wtorek, 6 stycznia 2015

Rozdział 63 - "Pieczęć Drugiego Stopnia"


Demon przeciągnął się na łóżku, jeszcze nie do końca przytomny. Powoli zaczynał się wybudzać, starał się walczyć z tą nieprzyjemną trzeźwością, jednak niebawem senna atmosfera pękła niczym bańka mydlana. Z westchnieniem obrócił się na plecy i przetarł oczy jedną ręką. Zerknął na leżącego obok niewolnika i, gdy zobaczył otwarte, wpatrzone w niego ślepia, uśmiechnął się kpiąco. Musiał być dla Arkade bardzo ciekawym widokiem.
Młodzik odwrócił szybko wzrok, zawstydzony faktem, że właściciel go przyłapał.
-Dzień dobry – szepnął demon zadowolonym, odrobinę zachrypniętym z rana głosem. – Mnie się tak przyglądałeś?
Arkade kiwnął głową, patrząc z powrotem na przystojną twarz mężczyzny.
-Jak wrażenia?
-Dobrze…
-Czyżby? Co myślałeś?
-Że... – chłopak zawiesił się, niepewny odpowiedzi. – Jesteś idealny, panie... – przyznał, rumieniąc się obficie i chowając twarz w poduszce.
Nie miał powodu, by kłamać, a Demasse mógł jednym gestem wejść w jego głowę i sprawdzić, o czym myślał. Mężczyzna zaśmiał się cicho tym cudownym, seksownie zachrypniętym głosem i przyciągnął do siebie niewolnika. Pozwolił, żeby położył głowę na jego piersi. Młodzik bywał doprawdy pocieszny.
-Podlizujesz się coraz lepiej – przyznał, głaskając go delikatnie po jasnych włosach.
-Nie podlizuję się – zaprzeczył pospiesznie chłopak. – Naprawdę jesteś, panie.
-Nie przeczę. Po prostu, gdybym był na twoim miejscu, myślałbym, jak mnie zabić, albo przynajmniej odciąć te podłe łapska, które tak bezczelnie dotykają cię każdej nocy – mruknął, sugestywnie podszczypując  pośladek swojej zabawki. – Oczywiście nie myśl, że ci wolno.
Chłopiec pisnął pod wpływem dotyku właściciela. Był zaskoczony faktem, że mężczyzna pozwolił sobie przy nim żartować. I to nie z niego, tylko z siebie!
-Ja taki nie jestem…
-Tym lepiej dla ciebie – rzekł demon, kompletnie rozleniwiony i pocałował zachęcająco rozchylone wargi młodzika. – Zmądrzałeś.
Arkade uśmiechnął się delikatnie, lubił, kiedy właściciel był z niego zadowolony. Wtulił się mocniej w silny, męski tors. Ten spokój bijący od mężczyzny mocno mu się udzielał. Mruknął coś niewyraźnego, starając się ułożyć wygodniej.
-Dostaniesz za to nagrodę – szepnął demon wprost do wrażliwego uszka. Uwielbiał się z nim droczyć. – Tylko nie jestem pewien, czy ci się spodoba – uśmiechnął się pokrętnie i uszczypnął delikatny sutek niewolnika.
Ten pisnął zaskoczony.
-Ale wczoraj…
Czy właściciel nigdy nie miał dość?
-Wczoraj, dzisiaj – mruczał mu do ucha mężczyzna. – I jutro też.

