sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 17 - "Kaplica Rodzajów"


-Jesteś na mnie zły?- Zapytał cicho Nataniel, wpatrując się w twarz swego nowego pana. Ten spojrzał na niego. Jeszcze nie dotarli do posiadłości Demasse, demon wolał ochłonąć i zająć sobie chwilę na spacer. Jeżeli w tym stanie wpadłby na swój teren, nie skończyłoby się to dobrze, szczególnie dla młodego Arkade. Mężczyzna nie miał pojęcia, na kogo był tak wściekły. Na siebie? Czy może na króla? Albo zwyczajnie znienawidził swego byłego podopiecznego i aktualnego niewolnika? Po wyjściu z Pałacu zrozumiał, że w tamtej chwili nie mógł nad sobą zapanować. A ludzie, którzy nie byli swoimi władcami, należeli do słabych. Nie mógł się z tym pogodzić. Po jego głowie krążyły te wszystkie przemyślenia. Z każdą chwilą opuszczała go złość, a na jej miejsce wstępowało niezrozumienie. Co się stało podczas spotkania w Komnacie Królewskiej? Czy kiedykolwiek miał się tego dowiedzieć? Arkade czekał na odpowiedz czarnowłosego. Nie dostał jej. Powoli całe zdarzenie docierało do niego. Uchodziła z niego rozpacz, zastępowała ją ulga. Jednak czuł dziwny niepokój, płynący z tego, iż teraz był własnością demona. Bardzo niebezpiecznego i kompletnie nieprzewidywalnego mężczyzny, który, mimo, iż uratował mu życie, nie czuł się z siebie dumny. Mimo wszystko, żył. Po tym, jak jego życie wywróciło się do góry nogami, pierwszy raz czuł, że jego istnienie nie wisi na cienkim, łamliwym włosku. Teraz było inaczej. Nie wiedział, dokąd idzie. Podążał posłusznie na swym panem. „Właściciel”. Białowłosy nigdy nie przypuszczał, że kiedyś będzie mógł tak nazywać kogokolwiek… A już szczególnie, że tym człowiekiem będzie szlachcic z Almagedoru. Tego przerażającego kontynentu. Wulkanicznej krainy. Nie zastanawiał się, co będzie dalej. Póki mógł, oddychał z ulgą, gdyż jego życie zostało uratowane. Demasse spojrzał na niego z nieukrywaną złością. Jednak teraz, było to jedynie rozdrażnienie. Przemierzali ulice Górnego miasta. Na około mieszała się biel i czerń. Ziemia lekko drżała pod ciężkimi stopami golemów, które zdążyły się już przebudzić. Zauważył barwną mgłę i wiedział już, gdzie byli. Rynek Górnego miasta… Tylko nad nim unosił się tak niesamowity dym. Demasse usiadł na jednej z ławek. Arkade zrobił to samo, spoczął w pewnej odległości od demona.
-Pozwoliłem ci?- Zapytał z irytacją czarnowłosy. Złość już odstąpiła, jego umysł zalała frustracja.
-Przepraszam.- Młodzieniec wstał szybko i spojrzał niepewnie na Demasse. Wiedział, że teraz będzie musiał się pilnować… Stał bez ruchu, do czasu, gdy Makador się odezwał.
-Na kolana, przodem do mnie.- Rozkazał demon. Nataniel usiadł na biodrach mężczyzny, tak, jak kazał. Ten zaś, ramiona położył na oparciu ławki. Zamknął oczy, zaraz potem uchylił lekko powieki. Pstryknął palcami. Wokół szyi białowłosego oplotła się czarna obroża, a w ręce jego pana pojawiło się lustro. Mężczyzna obrócił je tak, by chłopiec mógł się przejrzeć. Nataniel niepewnie przeczytał słowa, wygrawerowane na tabliczce, przypiętej do obroży. Brzmiały one „Właściciel: Makador Mand Demasse”. Białowłosy zagryzł wargi i zaczerwienił się mocno. Był czyjąś własnością… Spuścił głowę.
-Chyba rozumiesz, że jeśli to zdejmiesz, konsekwencje będą nieprzyjemne.- Ostrzegł demon z wyraźną satysfakcją. W końcu zdołał dostrzec pozytywy pojmania białowłosego. Po długiej przerwie, w końcu miał niewolnika. Nie byle jakiego, ale cudowny okaz… Uśmiechnął się kpiąco.
-Rozumiem.- Odrzekł Nataniel.- Twoje drugie imię to „Mand”?
-Tak.- Zgodził się demon, rozluźnił się nieco.
-Uczono mnie, że Almagedorczykom nie nadaje się drugich imion.- Szepnął zdziwiony Nataniel. Demasse westchnął. Tego młodzieńca trzeba było sporo nauczyć…
-Drugie imię daje się wyłącznie demonom.- Sprostował.- I w praktyce, nie jest to imię, a raczej określnik rasy. Każdy ognisty demon dostaje drugie imię. Jest to raczej coś w stylu herbu. W ten sposób można poznać demona. Ogniste określa się mianem „Mand”, wodne „Wards”, piaskowe „Herbs”, leśne „Kord”, cieniste „Szars”. Jestem skłonny powiedzieć, że nie jest to imię.
-Dlaczego zawsze przedstawiasz się bez tego określnika?- Zapytał zaciekawiony białowłosy.
-Formalnie nie muszę tego robić. Ale, jako, że jesteś moją własnością i nie chcę żeby ktoś cię dotykał, ująłem na tabliczce drugie imię. Jak może ci wiadomo, demony ogniste są najsilniejszym i najmniej licznym rodzajem wśród rasy, więc każdy, kto zobaczy, kim jest twój właściciel, o ile jest zadowolony ze swego życia i przy zdrowych zmysłach, będzie cię omijał.
-A.. Ale i tak by mnie nie zaczepili. W końcu, jesteś szanowany.- Stwierdził Arkade i zaraz potem jego policzki pokryła soczysta czerwień. Demasse uśmiechnął się w sposób dość arogancki.
-Podlizujesz się w bardzo uroczy sposób.- Zaśmiał się demon, zaraz potem pocałował delikatnie szyję jasnowłosego. Arkade zadrżał lekko. Dalej trochę obawiał się zachowań mężczyzny. Następnie poczuł, jak usta demona suną w pobliże jego ucha. Demasse nie zwracał uwagi na lubieżne spojrzenia mężczyzn, skierowane na Nataniela. Był jego. I wreszcie mógł to wykorzystać. W pełni zadowolony z uległości Nataniela, zniknął z nim w obłokach dymu. Gdy otworzył ponownie oczy, był w swojej sypialni. Pięknej i eleganckiej, jak zawsze. Arkade wiedział, co dokończyć chciał jego pan. Jego serce biło jak oszalałe. Demon położył chłopca na łóżku, dłonią przejechał delikatnie po jego udzie.  I ku zdziwieniu wystraszonego Nataniela, przykrył lekko kołdrą.
-Słodkich snów.- Szepnął brunet z kpiącym uśmieszkiem. Bawiło go zdezorientowanie młodzieńca. Nie teraz miał to zrobić, nie tak zaplanował. O nie. Prawdziwa uczta miała odbyć się jutro. Teraz musiał porozmawiać z Diego.

Malborio próbował zapomnieć o sprawie Komnaty Królewskiej. Czytanie napoczętej książki nie szło mu najlepiej. Co chwilę nerwowo patrzył na zegarek. Było późno. Wziął głęboki wdech. Nie miał pojęcia, co dzieje się z Arkade. Nie chciał jego śmierci. Nataniel był młody, całe życie miał przed sobą. Nadzieja w tym, że Demasse przyniesie mu dobre wieści… Malborio zamknął oczy, po chwili odłożył książkę. Nie mógł się skupić na tekście. Otrzeźwił go dopiero trzask drzwi wejściowych. W progu stanął jego przyjaciel. Na twarzy demona nie dało się zauważyć żadnego rodzaju uczuć. Chociaż najdrobniejszej iskry.
-Jak poszło?- Zapytał spokojnie Malborio, mimo, iż w jego wnętrzu wrzał chaos. Nie dawał po sobie poznać.
-Skazany na śmierć.- Szepnął Demasse.
-Jak to?! Nie broniłeś go?!- Diego wstał natychmiast. Jego źrenice otworzyły się w szoku. Jak czarnowłosy mógł do tego dopuścić?!
-Nie on.- Odparł z oburzeniem brunet.- Ja!- Warknął.- Mogę się pożegnać z moim statusem.
-Czyli żyje?- Zapytał z nadzieją szatyn.
-Mnie się wydaje, czy w ogóle nie interesuje cię moja pozycja?- Makador zmarszczył brwi groźnie i spojrzał wyczekująco na przyjaciela.- Żyje.- Uciął krótko i odwrócił wzrok.
Malborio westchnął w ulgą i z powrotem rozsiadł się w fotelu. Wszystko było jasne. Niczym słońce. Spojrzał na demona, wyraźnie rozdrażnionego i w zabawny sposób obrażonego. Ten zaczął opowiadać, jak potoczyła się sprawa u Władcy. Diego słuchał uważnie, na koniec westchnął.
-Nie wierzę. Co zrobiłeś z moim słońcem?- Zaśmiał się rdzawooki. Współczucie u jego przyjaciela było rzadkim zjawiskiem. - Mogłeś okazać więcej szacunku. Faktycznie, możesz stracić tytuł.- Stwierdził spokojnie.- Widzisz, w co się znowu wpakowałeś?
Twarz demona powoli zalewała wściekłość. W co on się wpakował?! Malborio chyba żartował. Zaklął.
-Ty cholero… Gdyby nie ja, ten bachor leżałby posiekany na części w piachu!- Wysyczał, zbliżając się do szatyna. Pochylił się nad nim.- Uratowałem go.
-Mogłeś grzeczniej.- Zaśmiał się przyjaciel.- Już dobrze, przecież wiesz, że jestem z ciebie dumny.
Demon dalej patrzył na niego z udawaną nienawiścią. Zgiął rękę w pięść.
-Hm, widzę, że chcesz się bić.- Stwierdził z uśmiechem brązowowłosy.- Da się załatwić.- Rzekłszy to, bez żadnych oporów rzucił się na swego przyjaciela i przygwoździł silnymi rękami do dywanu, pokrywającego podłogę biblioteki. Wyjął nóż i przyłożył do szyi demona.
-Diego, jutro. I nie tutaj.- Westchnął czarnowłosy.- Nie mam czasu.- Powiedział, a Malborio puścił go. Uśmiechnął się chytrze. Gdy przyjaciel odwrócił się z zamiarem ponownego spoczęcia na fotelu, demon powalił go na ziemie. Makador zaśmiał się.
-Słońce, naucz się uczciwości.- Zachichotał szatyn.- Jestem silniejszy.- Prychnął i zamienił się z przyjacielem miejscami, tak, że on był na górze.
-Akurat.- Wysyczał demon. Malborio nie miał racji. Mężczyźni byli miej więcej tak samo silni fizycznie. Oprócz tego, mieli kompletnie różne atuty. Demon wspaniale władał magią, Malborio wolał broń i tym podobne techniki. Uwielbiał też łuki i chyba właśnie nimi posługiwał się najlepiej. Niekiedy musieli odetchnąć i mierzyli się w walkach. Nie takich, jaka teraz trwała, lecz oficjalnych… Bywało, że doznawali poważniejszych urazów. Taki był Almagedor, bliskie sobie osoby potrafiły ze sobą walczyć i dalej pozostawać w zgodzie. To było naturalne…

Arkade obudził się wcześnie. Demona przy nim nie było. Zastanawiał się nad wczorajszym dniem. Niektóre detale dopiero teraz zrozumiał. Westchnął. Nie wiedział, czy mógł wyjść z pokoju, ale skoro nie dostał zakazu, pewnie miał pozwolenie. Przekroczył próg pokoju. Ujrzał korytarz i różnego rodzaju drzwi, wytworzone ze szlachetnych kamieni. Były bardzo ciężkie, gdy wychodził z sypialni ledwo je otworzył.
-A ty dokąd?- Usłyszał spokojny głos czarnowłosego demona.
-Ja… Nie wiedziałem, gdzie mam iść- Wyszeptał niepewnie. Spojrzał na swego właściciela.
-Kiedy mnie nie ma, nie wychodzisz nigdzie.- Oznajmił brunet.
-Wybacz, panie… Zapamiętam to.
-Do pokoju.- Rzekł głosem nieznoszącym sprzeciwu…
-Tak jest… Panie…- Szepnął i przeszedł przez drzwi, które uprzednio otworzył opierający się o ścianę demon. Następnie wszedł do pokoju za swoją własnością.- Siadaj.- Rozkazał.
Nataniel spoczął na łóżku, właściciel stanął nad nim.
-Wyjaśnimy sobie kilka spraw. Mam na myśli twoje prawa i obowiązki. Zacznijmy od tych drugich. Na początek, nie masz prawa wychodzić z pomieszczenia, w którym cię zostawię, jeśli mnie w nim nie ma. Chyba, że ci pozwolę. Nie możesz rozmawiać ze służbą. Nie odzywaj się bez pytania do moich gości. Bez słowa wykonuj wszystkie moje polecenia. Zawsze zwracaj się do mnie „Panie”. W towarzystwie zawsze trzymaj się przy mnie. Od jutra zaczynasz lekcję języka, filozofii, oraz kulturoznawstwa. Oczywiście, twoimi manierami nauczyciele również się zajmą. I co najważniejsze, jeśli pozwolę ci na spacerek po posiadłości, nie wchodź do moich bibliotek, ani laboratoriów. Wszystko jasne?- Zakończył miękko.
-Tak, Panie. A co z moimi prawami?- Zapytał lekko zmieszany białowłosy.
-Ach, tak… Nie masz żadnych.- Uśmiechnął się perfidnie.  Pstryknął lekko palcami, a na pościeli wylądowały poskładane ubrania.- Zakładaj.
Arkade spojrzał dziwnie na mężczyznę. Miał się przebierać przy nim? Nie specjalnie mu się ta myśl podobała…
-Gdzie jest toaleta?- Zapytał.
-Zapomniałem. Nie lubię głupoty. Drażni mnie, więc musisz być domyślny…- Wyjaśnił.- Skoro nie kazałem ci iść się przebrać, znaczy, że masz to zrobić tutaj.
Nataniel westchnął i posłusznie zaczął wykonywać polecenie.
-Popołudniu idziemy na moje pole treningowe. Będziesz miał okazję zobaczyć kilka walk.- Oznajmił.- Oczywiście, jeśli chcesz, możesz zostać tutaj. Daje ci wolną rękę. To jak będzie? Idziesz?- Zapytał z obojętnością.
-Mogę pójść, Panie?- Upewnił się.
-Skoro pytam, czy chcesz, to chyba oczywiste, że możesz, Natanielu.- Rzucił z irytacją.
-Dziękuję, pójdę.- Szepnął młodzieniec i zapiął kostium na ostatni guzik. Był krótki, ale bardzo wytworny. Wykonany z czarnej satyny. Zwiewny, na tyle, by młody Arkade czuł się nagi. Demon podszedł do niego i poprawił okrągły kołnierz.
-Ślicznie.- Skomentował z lekkim uśmiechem. Mógł się pochwalić naprawdę zachwycającą zabaweczką, co do tego był pewien.- Choć, zabiorę cię w pewne miejsce.
Chłopak spojrzał na niego dziwnie, ale posłusznie ruszył przodem.
-Dokąd?- Spytał zaciekawiony. Po demonie można było spodziewać się wszystkiego. Szli miastem, omijając czarnobiałe ulice. Nataniel zaczął rozumieć, o co chodziło demonowi, gdy mówił o monotonności. Brakowało mu drzew, kolorów Armagedonu. Teraz chciał nawet tego przerażającego zimna po zlodowaceniu. Na Almagedorze było wręcz gorąco… Makador miał na sobie płaszcz. Czy jemu nie było w nim zbyt ciepło?
-Do Kaplicy Rodzajów. Zanim zapytasz, czym ona jest, w jakim celu istnieje i po co do niej idziemy, wytłumaczę ci. Jest to magiczne miejsce, które wybudowano na początku istnienia królestwa. Głównie w celu spisania w księdze Almagedoru wzorców ras. W tej świątyni można dowiedzieć się, do jakiej rasy istota należy i co za tym stoi, jaka jest nasza profesja. Chce sprawdzić, kim jesteś.- Wyjaśnił brunet.
Nataniel udawał, że słucha, teraz pochłaniało go inne pytanie.
-Czy w tym płaszczu nie jest gorąco, Panie?- Zapytał jak najbardziej poważnie. Demasse przystanął. Położył rękę na czole.
-Słuchałeś mnie w ogóle?
Nataniel spojrzał w bok i zwinnie uniknął gniewnego spojrzenia demona. Chwilę się wahał.
-Oczywiście, że tak.- Skłamał. Makador uniósł jedną brew do góry. Arkade nie potrafił oszukiwać i tyle.
-O czym ja mówiłem?- Zapytał mężczyzna.
Chłopak spiął się. Próbował przypomnieć sobie jak najwięcej słów, które zapamiętał z opowieści swego właściciela. Nie szło mu gładko.
-O magii… I Almagedorze , o tym…- Szepnął niepewnie. Brunet westchnął, mogło być gorzej…
-Jeszcze raz złapię cię na tym, że nie słuchasz, a nie chciałbym być w twojej skurzę. Rozumiemy się?- Zapytał groźnie.
-Oczywiście.- Przytaknął białowłosy. Demasse powtórzył wszystko, o czym była mowa wcześniej.
-A jeśli chodzi o ten płaszcz. Nie, nie jest mi gorąco. Ogniste demony nie czują różnicy temperatur.
Czarnowłosy szedł dalej w milczeniu, napastowany był jednak przez ciągłe pytania Nataniela. Młody Arkade był bardzo zaciekawiony rasą ognistych demonów. Były to niesamowite istoty i większość zagadnień na ich temat nie została udostępniona w księgach, jako, że istoty zgodziły się jedynie na zawieranie w nich podstawowych informacji na temat ich umiejętności i cech. Tym bardziej, że zostały obdarzone niezwykle szeroką gamą talentów i ciężko było niektóre z nich opisać.
-Dlaczego po prostu nie spytasz, do jakiej rasy należę?- Zaciekawił się Arkade.
-Wolę mieć pewność, nie ufam ci.- Rzekł, po czym wskazał na bramę, za którą, w niedalekiej odległości, stała Kaplica Rodzajów. Był to wielki, wysoki budynek, o strzelistych wieżach. Wybudowany z tworzywa, przypominającego wyglądem granit. Zielony granit. Dach świątyni był w kolorze miedzi i połyskiwał w świetle otaczających budynek lamp. W dół zjeżdżały złote rynny.- To tam.- Sprostował mężczyzna i ruszył szybciej. W krótkim czasie znaleźli się za bramą Kaplicy Rodzajów. Nataniel dotknął ścian. Fakturą nie przypominały one granitu, były niesamowicie śliskie i gładkie. Chłopak mógł się w nich dokładnie przejrzeć i zauważyć każdy, najdrobniejszy akcent na swej twarzy. Wstąpił za wielkie, miedziane drzwi i  z zaskoczenia, otworzył szeroko oczy. Ściany stanowiła spływająca strumieniami woda. Gdy chłopak spojrzał w górę doznał jeszcze większego szoku. Przy suficie kłębiły cię białe chmury. Jedynym obiektem, który Nataniel mógł dotknąć i nie zmienić jego kształtu, był ołtarz. Złoty, ustawiony centralnie na środku.
-Dobrze, kilka słów na początek. Staniesz na ołtarzu. Ja przetnę skórę na jednym z twoich palców. Krew, kapiąca do wody w ołtarzu zabarwi się na pewien kolor. Ta właśnie barwa zależy od rasy.- Wytłumaczył.- No, rusz się.- Rozkazał i popchnął swoją własność do ołtarza. Złapał go mocno za nadgarstek i wyjął nóż. Arkade spojrzał niespokojnie na ostrze.
-Spokojnie, to będzie płytkie cięcie.- Uspokoił go właściciel. Bez wahania, naciął delikatnie opuszek białowłosego. Ten syknął. Kilka kropli rubinowego osocza plusnęło w wodzie. Demon obserwował uważnie, jak płyn zabarwia się na kolor… Fioletowy… Demasse otworzył szeroko oczy. Nie mógł w to uwierzyć.
-Co się dzieje?- Zapytał zaniepokojony młodzieniec.
-Niemożliwe.- Szepnął Demasse, sam do siebie.- Natanielu, jesteś demonem.- Zwrócił się do niewolnika.
Chłopak otworzył oczy szeroko. Nie należał do tych stworzeń.
-Nie, ja jestem Półartromegą. To pomyłka.- Zająknął się. Nie mógł uwierzyć w słowa swego pana, myślał, że ten go nabiera.
-Tutaj nie ma pomyłek, jesteś cienistym demonem.- Rzekł mężczyzna, jak najbardziej poważnie.
-Mój ojciec jest Artromegą.- Tłumaczył z zawziętością Nataniel.
-W takim razie, on nie jest twoim ojcem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.