sobota, 19 stycznia 2013

Prolog


Istoty magiczne żyjące od wieków w ciemnościach innego wymiaru, wiecznie  skryte przed całym światem, egzystujące w swojej własnej bajce na tyle niestabilnej, że często można było ją nazwać koszmarem. Niektóre piękne, inne przerażające. To one tworzyły ten niesamowity świat. Świat zwany Nardeonem.

Była to nietypowa planeta o równie nietypowych mieszkańcach. Na Nardeonie znajdowały się dwie, od niepamiętnych czasów zwaśnione, krainy, umiejscowione na potężnych kontynentach. Jedna, mieniąca się zielenią lasów i barwami kwiatów, zwana Armagedonem, zamieszkiwana przez najczystszego rodzaju stworzenia magiczne oraz druga, powstała z pyłu wulkanicznego, martwa skorupa - Almagedor, na której osiedliły się najróżniejsze i najbardziej przerażające stwory. Te zupełne przeciwieństwa oddzielał bowiem lodowaty ocean, na którego samym środku znajdowało się sanktuarium. Było to miejsce pracy najpotężniejszego stworzenia na Nardeonie - Króla Klaresa - sprawującego władzę nad dwójką osób niższej rangi, czyli Władcą Armagedonu oraz Władcą Almagedoru. Osoby, pełniące rządy w jednej z dwóch krain, były podporządkowane Klaresowi. Mówiło się, że był on bezstronny i sprawiedliwy. Może i była to prawda? Wydawał pozwolenia i zarządzał nowe prawa. Nie przeszkadzała mu odwieczna walka dwóch krain Nardeonu. Pozwalał na wzajemne zatargi między kontynentami, twierdząc, że wojna jest czymś ekscytującym, pełnym wrażeń. Zasady na planecie niczym nie przypominały tych naszych dzisiejszych. Sam świat był zupełnie inny. Zaawansowane odkrycia technologiczne były obce ówczesnej cywilizacji. Całe oszczędności i czas wkładano w szkolenie wojska, mającego przynieść jednej z krain zwycięstwo w wojnie. Im lepsza armia, tym większa szansa na wygraną. Uwielbiany Klares był zupełnie sam w swoim odludnym sanktuarium, dzień w dzień spędzał czas samotnie na ustalaniu nowych praw. Umiał dużo znieść - ale nie jednej rzeczy. Nie godził się, by ktoś zlekceważył jego zakaz lub polecenie, była to dla niego rzecz niepojęta i obrzydliwa. Czy można od tak poszargać jego godność i podważyć jego władzę? Oczywiście, że nie.

Pewnego dnia doznał jednak rozczarowania. Pewien człowiek, Armagedończyk o nieznanym imieniu, sprzeciwił się mu, prosto w twarz wytknął głupotę i zaprzeczył dalszej współpracy. Właśnie tamtego dnia Nardeon pokryła gruba warstwa śniegu. Nagła fala zimnego powietrza pochłonęła wszystko na swojej drodze, nie oszczędzając niewinnych ludzi. A siła ta pochodziła od uwielbianego, jak dotąd, Króla Klaresa. Zupełnie nagle cały świat ogarnęła wielka panika.
 
 

4 komentarze:

  1. piękne opowiadanie czy będzie długie ? bo ja takie kocham czytać

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz piękny i elegancki styl pisania ;D
    Niemal widzę Armagedończyka sprzeciwiającego się rozwścieczonemu królowi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne
    Czytam kolejne

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisałam kiedyś do Ciebie na gg i, serio szanuję, że wciąż tworzysz, a twój blog wciąż istnieje. Po raz kolejny zebrałam się, żeby przeczytać twoją twórczość <3 Dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.