydatne. Ale spokojnie, to chyba ten najnudniejszy rozdział, reszta powinna być ciekawsza. Trochę.

Wiem, że za szybko. Jestem chyba najmniej systematycznym autorem, jakiego wdziała sieć internetowa. Ale jak już coś napiszę, to nie potrafię wytrzymać. Nie, nie sprawdzę kilka razy, nie poprawię, nie dodam czegoś, muszę opublikować.

Dlatego nie dajcie się nabrać, gdy kiedyś powiem, że mam kilka napisanych rozdziałów na zapas. Od razu bym wszystkie dodała.

Dobrze, miłego dnia. Najcięższe macie za sobą.

4 komentarze:

  1. Spokojna głowa. Wcale nie było nudno^^
    Wręcz przeciwnie, od czasu do czasu i opisy są potrzebne. W dodatku z części o Demesse można się sporo dowiedzieć i wyobrazić sobie całe zdarzenie.
    Szkoda mi Nataniela, jego ojciec jest okrutny, ale spodziewałam się, że taki będzie. W innym przypadku byłoby zbyt różowo. Za to Makador jest gorący (no ba w końcu ognisty demon!) jak zawsze ;D Nawet ta aura natury nie poskromi go ;D
    Poza tym Nataniel musi się nieźle męczyć ;< tęskniąc za panem i bojąc się, ze ten go odda. A Gabryś wcale nie pomaga ;D
    Życzę weny i kolejnych wspaniałych notek^^
    M_R

    OdpowiedzUsuń
  2. Super notka! Długa i, wbrew temu, co myślisz, bardzo ciekawa. Już się nie mogę doczekać kolejnej, oj, narobiłaś mi apetytu! ;)
    Przez te Twoje dokładne opisy udzielają mi się emocje bohaterów i już aż mnie pali, by dowiedzieć się, jak to się wszystko rozwiąże. Oby powitanie z demonem nie było zbyt trudne...
    No cóż, dziękuję za szybką i ciekawą (i jaką długą!) notkę. Życzę duuużo weny i oby tak dalej, bo jesteś świetna! Brawo i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze jak pojawia sie nowy rozdzial to bardzo sie z tego ciesze~
    Uwielbiam twoje opowiadanie. Mimo ze ma juz ono tyle rozdzialow, to wciaz jest ciekawe i chce sie wiecej :)
    Mam nadzieje, ze Nathaniel nie zrobi nic, co by zezloscilo jego Pana. Jestem tez ciekawa jak zareaguje ojcien Nathaniela na fakt, ze jego syn jednak jest niewolnikiem. Pozostaje mi tylko czekac na kolejne rozdzialy ^^
    Duuuzo weny i do nastepnego razu~~

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    och, oby Gabryś nie wpadł w kłopoty szukając tych składników do tego eliksiru, i jednocześnie nie wpakował w nie Natanatiela. Arkade tęskni za demonem, a ten odczuwa tą tęsknotę... dość łatwo udało mu się tam dostać
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.