Demasse spoglądał wyczekująco na Harpię. Odpowiedz była dla niego
oczywista. Chłopiec miał się nie zrodzić, pozostać nieposłusznym. Wtedy
mężczyzna mógłby go ukarać, tak okrutnie, jak tylko by zapragnął. Już obmyślał
tortury, jakim poddałby niewolnika Venoma. Jadowity uśmiech wpełzł na jego
twarz. O tak, miałby wreszcie jakąś przyjemność…
-Dobrze.- Rzekł Gabriel, bez żadnego zażenowania, a nawet z lekkim
uśmiechem.- Zrobię to.
Nataniel był śliczny, dogadywał się z Harpią. Czarnowłosy traktował Arkade
raczej jak braciszka, ale z chęcią by się nim zajął. Lubił dominować, a ten
przypadek mógł wykorzystać… Chociaż, zniósłby rolę bierną… Białowłosy nie
wyglądał na takiego, który potrafiłby poprowadzić. Takiej niewinnej istotki nie
można było skrzywdzić, a nie wyglądał na specjalnie chętnego.
Makador otworzył oczy szerzej. Jak to? Zrobi? Miał powiedzieć „nie”.
Sprzeciwić się. W życiu by nie pomyślał, że chłopak zgodzi się na coś takiego.
Nie mógł odczytać nic prócz kpiny z przesyconego satysfakcją uśmieszku
Gabriela. Z kolei, mina Arkade opowiadała osobną historię. Desperacja,
niepewność, coś na kształt rozpaczy krążyły po jego umyśle. W powietrzu unosiła
się nerwowa, dusząca atmosfera. Mimo, że w granitowym kominku płonął ogień,
było niewyobrażalnie zimno.
-Nie zrobisz.- Warknął demon. Nie mógł na to pozwolić. Nikt nie mógł
dotykać jego niewolnika. Jego własności. Ten bachor na zbyt wiele sobie
pozwalał, jego bezczelność nie znała granic. Odwrócił wzrok, patrzył teraz na
regał z książkami. Miał ochotę doszczętnie go zniszczyć, wściekłość zaatakowała
jego wnętrze.
-Dlaczego?- Zdziwił się Gabriel. Sytuacja była nie do końca zrozumiała.
Zamrugał kilka razy, nieprzytomnie.
-Nie będziesz dotykał Nataniela.- Zasyczał Makador i ukazał lekko
zaostrzone kły.- Nie zbliżysz się do mojej własności.
-Więc dlaczego wydajesz takie polecenie?- Zakpił młodzieniec.- Chciałeś
mnie ukarać?- Zaśmiał się. Zachowanie mężczyzny było irracjonalne, tak nie
postępował dorosły demon.
-Zgadłeś.- Uśmiechnął się jadowicie szlachcic.- I zrobię to.
-Za co?- Oburzył się złotooki. Nie było powodów, by go karcić. Chciał
wykonać polecenie, posłuchał demona. Tak mu się odwdzięczano? Nie było to
sprawiedliwe, w żadnym stopniu.
-Za ten arogancki ton.- Wytłumaczył wściekły brunet.- Do mnie się tak nie
mówi.- Dodał po chwili.
Arkade spojrzał prosząco na swego pana. Bał się, że w końcu Demasse straci
cierpliwość. Wściekły demon był naprawdę przerażający. Z kolei Gabriel obiecał
być ostrożnym. Nie dotrzymał słowa.
-Panie, zostaw go.- Poprosił cicho Nataniel. Starał się jakoś załagodzić
sytuację.- On nic nie zrobił.
-Siedź cicho, nie wtrącaj się- Zasyczał właściciel.- Chyba, że tobie też
marzy się kara.- Spojrzał gniewnie na niewolnika, wzrokiem tak lodowatym, że
białowłosego przeszły ciarki.
-Proszę, nie rób mu nic złego.- Zakwilił.- Proszę, Panie…
-Natanielu, nie martw się.- Szepnął mu Gabriel do ucha.- Nic mi nie
będzie.- Wstał z podłogi. A pomyśleć, że jeszcze przed chwilą delikatnie
głaskał dywan, rozmawiając z Arkade na różne tematy. Był taki beztroski. Nie
przyznałby tego głośno, ale bał się. Teraz miał okazje zobaczyć wściekłe,
demoniczne oblicze, a był pewien, że nie był to szczyt emocji…
-Nie wiem, dlaczego cię tak zdenerwowałem, ale przyjmę wszystko na siebie.-
Powiedział odważnie Reavmor.
Demon warknął. Brak obaw przed karą… A może udawanka… Pierwszy raz się z
tym spotkał. Czyżby Gabriel nie wiedział, co znaczyło to słowo? W dodatku,
poczuł dziwną nienawiść do tego delikwenta, gdy z nieukrywaną przyjemnością
stwierdził, że może dotykać jego niewolnika. Chciał tylko sprawdzić, czy
czarnowłosy będzie posłuszny, nie oczekiwał, że posłucha rozkazu. Krew w nim
zawrzała. Podszedł powoli do Gabriela. Spojrzał z pogardą w żółte oczy.
Demoniczne źrenice zwęziły się znacznie
i zapłonęły żarem.
-W środku krzyczysz ze strachu.- Zasyczał demon, wiedział, co mówił. Poznał
się na chłopaku. Był dumny, ale bał się, był nawet przerażony.- Ostrzegam cię,
to był ostatni raz, kiedy ci darowałem. Następnego razu… Możesz nie przeżyć.
Zapamiętaj, daje ci ostatnią szansę.- Wywarczał przez zęby szlachcic. Nie
chciał być niesprawiedliwy, Reavmor zgodził się wykonać polecenie.- Będziesz
posłuszny?
-Będę.- Odparł szybko Gabriel. Chciał to zakończyć, zbyt dużo ryzykował.
Demasse był postacią dużo bardziej nieobliczalną niż jego pan. Był inny.
Agresywny, władczy, tak bardzo dominujący. Wampir miał odmienne
zachowania… Zawsze był wyrozumiały,
łagodny, choć nie można było mu ufać. Cechowała go nieznośna lekkość bytu i
nieodpowiedzialność. Obowiązki zrzucał na służbę. Monet, jakimś cudem, w
skarbcu nigdy nie brakło. Wystarczyło być szlachcicem, by nie musieć wykonywać
żadnej pracy… Dbał o to, by się nie nudzić, obracał się w dużym gronie
towarzyskim, lubił żyć w dostatku. Nie rozumiał potrzeb swojego niewolnika,
interesował go tylko seks. Ale gdy Gabriel zrobił coś złego, nigdy się nie
denerwował. Zawsze zlecał służbie naprawę sytuacji, przedmiotu, gdy był
nieposłuszny, nie krzyczał na niego. Czasem, gdy opierał się przy zbliżeniu,
stosował na nim różne uroki, albo po prostu poił alkoholem, ale nigdy go nie
uderzył, ani nie zgwałcił w bezpośrednim tego słowa znaczeniu. Krzyknął tylko
raz, gdy Gabriel uciekł i wrócił po jakimś czasie. Nigdy więcej. Też był
dominujący, ale w inny sposób. Na innej zasadzie.
-Spróbuj dotknąć mojego niewolnika, a stracisz życie.- Ostrzegł mężczyzna.
Arkade spuścił głowę. Nie chciał, żeby tak potoczyła się ta sytuacja. Miał
szczerą nadzieję, że jego właściciel zdoła polubić Gabriela. Tak, żeby chłopcy
mogli się czasem odwiedzać. W zaistniałej chwili, nie zapowiadało się dobrze.
Demon skierował się w stronę drzwi.
-Dokąd idziesz, Panie?- Zapytał smutno Arkade.
-Muszę ochłonąć.- Rzekł demon.- Nie wychodź z biblioteki, chyba, że do
sypialni. Reavmor, masz zakaz wychodzenia z tego pomieszczenia.- Trzasnął
drzwiami. Potrzebował trochę świeżego powietrza.
-Co ty wyrabiasz?- Zapytał Nataniel, gdy Demasse zniknął z pola widzenia.
Był zły.- Mówiłeś, że będziesz posłuszny…
-Byłem.- Oburzył się Gabriel. Zmrużył delikatnie brwi, nie rozumiał
zachowań Demasse.
-Byłeś arogancki, to nie działa w taki sposób.- Wytłumaczył białowłosy. Nie
chciał, by niewolnik Cyjana się narażał. Nie przepadał też za tym, gdy ktoś
drażnił jego pana.
-Dlaczego mnie nie ukarał?- Reavmor wydawał się być bardzo zdziwiony.
Niewiele z zaistniałej sytuacji do niego docierało.
-Był tak wściekły, że mógł cię zabić.- Prawie krzyknął białowłosy. Jako
istota, posiadająca krew anioła, miał obowiązek troszczyć się o bliźnich. Nie
wybaczyłby sobie, gdyby nie pomógł cierpiącemu stworzeniu.
-Nie wiem, na co cię wściekł. Bo zgodziłem się wziąć ciebie, jak mi kazał?
-Jak możesz tak mówić?!- Krzyknął Arkade, a pojedyncza łza spłynęła po jego
policzku.- Mówisz, jakby to nie było nic takiego!- Szok na twarzy chłopca był
wyraźny, nie spodziewał się, że czarnowłosy mógłby się tak do niego odezwać.
-To jest nic takiego…- Wytłumaczył Gabriel.
-To jest moje ciało! Zgwałciłbyś mnie?!
-Oczywiście, że nie.- Sprostował drugi. Nie chciał martwić morgany.-
Myślałem, że było ci to obojętne.
-Przed trafieniem tutaj nikt nigdy mnie nie dotykał, jak mógłbym tego
chcieć? Nie chcę!- Krzyczał.- Nienawidzę tego!
Gabriel spojrzał na niego troskliwie. Całkowicie zapomniał, że jeszcze
niedawno jego nowy przyjaciel był dziewicą. Zrobiło mu się głupio, nie powinien
był tak do niego mówić.
-Przepraszam.- Podszedł do białowłosego i przytulił do siebie.- Nie płacz,
nie chciałem ci zrobić przykrości… No już, spokojnie.- Zaprowadził go w kąt
biblioteki i posadził na ziemi. Usiadł koło niego i otulił ramionami.- Cichutko…
Nataniel nic nie powiedział, chlipał jedynie cicho, podciągał nosem. Był
smutny, Gabriel bardzo go zranił, potraktował jak zabaweczkę, którą zresztą
był… Musiał przywyknąć, musiał, ale po prostu nie potrafił. Ta myśl go
przerażała, doprowadzała do rozpaczy. Dotyk sprawiał mu przyjemność, ale i ból,
którego nie był w stanie wytrzymać. Psychiczne cierpienie było najgorszym
rodzajem udręczenia. Był na skraju wytrzymałości. Z każdym dniem zbliżał się do
przepaści. Tak bardzo nie chciał spaść z krawędzi nadziei, wiary w swoja
wolność, czystość. Nie wiedział już, kim był, kim był jego ojciec, matka, czym
był Nardeon. Życie toczyło się… Ale, coś dało się zmienić. Nataniel wstał
szybko i wybiegł za drzwi biblioteki. Rozejrzał się w około. Dało się usłyszeć
jeszcze ciche stukanie o podłogę butów Demasse. Poszedł w stronę, z której
dochodziły dźwięki. Ujrzał sylwetkę demona. Podbiegł szybko do mężczyzny. Ten
odwrócił się i zmrużył groźnie oczy.
-Miałeś zostać w bibliotece, tak mówiłem?- Zasyczał zdenerwowany. Nataniel
zachlipał kilka razy i spojrzał na swego właściciela.
-Panie, proszę, powiedz mi coś…- Wyszeptał płaczliwie.- Proszę, zanim mnie
ukarzesz…
Demon westchnął i spojrzał na niewolnika. Naprawdę nie chciał teraz słuchać
chłopca.
-Czego chcesz?- Spytał krótko.
Arkade spuścił głowę. Nie chciał więcej być traktowany w ten sposób. Chciał
porozmawiać z właścicielem. Chciał się czuć bezpieczny. Chciał, żeby jego losy
zależały od niego samego, a nie od humorów demona. Pragnął cos zmienić, nie
stać ciągle w miejscu z założonymi rękami.
-Dlaczego mnie tak traktujesz?- Zapytał cicho i po ścianie zsunął się na
ziemię.
Czarnowłosy spojrzał na niego beznamiętnie.
-Jesteś niewolnikiem.
-Ale co z tego wynika?- Zakwilił chłopiec.- No co? Nienawidzisz mnie,
dlatego, że jestem niewolnikiem?- Zaskomlał.
Demon odwrócił się. Nie chciał o tym rozmawiać, myśleć, wracać do tego.
-Proszę…- Szepnął chłopiec.- Nie zostawiaj mnie teraz…
Mimo rozpaczliwych słów swego niewolnika, demon podążył w stronę drzwi.
Chwilę później zniknął za kłębami czarnej mgły, jak zawsze, rozpłynął się w
powietrzu. Nataniel zakrył oczy dłońmi. Został sam…
Diego leżał na swoim łóżku, okrytym jedwabnym poszyciem. Było już po
południu, a szatynowi nie śniło się odejść nawet kilka kroków poza sypialnie.
Kremowe ściany odbijały nieprzyjemne, dzienne światło. Pęknięta skorupa musiała
zostać zasklepiona, Malborio miał już dość tych koszmarnych warunków. Nie miał
pojęcia, jak Armagedończycy wytrzymywali w tym świetle. On nie mógł nawet
przejść do innego pokoju.
-Wstawaj, niedługo noc.- Ususzał znajomy
głos, dochodzący zza jego pleców.
-Makadorze, mógłbyś pukać.- Uśmiechnął się delikatnie Diego, obracając się
do przyjaciela. Demon westchnął. Jego przyjaciel wyglądał nie najlepiej.
-Nie chciałem ci sprawiać problemu.- Zaśmiał się gorzko. Nie czuł się
uszczęśliwiony, dalej był zły. Malborio w pierwszej chwili zdołał to dojrzeć.
Znał demona, wiedział, jaki był.
-Słońce, coś się stało?- Zapytał troskliwie. Najbliżsi zawsze byli otoczeni
największą uwagą z jego strony. Podły humor u czarnowłosego poznałby z
zamkniętymi oczami.
-Nie mów tak do mnie.- Zasyczał gniewnie czarnowłosy.- Nic mi nie jest.- Uciął.
-Cyjan dał ci swojego niewolnika?- Diego wyglądał na naprawdę zaskoczonego
takim obrotem spraw. Demon nie był najlepszym opiekunem.
-Nie wolałbyś, gdybym ja ci to powiedział?- Mężczyzna wiedział, że
przyjaciel wdarł się przed chwilą do jego myśli.
Malborio westchnął, uwielbiał drażnić inne istoty.
-Nie chciałem ci sprawiać problemu.- Uśmiechnął się z satysfakcją.
-Nie ważne, to nie twój interes.- Warknął Makador. Diego nie brał go na
poważnie. Nie zauważył, w jakim stanie był? Śmiał go jeszcze denerwować.- Jestem u ciebie z inną sprawą.- Przyznał po
chwili.
-Słucham cię, Makadorze.- Szatyn szybko spoważniał. Wiedział, że gdy
Demasse prosi o wysłuchanie, musi być źle. Procedura występowała następująco: Najpierw
wysłuchiwał, zazwyczaj długiej, tyrady demona. Potem opowiadał o przyczynach
problemów, następnie o możliwych rozwiązaniach, potem siedział przy brunecie
sporo czasu i próbował go rozbawiać, zdarzało się, że demon trzaskał drzwiami.
-Mój niewolnik jest bezczelny.- Rzekł wprost zielonooki.
-Chyba nie zrobiłeś mu nic złego?- Diego spojrzał gniewnie na przyjaciela.
Ten zasyczał wściekły.
-Możesz przez chwilę mnie posłuchać?- Upomniał się. Szatyn pokiwał głową,
gestem ręki przeprosił. -Uważa, że źle go traktuję…
-Ma trochę racji.- Przyznał szczerze Diego. Nauczył się przez te wszystkie
lata, że przytakiwanie demonowi nie prowadzi do niczego dobrego. Makadora
trzeba było, co jakiś czas, naprowadzać na dobrą drogę, ponieważ bardzo lubił z
niej zbaczać. Ciągnęło go do złych rozwiązań.
-Nigdy nie traktowałem żadnego niewolnika lepiej, niż jego!- Wybuchł
czarnowłosy. Przyszedł tutaj z nadzieją na wysłuchanie, okazało się, że
przyjaciel po raz kolejny nie zamierza nawet spróbować go zrozumieć.
Bezczelność, jawna bezczelność!
-To, że traktujesz go trochę lepiej, niż strasznie.- Mówił dźwięcznie
Malborio.- Jeszcze nie znaczy, że dobrze
się nim zajmujesz.
-Chyba niepotrzebnie tutaj przyszedłem.- Demon wstał i odwrócił się w
kierunku drzwi. Miał dość.
-Makadorze, czekaj.- Zatrzymał go przyjaciel.- Porozmawiajmy.
-Jeżeli chcesz, żebym był dla niego łagodniejszy, daruj sobie.- Mówił
demon.- Nie będę.
-On potrzebuje czułości.- Diego wstał do siadu. Sprawiło mu to sporo
trudności, ale dał radę.
-Ja mu jej nie dam…
-Powiedz mi, dlaczego nie możesz być dla niego łagodniejszy, nawet gdy jest
posłuszny?- Spytał szatyn.
-On nie jest posłuszny.- Oburzył się demon.
Malborio spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem.
-Żartujesz?- Zaśmiał się gorzko.
Czarnowłosy nie odpowiedział, nie podobało mu się zachowanie Malborio. Nie
wiedział już nawet, w jaki sposób się bronić. Westchnął ciężko.
-To niewolnik, na litość!- Wysnuł jedyny prawidłowy wniosek.
-I to jest powód, by go krzywdzić?
Demasse oddychał ciężko, przyjaciel wiedział, jaki był zdenerwowany.
Zacisnął dłonie w pięści, na tyle mocno, by przydługie paznokcie przecięły
bladą skórę.
-Słuchaj.- Zaczął.- Nagradzam go za posłuszeństwo. Zabrałem go już w tyle
miejsc, że nie zliczy. Pozwoliłem mu zobaczyć rodzinę. Dbam o jego zdrowie i
bronię przed zagrożeniami. Nigdy nie zrobiłem mu zbyt wielkiej krzywdy, która
mogłaby odbić się na nim trwale. Spędzam z nim sporo czasu, rozmawiam z nim.
Niekiedy nawet go uspokajam. Pozwalam mu spać w moim łóżku. A ty masz czelność
twierdzić, że go krzywdzę?!- Wrzasnął.
Diego prychnął kpiąco. Wypowiedz demona nie zrobiła na nim wrażenia.
-Prawie go zgwałciłeś, gdy nie był jeszcze twoja własnością. Wściekasz się
i bijesz go o byle drobnostkę. Poniżasz go, nawet publicznie. Nie rozumiesz
jego podstawowych potrzeb, nie interesują cię. Zabrałeś mu wszystko, co kochał.
Chciałeś go zabić. Nie dajesz mu nic, prócz sztucznej czułości. Prawda jest
taka, że traktujesz go nie w zależności od tego, czy zrobi coś złego, ale w
zależności od twoich humorów. Nikogo nie oszukasz, nie jesteś dla niego dobry.-
Skończył szatyn. Jego twarz nie była teraz tak przyjazna, jak zazwyczaj.
Gniewał się na czarnowłosego, nie mógł mu wytłumaczyć, co robił źle. Wiedział,
że według niego niewolnicy byli niczym, dla większości Almagedorczyków nic nie
znaczyli. Jednak Malborio nie mógł pojąć, jak demon, któremu zależało na
chłopcu, mógł go tak traktować. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że
Arkade nie jest dla szlachcica obojętny, choć tak bardzo starał się to ukryć.
Gdy patrzył na białowłosego, nawet gniewnie, w jego oczach było coś jeszcze. Na
nikogo innego demon nie spoglądał w taki sposób. Chciał z nim spędzać czas,
dlatego to robił, nie po to, by chłopcu było dobrze, by nie czuł się samotny.
Malborio przypuszczał, że jego przyjaciel po prostu nie mógł się pogodzić z
tym, że Nataniel nie był mu obojętny. On nie chciał kochać, nie pragnął się
przywiązywać, a już na pewno nie do kogoś takiego. Nie do niewolnika.
Demon westchnął.
-Zależy ci na nim?- Spytał szatyn.
-Nie.- Odparł czarnowłosy. Sądził, że ta rozmowa potoczy się w zupełni
innym kierunku. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, absolutnie nie był
zadowolony. Dlaczego wszyscy wpajali mu nieprawdę?!
-Wiem, że nie chcesz go krzywdzić.- Szepnął łagodnie Diego.- Wiem, że ci
ciężko. Spójrz na niego inaczej, nie jak na niewolnika. Popatrz na niego jak na
młodą istotę, której życie zmieniło się diametralnie w ciągu zaledwie
tygodnia.- Mówił, widział, że demon spuścił głowę.- Stracił rodzinę,
przyjaciół. Jest daleko od swojego kontynentu. Odebrano mu niewinność, pasję.
Jest tak delikatny, jak płatek róży, a mimo wszystko, na nikim nie ma oparcia.
Jest sam, zamyka się powoli przed światem. Wycierpiał więcej, niż niektórzy Armagedończycy
w kwiecie wieku. Porównaj go ze sobą. Ty też wiele wycierpiałeś, też wtedy
pragnąłeś lepszych dni. Postaw się na jego miejscu.
-Mnie nikt nie żałował, ja też nie będę użalać się nad nim!- Krzyknął
demon.
-Ja cię nie wspierałem?- Zapytał smutno Diego. Czyżby jego przyjaciel był
aż tak niewdzięczny?
Makador odwrócił wzrok. Złość ustępowała zdrowemu rozsądkowi. Był po prostu
smutny, Malborio wiedział, jak go zranić, tak, by otrzeźwiał.
-Ty masz takie szczęście, że chociaż jestem przeciwko twojemu postępowaniu,
zawsze możesz na mnie liczyć.- Zapewnił szatyn.- Wiem, że czasem się na siebie
gniewamy, bywa, że ja na ciebie naskoczę, lub ty na mnie. Ale chyba nie wątpisz
w to, że chce dla ciebie dobrze?- Demon pokiwał głową w geście zgody.- Postaraj
się być taki sam dla Nataniela. Nie mówię, żebyś go nie karał. Karć go, ale gdy
zasłuży. Niech wie, że ty również robisz to wszystko dla niego.
Mężczyzna patrzył przez chwilę na zielonookiego. Z satysfakcja dostrzegł
skruchę na jego twarzy. Po raz kolejny zadał to samo pytanie.
-Zależy ci na nim?
Demon wpatrywał się uparcie w podłogę. Nie chciał odpowiadać. Wiedział, że
krzywdzi niewolnika. Bardzo chciał, by ktoś temu zaprzeczył. Nie pragnął, by
Nataniel cierpiał. Niekiedy żałował swoich czynów, instynkt był silniejszy od
niego. Gniew, frustracja i złość wypełniały go całego, nie walczył z nimi. Był
zmęczony, nigdy nie miał od nich spokoju. Nie mógł się odprężyć, pomyśleć
trzeźwo. Wyżywał się na swojej zabawce. Jego nikt nigdy nie oszczędzał. Bez
słowa wstał i wyszedł z pokoju. Nie wiedział, co się z nim działo. To wszystko
przez tego chłopaka. Nie nienawidził go, tego był pewien. Ale nie mógł poznać,
co do niego czuł. Jeszcze nigdy nikogo nie darzył takim uczuciem, nie wiedział,
czym ono jest. Nie chciał go czuć. Był zagubiony, bardziej, niż kiedykolwiek
wcześniej. A wszystko przez jednego, nic niewartego Armagedończyka, jak mówił
na początku.
Nataniel płakał cichutko, wtulając się w Gabriela. Świadomość, że jego pan
nie chce z nim rozmawiać nie dawała mu spokoju. Gabriel obejmował go
delikatnie. Głaskał uspokajająco po plecach, całował delikatnie czoło. Drzwi do
biblioteki delikatnie się uchyliły. Czarna źrenica odbijała światło lamp.
Demoniczny cień wślizgnął się do pomieszczenia, jego pan również. Demasse
podszedł powoli do chłopców. Zachylił się nad Natanielem, równocześnie spojrzał
w oczy Gabrielowi. Ten zabrał ręce od białowłosego i pozwolił jego panu zabrać
go na ręce. Młodzieniec popłakiwał cicho. Został wyniesiony powoli z
biblioteki.
-Przepraszam.- Szepnął cicho, drżącym od szlochu głosem. Jego pan nie
zareagował. Chłopak nawet się nie spostrzegł, kiedy Makador usiadł na łóżku i
położył go sobie na kolanach. Chwilę siedzieli w ciszy, demon nie dotykał
niebieskookiego.
-Maleńki.- Szepnął cicho demon. Bez złości, sarkazmu, słowa nie były
przesycone złymi emocjami. Demon był spokojny, opanowany. Mówił beznamiętnie.
Wyglądał w tej chwili na naprawdę nieszczęśliwego. Nataniel spojrzał na niego
niepewnie. Jeszcze nigdy go takiego nie widział.
-Panie?- Spytał cichutko.
-Chciałem z tobą porozmawiać…- Zaczął demon, wiedząc, że niewolnik drżał w
niepewności.
Arkade milczał, czekał na słowa swego pana, nie wiedział, o co chodziło.
Demasse nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Obejmował go inaczej, niż
zwykle. Nie jak swoją własność, lecz tak, jakby chciał go ochronić przed całym
światem.
-Przepraszam cię.- Rzekłszy to, demon spojrzał prosto w oczy niewolnika.
Jego usta otworzyły się powtórnie, jednak nie powiedział już nic. Zamknął oczy,
nienawidził tego dnia. Ledwo wydusił z siebie te gorzkie słowa.
-Ale dlaczego?- Nataniel otarł policzki z łez.- Co się stało?
-Powiedziałem ci kiedyś, że możesz być wartościową istotą.- Powiedział
demon. Miał przed sobą kilka ciężkich zdań.- Ale nie dałem ci okazji, byś mógł
nią zostać.- Widać było, że demon bił się z myślami.- Nie robię ci tego
specjalnie.
-Panie…- Arkade dalej cicho chlipał. Nie wiedział, że tak o nim myśli jego
pan. Wypowiedz nie była zbyt wylewna, ale dla Nataniela znaczyła wszystko.
Wtulił się w niego ufnie i rozpłakał jeszcze bardziej. Chciał wylać z siebie
wszystkie smutki, zostawić je gdzieś daleko.
-Skrzywdzę cię jeszcze nie raz, ale obiecuję ci jedno.- Zatrzymał się na
chwilę.- Zawsze, gdy będzie ci potrzebne, dam ci wsparcie.
Arkade wtulił się w właściciela jeszcze mocniej, zapewne, gdyby był on
człowiekiem, zostałby uduszony. Wyglądał mimo wszystko na szczęśliwego, nie
spodziewał się, że kiedykolwiek demon powie mu coś takiego. Był mu za to bardzo
wdzięczny. Makador odsunął młodzieńca od siebie i starł delikatnie łzy z jego
czerwonych już policzków. Oczy niewolnika były spuchnięte od płaczu i
nieznośnie piekły. Uśmiechnął się mimo wszystko, ledwo zauważalnie, ale jednak.
-Mogę mówić o moich problemach?- Zapytał
niepewnie. Wolał się upewnić, może źle zrozumiał swojego pana.
Zapanowała niczym nieprzerwana cisza.
-Możesz.- Zgodził się po chwili namysłu Makador.- Chociaż nie sądzę, by
twoje problemy wychodziły poza obręb mojej osoby. I nie licz, że uszanuję każde
twoje życzenie, nie będę spełniał twoich zachcianek.- Zastrzegł, musiał
wyznaczyć jakieś granice. Arkade dalej był tylko niewolnikiem.
-A mogę chodzić po rezydencji?- Wydawało się, że rozmowa rozweseliła
Nataniela. I nieco ośmieliła.
-Nie sam.- Odparł demon. Zaczął żałować swoich słów. Znał tą przeklętą
ciekawość białowłosego.
-Dlaczego?- Arkade jęknął przeciągle. Naprawdę tego nie rozumiał.
Makador pocałował go delikatnie w
usta, pieszczotliwie, potem przygryzł delikatnie ucho niewolnika. Kompletnie
ignorował szamotanie się młodzika. Był jego własnością, miał do tego pełne
prawo.
-Nie będziesz się szwendał po mojej rezydencji.- Powiedział po raz któryś
Demasse. Oczy miał przymknięte, skupiał się jedynie na delikatnym ciele.
-Mogę uczyć się prostych zaklęć?- Nadzieja, bijąca z oczu niewolnika aż
raziła.
Demon westchnął zirytowany i zażegnał tworzenia malinki na szyi młodzieńca.
Nie chciał, by Nataniel wyobrażał sobie zbyt wiele. Pocałował go leniwie i
zrzucił ze swoich kolan.
-Porozmawiamy o tym jutro… Teraz już idź do kąpieli, jest późno.- Rozkazał.
-Ale będę mógł?- Dopytywał młodzieniec, szukając dogodnej pozycji na
materacu.
-Mam cię uderzyć?- Oczy demona błysnęły niebezpiecznie, jednak dało się
dostrzec również lekkie rozbawienie.
Arkade pokręcił przecząco głową. Demasse uśmiechnął się kpiąco, wrócił do
powszedniego stanu. Niewiele miało się zmienić, jednak tak drobna różnica mogła
uczynić cuda.
-A dokąd pójdzie Gabriel?- Zmartwił się białowłosy.
-Nie martw się o niego.- Pogłaskał go lekko po miękkich włosach i złapał w
dłoń kilka kosmyków.- Ja już znajdę mu miejsce.- Demasse dalej nie znosił
Gabriela, nie zamierzał ułatwiać mu życia. Po chwili demon wstał i jak zwykle,
pocałował delikatnie czoło swego niewolnika.- Śpij słodko.- Zasyczał mu do
ucha. Wyszedł, zostawiając młodzieńca samego z mnóstwem pytań i bez żadnej
odpowiedzi. Prowadziły go zawiłe korytarze, skonstruowane jeszcze za czasów
jego dzieciństwa, kiedy to chciał mieszkać w zamczysku, o wielu zakamarkach,
ciemnych lochach, zimnej atmosferze. Był to ostatni rok przed śmiercią
obydwojga jego rodziców. Szczerze nienawidził tego miejsca. Jego rezydencja
kojarzyła mu się z największym koszmarem jego życia. Nie ze śmiercią rodziców,
przeżył gorszą traumę. Leniwie popchnął drzwi biblioteki. Spojrzał zimno na
Gabriela, leżącego grzecznie na środku pięknego, okrągłego dywanu. Chwilę
patrzył na niego z góry, po czym uśmiechnął się z pozorną słodyczą. Harpia
wiedziała, że pod maską krył się jad.
-Wybrałem ci cudowne miejsce do spania.- Rzekłszy to, pociągnął Gabriela go
góry, łapiąc za koszulę. Cyjan nie chwalił się swoimi niewolnikami, ubierał je
bardzo skromnie. Nie puścił materiału, niedelikatnie wyprowadził delikwenta za
drzwi. Reavmor nie zareagował, nie oczekiwał innego traktowania od Demasse.
Chciał tylko wrócić do domu, żeby wszystko się już skończyło.
-Ranisz go.- Powiedział dźwięcznie. Makador wiedział, o co chodziło. Nie
zareagował, ciągnął młodzieńca dalej.- Nie obchodzi cię, że twój niewolnik
cierpi?
Demon spojrzał na niego kpiąco.
-Cyjan również się tobą nie interesuje.- Trafił w czuły punkt Gabriela. Ten
udawał obojętność. Wzruszył lekko ramionami.
-Skąd możesz to wiedzieć?- Jego głos lekko zadrżał.
-Pozwolił mi cię zabić w razie potrzeby.- Zaśmiał się demon. Skłamał, ale w
szczytnym celu.
-To tylko mój właściciel.- Stwierdził beznamiętnie Gabryś. Makador nie dał
się nabrać.
-Drżysz z rozpaczy.- Syknął jadowicie.
-Zamknij się!- Wybuchł młodzieniec. Nie pomyślałby, że mężczyzna potrafiłby
go tak mocno zranić. Po jego policzku poleciała pojedyncza łza. Demon zaśmiał
się drwiąco. Wiedział, jak zadawać ból i śmiało korzystał z tej wiedzy.
-Wprost uwielbiam, kiedy takie istotki, jak ty, pakują się w kłopoty.-
Odparł demon z uśmiechem. Zszedł kolejnymi schodami w dół. Gabriel wiedział,
gdzie szli. Lochy, to tam miał spędzić noc. Mężczyzna czym prędzej zaciągnął go
za kraty celi, co dziwniejsze, wszedł za nim. Wcześniej niż młodzieniec zdołał
spostrzec, został przykuty do zimnej, kamiennej ściany, odwrócony plecami od
demona. Ten tylko pstryknął palcami, a w jego dłoni spoczął groźnie wyglądający
bat.
-Ostrzegałem cię. Do mnie się tak nie mówi, słodziutki.- Uśmiechnął się
jadowicie. Wymierzył pierwszą chłostę. I nieostatnią tej nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz