sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 18 - "Utracone Dziewictwo"


Słowa huczały mu w głowie. Jak to mogło być możliwe? Nielogiczne wieści zasiały chaos w jego umyśle. Nie rozumiał, dlaczego wodę oblał odcień fioletu. Nie powinien był. Dlaczego wszystko obróciło się przeciwko niemu? Czemu tak szybko całość jego życia się zmieniła? Już nie był tym samym stworzeniem, nie patrzył na świat tak, jak kilka tygodni temu. Teraz zrozumiał, że jego wcześniejsze problemy były drobiazgami, że był kompletnie beztroski. Nie potrafił sobie poradzić ze zmianami. Nigdy nie był tak obciążony. Cieniste demony nie należały do istot Armagedońskich. Nie był tym, za kogo się podawał, uczył się, by wałczyć ze swoim narodem. Z Almagedorem, bo to z tej krainy pochodziły demony. Był zdrajcą. Jedyna nadzieja pozostała w tym, iż zapadł błąd. Że to wszystko jest jednym, długim koszmarem. Zamknął oczy, oczekiwał, że gdy je otworzy, stanie z powrotem na ziemi Armagedonu. Będzie czytał książkę, siedząc w zielonych polach pod drzewami i zerkał co chwilę na elfy, zbierające ziele. Jednak, gdy uchylił powieki, dalej stał po kolana w purpurowej wodzie. Demasse patrzył na niego w milczeniu, wiedział, że chłopak musiał przeżyć niemały szok. Wziął jego dłoń w swoją i naciął kolejny palec. Młodzieniec spojrzał na niego z niezrozumieniem. Kilka kropli krwi utonęło w purpurze. Demasse zmrużył oczy, a następnie otworzył je szeroko. Woda zaczęła nabierać koloru błękitnego. Arkade nic z tego nie rozumiał. Demon rozciął kolejny palec chłopca, a wypływające z niego osocze zabarwiło się na kolor różowy. Demasse, po latach studiowania różnych ksiąg, nie wiedział do końca, co takiego się działo. Kolejne krople były po prostu czerwone, a te z ostatniego palca zielone. Białowłosy patrzył na szmaragdowookiego z nadzieją.
-Co się dzieję?- Zapytał niepewnie. Właściciel młodzieńca zmarszczył brwi.
-Nie wiem.- Szepnął. Chociaż miał pewne podejrzenie. Pstryknął palcami, a w jego dłoni ukazała się Wielka Księga Almagedoru. Wymamrotał kilka słów, a ta otworzyła się na stronie dwusetnej.  Widniał tam spis istot niezależnych do żadnego z królestw. Zwane w ten sposób stworzenia, żyły na wyspach pomiędzy dwoma krainami i nie należały ani do Almagedoru, ani Armagedonu. Było tam tylko pięć terminów.
-Mordreny- Istoty wodne, drapieżne . Potrafiące na czas nieokreślony wychodzić na ląd. Zwane inaczej Upiorami Wód, ze względu na ich zęby, mierzące nawet do dwudziestu cali i przenikalne wzrokiem ciało, typowego dla zjaw.
-Feniksy- Ptaki magiczne, wykorzystywane głównie do przekazywania informacji. Lecznicze właściwości łez. Umiejętność siedmiokrotnego odradzania się. Ptak często spotykany. Wyróżniamy dwa rodzaje: Feniks Czerwony i Feniks Czarny. Ten drugi jest dziełem Almagedorskich hodowców i nie zalicza się do wzorcu rasy.
-Żywiołaki- Istoty posługujące się różnymi żywiołami, w zależności od podgatunku. Wyróżniamy Żywiołaki Ognia, Wody, Powietrza, Ziemi. Badania dotyczące tych stworzeń potwierdziły, że występuję mutacja u Żywiołaków Ognia (Żywiołaki Elektryczne), oraz Wody (Żywiołaki Lodu).
-Dżiny- Istoty magiczne, ze zdolnościami do przepowiadania przyszłości. Umiejętność wpływania na zmiany światowe, w tym klimatyczne, geograficzne. Zwane inaczej Panami Umysłów, ze względu na możliwość hipnotyzowania istot o małych zdolnościach magicznych. Spełniają jedno życzenie. Jedne z najpotężniejszych istot Nardeonu.
-Morgany- Istoty magiczne, silnie reagujące na magię. Dobrze władają magią intuicyjną. Są połączeniem czterech nieokreślonych ras, skrajnie różnych od siebie. Posiadacze dużej mocy, jednak możliwość użycia jej jest niewielka, gdyż energie różnych ras nie harmonizują się. Najczęstsze jest połączenie Wilkołaków, Aniołów, Skrzatów i Wampirów, lecz występują też inne. Gatunek rzadki.
Demasse przeczesał swe czarne włosy ręką i spojrzał na Arkade, po czym uniósł głowę do góry.
-Fiolet- Demon, Błękit- Anioł, Róż- Upiór, Zieleń- Elf, Czerwień- Człowiek.- Mówił po kolei, zdecydowanie.- Kim jest twoja matka?- Zapytał ponuro.
-Człowiekiem.- Szepnął.
-Półmorgana.- Demasse spojrzał na niego beznamiętnie. Wiedział, że nie jest zwykłym mieszańcem. Każda mieszana rasa posiadała własny kolor, jedynie rasy kompletnie sprzeczne ze sobą nie mogły się połączyć w jedną spójną barwę, a takich właśnie ras, krew płynęła w Morganach. Demasse zaczął tłumaczyć Natanielowi, o co chodziło w tym wszystkim, gdyż domyślał się, iż na pierwszy rzut oka mogło się to wydawać niejasne.
-Ja nie jestem ich synem?- Zapytał smutno Arkade. Demon wiedział, o co chodzi.
-Jeżeli twój ojciec jest Artromegą, nie możesz być jego synem. Ale możliwe, że z matką jesteś spokrewniony.- Demasse wiedział, że zdrady w małżeństwach się zdradzały i nie wahał się o tym mówić, w przeciwieństwie do Armagedończyków, u których był to temat tabu.
-Ale oni się kochają. Moja matka nigdy nie zdradziłaby ojca.- Szeptał z lekką paniką.
-Nie wiesz tego.- Odpowiedział Makador.- Choć już. Znamy całą prawdę.
-Ale…- Nie dokończył.
-Żadnych „ale”, już.- Właściciel pchnął młodzieńca przed siebie. Nie krzyczał, wiedział, że podopieczny był w szoku i na pewno nie było mu w tej chwili dobrze. Jak miał mu pomóc? Chłopak sam musiał zaakceptować to, kim jest.
-Jak ja mam teraz żyć? Przez całe życie się oszukiwałem.- Jęknął ze zrezygnowaniem i spojrzał brunetowi w oczy. Ten westchnął.
-Zobaczysz, jeszcze będzie dobrze.- Zapewnił lekko obojętnie i wziął swoją własność na ręce. Chwilę potem wyszli z Kaplicy Rodzajów. Nataniel był pewny, że już nigdy nie przekroczy progu tego miejsca.- Chcesz już wracać?- Zapytał łagodnie. Białowłosy pokiwał twierdząco głową. Znikli w chmurze dymu. Stali teraz przed bramą rezydencji Demasse. Demon poczuł prawie niewyczuwalne drżenie ziemi, które po chwili zmieniło się diametralnie. Kamienne golemy, zwykle nietykalne, kruszyły się, lub opadały na ziemie. Kraina trzęsła się niesamowicie silnie. Usłyszał głośny trzask. Spojrzał w górę. Z kamiennego sklepienia odkruszył się spory głaz i spadł poza granicami Górnego Miasta. Makador miał złe przeczucia. Chwilę później wszystko ustało. Te zjawiska były coraz częstsze… Nie było dnia, żeby ziemia stała spokojnie. Arkade chował głowę w załamaniu szyi demona. Powoli, korytarzami zmierzał do swej sypialni. Wszedł do pokoju i położył białowłosego na łóżku.
-Dalej chcesz iść?- Zapytał obojętnie czarnowłosy.
-Dokąd?- Młodzieniec spojrzał na demona z niezrozumieniem.
-Na pole treningowe ze mną i Diego.- Wyjaśnił.- Mówiłem ci.
-Przepraszam, zapomniałem… Chcę.- Odparł, jednak dalej wydawał się być nieszczęśliwy. Skaleczenia na palcach przypominały mu o jego pochodzeniu. Demasse wziął jego dłoń w swoją, gdy ją puścił, śladów po ostrzu już nie było.- Dziękuję.- Szepnął Nataniel.
-Odpoczywaj.- Rozkazał czarnowłosy.- Mam do załatwienia kilka spraw. Nie wychodź nigdzie.-
-Kiedy wrócisz?- Zapytał Szafirowooki. Demon wzruszył ramionami, nie wiedział. Wyszedł z sypialni. Jako szlachcic, przydzielone miał swoje obowiązki. Teraz, gdy został Dowódcą Floty, musiał na bieżąco dowiadywać się, co działo się ze statkami z jego grupy i załogą każdego z nich. Każdy dowódca władał pięcioma setkami statków, miał obowiązek wiedzieć  o wszystkich stratach, jakie ponoszą ich załogi i wprowadzać względny porządek. Chciał się również dowiedzieć, jak idzie generałowi Drownowi z armią, którą on zostawił, żeby przypłynąć tutaj i męczyć się z podopiecznym. Została podpisana ugoda, więc powinni być na oceanie. Chociaż, długo trwało zebranie wszystkich oddziałów, bywało, że brakuje łodzi, którym zdarzy się utonąć.  Musiał sporządzić kilka listów.

Wieczorem Malborio i Demasse stali przed drzwiami sypialni czarnowłosego, gdzie znajdował się Nataniel. Zerkali przez otwór na klucz do pokoju. Demon opowiedział o wszystkim Diego. Szatyn okazał wielkie współczucie. Szmaragdowooki też zachowywał się w dziwny sposób. Spoglądał na podopiecznego. Ten leżał skulony na łóżku, dokładnie tak samo, jak zostawił go demon kilka godzin temu. Nie płakał, wzrok miał mętny i smutny. Spoglądał na swą delikatną dłoń, uleczoną przez Demasse. Makador ani nie mógł na niego krzyczeć, bo nie robił nic złego, nawet nie mógł się pośmiać, bo w tym, jak czuł się chłopak nie było nic zabawnego. Po raz pierwszy naprawdę mu współczuł. Nigdy nie reagował na płacz, na krzyk, na tym podobne, ale to odrętwienie go martwiło. Mężczyźni weszli do pokoju. Malborio podszedł do młodzieńca.
-Jak się czujesz?- Zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-Dobrze.- Szepnął smutno białowłosy.
-Wstawaj, idziemy.- Rozkazał demon.
-Dokąd?- Jęknął chłopak.
-Nie będę powtarzał tysiąc razy!- Warknął. Diego spojrzał na niego z naganą. Obrażony demon odwrócił wzrok. Nie musiał być miły, tylko dlatego, że białowłosego spotkało coś złego. On sam dzieciństwa nie spędził leżąc i sącząc drinki. Nikt mu nie współczuł. Sam sobie radził. Diego z Arkade poszli przodem, Demasse za nimi. Niedługo po tym, stali już na polu treningowym. Czarne, kamienne, otoczone granitowym, szarym, gładkim murem. Półmorgana, jak niedawno zostało przyjęte, została pod drzewem i miała patrzeć na walkę. Mężczyźni stanęli w dużej odległości naprzeciwko siebie.
-Pojedynek na broń.- Zdecydował Malborio.

Nataniel oddychał ciężko. Był bliski rozpaczy, widząc, jak w powietrzu chlustała krew dwójki przyjaciół. Nie mógł zrozumieć, jak dwie osoby, które łączą bardzo ciepłe relacje, mogą sprawiać sobie taki ból i wyrządzać krzywdę. To było dla niego kompletnie niezrozumiałe. Obiecał sobie, że już nigdy tu nie przyjdzie z własnej woli. Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał widzieć, jak dwójka bliskich sobie osób się rani. W ich oczach nie było emocji. Tak, jakby byli swymi wrogami. Jakby się nienawidzili. Ostatni dźwięk przy zderzaniu się ostrzy, ostatnie krople krwi opadły na czarną ziemię. Arkade cały się trząsł. Tulił się do martwego drzewa. Otworzył oczy. Miecz spoczywał przy krtani Demasse. Malborio wygrał. Tak myślał Nataniel. Demon uśmiechnął się i złapał za miecz od strony ostrza. Krew spłynęła mu po dłoni.
-Co ty wyrabiasz?- Zapytał zdziwiony Diego.
Makador gestem dłoni, kazał przyjacielowi spojrzeć w tył.  Osoba przed Diego rozmyła się w powietrzu, za nim stał prawdziwy demon. Miecz skierowany miał do przodu, końcówka ostrza dotykała lekko pleców szatyna. Nastał koniec walki. Diego odłożył sztylet i uśmiechnął się.
-To miał być pojedynek na broń.- Powiedział.
-Trochę to ubarwiłem.- Zaśmiał się czarnowłosy.- Masz coś przeciwko?
-Oszust… Nic ci nie jest?- Zapytał czarnowłosego.
-Nigdy nie ufaj demonom. Czuję się dobrze...- Odparł mężczyzna z lekkim usmiechem.- Z tobą wszystko w porządku?
-Dlaczego pytasz? W końcu to ja wygrałem.- Zaśmiał się szatyn i poklepał przyjaciela po ramieniu.- To była dobra walka.
-Owszem, była.- Zgodził się- Ale to ja wygrałem.- Rzucił z wyższością. Spojrzał w kierunku Nataniela. Chłopak ledwo żył. Trząsł się, jakby był co najmniej w stanie ciężkiego szoku. Brunet podszedł do niego i położył rękę na jego głowie.
-Spokojnie, to już koniec.- Uśmiechnął się łagodnie. Młodzieniec przylgnął do niego. Demasse zaśmiał się głośno.- Dobrze, już cię tu więcej nie zabiorę.
Malborio przyglądał się temu z nieukrywanym zadowoleniem. Odniósł zwycięstwo, kwestionowane jedynie przez bruneta.. To był już drugi raz z rzędu, dawno mu się to nie zdarzało… Miał nadzieję, że szczęśliwa passa go nie opuści. Przynajmniej w najbliższym czasie. Oczywiście, wygrał, ponieważ przyjaciel oszukiwał. Nie było mowy o używaniu iluzji.  Co prawda złapał w pułapkę cienia, a kto wie, co by było, gdyby on się nie pojawił…
-Diego, idź, wysmaruj się eliksirami leczniczymi, ja zajmę się nim.- Zdecydował czarnowłosy, patrząc na podopiecznego z dziwnym uśmiechem. Demasse wiedział, że już czas zrobić coś dla siebie. Malborio od razu zrozumiał, miał tylko nadzieję, że Makador nie chciał zrobić białowłosemu krzywdy. Poszedł w stronę swojej rezydencji, Makador użył teleportu, w ułamku sekundy znalazł się w swojej sypialni. Położył niewolnika na łóżku. Zniknął za drzwiami. Postanowił wziąć prysznic. Gdy wrócił, po kilkunastu minutach był odprężony i czysty. Na jego torsie spoczywał jedynie podkoszulek, spodnie miał luźne. Światło przygasił gestem dłoni. Arkade leżał bez ruchu, jego tętno obchodziło nieco od normy, po przeżytym szoku. Nie wiedział, co się święciło. Właściciel wziął go na ręce i wyniósł z pokoju. Przemierzał korytarze swej posiadłości. Wszedł po schodach i przekroczył próg jakichś nieznanych jeszcze Arkade drzwi. Trafili do pomieszczenia, w którym godnie, na środku pokoju prezentowało się wielkie łóżko, zaścielone jedwabiem w granatowym odcieniu i fioletowym kaszmirem. Na wytworzonych z rubinu ścianach, widniały strzeliste okna, zakryte częściowo przez piękne, satynowe, wzorzyste zasłony. Do pomieszczenia wpadały światła latarni. W powietrzu unosił się dym o otępiającym, niezidentyfikowanym zapachu. Demon położył na jedwabiu swego niewolnika, sam usiadł na skraju łózka.
-Uspokój się.- Szepnął łagodnie.- Kim jesteś?- Spytał.
-Półmorganą.- Odpowiedział chłopak, był pewien, że o to chodziło jego właścicielowi.
-Nie o to pytam.- Rzekł, nie parząc na szafirowookiego.
-Co mam powiedzieć?- Jęknął białowłosy, badając fakturę kaszmirowej pościeli.
-Masz powiedzieć „Twoją własnością”- Wytłumaczył, dalej łagodnym tonem.- Mów.
-Jestem… Twoją własnością.- Szepnął smutno Arkade. Starał się być posłuszny i nie denerwował swojego właściciela. Ukrył twarz w jedwabiu.
-Do czego cię mam?- Zapytał po raz kolejny mężczyzna, całkiem poważnie.
-Ja nie wiem.- Wyjąkał płaczliwie Nataniel. Demon uśmiechnął się lubieżnie.
-Zaraz się przekonasz.- Szepnął mu do ucha i polizał delikatnie małżowinę. Arkade wzdrygnął się i zarumienił. A więc nadszedł czas. Niewinność miała ustąpić miejsca… Czarnowłosy jedną ręką leniwie przesuwał po zewnętrznej stronie uda niewolnika, drugą opierał się o materac, usta błądziły po szyi chłopca. Ten wieczór miał trwać długo i dać mu jak najwięcej satysfakcji. Miał czas. Demoniczne pocałunki i dotyk rozpalały powoli ciało szafirowookiego. Delikatnym ruchem, mężczyzna zdjął górną część garderoby swego kochanka. Ukazał mu się zgrabny, delikatny tors, powleczony mlecznobiałą skórą. Lubieżny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Dłońmi wędrował po klatce piersiowej, całował brzuch, szczypał twarde już sutki. Z ust Nataniela zaczęły wydobywać się ciche westchnienia. Chłopak się bał, lecz wiedział, że nie może protestować. Demon dotknął brzegu bielizny podopiecznego. Następnie powoli wsunął pod nią rękę. Pamiętał, by robić to powoli, tak, by nie spłoszyć niewolnika. Mimo wszystko Nataniel odsunął się szybko. Demasse spojrzał na niego karcąco.
-Kładź się.- Powiedział i przyciągnął go do siebie.- Bądź posłuszny.- Mówił, błądząc dłońmi po jego ciele.-  Inaczej zrobię ci to na siłę. Mnie to nie robi różnicy, ale tobie owszem.
Rzekłszy to, zdjął z niego bieliznę, tak, że chłopak pozostał całkowicie nagi. Brunet miał cudowny widok przed oczami. Niewinny wyraz na zarumienionej twarzy. Spuchnięte od  pocałunków usta, błyszcząca skóra na zgrabnym, delikatnym ciele. Rozgrzanym niczym ogień. Ręka zjechał na dolne partię podopiecznego. Teraz masował delikatnie pośladki, wyciągając coraz to głośniejsze westchnienia z gardła Arkade. Przeniósł dłonie do przodu. Muskał delikatnie pachwiny białowłosego, lecz najwrażliwsze miejsce pozostawiał nienaruszone. Niewolnik trząsł się z podniecenia i strachu. Z jednej strony bał się, z drugiej, nie chciał, by demon to skończył. Czuł się niewiarygodnie. Jęknął głośno, gdy ręka mężczyzny musnęła delikatnie główkę jego członka. Brunet zaśmiał się kpiąco, zaś Nataniel zatkał usta ręką. Wbrew jego woli, demon zaraz odciągnął ją.
-Jęcz głośno.- Szepnął mu do ucha i ponownie przeniósł się na drobną męskość chłopca. Zaczął od delikatnych muśnięć, później przeradzając je w lekki masarz. Robił to powoli, z namiętnością i pasją. Druga ręka błądziła po klatce piersiowej i pośladkach. Z czasem robił to coraz mocniej, szybciej. Każdy ruch dawał chłopcu coraz więcej rozkoszy. Wyrywał głośne jęki, a nawet krzyki z jego ust. Młodzieniec oddychał ciężko i nierównomiernie. Nie mógł się powstrzymać. Czuł się tak niesamowicie. Kilka kolejnych ruchów doprowadziło go do szczytu. Jego ciało przeszła ogromna fala podniecenia i rozkoszy, których wcześniej nigdy nie zaznał.  Demon widząc, iż kochanek się rozluźnił, jeden palec włożył mu do ust.
-Liż.- Rozkazał łagodnym, stanowczym tonem. Arkade zrobił to, co mu kazano. Właściciel wyjął palec. Delikatnym ruchem przewrócił Nataniela na brzuch. Palcem zataczał kółeczka wokół wejścia chłopca. Ten uciekł biodrami do przodu, a rumieńce na jego policzkach jeszcze się wzmocniły.
-Mówiłem, żebyś był posłuszny.- Rzekł karcąco i otwartą ręką klepnął go w pośladek. Chłopiec syknął i znieruchomiał. Demon i tak był bardzo delikatny, nie chciał tego zniszczyć. Demasse uniósł wysoko jego biodra, tułów zaś przyciągnął do materaca. Białowłosy poczuł, jak jeden z palców demona zagłębia się powoli w jego wnętrzu. Jęknął głośno, czuł teraz jedynie rozkosz, żadnego bólu. Jego członek na powrót się unosił i twardniał. Instynktownie poruszył biodrami, za co został ukarany lekkim warknięciem właściciela. Demon zagłębił w szafirowookim drugi palec i poczuł, jak mięście zaciskają się na nim. Arkade syknął. Poczuł mocny dyskomfort. Po policzku poleciała mu łza.
-Nie płacz, muszę to zrobić.- Demasse poruszył palcami we wnętrzu niewolnika. Chciał go jak najbardziej rozluźnić, głaskał lekko plecy i pośladki swego podopiecznego.
-Rozluźnij się, nie zaciskaj mięśni.- Poradził i włożył w odbyt białowłosego już trzeci, ostatni palec. Chłopiec czuł mocny, dotkliwy ból, miał już dość, wszystkie jego doznania kompletnie odwróciły się. Demon wiedział, że nie był to dla niego przyjemny moment, a najgorsze miało nadejść. Z powrotem zaczął masować męskość Nataniela. W tym czasie jego członek również zaczął domagać się uwagi. Demasse zdjął z siebie podkoszulek, spodnie również zsunął. Jego penis stał naprężony, prosząc się dotyk. Arkade na powrót czuł rozkosz, spiął się lekko, gdy coś gorącego i miękkiego wdarło się do jego wnętrza. Odwrócił głowę do tyłu. Potem zakrył twarz w pościeli. Demasse lizał jego wejście. Językiem zataczał kółeczka wokół odbytu, niekiedy zagłębiał w nim. Z wyraźnym uśmiechem spojrzał na zawstydzoną twarz podopiecznego. Uniósł się. Drugą, wolną ręką cały czas pieścił swoje przyrodzenie. Nataniel był już gotowy, demon nie mógł zrobić nic więcej. Złapał go mocno za biodra, tak, by chłopiec nie uciekł nimi niepotrzebnie. Delikatnie, powoli zagłębiał się w jego wnętrzu. Arkade nie mógł powstrzymać łez i jęków bólu. To było dla niego zbyt wiele.
-Boli.- Szepnął płaczliwie. Gdy demon wszedł do końca, starł łzy z policzków niewolnika.
-Spokojnie, przestanie.- Powiedział, nie ruszał się. Czekał, aż mięśnie chłopaka się rozluźnią. Nie chciał mu sprawiać bólu, skoro był posłuszny, zasłużył dzisiaj na dobre traktowanie. Spostrzegłszy, że białowłosy rozluźnił się nieco, poruszył delikatnie biodrami. Jeszcze czuł opór mięśni. Jedną dłonią masował prącie Nataniela, drugą pośladki. Demasse zdążył spostrzec, że było to jedno z czulszych miejsc niewolnika. Znowu ruszył biodrami, tym razem chłopak był rozluźniony. Uczynił to po raz kolejny i delikatnie powtórzył ruch kilka razy. Robił to coraz płynniej, dając swemu ciału mnóstwo przyjemności. Wnętrze niewolnika było ciasne i gorące, nie mógł mu się oprzeć. Za każdym razem, gdy zagłębiał się we wnętrzu Arkade, trafiał w prostatę, tym samym doprowadzał do szaleństwa chłopaka, który już dawno zapomniał o bólu. Demon miał ogromną ochotę założyć mu pierścień i kazać błagać o dojście, ale wiedział, że na pierwszy raz byłaby to przesada. Ruszał biodrami coraz szybciej, ale nie chaotycznie, dokładnie. Białowłosy zatracił się w rokoszy, którą odczuwał, krzyczał, jęczał, lecz nie był w stanie wykrztusić ani jednego słowa. Wstydził się. Demon pomrukiwał jedynie czasami, jednak był już blisko szczytu. Niewiele mu brakowało. Arkade zdobył się na odwagę i dotknął swojego przyrodzenia, którym opiekun już się nie zajmował. Makador warknął.
-Zostaw.- Rozkazał mu. Wykonał jeszcze kilka głębszych pchnięć i doszedł z westchnieniem na ustach. Wyszedł z Nataniela i usiadł na skraju łóżku.
-Na kolana, twarzą do mnie.- Wydał polecenie. Arkade niepewnie, ale wykonał rozkaz. Usiadł na kolanach demona. Rumieńce nie schodziły mu z twarzy.- Patrz na mnie cały czas.- Powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Zaczął masować mocno członek chłopca, energicznie, szybko. Nataniel nie mógł oderwać wzroku od Demasse, chociaż bardzo chciał. Patrzenie na człowieka, który robił mu coś takiego było dla niego torturą. Wystarczyło kilka ruchów, by Arkade wygiął się w łuk i doszedł z głośnym krzykiem. Białe nasienie oblało brzuch demona. Ten uśmiechnął się. Chłopak opadł na tors Makadora. Ten przewrócił go na łóżko i sam się położył. Czuł się świetnie. Tak, jak myślał, białowłosy miał być świetną zabaweczką. Dawno nikt nie dał mu tyle przyjemności. Już wymyślił kilka zabaw, które dałyby mu mnóstwo satysfakcji.
-Już wiesz, do czego cię mam?- Zapytał z kpiącym uśmiechem demon. Arkade schował nos w zagłębieniu jego szyi i kiwnął twierdząco głową. 
-Dlaczego byłeś dla mnie taki delikatny?- Zapytał chłopiec.
-Byłeś grzeczny, zasłużyłeś.- Uśmiechnął się.- Jak już ci mówiłem, to, jak jesteś traktowany zależy jedynie od ciebie.- Tłumaczył.- A poza tym, to był twój pierwszy raz, nie myśl, że przy następnym tak łatwo ci na wszystko pozwolę.- Zaśmiał się.
-Nie rozumiem- Jęknął Nataniel. Demon wykonał kilka ruchów dłonią. Oczyścił w ten sposób pościel i swój brzuch z nasienia młodzieńca.
-Już niedługo zrozumiesz.- Szepnął mu do ucha demon i zakrył kołdrą. Kolejne ich zbliżenia miały mieć więcej charakteru. Zaśmiał się cicho.- Śpij już. – Szepnął mu do ucha i objął.- Śpij.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.