sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 24 - "Dwie Strony Nienawiści"




Demasse spoglądał wyczekująco na Harpię. Odpowiedz była dla niego oczywista. Chłopiec miał się nie zrodzić, pozostać nieposłusznym. Wtedy mężczyzna mógłby go ukarać, tak okrutnie, jak tylko by zapragnął. Już obmyślał tortury, jakim poddałby niewolnika Venoma. Jadowity uśmiech wpełzł na jego twarz. O tak, miałby wreszcie jakąś przyjemność…

-Dobrze.- Rzekł Gabriel, bez żadnego zażenowania, a nawet z lekkim uśmiechem.- Zrobię to.

Nataniel był śliczny, dogadywał się z Harpią. Czarnowłosy traktował Arkade raczej jak braciszka, ale z chęcią by się nim zajął. Lubił dominować, a ten przypadek mógł wykorzystać… Chociaż, zniósłby rolę bierną… Białowłosy nie wyglądał na takiego, który potrafiłby poprowadzić. Takiej niewinnej istotki nie można było skrzywdzić, a nie wyglądał na specjalnie chętnego.

Makador otworzył oczy szerzej. Jak to? Zrobi? Miał powiedzieć „nie”. Sprzeciwić się. W życiu by nie pomyślał, że chłopak zgodzi się na coś takiego. Nie mógł odczytać nic prócz kpiny z przesyconego satysfakcją uśmieszku Gabriela. Z kolei, mina Arkade opowiadała osobną historię. Desperacja, niepewność, coś na kształt rozpaczy krążyły po jego umyśle. W powietrzu unosiła się nerwowa, dusząca atmosfera. Mimo, że w granitowym kominku płonął ogień, było niewyobrażalnie zimno.

-Nie zrobisz.- Warknął demon. Nie mógł na to pozwolić. Nikt nie mógł dotykać jego niewolnika. Jego własności. Ten bachor na zbyt wiele sobie pozwalał, jego bezczelność nie znała granic. Odwrócił wzrok, patrzył teraz na regał z książkami. Miał ochotę doszczętnie go zniszczyć, wściekłość zaatakowała jego wnętrze.

-Dlaczego?- Zdziwił się Gabriel. Sytuacja była nie do końca zrozumiała. Zamrugał kilka razy, nieprzytomnie.

-Nie będziesz dotykał Nataniela.- Zasyczał Makador i ukazał lekko zaostrzone kły.- Nie zbliżysz się do mojej własności.

-Więc dlaczego wydajesz takie polecenie?- Zakpił młodzieniec.- Chciałeś mnie ukarać?- Zaśmiał się. Zachowanie mężczyzny było irracjonalne, tak nie postępował dorosły demon.

-Zgadłeś.- Uśmiechnął się jadowicie szlachcic.- I zrobię to.

-Za co?- Oburzył się złotooki. Nie było powodów, by go karcić. Chciał wykonać polecenie, posłuchał demona. Tak mu się odwdzięczano? Nie było to sprawiedliwe, w żadnym stopniu.

-Za ten arogancki ton.- Wytłumaczył wściekły brunet.- Do mnie się tak nie mówi.- Dodał po chwili.

Arkade spojrzał prosząco na swego pana. Bał się, że w końcu Demasse straci cierpliwość. Wściekły demon był naprawdę przerażający. Z kolei Gabriel obiecał być ostrożnym. Nie dotrzymał słowa.

-Panie, zostaw go.- Poprosił cicho Nataniel. Starał się jakoś załagodzić sytuację.- On nic nie zrobił.

-Siedź cicho, nie wtrącaj się- Zasyczał właściciel.- Chyba, że tobie też marzy się kara.- Spojrzał gniewnie na niewolnika, wzrokiem tak lodowatym, że białowłosego przeszły ciarki.

-Proszę, nie rób mu nic złego.- Zakwilił.- Proszę, Panie…

-Natanielu, nie martw się.- Szepnął mu Gabriel do ucha.- Nic mi nie będzie.- Wstał z podłogi. A pomyśleć, że jeszcze przed chwilą delikatnie głaskał dywan, rozmawiając z Arkade na różne tematy. Był taki beztroski. Nie przyznałby tego głośno, ale bał się. Teraz miał okazje zobaczyć wściekłe, demoniczne oblicze, a był pewien, że nie był to szczyt emocji…

-Nie wiem, dlaczego cię tak zdenerwowałem, ale przyjmę wszystko na siebie.- Powiedział odważnie Reavmor.

Demon warknął. Brak obaw przed karą… A może udawanka… Pierwszy raz się z tym spotkał. Czyżby Gabriel nie wiedział, co znaczyło to słowo? W dodatku, poczuł dziwną nienawiść do tego delikwenta, gdy z nieukrywaną przyjemnością stwierdził, że może dotykać jego niewolnika. Chciał tylko sprawdzić, czy czarnowłosy będzie posłuszny, nie oczekiwał, że posłucha rozkazu. Krew w nim zawrzała. Podszedł powoli do Gabriela. Spojrzał z pogardą w żółte oczy. Demoniczne  źrenice zwęziły się znacznie i zapłonęły żarem.

-W środku krzyczysz ze strachu.- Zasyczał demon, wiedział, co mówił. Poznał się na chłopaku. Był dumny, ale bał się, był nawet przerażony.- Ostrzegam cię, to był ostatni raz, kiedy ci darowałem. Następnego razu… Możesz nie przeżyć. Zapamiętaj, daje ci ostatnią szansę.- Wywarczał przez zęby szlachcic. Nie chciał być niesprawiedliwy, Reavmor zgodził się wykonać polecenie.- Będziesz posłuszny?

-Będę.- Odparł szybko Gabriel. Chciał to zakończyć, zbyt dużo ryzykował. Demasse był postacią dużo bardziej nieobliczalną niż jego pan. Był inny. Agresywny, władczy, tak bardzo dominujący. Wampir miał odmienne zachowania…  Zawsze był wyrozumiały, łagodny, choć nie można było mu ufać. Cechowała go nieznośna lekkość bytu i nieodpowiedzialność. Obowiązki zrzucał na służbę. Monet, jakimś cudem, w skarbcu nigdy nie brakło. Wystarczyło być szlachcicem, by nie musieć wykonywać żadnej pracy… Dbał o to, by się nie nudzić, obracał się w dużym gronie towarzyskim, lubił żyć w dostatku. Nie rozumiał potrzeb swojego niewolnika, interesował go tylko seks. Ale gdy Gabriel zrobił coś złego, nigdy się nie denerwował. Zawsze zlecał służbie naprawę sytuacji, przedmiotu, gdy był nieposłuszny, nie krzyczał na niego. Czasem, gdy opierał się przy zbliżeniu, stosował na nim różne uroki, albo po prostu poił alkoholem, ale nigdy go nie uderzył, ani nie zgwałcił w bezpośrednim tego słowa znaczeniu. Krzyknął tylko raz, gdy Gabriel uciekł i wrócił po jakimś czasie. Nigdy więcej. Też był dominujący, ale w inny sposób. Na innej zasadzie.

-Spróbuj dotknąć mojego niewolnika, a stracisz życie.- Ostrzegł mężczyzna.

Arkade spuścił głowę. Nie chciał, żeby tak potoczyła się ta sytuacja. Miał szczerą nadzieję, że jego właściciel zdoła polubić Gabriela. Tak, żeby chłopcy mogli się czasem odwiedzać. W zaistniałej chwili, nie zapowiadało się dobrze. Demon skierował się w stronę drzwi.

-Dokąd idziesz, Panie?- Zapytał smutno Arkade.

-Muszę ochłonąć.- Rzekł demon.- Nie wychodź z biblioteki, chyba, że do sypialni. Reavmor, masz zakaz wychodzenia z tego pomieszczenia.- Trzasnął drzwiami. Potrzebował trochę świeżego powietrza.

-Co ty wyrabiasz?- Zapytał Nataniel, gdy Demasse zniknął z pola widzenia. Był zły.- Mówiłeś, że będziesz posłuszny…

-Byłem.- Oburzył się Gabriel. Zmrużył delikatnie brwi, nie rozumiał zachowań Demasse.

-Byłeś arogancki, to nie działa w taki sposób.- Wytłumaczył białowłosy. Nie chciał, by niewolnik Cyjana się narażał. Nie przepadał też za tym, gdy ktoś drażnił jego pana.

-Dlaczego mnie nie ukarał?- Reavmor wydawał się być bardzo zdziwiony. Niewiele z zaistniałej sytuacji do niego docierało.

-Był tak wściekły, że mógł cię zabić.- Prawie krzyknął białowłosy. Jako istota, posiadająca krew anioła, miał obowiązek troszczyć się o bliźnich. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie pomógł cierpiącemu stworzeniu.

-Nie wiem, na co cię wściekł. Bo zgodziłem się wziąć ciebie, jak mi kazał?

-Jak możesz tak mówić?!- Krzyknął Arkade, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.- Mówisz, jakby to nie było nic takiego!- Szok na twarzy chłopca był wyraźny, nie spodziewał się, że czarnowłosy mógłby się tak do niego odezwać.

-To jest nic takiego…- Wytłumaczył Gabriel.

-To jest moje ciało! Zgwałciłbyś mnie?!

-Oczywiście, że nie.- Sprostował drugi. Nie chciał martwić morgany.- Myślałem, że było ci to obojętne.

-Przed trafieniem tutaj nikt nigdy mnie nie dotykał, jak mógłbym tego chcieć? Nie chcę!- Krzyczał.- Nienawidzę tego!

Gabriel spojrzał na niego troskliwie. Całkowicie zapomniał, że jeszcze niedawno jego nowy przyjaciel był dziewicą. Zrobiło mu się głupio, nie powinien był tak do niego mówić.

-Przepraszam.- Podszedł do białowłosego i przytulił do siebie.- Nie płacz, nie chciałem ci zrobić przykrości… No już, spokojnie.- Zaprowadził go w kąt biblioteki i posadził na ziemi. Usiadł koło niego i otulił ramionami.- Cichutko…

Nataniel nic nie powiedział, chlipał jedynie cicho, podciągał nosem. Był smutny, Gabriel bardzo go zranił, potraktował jak zabaweczkę, którą zresztą był… Musiał przywyknąć, musiał, ale po prostu nie potrafił. Ta myśl go przerażała, doprowadzała do rozpaczy. Dotyk sprawiał mu przyjemność, ale i ból, którego nie był w stanie wytrzymać. Psychiczne cierpienie było najgorszym rodzajem udręczenia. Był na skraju wytrzymałości. Z każdym dniem zbliżał się do przepaści. Tak bardzo nie chciał spaść z krawędzi nadziei, wiary w swoja wolność, czystość. Nie wiedział już, kim był, kim był jego ojciec, matka, czym był Nardeon. Życie toczyło się… Ale, coś dało się zmienić. Nataniel wstał szybko i wybiegł za drzwi biblioteki. Rozejrzał się w około. Dało się usłyszeć jeszcze ciche stukanie o podłogę butów Demasse. Poszedł w stronę, z której dochodziły dźwięki. Ujrzał sylwetkę demona. Podbiegł szybko do mężczyzny. Ten odwrócił się i zmrużył groźnie oczy.

-Miałeś zostać w bibliotece, tak mówiłem?- Zasyczał zdenerwowany. Nataniel zachlipał kilka razy i spojrzał na swego właściciela.

-Panie, proszę, powiedz mi coś…- Wyszeptał płaczliwie.- Proszę, zanim mnie ukarzesz…

Demon westchnął i spojrzał na niewolnika. Naprawdę nie chciał teraz słuchać chłopca.

-Czego chcesz?- Spytał krótko.

Arkade spuścił głowę. Nie chciał więcej być traktowany w ten sposób. Chciał porozmawiać z właścicielem. Chciał się czuć bezpieczny. Chciał, żeby jego losy zależały od niego samego, a nie od humorów demona. Pragnął cos zmienić, nie stać ciągle w miejscu z założonymi rękami.

-Dlaczego mnie tak traktujesz?- Zapytał cicho i po ścianie zsunął się na ziemię.

Czarnowłosy spojrzał na niego beznamiętnie.

-Jesteś niewolnikiem.

-Ale co z tego wynika?- Zakwilił chłopiec.- No co? Nienawidzisz mnie, dlatego, że jestem niewolnikiem?- Zaskomlał.

Demon odwrócił się. Nie chciał o tym rozmawiać, myśleć, wracać do tego.

