Słowa huczały mu w głowie. Jak to mogło być możliwe?
Nielogiczne wieści zasiały chaos w jego umyśle. Nie rozumiał, dlaczego wodę
oblał odcień fioletu. Nie powinien był. Dlaczego wszystko obróciło się
przeciwko niemu? Czemu tak szybko całość jego życia się zmieniła? Już nie był
tym samym stworzeniem, nie patrzył na świat tak, jak kilka tygodni temu. Teraz
zrozumiał, że jego wcześniejsze problemy były drobiazgami, że był kompletnie
beztroski. Nie potrafił sobie poradzić ze zmianami. Nigdy nie był tak
obciążony. Cieniste demony nie należały do istot Armagedońskich. Nie był tym,
za kogo się podawał, uczył się, by wałczyć ze swoim narodem. Z Almagedorem, bo
to z tej krainy pochodziły demony. Był zdrajcą. Jedyna nadzieja pozostała w
tym, iż zapadł błąd. Że to wszystko jest jednym, długim koszmarem. Zamknął
oczy, oczekiwał, że gdy je otworzy, stanie z powrotem na ziemi Armagedonu.
Będzie czytał książkę, siedząc w zielonych polach pod drzewami i zerkał co
chwilę na elfy, zbierające ziele. Jednak, gdy uchylił powieki, dalej stał po
kolana w purpurowej wodzie. Demasse patrzył na niego w milczeniu, wiedział, że
chłopak musiał przeżyć niemały szok. Wziął jego dłoń w swoją i naciął kolejny
palec. Młodzieniec spojrzał na niego z niezrozumieniem. Kilka kropli krwi
utonęło w purpurze. Demasse zmrużył oczy, a następnie otworzył je szeroko. Woda
zaczęła nabierać koloru błękitnego. Arkade nic z tego nie rozumiał. Demon
rozciął kolejny palec chłopca, a wypływające z niego osocze zabarwiło się na
kolor różowy. Demasse, po latach studiowania różnych ksiąg, nie wiedział do
końca, co takiego się działo. Kolejne krople były po prostu czerwone, a te z
ostatniego palca zielone. Białowłosy patrzył na szmaragdowookiego z nadzieją.
-Co się dzieję?- Zapytał niepewnie. Właściciel
młodzieńca zmarszczył brwi.
-Nie wiem.- Szepnął. Chociaż miał pewne podejrzenie.
Pstryknął palcami, a w jego dłoni ukazała się Wielka Księga Almagedoru.
Wymamrotał kilka słów, a ta otworzyła się na stronie dwusetnej. Widniał tam spis istot niezależnych do
żadnego z królestw. Zwane w ten sposób stworzenia, żyły na wyspach pomiędzy
dwoma krainami i nie należały ani do Almagedoru, ani Armagedonu. Było tam tylko
pięć terminów.
-Mordreny- Istoty wodne, drapieżne . Potrafiące na
czas nieokreślony wychodzić na ląd. Zwane inaczej Upiorami Wód, ze względu na
ich zęby, mierzące nawet do dwudziestu cali i przenikalne wzrokiem ciało,
typowego dla zjaw.
-Feniksy- Ptaki magiczne, wykorzystywane głównie do
przekazywania informacji. Lecznicze właściwości łez. Umiejętność
siedmiokrotnego odradzania się. Ptak często spotykany. Wyróżniamy dwa rodzaje:
Feniks Czerwony i Feniks Czarny. Ten drugi jest dziełem Almagedorskich hodowców
i nie zalicza się do wzorcu rasy.
-Żywiołaki- Istoty posługujące się różnymi żywiołami,
w zależności od podgatunku. Wyróżniamy Żywiołaki Ognia, Wody, Powietrza, Ziemi.
Badania dotyczące tych stworzeń potwierdziły, że występuję mutacja u Żywiołaków
Ognia (Żywiołaki Elektryczne), oraz Wody (Żywiołaki Lodu).
-Dżiny- Istoty magiczne, ze zdolnościami do
przepowiadania przyszłości. Umiejętność wpływania na zmiany światowe, w tym
klimatyczne, geograficzne. Zwane inaczej Panami Umysłów, ze względu na
możliwość hipnotyzowania istot o małych zdolnościach magicznych. Spełniają
jedno życzenie. Jedne z najpotężniejszych istot Nardeonu.
-Morgany- Istoty magiczne, silnie reagujące na magię.
Dobrze władają magią intuicyjną. Są połączeniem czterech nieokreślonych ras,
skrajnie różnych od siebie. Posiadacze dużej mocy, jednak możliwość użycia jej
jest niewielka, gdyż energie różnych ras nie harmonizują się. Najczęstsze jest
połączenie Wilkołaków, Aniołów, Skrzatów i Wampirów, lecz występują też inne.
Gatunek rzadki.
Demasse przeczesał swe czarne włosy ręką i spojrzał na
Arkade, po czym uniósł głowę do góry.
-Fiolet- Demon, Błękit- Anioł, Róż- Upiór, Zieleń-
Elf, Czerwień- Człowiek.- Mówił po kolei, zdecydowanie.- Kim jest twoja matka?-
Zapytał ponuro.
-Człowiekiem.- Szepnął.
-Półmorgana.- Demasse spojrzał na niego beznamiętnie.
Wiedział, że nie jest zwykłym mieszańcem. Każda mieszana rasa posiadała własny
kolor, jedynie rasy kompletnie sprzeczne ze sobą nie mogły się połączyć w jedną
spójną barwę, a takich właśnie ras, krew płynęła w Morganach. Demasse zaczął
tłumaczyć Natanielowi, o co chodziło w tym wszystkim, gdyż domyślał się, iż na
pierwszy rzut oka mogło się to wydawać niejasne.
-Ja nie jestem ich synem?- Zapytał smutno Arkade.
Demon wiedział, o co chodzi.
-Jeżeli twój ojciec jest Artromegą, nie możesz być
jego synem. Ale możliwe, że z matką jesteś spokrewniony.- Demasse wiedział, że
zdrady w małżeństwach się zdradzały i nie wahał się o tym mówić, w
przeciwieństwie do Armagedończyków, u których był to temat tabu.
-Ale oni się kochają. Moja matka nigdy nie zdradziłaby
ojca.- Szeptał z lekką paniką.
-Nie wiesz tego.- Odpowiedział Makador.- Choć już.
Znamy całą prawdę.
-Ale…- Nie dokończył.
-Żadnych „ale”, już.- Właściciel pchnął młodzieńca
przed siebie. Nie krzyczał, wiedział, że podopieczny był w szoku i na pewno nie
było mu w tej chwili dobrze. Jak miał mu pomóc? Chłopak sam musiał zaakceptować
to, kim jest.
-Jak ja mam teraz żyć? Przez całe życie się
oszukiwałem.- Jęknął ze zrezygnowaniem i spojrzał brunetowi w oczy. Ten
westchnął.
-Zobaczysz, jeszcze będzie dobrze.- Zapewnił lekko
obojętnie i wziął swoją własność na ręce. Chwilę potem wyszli z Kaplicy
Rodzajów. Nataniel był pewny, że już nigdy nie przekroczy progu tego miejsca.-
Chcesz już wracać?- Zapytał łagodnie. Białowłosy pokiwał twierdząco głową.
Znikli w chmurze dymu. Stali teraz przed bramą rezydencji Demasse. Demon poczuł
prawie niewyczuwalne drżenie ziemi, które po chwili zmieniło się diametralnie.
Kamienne golemy, zwykle nietykalne, kruszyły się, lub opadały na ziemie. Kraina
trzęsła się niesamowicie silnie. Usłyszał głośny trzask. Spojrzał w górę. Z
kamiennego sklepienia odkruszył się spory głaz i spadł poza granicami Górnego
Miasta. Makador miał złe przeczucia. Chwilę później wszystko ustało. Te
zjawiska były coraz częstsze… Nie było dnia, żeby ziemia stała spokojnie.
Arkade chował głowę w załamaniu szyi demona. Powoli, korytarzami zmierzał do
swej sypialni. Wszedł do pokoju i położył białowłosego na łóżku.
-Dalej chcesz iść?- Zapytał obojętnie czarnowłosy.
-Dokąd?- Młodzieniec spojrzał na demona z
niezrozumieniem.
-Na pole treningowe ze mną i Diego.- Wyjaśnił.-
Mówiłem ci.
-Przepraszam, zapomniałem… Chcę.- Odparł, jednak dalej
wydawał się być nieszczęśliwy. Skaleczenia na palcach przypominały mu o jego
pochodzeniu. Demasse wziął jego dłoń w swoją, gdy ją puścił, śladów po ostrzu
już nie było.- Dziękuję.- Szepnął Nataniel.
-Odpoczywaj.- Rozkazał czarnowłosy.- Mam do
załatwienia kilka spraw. Nie wychodź nigdzie.-
-Kiedy wrócisz?- Zapytał Szafirowooki. Demon wzruszył
ramionami, nie wiedział. Wyszedł z sypialni. Jako szlachcic, przydzielone miał
swoje obowiązki. Teraz, gdy został Dowódcą Floty, musiał na bieżąco dowiadywać
się, co działo się ze statkami z jego grupy i załogą każdego z nich. Każdy
dowódca władał pięcioma setkami statków, miał obowiązek wiedzieć o wszystkich stratach, jakie ponoszą ich
załogi i wprowadzać względny porządek. Chciał się również dowiedzieć, jak idzie
generałowi Drownowi z armią, którą on zostawił, żeby przypłynąć tutaj i męczyć
się z podopiecznym. Została podpisana ugoda, więc powinni być na oceanie.
Chociaż, długo trwało zebranie wszystkich oddziałów, bywało, że brakuje łodzi,
którym zdarzy się utonąć. Musiał
sporządzić kilka listów.
Wieczorem Malborio i Demasse stali przed drzwiami
sypialni czarnowłosego, gdzie znajdował się Nataniel. Zerkali przez otwór na
klucz do pokoju. Demon opowiedział o wszystkim Diego. Szatyn okazał wielkie
współczucie. Szmaragdowooki też zachowywał się w dziwny sposób. Spoglądał na
podopiecznego. Ten leżał skulony na łóżku, dokładnie tak samo, jak zostawił go
demon kilka godzin temu. Nie płakał, wzrok miał mętny i smutny. Spoglądał na
swą delikatną dłoń, uleczoną przez Demasse. Makador ani nie mógł na niego
krzyczeć, bo nie robił nic złego, nawet nie mógł się pośmiać, bo w tym, jak
czuł się chłopak nie było nic zabawnego. Po raz pierwszy naprawdę mu współczuł.
Nigdy nie reagował na płacz, na krzyk, na tym podobne, ale to odrętwienie go
martwiło. Mężczyźni weszli do pokoju. Malborio podszedł do młodzieńca.
-Jak się czujesz?- Zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-Dobrze.- Szepnął smutno białowłosy.
-Wstawaj, idziemy.- Rozkazał demon.
-Dokąd?- Jęknął chłopak.
-Nie będę powtarzał tysiąc razy!- Warknął. Diego
spojrzał na niego z naganą. Obrażony demon odwrócił wzrok. Nie musiał być miły,
tylko dlatego, że białowłosego spotkało coś złego. On sam dzieciństwa nie
spędził leżąc i sącząc drinki. Nikt mu nie współczuł. Sam sobie radził. Diego z
Arkade poszli przodem, Demasse za nimi. Niedługo po tym, stali już na polu
treningowym. Czarne, kamienne, otoczone granitowym, szarym, gładkim murem.
Półmorgana, jak niedawno zostało przyjęte, została pod drzewem i miała patrzeć
na walkę. Mężczyźni stanęli w dużej odległości naprzeciwko siebie.
-Pojedynek na broń.- Zdecydował Malborio.
Nataniel oddychał ciężko. Był bliski rozpaczy, widząc,
jak w powietrzu chlustała krew dwójki przyjaciół. Nie mógł zrozumieć, jak dwie
osoby, które łączą bardzo ciepłe relacje, mogą sprawiać sobie taki ból i
wyrządzać krzywdę. To było dla niego kompletnie niezrozumiałe. Obiecał sobie,
że już nigdy tu nie przyjdzie z własnej woli. Nie chciał na to patrzeć. Nie
chciał widzieć, jak dwójka bliskich sobie osób się rani. W ich oczach nie było
emocji. Tak, jakby byli swymi wrogami. Jakby się nienawidzili. Ostatni dźwięk
przy zderzaniu się ostrzy, ostatnie krople krwi opadły na czarną ziemię. Arkade
cały się trząsł. Tulił się do martwego drzewa. Otworzył oczy. Miecz spoczywał
przy krtani Demasse. Malborio wygrał. Tak myślał Nataniel. Demon uśmiechnął się
i złapał za miecz od strony ostrza. Krew spłynęła mu po dłoni.
-Co ty wyrabiasz?- Zapytał zdziwiony Diego.
Makador gestem dłoni, kazał przyjacielowi spojrzeć w
tył. Osoba przed Diego rozmyła się w
powietrzu, za nim stał prawdziwy demon. Miecz skierowany miał do przodu,
końcówka ostrza dotykała lekko pleców szatyna. Nastał koniec walki. Diego
odłożył sztylet i uśmiechnął się.
-To miał być pojedynek na broń.- Powiedział.
-Trochę to ubarwiłem.- Zaśmiał się czarnowłosy.- Masz
coś przeciwko?
-Oszust… Nic ci nie jest?- Zapytał czarnowłosego.
-Nigdy nie ufaj demonom. Czuję się dobrze...- Odparł mężczyzna
z lekkim usmiechem.- Z tobą wszystko w porządku?
-Dlaczego pytasz? W końcu to ja wygrałem.- Zaśmiał się
szatyn i poklepał przyjaciela po ramieniu.- To była dobra walka.
-Owszem, była.- Zgodził się- Ale to ja wygrałem.-
Rzucił z wyższością. Spojrzał w kierunku Nataniela. Chłopak ledwo żył. Trząsł
się, jakby był co najmniej w stanie ciężkiego szoku. Brunet podszedł do niego i
położył rękę na jego głowie.
-Spokojnie, to już koniec.- Uśmiechnął się łagodnie.
Młodzieniec przylgnął do niego. Demasse zaśmiał się głośno.- Dobrze, już cię tu
więcej nie zabiorę.
Malborio przyglądał się temu z nieukrywanym
zadowoleniem. Odniósł zwycięstwo, kwestionowane jedynie przez bruneta.. To był
już drugi raz z rzędu, dawno mu się to nie zdarzało… Miał nadzieję, że szczęśliwa
passa go nie opuści. Przynajmniej w najbliższym czasie. Oczywiście, wygrał,
ponieważ przyjaciel oszukiwał. Nie było mowy o używaniu iluzji. Co prawda złapał w pułapkę cienia, a kto wie,
co by było, gdyby on się nie pojawił…
-Diego, idź, wysmaruj się eliksirami leczniczymi, ja
zajmę się nim.- Zdecydował czarnowłosy, patrząc na podopiecznego z dziwnym
uśmiechem. Demasse wiedział, że już czas zrobić coś dla siebie. Malborio od
razu zrozumiał, miał tylko nadzieję, że Makador nie chciał zrobić białowłosemu
krzywdy. Poszedł w stronę swojej rezydencji, Makador użył teleportu, w ułamku
sekundy znalazł się w swojej sypialni. Położył niewolnika na łóżku. Zniknął za
drzwiami. Postanowił wziąć prysznic. Gdy wrócił, po kilkunastu minutach był
odprężony i czysty. Na jego torsie spoczywał jedynie podkoszulek, spodnie miał
luźne. Światło przygasił gestem dłoni. Arkade leżał bez ruchu, jego tętno
obchodziło nieco od normy, po przeżytym szoku. Nie wiedział, co się święciło.
Właściciel wziął go na ręce i wyniósł z pokoju. Przemierzał korytarze swej
posiadłości. Wszedł po schodach i przekroczył próg jakichś nieznanych jeszcze
Arkade drzwi. Trafili do pomieszczenia, w którym godnie, na środku pokoju
prezentowało się wielkie łóżko, zaścielone jedwabiem w granatowym odcieniu i
fioletowym kaszmirem. Na wytworzonych z rubinu ścianach, widniały strzeliste
okna, zakryte częściowo przez piękne, satynowe, wzorzyste zasłony. Do
pomieszczenia wpadały światła latarni. W powietrzu unosił się dym o
otępiającym, niezidentyfikowanym zapachu. Demon położył na jedwabiu swego
niewolnika, sam usiadł na skraju łózka.
-Uspokój się.- Szepnął łagodnie.- Kim jesteś?- Spytał.
-Półmorganą.- Odpowiedział chłopak, był pewien, że o
to chodziło jego właścicielowi.
-Nie o to pytam.- Rzekł, nie parząc na szafirowookiego.
-Co mam powiedzieć?- Jęknął białowłosy, badając
fakturę kaszmirowej pościeli.
-Masz powiedzieć „Twoją własnością”- Wytłumaczył,
dalej łagodnym tonem.- Mów.
-Jestem… Twoją własnością.- Szepnął smutno Arkade.
Starał się być posłuszny i nie denerwował swojego właściciela. Ukrył twarz w
jedwabiu.
-Do czego cię mam?- Zapytał po raz kolejny mężczyzna,
całkiem poważnie.
-Ja nie wiem.- Wyjąkał płaczliwie Nataniel. Demon
uśmiechnął się lubieżnie.
-Zaraz się przekonasz.- Szepnął mu do ucha i polizał
delikatnie małżowinę. Arkade wzdrygnął się i zarumienił. A więc nadszedł czas.
Niewinność miała ustąpić miejsca… Czarnowłosy jedną ręką leniwie przesuwał po
zewnętrznej stronie uda niewolnika, drugą opierał się o materac, usta błądziły
po szyi chłopca. Ten wieczór miał trwać długo i dać mu jak najwięcej
satysfakcji. Miał czas. Demoniczne pocałunki i dotyk rozpalały powoli ciało
szafirowookiego. Delikatnym ruchem, mężczyzna zdjął górną część garderoby swego
kochanka. Ukazał mu się zgrabny, delikatny tors, powleczony mlecznobiałą skórą.
Lubieżny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Dłońmi wędrował po klatce
piersiowej, całował brzuch, szczypał twarde już sutki. Z ust Nataniela zaczęły
wydobywać się ciche westchnienia. Chłopak się bał, lecz wiedział, że nie może protestować.
Demon dotknął brzegu bielizny podopiecznego. Następnie powoli wsunął pod nią
rękę. Pamiętał, by robić to powoli, tak, by nie spłoszyć niewolnika. Mimo
wszystko Nataniel odsunął się szybko. Demasse spojrzał na niego karcąco.
-Kładź się.- Powiedział i przyciągnął go do siebie.-
Bądź posłuszny.- Mówił, błądząc dłońmi po jego ciele.- Inaczej zrobię ci to na siłę. Mnie to nie
robi różnicy, ale tobie owszem.
Rzekłszy to, zdjął z niego bieliznę, tak, że chłopak
pozostał całkowicie nagi. Brunet miał cudowny widok przed oczami. Niewinny
wyraz na zarumienionej twarzy. Spuchnięte od
pocałunków usta, błyszcząca skóra na zgrabnym, delikatnym ciele.
Rozgrzanym niczym ogień. Ręka zjechał na dolne partię podopiecznego. Teraz
masował delikatnie pośladki, wyciągając coraz to głośniejsze westchnienia z
gardła Arkade. Przeniósł dłonie do przodu. Muskał delikatnie pachwiny
białowłosego, lecz najwrażliwsze miejsce pozostawiał nienaruszone. Niewolnik
trząsł się z podniecenia i strachu. Z jednej strony bał się, z drugiej, nie
chciał, by demon to skończył. Czuł się niewiarygodnie. Jęknął głośno, gdy ręka
mężczyzny musnęła delikatnie główkę jego członka. Brunet zaśmiał się kpiąco,
zaś Nataniel zatkał usta ręką. Wbrew jego woli, demon zaraz odciągnął ją.
-Jęcz głośno.- Szepnął mu do ucha i ponownie przeniósł
się na drobną męskość chłopca. Zaczął od delikatnych muśnięć, później
przeradzając je w lekki masarz. Robił to powoli, z namiętnością i pasją. Druga
ręka błądziła po klatce piersiowej i pośladkach. Z czasem robił to coraz
mocniej, szybciej. Każdy ruch dawał chłopcu coraz więcej rozkoszy. Wyrywał
głośne jęki, a nawet krzyki z jego ust. Młodzieniec oddychał ciężko i
nierównomiernie. Nie mógł się powstrzymać. Czuł się tak niesamowicie. Kilka
kolejnych ruchów doprowadziło go do szczytu. Jego ciało przeszła ogromna fala
podniecenia i rozkoszy, których wcześniej nigdy nie zaznał. Demon widząc, iż kochanek się rozluźnił,
jeden palec włożył mu do ust.
-Liż.- Rozkazał łagodnym, stanowczym tonem. Arkade
zrobił to, co mu kazano. Właściciel wyjął palec. Delikatnym ruchem przewrócił
Nataniela na brzuch. Palcem zataczał kółeczka wokół wejścia chłopca. Ten uciekł
biodrami do przodu, a rumieńce na jego policzkach jeszcze się wzmocniły.
-Mówiłem, żebyś był posłuszny.- Rzekł karcąco i otwartą
ręką klepnął go w pośladek. Chłopiec syknął i znieruchomiał. Demon i tak był
bardzo delikatny, nie chciał tego zniszczyć. Demasse uniósł wysoko jego biodra,
tułów zaś przyciągnął do materaca. Białowłosy poczuł, jak jeden z palców demona
zagłębia się powoli w jego wnętrzu. Jęknął głośno, czuł teraz jedynie rozkosz,
żadnego bólu. Jego członek na powrót się unosił i twardniał. Instynktownie
poruszył biodrami, za co został ukarany lekkim warknięciem właściciela. Demon
zagłębił w szafirowookim drugi palec i poczuł, jak mięście zaciskają się na
nim. Arkade syknął. Poczuł mocny dyskomfort. Po policzku poleciała mu łza.
-Nie płacz, muszę to zrobić.- Demasse poruszył palcami
we wnętrzu niewolnika. Chciał go jak najbardziej rozluźnić, głaskał lekko plecy
i pośladki swego podopiecznego.
-Rozluźnij się, nie zaciskaj mięśni.- Poradził i
włożył w odbyt białowłosego już trzeci, ostatni palec. Chłopiec czuł mocny,
dotkliwy ból, miał już dość, wszystkie jego doznania kompletnie odwróciły się.
Demon wiedział, że nie był to dla niego przyjemny moment, a najgorsze miało
nadejść. Z powrotem zaczął masować męskość Nataniela. W tym czasie jego członek
również zaczął domagać się uwagi. Demasse zdjął z siebie podkoszulek, spodnie
również zsunął. Jego penis stał naprężony, prosząc się dotyk. Arkade na powrót
czuł rozkosz, spiął się lekko, gdy coś gorącego i miękkiego wdarło się do jego
wnętrza. Odwrócił głowę do tyłu. Potem zakrył twarz w pościeli. Demasse lizał
jego wejście. Językiem zataczał kółeczka wokół odbytu, niekiedy zagłębiał w
nim. Z wyraźnym uśmiechem spojrzał na zawstydzoną twarz podopiecznego. Uniósł
się. Drugą, wolną ręką cały czas pieścił swoje przyrodzenie. Nataniel był już
gotowy, demon nie mógł zrobić nic więcej. Złapał go mocno za biodra, tak, by
chłopiec nie uciekł nimi niepotrzebnie. Delikatnie, powoli zagłębiał się w jego
wnętrzu. Arkade nie mógł powstrzymać łez i jęków bólu. To było dla niego zbyt
wiele.
-Boli.- Szepnął płaczliwie. Gdy demon wszedł do końca,
starł łzy z policzków niewolnika.
-Spokojnie, przestanie.- Powiedział, nie ruszał się.
Czekał, aż mięśnie chłopaka się rozluźnią. Nie chciał mu sprawiać bólu, skoro
był posłuszny, zasłużył dzisiaj na dobre traktowanie. Spostrzegłszy, że
białowłosy rozluźnił się nieco, poruszył delikatnie biodrami. Jeszcze czuł opór
mięśni. Jedną dłonią masował prącie Nataniela, drugą pośladki. Demasse zdążył
spostrzec, że było to jedno z czulszych miejsc niewolnika. Znowu ruszył
biodrami, tym razem chłopak był rozluźniony. Uczynił to po raz kolejny i
delikatnie powtórzył ruch kilka razy. Robił to coraz płynniej, dając swemu
ciału mnóstwo przyjemności. Wnętrze niewolnika było ciasne i gorące, nie mógł
mu się oprzeć. Za każdym razem, gdy zagłębiał się we wnętrzu Arkade, trafiał w
prostatę, tym samym doprowadzał do szaleństwa chłopaka, który już dawno
zapomniał o bólu. Demon miał ogromną ochotę założyć mu pierścień i kazać błagać
o dojście, ale wiedział, że na pierwszy raz byłaby to przesada. Ruszał biodrami
coraz szybciej, ale nie chaotycznie, dokładnie. Białowłosy zatracił się w rokoszy,
którą odczuwał, krzyczał, jęczał, lecz nie był w stanie wykrztusić ani jednego
słowa. Wstydził się. Demon pomrukiwał jedynie czasami, jednak był już blisko
szczytu. Niewiele mu brakowało. Arkade zdobył się na odwagę i dotknął swojego
przyrodzenia, którym opiekun już się nie zajmował. Makador warknął.
-Zostaw.- Rozkazał mu. Wykonał jeszcze kilka głębszych
pchnięć i doszedł z westchnieniem na ustach. Wyszedł z Nataniela i usiadł na
skraju łóżku.
-Na kolana, twarzą do mnie.- Wydał polecenie. Arkade
niepewnie, ale wykonał rozkaz. Usiadł na kolanach demona. Rumieńce nie
schodziły mu z twarzy.- Patrz na mnie cały czas.- Powiedział tonem nieznoszącym
sprzeciwu. Zaczął masować mocno członek chłopca, energicznie, szybko. Nataniel
nie mógł oderwać wzroku od Demasse, chociaż bardzo chciał. Patrzenie na
człowieka, który robił mu coś takiego było dla niego torturą. Wystarczyło kilka
ruchów, by Arkade wygiął się w łuk i doszedł z głośnym krzykiem. Białe nasienie
oblało brzuch demona. Ten uśmiechnął się. Chłopak opadł na tors Makadora. Ten
przewrócił go na łóżko i sam się położył. Czuł się świetnie. Tak, jak myślał,
białowłosy miał być świetną zabaweczką. Dawno nikt nie dał mu tyle
przyjemności. Już wymyślił kilka zabaw, które dałyby mu mnóstwo satysfakcji.
-Już wiesz, do czego cię mam?- Zapytał z kpiącym
uśmiechem demon. Arkade schował nos w zagłębieniu jego szyi i kiwnął twierdząco
głową.
-Dlaczego byłeś dla mnie taki delikatny?- Zapytał
chłopiec.
-Byłeś grzeczny, zasłużyłeś.- Uśmiechnął się.- Jak już
ci mówiłem, to, jak jesteś traktowany zależy jedynie od ciebie.- Tłumaczył.- A
poza tym, to był twój pierwszy raz, nie myśl, że przy następnym tak łatwo ci na
wszystko pozwolę.- Zaśmiał się.
-Nie rozumiem- Jęknął Nataniel. Demon wykonał kilka
ruchów dłonią. Oczyścił w ten sposób pościel i swój brzuch z nasienia
młodzieńca.
-Już niedługo zrozumiesz.- Szepnął mu do ucha demon i
zakrył kołdrą. Kolejne ich zbliżenia miały mieć więcej charakteru. Zaśmiał się
cicho.- Śpij już. – Szepnął mu do ucha i objął.- Śpij.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz