Demasse spoglądał na uśpioną twarz swej własności. To
odprężenie malujące się na jego delikatnej buźce wprowadzało demona w stan
podobny do spokoju. Rytmiczne uderzanie serca chłopca dźwięczało mu w uszach i
rozleniwiało na tyle, że wcale nie miał ochoty wstawać. Pogłaskał delikatnie
rozgrzany przez sen policzek młodzika. Mimo ciągłego mrozu i lekkiego
poparzenia, jakiego doznał Arkade, jego jasna skóra dalej była nieskazitelnie
gładka. Demon westchnął. Nie miał pojęcia, jak postępować z tak delikatną i
kruchą istotą, żeby jej nie skrzywdzić. Nie był nawet pewien, czy powinien go
traktować inaczej ze względu na jego wrażliwość. Zaśmiał się gorzko. Hartować
młodzika, będąc wymagającym i okrutnym, czy może starać się chronić przed tym,
na co powinien go przygotować? Almagedor nie był krainą beztroski i urodzaju,
tam należało mieć oczy naokoło głowy. Druga opcja raczej nie wchodziła w grę.
Nawet, gdyby demon tego chciał, nie potrafiłby na długo pozostać dobrym,
troskliwym właścicielem. Przynajmniej nie w prostym tych słów znaczeniu.
Demasse był opiekuńczy, być może nie okazywał tego bezpośrednio, nie łatwo
przychodziło mu bycie czułym, ale nie pozwoliłby skrzywdzić Nataniela. Uważał
za swój obowiązek chronić go, w końcu młodzik był jego własnością. Sądził
również, że tylko on ma prawo sprawiać mu ból psychiczny, jak i fizyczny, więc
prostym było, że nikt inny tego robić nie może. Ta istota była jego. Demon
przymknął oczy. Gdyby dało się równoważyć dobro i zło, jakie mu wyrządzał. Było
to raczej niemożliwe, Demasse był bezkompromisowy. Brał wszystko albo nic. W
końcu doszedł do punktu, kiedy zapytał się w myślach, dlaczego w ogóle rozważa
nad taką głupotą. Myślał o dobrze nic niewartego niewolnika. Zerknął przelotnie
na twarzyczkę białowłosego.
-Dobrze spałeś?- Szepnął cicho, gdy dostrzegł dwoje
intensywnie niebieskich ślepi, wpatrujących się w niego.
Nataniel pokręcił głową przecząco. Demon przewrócił
oczami z irytacją. Dlaczego ten dzieciak nigdy nie mógł być zadowolony?
-Co się stało?- Spytał, podnosząc się na łokciu.
Arkade spuścił wzrok.
-Śniło mi się coś złego.- Odparł cichutko i schował
twarz w kocu.
Makador westchnął i nachylił się nad młodzikiem.
Zsunął lekko okrycie z jego głowy, tak, by móc spojrzeć mu w oczy.
-Powiesz mi, co takiego?- Porwał młodzika delikatnie
na kolana i musnął ustami wrażliwe miejsce pod uchem.
-Nie chcę.- Szepnął chłopiec.- Tylko się na mnie nie
złość…
Demon pokręcił głową ze zrezygnowaniem, ale nic nie
powiedział, czuł, że jeśli będzie dociekać, tylko się niepotrzebnie zdenerwuje.
A i tak koszmar Arkade niespecjalnie go interesował. Po prostu pozwolił mu się
wygadać.
-W końcu obiecałem, że będę twardszy.- Arkade
uśmiechnął się leciutko, a demon spojrzał na niego kpiąco.
-Widzę, że chcesz i starasz się mnie zadowolić.-
Uśmiechnął się ironicznie i przewrócił młodzika na pościel. Zawisł nad nim
niebezpiecznie.- Dobrze.- Przyznał.- Ale musisz się jeszcze bardzo wiele
nauczyć o byciu mężczyzną…- Usiadł z powrotem.
Nataniel przekrzywił głowę.