-Proszę…- Szepnął chłopiec.- Nie zostawiaj mnie teraz…

Mimo rozpaczliwych słów swego niewolnika, demon podążył w stronę drzwi. Chwilę później zniknął za kłębami czarnej mgły, jak zawsze, rozpłynął się w powietrzu. Nataniel zakrył oczy dłońmi. Został sam…



Diego leżał na swoim łóżku, okrytym jedwabnym poszyciem. Było już po południu, a szatynowi nie śniło się odejść nawet kilka kroków poza sypialnie. Kremowe ściany odbijały nieprzyjemne, dzienne światło. Pęknięta skorupa musiała zostać zasklepiona, Malborio miał już dość tych koszmarnych warunków. Nie miał pojęcia, jak Armagedończycy wytrzymywali w tym świetle. On nie mógł nawet przejść do innego pokoju.

-Wstawaj, niedługo noc.- Ususzał znajomy  głos, dochodzący zza jego pleców.

-Makadorze, mógłbyś pukać.- Uśmiechnął się delikatnie Diego, obracając się do przyjaciela. Demon westchnął. Jego przyjaciel wyglądał nie najlepiej.

-Nie chciałem ci sprawiać problemu.- Zaśmiał się gorzko. Nie czuł się uszczęśliwiony, dalej był zły. Malborio w pierwszej chwili zdołał to dojrzeć. Znał demona, wiedział, jaki był.

-Słońce, coś się stało?- Zapytał troskliwie. Najbliżsi zawsze byli otoczeni największą uwagą z jego strony. Podły humor u czarnowłosego poznałby z zamkniętymi oczami.

-Nie mów tak do mnie.- Zasyczał gniewnie czarnowłosy.-  Nic mi nie jest.- Uciął.

-Cyjan dał ci swojego niewolnika?- Diego wyglądał na naprawdę zaskoczonego takim obrotem spraw. Demon nie był najlepszym opiekunem.

-Nie wolałbyś, gdybym ja ci to powiedział?- Mężczyzna wiedział, że przyjaciel wdarł się przed chwilą do jego myśli.

Malborio westchnął, uwielbiał drażnić inne istoty.

-Nie chciałem ci sprawiać problemu.- Uśmiechnął się z satysfakcją.

-Nie ważne, to nie twój interes.- Warknął Makador. Diego nie brał go na poważnie. Nie zauważył, w jakim stanie był? Śmiał go jeszcze denerwować.-  Jestem u ciebie z inną sprawą.- Przyznał po chwili.

-Słucham cię, Makadorze.- Szatyn szybko spoważniał. Wiedział, że gdy Demasse prosi o wysłuchanie, musi być źle. Procedura występowała następująco: Najpierw wysłuchiwał, zazwyczaj długiej, tyrady demona. Potem opowiadał o przyczynach problemów, następnie o możliwych rozwiązaniach, potem siedział przy brunecie sporo czasu i próbował go rozbawiać, zdarzało się, że demon trzaskał drzwiami.

-Mój niewolnik jest bezczelny.- Rzekł wprost zielonooki.

-Chyba nie zrobiłeś mu nic złego?- Diego spojrzał gniewnie na przyjaciela. Ten zasyczał wściekły.

-Możesz przez chwilę mnie posłuchać?- Upomniał się. Szatyn pokiwał głową, gestem ręki przeprosił. -Uważa, że źle go traktuję…

-Ma trochę racji.- Przyznał szczerze Diego. Nauczył się przez te wszystkie lata, że przytakiwanie demonowi nie prowadzi do niczego dobrego. Makadora trzeba było, co jakiś czas, naprowadzać na dobrą drogę, ponieważ bardzo lubił z niej zbaczać. Ciągnęło go do złych rozwiązań.

-Nigdy nie traktowałem żadnego niewolnika lepiej, niż jego!- Wybuchł czarnowłosy. Przyszedł tutaj z nadzieją na wysłuchanie, okazało się, że przyjaciel po raz kolejny nie zamierza nawet spróbować go zrozumieć. Bezczelność, jawna bezczelność!

-To, że traktujesz go trochę lepiej, niż strasznie.- Mówił dźwięcznie Malborio.-  Jeszcze nie znaczy, że dobrze się nim zajmujesz.

-Chyba niepotrzebnie tutaj przyszedłem.- Demon wstał i odwrócił się w kierunku drzwi. Miał dość.

-Makadorze, czekaj.- Zatrzymał go przyjaciel.- Porozmawiajmy.

-Jeżeli chcesz, żebym był dla niego łagodniejszy, daruj sobie.- Mówił demon.- Nie będę.

-On potrzebuje czułości.- Diego wstał do siadu. Sprawiło mu to sporo trudności, ale dał radę.

-Ja mu jej nie dam…

-Powiedz mi, dlaczego nie możesz być dla niego łagodniejszy, nawet gdy jest posłuszny?- Spytał szatyn.

-On nie jest posłuszny.- Oburzył się demon.

Malborio spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem.

-Żartujesz?- Zaśmiał się gorzko.

Czarnowłosy nie odpowiedział, nie podobało mu się zachowanie Malborio. Nie wiedział już nawet, w jaki sposób się bronić. Westchnął ciężko.

-To niewolnik, na litość!- Wysnuł jedyny prawidłowy wniosek.

-I to jest powód, by go krzywdzić?

Demasse oddychał ciężko, przyjaciel wiedział, jaki był zdenerwowany. Zacisnął dłonie w pięści, na tyle mocno, by przydługie paznokcie przecięły bladą skórę.

-Słuchaj.- Zaczął.- Nagradzam go za posłuszeństwo. Zabrałem go już w tyle miejsc, że nie zliczy. Pozwoliłem mu zobaczyć rodzinę. Dbam o jego zdrowie i bronię przed zagrożeniami. Nigdy nie zrobiłem mu zbyt wielkiej krzywdy, która mogłaby odbić się na nim trwale. Spędzam z nim sporo czasu, rozmawiam z nim. Niekiedy nawet go uspokajam. Pozwalam mu spać w moim łóżku. A ty masz czelność twierdzić, że go krzywdzę?!- Wrzasnął.

Diego prychnął kpiąco. Wypowiedz demona nie zrobiła na nim wrażenia.

-Prawie go zgwałciłeś, gdy nie był jeszcze twoja własnością. Wściekasz się i bijesz go o byle drobnostkę. Poniżasz go, nawet publicznie. Nie rozumiesz jego podstawowych potrzeb, nie interesują cię. Zabrałeś mu wszystko, co kochał. Chciałeś go zabić. Nie dajesz mu nic, prócz sztucznej czułości. Prawda jest taka, że traktujesz go nie w zależności od tego, czy zrobi coś złego, ale w zależności od twoich humorów. Nikogo nie oszukasz, nie jesteś dla niego dobry.- Skończył szatyn. Jego twarz nie była teraz tak przyjazna, jak zazwyczaj. Gniewał się na czarnowłosego, nie mógł mu wytłumaczyć, co robił źle. Wiedział, że według niego niewolnicy byli niczym, dla większości Almagedorczyków nic nie znaczyli. Jednak Malborio nie mógł pojąć, jak demon, któremu zależało na chłopcu, mógł go tak traktować. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że Arkade nie jest dla szlachcica obojętny, choć tak bardzo starał się to ukryć. Gdy patrzył na białowłosego, nawet gniewnie, w jego oczach było coś jeszcze. Na nikogo innego demon nie spoglądał w taki sposób. Chciał z nim spędzać czas, dlatego to robił, nie po to, by chłopcu było dobrze, by nie czuł się samotny. Malborio przypuszczał, że jego przyjaciel po prostu nie mógł się pogodzić z tym, że Nataniel nie był mu obojętny. On nie chciał kochać, nie pragnął się przywiązywać, a już na pewno nie do kogoś takiego. Nie do niewolnika.

Demon westchnął.

-Zależy ci na nim?- Spytał szatyn.

-Nie.- Odparł czarnowłosy. Sądził, że ta rozmowa potoczy się w zupełni innym kierunku. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, absolutnie nie był zadowolony. Dlaczego wszyscy wpajali mu nieprawdę?!

-Wiem, że nie chcesz go krzywdzić.- Szepnął łagodnie Diego.- Wiem, że ci ciężko. Spójrz na niego inaczej, nie jak na niewolnika. Popatrz na niego jak na młodą istotę, której życie zmieniło się diametralnie w ciągu zaledwie tygodnia.- Mówił, widział, że demon spuścił głowę.- Stracił rodzinę, przyjaciół. Jest daleko od swojego kontynentu. Odebrano mu niewinność, pasję. Jest tak delikatny, jak płatek róży, a mimo wszystko, na nikim nie ma oparcia. Jest sam, zamyka się powoli przed światem. Wycierpiał więcej, niż niektórzy Armagedończycy w kwiecie wieku. Porównaj go ze sobą. Ty też wiele wycierpiałeś, też wtedy pragnąłeś lepszych dni. Postaw się na jego miejscu.

-Mnie nikt nie żałował, ja też nie będę użalać się nad nim!- Krzyknął demon.

-Ja cię nie wspierałem?- Zapytał smutno Diego. Czyżby jego przyjaciel był aż tak niewdzięczny?

Makador odwrócił wzrok. Złość ustępowała zdrowemu rozsądkowi. Był po prostu smutny, Malborio wiedział, jak go zranić, tak, by otrzeźwiał.

-Ty masz takie szczęście, że chociaż jestem przeciwko twojemu postępowaniu, zawsze możesz na mnie liczyć.- Zapewnił szatyn.- Wiem, że czasem się na siebie gniewamy, bywa, że ja na ciebie naskoczę, lub ty na mnie. Ale chyba nie wątpisz w to, że chce dla ciebie dobrze?- Demon pokiwał głową w geście zgody.- Postaraj się być taki sam dla Nataniela. Nie mówię, żebyś go nie karał. Karć go, ale gdy zasłuży. Niech wie, że ty również robisz to wszystko dla niego.

Mężczyzna patrzył przez chwilę na zielonookiego. Z satysfakcja dostrzegł skruchę na jego twarzy. Po raz kolejny zadał to samo pytanie.

-Zależy ci na nim?

Demon wpatrywał się uparcie w podłogę. Nie chciał odpowiadać. Wiedział, że krzywdzi niewolnika. Bardzo chciał, by ktoś temu zaprzeczył. Nie pragnął, by Nataniel cierpiał. Niekiedy żałował swoich czynów, instynkt był silniejszy od niego. Gniew, frustracja i złość wypełniały go całego, nie walczył z nimi. Był zmęczony, nigdy nie miał od nich spokoju. Nie mógł się odprężyć, pomyśleć trzeźwo. Wyżywał się na swojej zabawce. Jego nikt nigdy nie oszczędzał. Bez słowa wstał i wyszedł z pokoju. Nie wiedział, co się z nim działo. To wszystko przez tego chłopaka. Nie nienawidził go, tego był pewien. Ale nie mógł poznać, co do niego czuł. Jeszcze nigdy nikogo nie darzył takim uczuciem, nie wiedział, czym ono jest. Nie chciał go czuć. Był zagubiony, bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. A wszystko przez jednego, nic niewartego Armagedończyka, jak mówił na początku.



Nataniel płakał cichutko, wtulając się w Gabriela. Świadomość, że jego pan nie chce z nim rozmawiać nie dawała mu spokoju. Gabriel obejmował go delikatnie. Głaskał uspokajająco po plecach, całował delikatnie czoło. Drzwi do biblioteki delikatnie się uchyliły. Czarna źrenica odbijała światło lamp. Demoniczny cień wślizgnął się do pomieszczenia, jego pan również. Demasse podszedł powoli do chłopców. Zachylił się nad Natanielem, równocześnie spojrzał w oczy Gabrielowi. Ten zabrał ręce od białowłosego i pozwolił jego panu zabrać go na ręce. Młodzieniec popłakiwał cicho. Został wyniesiony powoli z biblioteki.

-Przepraszam.- Szepnął cicho, drżącym od szlochu głosem. Jego pan nie zareagował. Chłopak nawet się nie spostrzegł, kiedy Makador usiadł na łóżku i położył go sobie na kolanach. Chwilę siedzieli w ciszy, demon nie dotykał niebieskookiego.

-Maleńki.- Szepnął cicho demon. Bez złości, sarkazmu, słowa nie były przesycone złymi emocjami. Demon był spokojny, opanowany. Mówił beznamiętnie. Wyglądał w tej chwili na naprawdę nieszczęśliwego. Nataniel spojrzał na niego niepewnie. Jeszcze nigdy go takiego nie widział.

-Panie?- Spytał cichutko.

-Chciałem z tobą porozmawiać…- Zaczął demon, wiedząc, że niewolnik drżał w niepewności.

Arkade milczał, czekał na słowa swego pana, nie wiedział, o co chodziło. Demasse nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Obejmował go inaczej, niż zwykle. Nie jak swoją własność, lecz tak, jakby chciał go ochronić przed całym światem.

-Przepraszam cię.- Rzekłszy to, demon spojrzał prosto w oczy niewolnika. Jego usta otworzyły się powtórnie, jednak nie powiedział już nic. Zamknął oczy, nienawidził tego dnia. Ledwo wydusił z siebie te gorzkie słowa.

-Ale dlaczego?- Nataniel otarł policzki z łez.- Co się stało?

-Powiedziałem ci kiedyś, że możesz być wartościową istotą.- Powiedział demon. Miał przed sobą kilka ciężkich zdań.- Ale nie dałem ci okazji, byś mógł nią zostać.- Widać było, że demon bił się z myślami.- Nie robię ci tego specjalnie.

-Panie…- Arkade dalej cicho chlipał. Nie wiedział, że tak o nim myśli jego pan. Wypowiedz nie była zbyt wylewna, ale dla Nataniela znaczyła wszystko. Wtulił się w niego ufnie i rozpłakał jeszcze bardziej. Chciał wylać z siebie wszystkie smutki, zostawić je gdzieś daleko.

-Skrzywdzę cię jeszcze nie raz, ale obiecuję ci jedno.- Zatrzymał się na chwilę.- Zawsze, gdy będzie ci potrzebne, dam ci wsparcie.

Arkade wtulił się w właściciela jeszcze mocniej, zapewne, gdyby był on człowiekiem, zostałby uduszony. Wyglądał mimo wszystko na szczęśliwego, nie spodziewał się, że kiedykolwiek demon powie mu coś takiego. Był mu za to bardzo wdzięczny. Makador odsunął młodzieńca od siebie i starł delikatnie łzy z jego czerwonych już policzków. Oczy niewolnika były spuchnięte od płaczu i nieznośnie piekły. Uśmiechnął się mimo wszystko, ledwo zauważalnie, ale jednak.

-Mogę mówić o moich problemach?- Zapytał  niepewnie. Wolał się upewnić, może źle zrozumiał swojego pana. Zapanowała niczym nieprzerwana cisza.

-Możesz.- Zgodził się po chwili namysłu Makador.- Chociaż nie sądzę, by twoje problemy wychodziły poza obręb mojej osoby. I nie licz, że uszanuję każde twoje życzenie, nie będę spełniał twoich zachcianek.- Zastrzegł, musiał wyznaczyć jakieś granice. Arkade dalej był tylko niewolnikiem.

-A mogę chodzić po rezydencji?- Wydawało się, że rozmowa rozweseliła Nataniela. I nieco ośmieliła.

-Nie sam.- Odparł demon. Zaczął żałować swoich słów. Znał tą przeklętą ciekawość białowłosego.

-Dlaczego?- Arkade jęknął przeciągle. Naprawdę tego nie rozumiał.

Makador  pocałował go delikatnie w usta, pieszczotliwie, potem przygryzł delikatnie ucho niewolnika. Kompletnie ignorował szamotanie się młodzika. Był jego własnością, miał do tego pełne prawo.

-Nie będziesz się szwendał po mojej rezydencji.- Powiedział po raz któryś Demasse. Oczy miał przymknięte, skupiał się jedynie na delikatnym ciele.

-Mogę uczyć się prostych zaklęć?- Nadzieja, bijąca z oczu niewolnika aż raziła.

Demon westchnął zirytowany i zażegnał tworzenia malinki na szyi młodzieńca. Nie chciał, by Nataniel wyobrażał sobie zbyt wiele. Pocałował go leniwie i zrzucił ze swoich kolan.

-Porozmawiamy o tym jutro… Teraz już idź do kąpieli, jest późno.- Rozkazał.

-Ale będę mógł?- Dopytywał młodzieniec, szukając dogodnej pozycji na materacu.

-Mam cię uderzyć?- Oczy demona błysnęły niebezpiecznie, jednak dało się dostrzec również lekkie rozbawienie.

Arkade pokręcił przecząco głową. Demasse uśmiechnął się kpiąco, wrócił do powszedniego stanu. Niewiele miało się zmienić, jednak tak drobna różnica mogła uczynić cuda.

-A dokąd pójdzie Gabriel?- Zmartwił się białowłosy.

-Nie martw się o niego.- Pogłaskał go lekko po miękkich włosach i złapał w dłoń kilka kosmyków.- Ja już znajdę mu miejsce.- Demasse dalej nie znosił Gabriela, nie zamierzał ułatwiać mu życia. Po chwili demon wstał i jak zwykle, pocałował delikatnie czoło swego niewolnika.- Śpij słodko.- Zasyczał mu do ucha. Wyszedł, zostawiając młodzieńca samego z mnóstwem pytań i bez żadnej odpowiedzi. Prowadziły go zawiłe korytarze, skonstruowane jeszcze za czasów jego dzieciństwa, kiedy to chciał mieszkać w zamczysku, o wielu zakamarkach, ciemnych lochach, zimnej atmosferze. Był to ostatni rok przed śmiercią obydwojga jego rodziców. Szczerze nienawidził tego miejsca. Jego rezydencja kojarzyła mu się z największym koszmarem jego życia. Nie ze śmiercią rodziców, przeżył gorszą traumę. Leniwie popchnął drzwi biblioteki. Spojrzał zimno na Gabriela, leżącego grzecznie na środku pięknego, okrągłego dywanu. Chwilę patrzył na niego z góry, po czym uśmiechnął się z pozorną słodyczą. Harpia wiedziała, że pod maską krył się jad.

-Wybrałem ci cudowne miejsce do spania.- Rzekłszy to, pociągnął Gabriela go góry, łapiąc za koszulę. Cyjan nie chwalił się swoimi niewolnikami, ubierał je bardzo skromnie. Nie puścił materiału, niedelikatnie wyprowadził delikwenta za drzwi. Reavmor nie zareagował, nie oczekiwał innego traktowania od Demasse. Chciał tylko wrócić do domu, żeby wszystko się już skończyło.

-Ranisz go.- Powiedział dźwięcznie. Makador wiedział, o co chodziło. Nie zareagował, ciągnął młodzieńca dalej.- Nie obchodzi cię, że twój niewolnik cierpi?

Demon spojrzał na niego kpiąco.

-Cyjan również się tobą nie interesuje.- Trafił w czuły punkt Gabriela. Ten udawał obojętność. Wzruszył lekko ramionami.

-Skąd możesz to wiedzieć?- Jego głos lekko zadrżał.

-Pozwolił mi cię zabić w razie potrzeby.- Zaśmiał się demon. Skłamał, ale w szczytnym celu.

-To tylko mój właściciel.- Stwierdził beznamiętnie Gabryś. Makador nie dał się nabrać.

-Drżysz z rozpaczy.- Syknął jadowicie.

-Zamknij się!- Wybuchł młodzieniec. Nie pomyślałby, że mężczyzna potrafiłby go tak mocno zranić. Po jego policzku poleciała pojedyncza łza. Demon zaśmiał się drwiąco. Wiedział, jak zadawać ból i śmiało korzystał z tej wiedzy.

-Wprost uwielbiam, kiedy takie istotki, jak ty, pakują się w kłopoty.- Odparł demon z uśmiechem. Zszedł kolejnymi schodami w dół. Gabriel wiedział, gdzie szli. Lochy, to tam miał spędzić noc. Mężczyzna czym prędzej zaciągnął go za kraty celi, co dziwniejsze, wszedł za nim. Wcześniej niż młodzieniec zdołał spostrzec, został przykuty do zimnej, kamiennej ściany, odwrócony plecami od demona. Ten tylko pstryknął palcami, a w jego dłoni spoczął groźnie wyglądający bat.

-Ostrzegałem cię. Do mnie się tak nie mówi, słodziutki.- Uśmiechnął się jadowicie. Wymierzył pierwszą chłostę. I nieostatnią tej nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.