Gabriel wiercił się zaspany w pościeli. Przywykł do odrobinę wygodniejszego łóżka, miał nadzieję, że niedługo się przyzwyczai, a jego biedne, obolałe plecy odrobinę odpoczną. Mruknął coś niezadowolony, kiedy sprężyna zaskrzypiała przy jego ruchu. Nie dość, że upokorzony, to jeszcze musiał być niewyspany. Zmarszczył brwi, chowając twarz w poduszce. Nie chciał patrzyć na ten pokój, był tak zupełnie inny od tego, w którym się gościł u wampira. Brakowało mu jego czterech ścian, jego szafy, dywanu, stolika. Brakowało mu podrzędnych sługusów, którzy każdego ranka przynosili mu kawę do łóżka. Brakowało mu charakterystycznych zapachów, głosów, zjaw. Brakowało mu Cyjana…
Chłopiec westchnął ciężko, kładąc się na brzuchu i spoglądając smętnie na tandetną, pokrytą czerwonym aksamitem ramę łóżka. Ciekawe, czy krwiopijca sprawił sobie już nową zabawkę? A jeśli tak, to kiedy, zaraz po jego wyjściu, trochę później? Może zaczekał dzień lub dwa? Myślał chociaż o nim, albo przynajmniej o tym, co młodzik mu powiedział, odchodząc?
Poczerwieniał na twarzy, przypominając sobie o tym, jak niepotrzebnie wyznał Venomowi miłość.  Zrobił z siebie głupiego, zakochanego chłopca na pożegnanie. Nie tak chciał być zapamiętany, ale oczywiście musiał dać się ponieść emocjom. Sam nie wiedział, dlaczego powiedział to wampirowi. Może tliła się gdzieś w nim nadzieja, że gdy mężczyzna o tym usłyszy, poprosi, by został? Pewnie tak…
Chyba dopiero teraz zaczął doceniać to, co dawał mu były właściciel. Każdy inny niewolnik modliłby się o takie traktowanie. A jednak… czy było coś złego w tym, że chciał od Cyjana czegoś więcej niż tylko góry złota i wygody? Każda istota pragnęła mieć kogoś najbliższego sercu, dlaczego miałby być wyjątkiem?
Harpia skrzywiła się, słysząc skrzypienie otwieranych drzwi. Przymknęła oczy, kiedy światło z korytarza wpełzło do jego pokoju i zaatakowało przyzwyczajone do ciemności źrenice.
-Wstawaj, śpiochu, czeka nas pracowity dzień – usłyszał dobrze mu znany, męski i jakże pogodny głos.
Sylwio trzymał w dłoni jakieś spore płótno, zaraz obrócił je przodem do Reavmora, by pokazać mu, co przedstawiało. Gabryś zamrugał kilka razy, starając się przyzwyczaić do jaśniejszego otoczenia. Zerknął na obraz i uniósł brwi w wyrazie podziwu – ów podziw kierował do samego siebie, a dokładnie do swojej jednowymiarowej podobizny ukazanej na malowidle. Musiał przyznać, że prezentował się naprawdę bardzo kusząco, zwłaszcza jego wypięte, okrągłe pośladki. Zerknął w oczy namalowanej postaci i poczuł coś dziwnego, jakby patrzył na żywą istotę w lustrze. Przeniósł wzrok na Karo, którego dalej nienawidził. Uśmiechnął się jadowicie.
-Już się zabawiałeś do mojej podobizny? – zapytał, nie potrafiąc się pohamować.
Sylvio zmarszczył brwi.
-Słucham? – syknął, najwyraźniej niezadowolony ze słów harpii. – Powtórz – zażądał.
Gabriel zachichotał w poduszkę, zaraz jednak oderwał się od niej i zerknął na pracodawcę.
-Nic, musiało ci się przesłyszeć. – szepnął, dalej uśmiechając się podle, jakby przeczył swoim słowom.
Spojrzał jeszcze raz na swój portret i otworzył oczy szerzej. Zmrużył oczy, by zobaczyć więcej szczegółów i aż podskoczył, gdy spostrzegł, że namalowana postać mruga do niego zalotnie. No cóż, musiał przyznać, że była niezłą imitacją.
Sylvio uśmiechnął się tylko kpiąco. Coś mu się wydawało, że ta współpraca nie będzie łatwa.
-Przygotuj się i przyjdź do mojego gabinetu – polecił. – Tylko nie zamarudź zbyt długo.

