poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 47 - "Ptak"


Demon skończył na spacerze. Szedł parkiem, gawędząc o czymś z Cyjanem, równocześnie miał oko na niewolnika, idącego kilka ładnych metrów przed nim w towarzystwie Reavmora. Nie miał pojęcia, jak spacer mógł dawać niewolnikowi przyjemność, ale skoro tak bardzo tego chciał… Harpia podleciała pospiesznie do Venoma, wciskając mu w ręce lekki sweterek.

-Trzymaj.- Powiedział i odbiegł z powrotem do przyjaciela.

Wampir pokręcił głową z uśmiechem.

-Nie rozumiem cię.- Rzekł demon, mierząc go pobłażliwym spojrzeniem. Jak mógł pozwalać harpii
na takie zachowanie?- Widzę, że to on jest tutaj panem.

-Gabriel lubi się popisywać.- Wyjaśnił rudzielec.

-Pozwalasz mu na to?

-Sprawia mu to przyjemność. A ja się przy tym świetnie bawię.

-Idiotyzm.- Skwitował demon, przewracając oczami.

-Nie muszę go ograniczać.

-Jeśli chcesz, żeby wszedł ci na głowę…

-Słuchaj, gdybym chciał, wytresowałbym go.- Rzekł Cyjan, uśmiechając się jadowicie.- Ale w przeciwieństwie do ciebie, czuję się na tyle silny, aby w razie wypadku zapanować nad sytuacją. Po jaką cholerę mam go karać przy każdej niemiłej uwadze?

-Dla szacunku.

-Pozoru szacunku.- Zakpił wampir.- To, że siedzi grzecznie i nie pyskuje, nie znaczy, że w głowie nie ma czegoś innego.

-Siedzi grzecznie i nie pyskuje właśnie przez szacunek.

-Sądzę, że strach odgrywa tutaj większą rolę. A szacunek zyskasz dopiero wtedy, kiedy dasz mu tą namiastkę wolności, pozwolisz mu mieć własne zdanie. I jeżeli wiedząc, że nie poniesie za złe zachowanie żadnych konsekwencji, mimo wszystko, będzie ci posłuszny, wtedy będziesz mógł się cieszyć z szacunku.

-Chcesz mi powiedzieć, że z Gabrielem ci się udało?- Zachichotał demon.

-Pracuję nad tym.

Demasse pokręcił głową, uśmiechając się bezczelnie. Venom był głupcem.

-Gabrysiu, wracamy!- Krzyknął Cyjan w stronę młodzika.

Dochodziła późna godzina i robiło się chłodno. A Venom, jako wampir czystej krwi, nie znosił zimna.

-Jeszcze chwila!- Odparł Reavmor, pochłonięty rozmową z Arkade.

-Tylko chwila.- Mruknął niezadowolony Wampir.

-Po co się zgadzasz, jeżeli ci to nie pasuje?- Wtrącił Makador.

To, co dzisiaj zobaczył, było jakąś kompletną pomyłką. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Cyjan pozwalał niewolnikowi na tak wiele, tym bardziej, że zaprzeczał, jakoby zależało mu na chłopaku.

-Potem będzie marudzenie.

Demon parsknął śmiechem. Nataniel podskoczył przestraszony, czując pulsującą pieczęć na łopatce. Odwrócił się w stronę demona i widząc zapraszający gest, od razu podszedł do niego. Dał założyć na siebie lekki płaszczyk i zerknął na twarz właściciela.

-Pożegnaj się.- Mruknął łagodnie demon, poprawiając roztrzepane włosy chłopca. Musiał dobrze wyglądać.

-Odprowadzimy Gabriela?

-Nie.- Odparł demon.- Pożegnaj się, chyba, że nie czujesz takiej potrzeby.

-Makadorze, mam pomysł.- Szepnął z uśmiechem Cyjan, a demon wywrócił oczami. Każdy pomysł wampira z reguły nie przypadał mu do gustu.- Słyszałem, że późnym wieczorem masz spotkanie z Aleksandrem i jego ludźmi. Jeśli chcesz, przygarnę do siebie Nataniela na tę jedną noc.

-Kpisz sobie ze mnie?- Prychnął Demasse.- Mam ci ufać po tym, jak zostawiłeś go bez nadzoru?

-Ależ tym razem będzie bezpieczny. Sądzę, że w takim dniu mógłbyś mu pozwolić.- Uśmiechnął się rudzielec, głaskając delikatnie policzek Nataniela.- W końcu jest dla niego wyjątkowy.

Szafirowe oczy zaświeciły nadzieją.

-Proszę.- Szepnął Arkade, spoglądając na Makadora.- Nie zrobię nic głupiego.

-Śmiem w to wątpić.- Rzekł demon, wzdychając ciężko. Chociaż, w sumie, chętnie pozbyłby się go tej nocy z rezydencji. Zamierzał dużo pić, mógłby przypadkiem zrobić mu krzywdę.- Ale dobrze. Potraktuję to jako drugą szansę, pokaż mi, że mogę ci ufać.

-Dziękuję!- Uśmiechnął się Nataniel, tuląc do męskiego torsu.- Nie zawiodę cię.

-Wiedz, że nie ma takiej rzeczy, o której bym się nie dowiedział.- Ostrzegł Demasse i spojrzał na Reavmora.- I na pewno nie będziecie spali w jednym pokoju.

-Ale…- Nie dokończył Arkade.

-Nie kłóć się ze mną.- Uciął demon. Myśl o tym, że mogliby spędzić całą noc, tuląc się do siebie napawała go wściekłością.- Masz tego dopilnować.- Zwrócił się do Cyjana.

Dwór Venoma zawsze wyglądał ponuro, ale i majestatycznie. Arkade lubił tam przebywać, było dużo miejsca, miał wspaniałe towarzystwo, zaprzyjaźnił się nawet z paroma duchami, które przestały go już przerażać. Zrozumiał, że są normalnymi istotami, które oprócz materialnego ciała nie straciły nic więcej. On i Gabriel siedzieli w bibliotece, było późno, ale mimo wszystko prowadzili bardzo ożywioną rozmowę. Rozumieli się tak, jakby znali się od bardzo dawna. Arkade spojrzał w stronę otwierających się drzwi. Do pomieszczenia wszedł Cyjan.

-Chłopcy, idźcie już spać.- Uśmiechnął się wampir.- Jeżeli Makador zobaczy, Natanielu, że jesteś niewypoczęty, może być bardzo niezadowolony.

-Nataniel może spać u mnie?- Zapytała harpia, odwzajemniając uśmiech.
Venom zaśmiał się i pokręcił głową.

-Może.- Zgodził się.- Ale ani słowa Demasse, bo mnie zatłucze.
-Dobrze.

-I żadnych zabaw w łóżku.- Zastrzegł.- Wtedy już na pewno nie dożyję ranka.

Głośny śmiech Makadora rozszedł się po komnatach rezydencji. Dobiła późna godzina, a demon dopiero wrócił ze spotkania. Drogę powrotną umilał mu Diego, który postanowił spędzić wieczór u swego przyjaciela. Mężczyźni byli widocznie w bardzo dobrych nastrojach, gdyż uśmiech nie opuszczał ich twarzy ani na chwilę.

-Gdybym to ja był na twoim miejscu, nie męczyłbym się dalej.- Zakpił demon, klepiąc przyjaciela w ramie w na pozór czułym geście. Podszedł do jednej z szafek i wyciągnął z niej sporą butelkę rumu.- To jak, napijesz się jeszcze?- Zaśmiał się, podpierając się o szafkę. Tej nocy naprawdę porządnie odurzył go alkohol, a bynajmniej nie zamierzał przestać pić.

-Skoro nalegasz.- Przystał Diego, nadstawiając swój kieliszek.

Demon przechylił butelkę, nie warząc na to, że większość drogiego trunku wylądowała na podłodze. Po prostu się śmiał. Chwilę potem opadł na wygodny fotel.

-Co z toastem?- Zapytał Diego, wpatrując się w pełne naczynie jak zaczarowany.

-Za jutrzejszy dzień, który, mam nadzieję, nie nadejdzie zbyt szybko.- Wybełkotał Demasse, łykając zawartość kieliszka.- I za wszystkie ścierwa, takie, jak ty i ja…

Malborio obudził się pierwszy z rozdzierającym bólem głowy. Miło wszystko był zadowolony. Dawno nie miał okazji rozluźnić się tak, jak tej nocy.

-Makadorze.- Mruknął, przecierając obolałe skronie i wstając. Szturchnął demona w ramie.- Wstawaj, królu, bo nie zdążysz na koronację.- Zakpił.

-Pal licho.- Mruknął Makador, tulący się niemal do fotela. W opinii Diego wyglądał całkiem uroczo.- Niech podstawią kogoś za mnie.

-Na twoje szczęście, do tej chwili masz jeszcze trochę czasu.- Uśmiechnął się Malborio.

-Oby żył wieczność.- Demasse otworzył oczy.- Która godzina?

-Po dwunastej.

Makador pomasował obolałą skroń, miał wrażenie, że o czymś zapomniał. Nie do końca pamiętał końcówkę ostatniego wieczora. Rzadko zdarzało mu się tak przesadzić, ale mógł to sobie wybaczyć, był z Aleksandrem, swoim dawnym przyjacielem. On zawsze potrafił go upić.

-Miałem coś zrobić.- Rzekł, mrużąc oczy w zamyśleniu.- Odebrać Nataniela.- Przypomniał sobie.- Niech się chłopak bawi, nie zamierzam wstawać.

-Nie obiecałeś mu ptaka?- Zapytał Malborio.

-Obiecałem. Co w związku z tym?

-Tak się składa, że mój feniks złożył niedawno jaja.- Uśmiechnął się szatyn.- Jeśli chcesz, oddam ci wszystkie. To raczej nieplanowane macierzyństwo.

-Nie dam mu feniksa.- Rzekł demon, układając się wygodniej.- Mógłby nieopatrznie zrozumieć symbolikę takiego prezentu.

-Symbol wolności.- Przyznał Diego.- Więc musisz udać się do handlarzy. Pójdę z tobą.

-Nigdzie nie idę.- Jęknął demon.

Jedyne, co miał zamiar robić przez cały ten dzień, to spać. Ewentualnie znowu się napić.

-Idziesz.- Uśmiechnął się Malborio, wyciągając z kieszeni cygaro i pociągnął demona.

-Cholerne obietnice…

Demon należał do istot honorowych, więc w końcu się przełamał i poszedł niewolnikowi po tego ptaka. Najmniejszego i najmniej hałaśliwego, jakiego mógł znaleźć. Teraz oglądał razem z Diego całkiem ładne stworzenie. Zwało się Inthomedesem, było całe niebieskie o cytrynowo żółtym dziobie. Mierzyło nie więcej niż pięć centymetrów i miało jedną z najcudowniejszych zalet, o jakich mógłby marzyć każdy właściciel ptaków ozdobnych. Prawie się nie odzywało. Demon spoglądał zirytowany na siedzące  na jego palcu stworzenie.

-Nie mam pojęcia, po co mu zwierzak.- Mruknął niezadowolony.- Przecież taka inwestycja nic za sobą nie niesie.

-Powinieneś go zrozumieć. Masz cerbery.

-One przynajmniej potrafią warczeć.- Prychnął demon, przyglądając się podejrzliwie niewielkiemu ptaszkowi.- Nie sądzę, żeby ten tutaj okaz obronił mój majątek.
Maleństwo zaświergotało dźwięcznie, a brunet od razu wepchnął je do klatki. Nie znosił ciągłego hałasu. Rozejrzał się dookoła i zauważył sprzedawcę, podążającego w ich stronę wdzięcznym krokiem.

-Szuka pan ptaka obronnego?- Zaciekawił się handlarz.

Demon zmarszczył brwi.

-Jeśli tak, to zapewniam, że mam cały arsenał ptaków drapieżnych.- Zapewnił.

Demasse uśmiechnął się pod nosem.

-Rzucę na ten arsenał okiem.- Rzekł, a Diego pokręcił głową.

Poszedł za sprzedawcą, mijając mnóstwo stalowych klatek, porozstawianych na betonowej podłodze. Wystrój lokalu pozostawiał wiele do życzenia, także warunki, w jakich trzymana była większość zwierząt mogła przyprawić o zawał miłośników przyrody. Na całe szczęście dla interesu, na Almagedorze takowi nie występowali, lub występowali bardzo sporadycznie.
Oczy demona rozbłysły, zauważywszy wielkiego, płowego ptaka. Łapy miał szponiaste, a dziób potężny i zakrzywiony.

-Makadorze, nie ma mowy.- Rzekł Diego, widząc uradowaną minę przyjaciela.

-Dlaczego? Miałbym przy okazji  jakiś pożytek.

-Mówi pan o tym okazie?- Wskazał na ptaka.- Cudowne ptaszysko. Inteligentne, silne i wierne. W grupach są zabójcze, także wspaniale obronią pańską posiadłość. Aktualnie mam tylko jedną sztukę, ale mogę zamówić więcej przy następnej dostawie.

-Wybaczy pan.- Wtrącił Diego.- Szukamy czegoś bardziej eleganckiego.- Wyjaśnił zniesmaczony.

-Może feniksa?

-Na pewno nie feniksa.- Kategorycznie zaprzeczył demon.

-Widzę, że są panowie zainteresowani czymś szczególnym.- Uśmiechnął się sprzedawca.- Proszę za mną.

Średniej wielkości ptaszysko o pięknym, różowawym piórze. Dostojna postawa, orli dziób niemal jak ze złota. Inteligencja w czarnych, błyszczących oczach. Rozłożyste skrzydła i zabójcze, mimo to piękne, perłowe szpony.

-To mój najpiękniejszy okaz. Samenhofeles z gór na wschodzie. Mimo swego piękna to stworzenie nieufne i dominujące. Jeśli jednak więź  pomiędzy nim i właścicielem zakiełkuje, już nigdy nie zostanie zerwana. Tak mówi legenda tej pięknej rasy. Ptak, który nigdy nie pozwoli się uwięzić, który nie godzi się na niewolę, a jest wiecznym towarzyszem. Zwierzę, które zrozumie niczym smok, a lepiej niż człowiek. Gdyby mógł mówić, przemówiłby, a wszyscy biliby oklaski za jego mądrością…

-Wystarczy.- Rzekł zimno Makador. Nie lubił słuchać długich, nużących, a tym bardziej nieprawdziwych opowieści.- Jaka jest cena?

-Dwieście tysięcy złotych monet.

Demon westchnął.

-Makadorze, czy Nataniel nie kosztował cię mniej?- Zapytał Diego, wyraźnie zdziwiony ceną ptaka.

-Niestety nie.- Odparł demon. Napisał coś na karcie, wyrwał i podał sprzedawcy.- Pieniądze są twoje, potrzebuję klatki.

-Pan wybaczy, ale to zwierzę nigdy nie wybaczy zamknięcia w klatce. Może stać się agresywny.

-To ja proszę o wybaczenie, widocznie nie wyraziłem się dość jasno. Chcę klatkę.- Powtórzył stanowczo.

-Samenhofelesa należy najpierw ujarzmić, a potem sam zasiądzie na pańskim ramieniu.

-Przyjmujesz zapłatę, czy nie?- Warknął demon.

Kupiec pokiwał głową i zabrał czek. Demon złapał ptaka w swoje silne ręce, nie był na tyle duży, by miał z tym problemy. Przeklął swoją decyzję, słysząc jego donośny głos. Przewiercał mu czaszkę na wylot. Zacisnął palce na silnym dziobie i odetchnął z ulgą. Wyszedł ze sklepu, starając się utrzymać ptaszysko i przy okazji go nie połamać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.