-Nie rozumiem.- Wyznał.
-Maleńki.- Zaczął demon, uśmiechając się wrednie.- Nie
zabraniałem ci mówić o tym, czego się boisz, nawet, mimo słów, nie chodziło mi
o to, żebyś nie płakał.
-Więc, o co?
-Nie musisz tłumić w sobie złych emocji. Masz się
postarać, aby takowych emocji było mało. Delikatnie zasugerowałem ci, żebyś
spojrzał na świat inaczej, niż to robiłeś do tej pory. Nie dziel dnia na dobre
i złe momenty, bo gwarantuję ci, że tych pierwszych nie będzie zbyt wiele. Staraj
się myśleć o tym bardziej, jak o przeszkodach, które trzeba przejść, żeby
wygrać i choć przez chwilę mieć spokój.- Tłumaczył.- Po prostu nie bierz
każdego niepowodzenia tak bardzo do siebie, a wtedy nawet nie będziesz miał
potrzeby płakać.
-Ja tak nie potrafię…
-Potrafisz.- Rzekł demon i ucałował czoło młodzika.
Był hipokrytą. Mimo, że Arkade radził postępować w ten sposób, sam się do
swoich rad nie stosował. Tłumił emocje, bo po prostu nie potrafił potraktować
niektórych wspomnień tylko, jako przeszkód. Czy przyjmował do siebie porażki?
Jak najbardziej, nie znosił przegrywać, chociażby z własnym losem. Czy jego
życie składało się w większości z dobrych, czy może złych momentów? Być może i
z dobrych, ale złe były na tyle silne, że przyćmiewały te przyjemniejsze.
Użalał się nad sobą? W głębi duszy z pewnością, ale nigdy nie jawnie. Po prostu
poczułby się nikim, gdyby jego rozterki emocjonalne wyszły na jaw. Właściwie,
jedyną osobą, która bezgranicznie go rozumiała był Malborio, on wiedział o
wszystkich grzechach demona, równocześnie wiedział, jak niektóre z tych
grzechów się na nim odbiły. Venom… Wampirowi również nie brakowało wiedzy, ale
nie był raczej typem istoty, która potrafi rozmawiać na tak trudne tematy, z
resztą, Demasse nie chciał mu o tym opowiadać. Sam Cyjan również nie miał
łatwo, więc teoretycznie nie potrzebowali słów, by wiedzieć, że rozumieją się
nawzajem. Demon westchnął ciężko. Nie potrafił wybaczać, nawet najmniejszych
błędów. Teoretycznie zażegnał w swoim życiu już wiele konfliktów, jednak do
ludzi, którzy go zdradzili trzymał dystans. Zawsze żył w przeświadczeniu, że
nigdy już nie zaufa tym istotom, bo przecież próbowały mu wbić nóż w plecy, a
potem dobić ostatni gwóźdź do trumny. Tak samo sobie też nie mógł wybaczyć…
-Panie?- Spytał cicho Nataniel, widząc odrętwienie
właściciela.
Demon spojrzał na niego smętnie i położył obok niego.
Objął zaborczo ramieniem i cmoknął w kark.
-Śpij jeszcze.- Wyszeptał, chuchając na wrażliwą skórę
ciepłym powietrzem.
Podróż, a bardziej wspinaczka szła sprawnie. Demon był
zadowolony z tępa, nawet, jeśli musiał nosić dodatkowy bagaż, w postaci Arkade
na jego barkach. Chłopak nie bał się już tak strasznie, jak za pierwszym razem.
W pełni ufał umiejętnościom demona i zdawał sobie sprawę z tego, że mężczyzna
nie pozwoli mu spaść. To było w sumie odprężające uczucie, mógł po prostu
siedzieć i nic nie robić, mając pewność, że i tak dotrze do celu. Równocześnie
starał się nie przeszkadzać bardzo demonowi, wiedział, że tak długa wspinaczka,
mimo ogromnej siły właściciela, musiała być wyczerpująca. Wymagała
umiejętności, energii i ostrożności. Każdy ruch mógł być tym ostatnim, dlatego
należało każdy z nich wykonać precyzyjnie. Mężczyźni musieli pokonać jeszcze
kilka wzniesień, by dotrzeć do podstaw góry, gdzie urzędowały Dżiny. Legendy
głosiły, że wejście na jej szczyt jest niemożliwe. Ponoć w całości pokryta była
wiecznym lodem, tak twardym, że żaden miecz nie mógł wykonać na nim rysy. Był
niczym diament, twardy i niebywale śliski. Ponad to, mówiło się też o magicznych
grotach prowadzących do serca kryjówki, gdzie kryły się pułapki, a lęki i
koszmary senne zyskiwały wymiar rzeczywisty. Pogłoski te jednak pochodziły z
mało wiarygodnych źródeł, krążyły wśród prostych grup społecznych i
arystokracji, jako prymitywne bajki. W chwilach takich, jak ta, gdy miało się
dotrzeć do kryjówki, legenda stawała się naprawdę niepokojąca.
Następnego dnia zaczęła się śnieżyca. Mężczyźni
zatrzymali się na płaskowyżu, gdyż w okolicy nie było dogodniejszego miejsca na
nocleg. Diego wolał mieć pewność, że będą mieli, gdzie przespać noc.
Równocześnie starał się określić pozostały czas wędrówki. Wydawało się, że przy
utrzymaniu aktualnego tępa, powinni dotrzeć do celu za dwa, góra trzy dni. W
trakcie wykonywania misji wyszło na jaw kilka niedociągnięć w przygotowaniach.
Zapasy żywności topniały w zatrważającym tępię. Mężczyźni, zmuszeni do
ogromnego wysiłku fizycznego musieli dużo jeść, szczególnie Cyjan, który starał
się utrzymać właściwą temperaturę ciała. Stałocieplność wampirów była rzeczą
dość względną, ich organizmy szybko uległy przechłodzeniu, a Venom nie mógł
zapaść w śpiączkę termiczną. Zdecydowanie najlepiej miał się Demasse, któremu
temperatura nie dokuczała, oczywiście wolał wyższe temperatury, ale nie mógł
narzekać. Jego naturalne zdolności pomagały ogrzać Nataniela. Demon, pomimo
bariery antymagicznej, potrafił rozpalać
swoje ciało nawet do kilku tysięcy stopni. Nie była to zdolność
magiczna, raczej cecha przystosowawcza organizmu. Pomagał również Wampirowi.
Diego również nie narzekał, martwił się jedynie o Demasse, który jadł
przerażająco mało. Większość swojego
pokarmu wmuszał w Arkade, który tak naprawdę nie potrzebował go tyle, co demon,
ale cóż… Nie mógł pozwolić, żeby był głodny, w końcu był jego własnością,
odpowiadał za młodzieńca. Zapas żywności został przewidziany dla czwórki, a nie
piątki osób. Kolejnym problemem była pogoda. Śnieżyca ograniczała widoczność.
Namioty były nieustannie przysypywane.
Diego zastanawiał się również, jak wdrapią się na szczyt góry Dżinów.
Jeśli legenda była prawdą, wspinaczka była niemożliwa. Musiało być inne wyjście
z opresji, jednak w obecnej sytuacji nie dało się nic zrobić. Teraz rządził
przypadek.
-Jeśli śnieżyca będzie trwać jeszcze długo, nie
będziemy mieli wyjścia.- Rzekł poważnie, spoglądając na mężczyzn. Arkade już
spał, demon wolał, żeby dużo wypoczywał, tym bardziej, że nie był jeszcze w
znakomitej formie.- Będziemy musieli ruszyć.
-Wiesz, że to igranie z losem.- Ostrzegł Mails,
popijając kęs chleba miksturą leczniczą.
-Widzisz inne wyjście?- Zapytał Malborio, unosząc brwi
w wyczekującym geście. Radown milczał.- Właśnie.
-Diego.- Wtrącił Makador.- Nawet, jeśli przyjmiemy
najbardziej optymistyczną wersję i tak nie unikniemy głodu.
-Wiem.- Zgodził się Malborio.- Różnica polega na tym,
ile będziemy musieli tak wytrzymać. Inaczej, ile damy radę wytrzymać…
Cyjan westchnął przeciągle.
-Ja niedługo.- Przyznał.- Niebawem zaczną mi tańczyć
mroczki przed oczami… Wtedy nie zdam się już do niczego.
Makador, słysząc to, podszedł do Cyjana i zaczął go
ogrzewać, uważając jednocześnie, by nie poparzyć mężczyzny.
-To niewiele mi pomorze.- Rzekł wampir, mimo wszystko
z przyjemnością, jaką dawało mu ciepło bijące od demona, oddając się temu
doświadczeniu.- Za kilka chwil znowu
zacznę się wychładzać. Nie mogę was obciążać, zostanę na stanowisku.
-Nie możesz tutaj zostać sam, zginiesz.- Rzekł
poważnie Diego. Wiedział, że wampir jest na skraju wytrzymałości. Wspinaczka
byłaby dla niego zbyt wyczerpująca.
-Więc zginę.- Rzucił Cyjan.- Moja słabość nie może was
spowalniać. Im dłużej będziecie zwlekać, tym będzie gorzej. Większe szanse na
przeżycie mam zostając tutaj. A wy macie większe szanse wykonać misję beze
mnie.
-Cyjanie…
-Diego, daj spokój. Dam sobie radę.- Zapewnił.-
Wyruszycie jutro z rana, zostanę i będę kontrolował sytuację.
-Jesteś naszym jedynym medykiem…
-W tym stanie nikomu nie pomogę, sam nie potrafię się
uzdrowić.- Otarł zmęczone oczy.- Tylko obudźcie mnie przed wymarszem rano.-
Rzekł i poszedł do swojego namiotu, zostawiając towarzyszy samych.
-Diego, on ma racje.- Przyznał demon.- Bardziej
prawdopodobne, że umrze podczas wspinaczki, niż tutaj. Nie nadaje się do walki…
-Wiem, Makadorze.- Zgodził się Malborio.- Ja wiem…
-Co się stało?- Zapytał Nataniel, widząc demona.
Wyglądał nieciekawie. Chłopiec od razu dostrzegł ogromną frustrację na twarzy
właściciela i jeszcze coś na kształt… Smutku?
-Nie śpisz jeszcze?- Zapytał cicho Demasse, siadając
koło swojej zabaweczki. Jego oczy od razu nabrały obojętnego wyrazu.- Kazałem
ci odpoczywać.
-Nie mogę zasnąć…- Wytłumaczył chłopiec.- Jesteś
smutny?- Zapytał niepewnie, brzmiał zupełnie jak dziecko, które widzi, jak jego
matka płacze.
Demon spojrzał na niego zdziwiony. Pokręcił przecząco
głową.
-Nie.- Odparł.
-A zmęczony?
-Natanielu, miałeś spać.- Zręcznie uniknął odpowiedzi
na pytanie białowłosego.
-Przepraszam.- Szepnął chłopiec i ku zdziwieniu
demona, przybliżył się do niego i położył głowę na jego kolanach. Dopiero potem
zorientował się, co robi. Zacisnął powieki, będąc pewnym, że demon go
odepchnie, ale mężczyzna jedynie pogłaskał go po miękkich włoskach.
-Panie?- Spytał cichutko.- Mogę ci coś powiedzieć?
Makador spojrzał na niego wyczekująco. Arkade zawahał
się, jednak chwilę potem otworzył drobne usteczka.
-Chciałbym być dla ciebie ważny…
Demon spojrzał na niego niespokojnie, zaraz jednak
westchnął.
-Wiem.- Pochylił się nad nim i pocałował go czule w
usta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz