środa, 23 stycznia 2013

Rozdział 38 - "Wszelkie Wątpliwości"


Demasse spoglądał na uśpioną twarz swej własności. To odprężenie malujące się na jego delikatnej buźce wprowadzało demona w stan podobny do spokoju. Rytmiczne uderzanie serca chłopca dźwięczało mu w uszach i rozleniwiało na tyle, że wcale nie miał ochoty wstawać. Pogłaskał delikatnie rozgrzany przez sen policzek młodzika. Mimo ciągłego mrozu i lekkiego poparzenia, jakiego doznał Arkade, jego jasna skóra dalej była nieskazitelnie gładka. Demon westchnął. Nie miał pojęcia, jak postępować z tak delikatną i kruchą istotą, żeby jej nie skrzywdzić. Nie był nawet pewien, czy powinien go traktować inaczej ze względu na jego wrażliwość. Zaśmiał się gorzko. Hartować młodzika, będąc wymagającym i okrutnym, czy może starać się chronić przed tym, na co powinien go przygotować? Almagedor nie był krainą beztroski i urodzaju, tam należało mieć oczy naokoło głowy. Druga opcja raczej nie wchodziła w grę. Nawet, gdyby demon tego chciał, nie potrafiłby na długo pozostać dobrym, troskliwym właścicielem. Przynajmniej nie w prostym tych słów znaczeniu. Demasse był opiekuńczy, być może nie okazywał tego bezpośrednio, nie łatwo przychodziło mu bycie czułym, ale nie pozwoliłby skrzywdzić Nataniela. Uważał za swój obowiązek chronić go, w końcu młodzik był jego własnością. Sądził również, że tylko on ma prawo sprawiać mu ból psychiczny, jak i fizyczny, więc prostym było, że nikt inny tego robić nie może. Ta istota była jego. Demon przymknął oczy. Gdyby dało się równoważyć dobro i zło, jakie mu wyrządzał. Było to raczej niemożliwe, Demasse był bezkompromisowy. Brał wszystko albo nic. W końcu doszedł do punktu, kiedy zapytał się w myślach, dlaczego w ogóle rozważa nad taką głupotą. Myślał o dobrze nic niewartego niewolnika. Zerknął przelotnie na twarzyczkę białowłosego.
-Dobrze spałeś?- Szepnął cicho, gdy dostrzegł dwoje intensywnie niebieskich ślepi, wpatrujących się w niego.
Nataniel pokręcił głową przecząco. Demon przewrócił oczami z irytacją. Dlaczego ten dzieciak nigdy nie mógł być zadowolony?
-Co się stało?- Spytał, podnosząc się na łokciu.
Arkade spuścił wzrok.
-Śniło mi się coś złego.- Odparł cichutko i schował twarz w kocu.
Makador westchnął i nachylił się nad młodzikiem. Zsunął lekko okrycie z jego głowy, tak, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Powiesz mi, co takiego?- Porwał młodzika delikatnie na kolana i musnął ustami wrażliwe miejsce pod uchem.
-Nie chcę.- Szepnął chłopiec.- Tylko się na mnie nie złość…
Demon pokręcił głową ze zrezygnowaniem, ale nic nie powiedział, czuł, że jeśli będzie dociekać, tylko się niepotrzebnie zdenerwuje. A i tak koszmar Arkade niespecjalnie go interesował. Po prostu pozwolił mu się wygadać.
-W końcu obiecałem, że będę twardszy.- Arkade uśmiechnął się leciutko, a demon spojrzał na niego kpiąco.
-Widzę, że chcesz i starasz się mnie zadowolić.- Uśmiechnął się ironicznie i przewrócił młodzika na pościel. Zawisł nad nim niebezpiecznie.- Dobrze.- Przyznał.- Ale musisz się jeszcze bardzo wiele nauczyć o byciu mężczyzną…- Usiadł z powrotem.
Nataniel przekrzywił głowę.
-Nie rozumiem.- Wyznał.
-Maleńki.- Zaczął demon, uśmiechając się wrednie.- Nie zabraniałem ci mówić o tym, czego się boisz, nawet, mimo słów, nie chodziło mi o to, żebyś nie płakał.
-Więc, o co?
-Nie musisz tłumić w sobie złych emocji. Masz się postarać, aby takowych emocji było mało. Delikatnie zasugerowałem ci, żebyś spojrzał na świat inaczej, niż to robiłeś do tej pory. Nie dziel dnia na dobre i złe momenty, bo gwarantuję ci, że tych pierwszych nie będzie zbyt wiele. Staraj się myśleć o tym bardziej, jak o przeszkodach, które trzeba przejść, żeby wygrać i choć przez chwilę mieć spokój.- Tłumaczył.- Po prostu nie bierz każdego niepowodzenia tak bardzo do siebie, a wtedy nawet nie będziesz miał potrzeby płakać.
-Ja tak nie potrafię…
-Potrafisz.- Rzekł demon i ucałował czoło młodzika. Był hipokrytą. Mimo, że Arkade radził postępować w ten sposób, sam się do swoich rad nie stosował. Tłumił emocje, bo po prostu nie potrafił potraktować niektórych wspomnień tylko, jako przeszkód. Czy przyjmował do siebie porażki? Jak najbardziej, nie znosił przegrywać, chociażby z własnym losem. Czy jego życie składało się w większości z dobrych, czy może złych momentów? Być może i z dobrych, ale złe były na tyle silne, że przyćmiewały te przyjemniejsze. Użalał się nad sobą? W głębi duszy z pewnością, ale nigdy nie jawnie. Po prostu poczułby się nikim, gdyby jego rozterki emocjonalne wyszły na jaw. Właściwie, jedyną osobą, która bezgranicznie go rozumiała był Malborio, on wiedział o wszystkich grzechach demona, równocześnie wiedział, jak niektóre z tych grzechów się na nim odbiły. Venom… Wampirowi również nie brakowało wiedzy, ale nie był raczej typem istoty, która potrafi rozmawiać na tak trudne tematy, z resztą, Demasse nie chciał mu o tym opowiadać. Sam Cyjan również nie miał łatwo, więc teoretycznie nie potrzebowali słów, by wiedzieć, że rozumieją się nawzajem. Demon westchnął ciężko. Nie potrafił wybaczać, nawet najmniejszych błędów. Teoretycznie zażegnał w swoim życiu już wiele konfliktów, jednak do ludzi, którzy go zdradzili trzymał dystans. Zawsze żył w przeświadczeniu, że nigdy już nie zaufa tym istotom, bo przecież próbowały mu wbić nóż w plecy, a potem dobić ostatni gwóźdź do trumny. Tak samo sobie też nie mógł wybaczyć…
-Panie?- Spytał cicho Nataniel, widząc odrętwienie właściciela.
Demon spojrzał na niego smętnie i położył obok niego. Objął zaborczo ramieniem i cmoknął w kark.
-Śpij jeszcze.- Wyszeptał, chuchając na wrażliwą skórę ciepłym powietrzem.

Podróż, a bardziej wspinaczka szła sprawnie. Demon był zadowolony z tępa, nawet, jeśli musiał nosić dodatkowy bagaż, w postaci Arkade na jego barkach. Chłopak nie bał się już tak strasznie, jak za pierwszym razem. W pełni ufał umiejętnościom demona i zdawał sobie sprawę z tego, że mężczyzna nie pozwoli mu spaść. To było w sumie odprężające uczucie, mógł po prostu siedzieć i nic nie robić, mając pewność, że i tak dotrze do celu. Równocześnie starał się nie przeszkadzać bardzo demonowi, wiedział, że tak długa wspinaczka, mimo ogromnej siły właściciela, musiała być wyczerpująca. Wymagała umiejętności, energii i ostrożności. Każdy ruch mógł być tym ostatnim, dlatego należało każdy z nich wykonać precyzyjnie. Mężczyźni musieli pokonać jeszcze kilka wzniesień, by dotrzeć do podstaw góry, gdzie urzędowały Dżiny. Legendy głosiły, że wejście na jej szczyt jest niemożliwe. Ponoć w całości pokryta była wiecznym lodem, tak twardym, że żaden miecz nie mógł wykonać na nim rysy. Był niczym diament, twardy i niebywale śliski. Ponad to, mówiło się też o magicznych grotach prowadzących do serca kryjówki, gdzie kryły się pułapki, a lęki i koszmary senne zyskiwały wymiar rzeczywisty. Pogłoski te jednak pochodziły z mało wiarygodnych źródeł, krążyły wśród prostych grup społecznych i arystokracji, jako prymitywne bajki. W chwilach takich, jak ta, gdy miało się dotrzeć do kryjówki, legenda stawała się naprawdę niepokojąca.

Następnego dnia zaczęła się śnieżyca. Mężczyźni zatrzymali się na płaskowyżu, gdyż w okolicy nie było dogodniejszego miejsca na nocleg. Diego wolał mieć pewność, że będą mieli, gdzie przespać noc. Równocześnie starał się określić pozostały czas wędrówki. Wydawało się, że przy utrzymaniu aktualnego tępa, powinni dotrzeć do celu za dwa, góra trzy dni. W trakcie wykonywania misji wyszło na jaw kilka niedociągnięć w przygotowaniach. Zapasy żywności topniały w zatrważającym tępię. Mężczyźni, zmuszeni do ogromnego wysiłku fizycznego musieli dużo jeść, szczególnie Cyjan, który starał się utrzymać właściwą temperaturę ciała. Stałocieplność wampirów była rzeczą dość względną, ich organizmy szybko uległy przechłodzeniu, a Venom nie mógł zapaść w śpiączkę termiczną. Zdecydowanie najlepiej miał się Demasse, któremu temperatura nie dokuczała, oczywiście wolał wyższe temperatury, ale nie mógł narzekać. Jego naturalne zdolności pomagały ogrzać Nataniela. Demon, pomimo bariery antymagicznej, potrafił rozpalać  swoje ciało nawet do kilku tysięcy stopni. Nie była to zdolność magiczna, raczej cecha przystosowawcza organizmu. Pomagał również Wampirowi. Diego również nie narzekał, martwił się jedynie o Demasse, który jadł przerażająco mało. Większość  swojego pokarmu wmuszał w Arkade, który tak naprawdę nie potrzebował go tyle, co demon, ale cóż… Nie mógł pozwolić, żeby był głodny, w końcu był jego własnością, odpowiadał za młodzieńca. Zapas żywności został przewidziany dla czwórki, a nie piątki osób. Kolejnym problemem była pogoda. Śnieżyca ograniczała widoczność. Namioty były nieustannie przysypywane.  Diego zastanawiał się również, jak wdrapią się na szczyt góry Dżinów. Jeśli legenda była prawdą, wspinaczka była niemożliwa. Musiało być inne wyjście z opresji, jednak w obecnej sytuacji nie dało się nic zrobić. Teraz rządził przypadek.
-Jeśli śnieżyca będzie trwać jeszcze długo, nie będziemy mieli wyjścia.- Rzekł poważnie, spoglądając na mężczyzn. Arkade już spał, demon wolał, żeby dużo wypoczywał, tym bardziej, że nie był jeszcze w znakomitej formie.- Będziemy musieli ruszyć.
-Wiesz, że to igranie z losem.- Ostrzegł Mails, popijając kęs chleba miksturą leczniczą.
-Widzisz inne wyjście?- Zapytał Malborio, unosząc brwi w wyczekującym geście. Radown milczał.- Właśnie.
-Diego.- Wtrącił Makador.- Nawet, jeśli przyjmiemy najbardziej optymistyczną wersję i tak nie unikniemy głodu.
-Wiem.- Zgodził się Malborio.- Różnica polega na tym, ile będziemy musieli tak wytrzymać. Inaczej, ile damy radę wytrzymać…
Cyjan westchnął przeciągle.
-Ja niedługo.- Przyznał.- Niebawem zaczną mi tańczyć mroczki przed oczami… Wtedy nie zdam się już do niczego.
Makador, słysząc to, podszedł do Cyjana i zaczął go ogrzewać, uważając jednocześnie, by nie poparzyć mężczyzny.
-To niewiele mi pomorze.- Rzekł wampir, mimo wszystko z przyjemnością, jaką dawało mu ciepło bijące od demona, oddając się temu doświadczeniu.-  Za kilka chwil znowu zacznę się wychładzać. Nie mogę was obciążać, zostanę na stanowisku.
-Nie możesz tutaj zostać sam, zginiesz.- Rzekł poważnie Diego. Wiedział, że wampir jest na skraju wytrzymałości. Wspinaczka byłaby dla niego zbyt wyczerpująca.
-Więc zginę.- Rzucił Cyjan.- Moja słabość nie może was spowalniać. Im dłużej będziecie zwlekać, tym będzie gorzej. Większe szanse na przeżycie mam zostając tutaj. A wy macie większe szanse wykonać misję beze mnie.
-Cyjanie…
-Diego, daj spokój. Dam sobie radę.- Zapewnił.- Wyruszycie jutro z rana, zostanę i będę kontrolował sytuację.
-Jesteś naszym jedynym medykiem…
-W tym stanie nikomu nie pomogę, sam nie potrafię się uzdrowić.- Otarł zmęczone oczy.- Tylko obudźcie mnie przed wymarszem rano.- Rzekł i poszedł do swojego namiotu, zostawiając towarzyszy samych.
-Diego, on ma racje.- Przyznał demon.- Bardziej prawdopodobne, że umrze podczas wspinaczki, niż tutaj. Nie nadaje się do walki…
-Wiem, Makadorze.- Zgodził się Malborio.- Ja wiem…

-Co się stało?- Zapytał Nataniel, widząc demona. Wyglądał nieciekawie. Chłopiec od razu dostrzegł ogromną frustrację na twarzy właściciela i jeszcze coś na kształt… Smutku?
-Nie śpisz jeszcze?- Zapytał cicho Demasse, siadając koło swojej zabaweczki. Jego oczy od razu nabrały obojętnego wyrazu.- Kazałem ci odpoczywać.
-Nie mogę zasnąć…- Wytłumaczył chłopiec.- Jesteś smutny?- Zapytał niepewnie, brzmiał zupełnie jak dziecko, które widzi, jak jego matka płacze.
Demon spojrzał na niego zdziwiony. Pokręcił przecząco głową.
-Nie.- Odparł.
-A zmęczony?
-Natanielu, miałeś spać.- Zręcznie uniknął odpowiedzi na pytanie białowłosego.
-Przepraszam.- Szepnął chłopiec i ku zdziwieniu demona, przybliżył się do niego i położył głowę na jego kolanach. Dopiero potem zorientował się, co robi. Zacisnął powieki, będąc pewnym, że demon go odepchnie, ale mężczyzna jedynie pogłaskał go po miękkich włoskach.
-Panie?- Spytał cichutko.- Mogę ci coś powiedzieć?
Makador spojrzał na niego wyczekująco. Arkade zawahał się, jednak chwilę potem otworzył drobne usteczka.
-Chciałbym być dla ciebie ważny…
Demon spojrzał na niego niespokojnie, zaraz jednak westchnął.
-Wiem.- Pochylił się nad nim i pocałował go czule w usta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.