Demon zamruczał z zadowoleniem, gdy Arkade posłusznie usiadł mu na kolanach. Uniósł delikatnie biodra niewolnika i nakierował swoją twardą, naprężoną męskość na jego wejście. Uśmiechnął się kpiąco, a zarazem seksownie, patrząc wyczekująco na młodzika. Miał nadzieję, że ten zrozumie, co ma zrobić.
Chłopiec zarumienił się mocno i chowając zawstydzoną twarz w długich włosach właściciela, zaczął opuszczać się powoli na jego członka. Jęknął głośno, czując, jak wypełnia go całego, chwilę potem pisnął, gdy demon pociągnął jego głowę do tyłu, tak, żeby nie mógł się ukryć.
-Ruszaj się – rozkazał Demasse, poganiając go mocnym klapsem.
Młodzik jęknął, czując piekący ból na pośladku, który jedynie spotęgował odczuwaną przyjemność. Z wstydem uniósł się delikatnie i opuścił, starając się patrzeć w oczy demonowi. Wiedział, że właściciel lubił mu się przyglądać, a on chciał go zadowolić. I siebie też.
Demasse odchylił delikatnie głowę, czując, jak niewolnik niepewnie nabija się na jego męskość. Położył dłonie na jego biodrach, ale nie zamierzał mu w czymkolwiek pomagać. Miał ruszać się sam i dawać im obojgu przyjemność. Spoglądał zadowolony na jego słodką, oblaną przyjemnością twarzyczkę i mruknął z aprobatą, gdy niewolnik przyspieszył tempa.
Ten jęknął głośno, czując, jak penis demona trafia w ten szczególny punkt w jego wnętrzu. Podniecenie nie pozwalało mu się skupić, dlatego jego ruchy stawały się coraz bardziej niezgrabne, ale za razem urocze. Piszczał i jęczał, nie mogąc się powstrzymać, czuł, jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, całe ciało drży z przyjemności.
Demon przyciągnął go do siebie i pocałował mocno w rozchylone zachęcająco wargi, jednocześnie chwytając jego biodra bardziej stanowczo i samemu narzucając szybki rytm, wchodząc w niego bardzo głęboko, do samego końca.
-Mogę? – pisnął chłopiec, starając się opanować nadchodzący orgazm.
Demon złapał go za jasne włoski i ponownie wpił się w jego słodkie usta. Chwycił jego członka u nasady, by uniemożliwić mu dojście.
-Jeszcze nie – zabronił, odrywając się od niego i przyspieszając jeszcze bardziej.
Warknął, wbijając się jeszcze raz, do samego końca i doszedł w gorącym wnętrzu. Dopiero wtedy uwolnił męskość swojej zabawki, poruszając się jeszcze kilka razy, by osiągnęła spełnienie.
Młodzik wygiął się w łuk, jęcząc głośno, kiedy drzwi sypialni otworzyły się z hukiem.
Spostrzegłszy, że nie są sami, rozpaczliwie starał się przerwać jęk rozkoszy, jaki towarzyszył przeżywanemu orgazmowi.  Nadaremnie. Demon odwrócił głowę w kierunku wejścia i widząc nieproszonego gościa, szybko okrył nagiego niewolnika kołdrą. Chłopiec pisnął jeszcze, czując ostatnie fale rozkoszy rozchodzące się po jego ciele, a potem opadł zmęczony na tors właściciela i odwrócił głowę od przybysza, by tylko na niego nie patrzeć. Czy istniał większy wstyd niż ten, który teraz czuł?
-Przerwałem wam? – usłyszał głos Venoma.
Demon wręcz poczerwieniał ze złości.
-Wyjdź – syknął lodowatym tonem.

Gabryś z westchnieniem pchnął drzwi prowadzące do gabinetu przełożonego, mając cichą nadzieję, że wczorajszy scenariusz już więcej się nie powtórzy. Zamknął je za sobą, chwilę później rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Karo. Znalazł go za biurkiem. Mężczyzna popijał leniwie napój z filiżanki i wertował w papierach z nieodgadnionym wyrazem twarzy, nie zwracał specjalnej uwagi na stojącego przed nim Reavmora.
-Przyszedłem tutaj, żeby na ciebie popatrzeć? – zapytał podejrzliwie.
-Skąd – usłyszał. – Usiądź, Gabrysiu.
Harpia wykonała polecenie i rozłożyła się wygodnie na krześle. Spojrzała na pracodawcę, który właśnie skończył przeglądać dokumenty i teraz układał je w szufladach. Zaraz jednak wyprostował się i skierował wzrok na chłopca.
-Przepraszam, nie chciałem przerywać w trakcie – wytłumaczył telepata, uśmiechając się szeroko. – Widzisz, Gabrielu, właśnie dodajemy cię do katalogu, więc mam do ciebie kilka pytań.
-Jakich?
-Spokojnie. Na początek chcę wiedzieć, czy przemyślałeś sobie wczorajszą lekcję i, czy dalej jesteś zły. Jeśli nie ochłonąłeś, możesz wyjść, nie zatrzymam cię.
-Wyjść?
-A jaki jest sens zaczynać kolejną lekcję, kiedy nie rozumie się pierwszej? Nie chcę pracować z urażonym gówniarzem, jeśli trzeba, zaczekam, aż staniesz się profesjonalistą.
Reavmor zastanowił się chwilę. Nie chciał być tym „urażonym gówniarzem”, ale jeżeli tak miał wyglądać profesjonalizm, to młodzik widocznie nie nadawał się do tej pracy. Wstał i bez słowa opuścił gabinet przełożonego.

-Nie potrafisz, do cholery, pukać? – zasyczał demon, zamykając za sobą drzwi.
Tego brakowało, żeby we własnej sypialni musiał pilnować, by nikt nieproszony nie wchodził.
-Może przewinął ci się przed oczami Gabriel? – zapytał szybko Cyjan, patrząc przepraszająco na przyjaciela. – Nie było go tutaj?
Demasse spojrzał podejrzliwie na wampira.
-Nie. Zwiał? – bardziej stwierdził niż zapytał.
Venom westchnął zawiedziony. Strażnicy przeszukali już każdy, najciemniejszy kąt Górnego Miasta. Powoli tracił nadzieje, że kiedykolwiek znajdzie harpię. Martwił się co raz bardziej, nie mógł spać po nocach, bez przerwy myślał o chłopcu i o tym, czy nie stało mu się nic złego. Nie wybaczyłby sobie, gdyby ktoś go skrzywdził.
-Nie, to długa historia…
Demon westchnął przeciągle, widząc niepokój Venoma. Bądź, co bądź, wypadało go wysłuchać, w końcu byli „przyjaciółmi”.
-Mam chwilę – powiedział w końcu i spojrzał na drzwi swojej sypialni. – Zaczekaj.
Pomasował skroń i otworzył wrota, po czym pospiesznie zamknął je za sobą. Spojrzał w kierunku leżącego na posłaniu kłębka wstydu i pokręcił głową. Podszedł do niego i kucnął przy łóżku.
-Natanielu, okryj się i idź do kąpieli – rzekł.
Chłopiec skierował zrozpaczone spojrzenie na właściciela.
-Cyjan stoi na korytarzu? – zapytał cicho.
-Stoi.
-Nie wyjdę – pisnął, po czym przykrył się mocniej kołdrą, tak, że widać było już tylko kilka niesfornych, jasnych pasemek ułożonych na poduszce. Nie wyobrażał sobie wystawiania się na widok wampira. Za bardzo się wstydził.
-To nie była propozycja, tylko rozkaz, który masz wykonać – prychnął demon, zdejmując chłopcu okrycie z twarzy. – Wstawaj.
Młodzik przykrył się z powrotem rękami.
-Proszę, nie – wyszeptał płaczliwym tonem. – Nie chcę, żeby mnie widział.
-Nie wydurniaj się – warknął odrobinę rozeźlony demon. – Cyjan widział już niejednego szczytującego chłopca, nie zrobiłeś mu wielkiej różnicy.
Arkade zapłakał cicho. Czuł się, jakby cały świat go wtedy zobaczył.
-Proszę – zaskomlał, patrząc błagalnie na swojego pana, mając nadzieje, że jednak go udobrucha.
Demon zacisnął szczękę i zdjął z chłopca całą kołdrę, po czym w mgnieniu oka postawił go do pionu, nie zważając na nieśmiałe protesty i łzy lecące po policzkach. Podniósł jedwabną narzutę z łóżka i okrył nią nagie, drobne ciało. Pchnął niewolnika w kierunku drzwi.
-Proszę…
-Ani słowa więcej – uciął. – Później sobie porozmawiamy o twoim pyskowaniu – zagroził i otworzył drzwi przed niewolnikiem.
Chłopiec wyszedł pod naciskiem właściciela i gdy napotkał wzrok Cyjana, zaraz odwrócił głowę, starając się nie histeryzować i przykrył się szczelniej tkaniną. Jednego był pewien, już nigdy nie spojrzy wampirowi w oczy!
-Idź do kąpieli – rozkazał demon, zamykając drzwi swojej sypialni.
Młodzik kiwnął głową i pospiesznie ruszył w kierunku łazienki. Miał ochotę zapaść się pod ziemię.
-Co taki zapłakany? – zapytał Cyjan, zerkając na odchodzącą morganę.
Nie był w stanie uwierzyć, że jakąkolwiek istotę mógł doprowadzić do płaczu taki drobiazg.
Demasse tylko machnął ręką i poprowadził Venoma do swojej biblioteki.

Gabriel siedział przy małym barku, popijając wino. Miał lekki problem z przekonaniem barmana, by sprzedał mu napój, ale, jak zwykle, dał sobie radę. Kazał naciągnąć rachunek na swoje nowostworzone konto, które, co prawda, było jeszcze kompletnie puste, ale tym drobnym szczegółem miał się martwić ktoś inny. Tak przynajmniej uznał Gabriel, wpatrujący się teraz w kilka roznegliżowanych ciał, wijących się w erotycznych pozach na scenie i paru śliniących się na ten widok zboczeńców zebranych wokół. Skrzywił się z niezadowoleniem, gdy jakiś mężczyzna idący w jego stronę zasłonił mu widok. Chwila… Idący w jego stronę?
-Nudzimy się? – usłyszał niski, nieco zachrypnięty głos nieznajomego.
Zlustrował go krytycznym wzrokiem. Nie był zbyt wysoki, ale z pewnością dobrze umięśniony. Jego bladą twarz szpeciło kilka sporych blizn, a w szarych oczach błyskała jakaś dziwna przekora. Młodzik kiwnął tylko głową.
-Chyba mam na to lekarstwo – mruknął nieznajomy, zbliżając się do harpii.
Ta skrzywiła się z niesmakiem, gdy poczuła unoszącą się wokół przybysza woń alkoholu.
-Odsuń się – syknęła, odwracając się w stronę barku i opierając łokcie na blacie.
-Nie daj się prosić, sporo zapłacę – zaoferował mężczyzna, obejmując chłopca ramionami i kładąc dłonie na jego szczupłych udach. – Nie pożałujesz.
Reavmor poczerwieniał ze złości i kiedy już chciał spoliczkować nachalną istotę, usłyszał za plecami znany mu głos.
-Puszczaj go! – krzyknął… Ashae?
Mężczyzna odsunął się niechętnie, mierząc obrońcę Reavmora niezadowolonym spojrzeniem.
-On jeszcze nie pracuje – prychnął różowowłosy młodzieniec i czekał ze zniecierpliwioną miną, aż tamten odejdzie.
Gdy tak się stało, pokręcił jeszcze głową i przysiadł się do harpii.
-Może jakieś „dziękuję”? – upomniał się.
Reavmor spojrzał na niego dziwnie, zaraz jednak odwrócił wzrok zniesmaczony. Starał się nie zastanawiać, czego chłopak od niego chciał.
-Nie rozśmieszaj mnie. Nie potrzebuję obstawy, a już zwłaszcza twojej – warknął w końcu.
Miał dziękować komuś takiemu? Za co?
-Trochę więcej dystansu do siebie.
Gabriel jednym haustem opróżnił naczynie z wina i prychnął.
-Coś jeszcze? – zapytał chłodno.
-Słodki jesteś – zaśmiał się kpiąco Ashae. – Słyszałem, że cię tyłeczek bolał, ale żeby tak się złościć?
-Coś jeszcze? – powtórzył się Gabriel, mrożąc rozmówcę lodowatym spojrzeniem.
-Gdybyś miał dosyć swojej ciasnej klity, odpychających klientów i bycia dziwką, daj mi znać, zrobię z ciebie prostytutkę.
Reavmor patrzył jeszcze chwilę na odchodzącego współpracownika. Dziwka, prostytutka, co za różnica?

Demasse spojrzał zirytowany na Cyjana, który właśnie skończył opowiadać historię. Zgodnie z zapowiedzią, była dość długa. I bulwersująca, przynajmniej według demona.
-Sam się prosiłeś – rzekł Makador. – Tak się kończy pobłażanie niewolnikowi.
-Mówisz to tak, jakby miało mi się do czegoś przydać.
-Przyda się w przyszłości. Daj sobie z nim spokój – polecił. – To tylko mały, puszczalski gówniarz, kupisz nowego.
Cyjan zmarszczył niezadowolony brwi, słysząc jak demon określa chłopca.
-Nie mów tak o nim.
-Powinieneś był go zabić, a nagrodziłeś wolnością. Dziwka owinęła sobie ciebie wokół palca.
-Nie mów tak o nim – warknął rozeźlony wampir.
-A jak? – Demasse uśmiechnął się kpiąco i przyjrzał uważniej towarzyszowi. – Kim jest?
Venom odwrócił wzrok, nie potrafiąc odpowiedzieć na pytanie demona. Nie wiedział, kim była dla niego harpia, ale był pewien, że jej potrzebował. I musiał ją odzyskać.
Makador westchnął i podniósł się z krzesła.
-Wina? – zaproponował.
Zmarszczył zdziwiony brwi, gdy usłyszał odmowę. Cyjan nie chciał wina?

Dwa dni minęły w spokojnej atmosferze. Młody Arkade czekał w napięciu, aż demon przestanie przeglądać podręcznik. Miał przystąpić do kolejnego etapu nauki – pieczęci przeniesienia. Zerkał co chwilę na skupioną twarz właściciela. Gdyby nie znał Demasse, pomyślałby, że jest zdenerwowany, ale teraz już wiedział, że zmarszczone delikatnie brwi i znudzone oczy składały się na codzienny obraz mężczyzny.
Rozejrzał się dookoła. Zastanawiał się, dlaczego demon nie pozwalał mu tu przychodzić samemu, w końcu to tylko zwykła biblioteka. Uśmiechnął się jednak zaraz, wydawało mu się, że Makador ufał mu odrobinę bardziej niż na początku, co niezmiernie go cieszyło. Zawiesił wzrok na jednej z półek, na której leżały książki z historiami potężnych rodów. Zdziwił się, kiedy dostrzegł nazwisko „Demasse” na jednej z nich. Wstał od stołu, a demon spojrzał na niego podejrzliwie. Chłopiec stanął przy regale i zerknął na właściciela, wskazując na książkę.
-Mogę przeczytać? – zapytał nieśmiało, wpatrując się w zmrużone delikatnie oczy mężczyzny.
Demon rozluźnił się zaraz i wyszczerzył kąśliwie.
-Możesz – zgodził się i wrócił na chwilę do wertowania podręcznika. – Tylko nie zamęczaj mnie później pytaniami – mruknął jeszcze.
Chłopiec uśmiechnął się delikatnie i usiadł z powrotem przy stole, już z książką w dłoniach. Położył ją na krześle stojącym obok i wrócił spojrzeniem do swojego właściciela.
-Kiedy zaczniemy, panie?
Demon odłożył lekturę na stolik i westchnął głęboko.
-Dobrze, potrafisz już przywoływać przedmioty nieożywione, jeżeli chodzi o pierwszy stopień, przywoływanie przedmiotów ożywionych wygląda zupełnie tak samo, więc nie będziemy się tym zajmować, przejdziemy do przeniesień.
-To trudniejsze?
-Odrobinę, ale nie sądzę, byś miał z tym szczególne problemy – rzekł demon, podsuwając mu pod nos otwarty podręcznik. – Tutaj masz odpowiednią formułę i runę do wykreślenia. Masz robić dokładnie to samo, co ostatnim razem. Jedyna różnica polega na tym, że będziesz musiał w to włożyć odrobinę więcej energii.
-I co dalej?
-Wybierz miejsce, w jakie chcesz przenieść zapieczętowany przedmiot. Może to być każde, które potrafisz sobie wyobrazić, lub takie, którego znasz dokładną lokalizację, ewentualnie może to być również osoba, której chcesz coś przekazać. W tym wypadku możesz przenosić przedmioty ożywione i nieożywione, w tym zaklęcia, na tej samej zasadzie.
-Zaklęcia?
-Tak, na przykład zakodowaną magicznie wiadomość. W każdym razie, twoje zadanie będzie polegać na tym, aby to – wyjął z kieszeni już znaną niewolnikowi, złotą zapalniczkę. – Przysłać do mnie, wtedy będę wiedział, że sobie poradziłeś.
Chłopiec  przełknął ślinę i przyjął narzędzie od demona. Zerknął niepewnie na stronę podręcznika i podniósł igłę ze stolika. Wygrawerował na niej odpowiednią runę i już chciał wyszeptać formułę zaklęcia, kiedy zobaczył, jak demon wstaje i podchodzi do drzwi.
-Panie?
-Próbuj – rzekł Demasse, otwierając drzwi, prowadzące na korytarz.
-Poczekaj, uda mi się – szepnął chłopiec, chcąc od razu przejść do zaklęć trzeciego stopnia.
Nie wiedział, dlaczego, ale przepełniało go wrażenie, że już to potrafił. Demon pokręcił tylko głową i uśmiechnął się kpiąco, zamykając drzwi z powrotem. Oparł się nonszalancko o ścianę i obserwował nadzwyczaj pewnego siebie Arkade. Oczywiście nie wierzył, że mogłoby mu się udać za pierwszym razem. Spoglądał, jak chłopak szepta coś pod nosem, czeka w napięciu… i tak, jak podejrzewał, zupełnie nic się nie dzieje. Pokręcił tylko głową, rozbawiony i wyszedł, zostawiając młodzika samego. Nie miał wątpliwości, co do tego, że Nataniel miał talent, ale musiałby być prawdziwym geniuszem, żeby tak szybko opanować pieczęć drugiego stopnia.
Odwrócił się na chwilę, słysząc za sobą kroki służki i poczuł, jak coś spada na podłogę za jego plecami. Zerknął do tyłu, na granitowe płyty i otworzył oczy szerzej w wyrazie zdziwienia.  Niech to szlag, zapalniczka…

1 komentarz:

  1. Nie wiem co tu się właśnie stało, ale mam palpitację serca widząc twoją aktywność. Wracasz do nas? ♥

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.