środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 57- "Pożegnanie"


Demon siedział na grzbiecie zielonej bestii, co jakiś czas zerkając do tyłu na uśpionego urokiem Harada. Udało się. Uciekł. Już prawie wypełnił misję. A jednak, tak upokorzony nie czuł się już bardzo dawno. Jak mógł być tak głupi i bezmyślny? Ledwo uszedł z życiem, a jego smok… Dalej rozglądał się dookoła, mając nadzieję, że ujrzy gdzieś Veragrora.

Nigdy nie poświęciłby swojego smoka, nawet za cenę własnego życia. To była jedyna istota, którą darzył nieskrywaną i bezgraniczną miłością, jedyne stworzenie na które nie odważyłby się podnieść ręki ani nawet głosu, jedyne, które nigdy go nie zawiodło, a jednocześnie nie oczekiwało niczego w zamian. Czuł jak serce pęka mu na małe kawałeczki za każdym razem, gdy zdawał sobie sprawę z tego, że szanse na przeżycie dla niego są tak niesamowicie nędzne, że to właściwe niemożliwe.  Jeden wierny jaszczur przeciwko całemu kapłaństwu. Wiedział, że jeżeli zginął, nie będzie potrafił sobie wybaczyć.

Usłyszał prychnięcie zielonej bestii. Już wcześniej zauważył, że zaczęła zwalniać. Musiał znaleźć miejsce na postój, żeby przypadkiem nie padła z wycieńczenia. Demon na zielonym smoku. Zadziwiający wręcz widok.




Gabrysiu szepnął cicho Nataniel, kładąc się na łóżku koło harpii.

Reavmor wydawał się przybity, jakby coś się stało. Leżał przykryty po czubek głowy kołdrą, nie odzywał się ani słowem i co najdziwniejsze, nie miał makijażu. A dochodziło południe.

Gabryś powtórzył, spoglądając zatroskany na swojego przyjaciela. A właściwie na  wybrzuszenie w pościeli.

Daj mi spokój mruknął drugi, chowając twarz w poduszce.

Co się stało?

Gabriel wynurzył się po chwili spod pierzyny i spojrzał z nieodgadnionym wyrazem twarzy na przyjaciela.

Nienawidzę go szepnął tylko i ukrył się z powrotem.

Nienawidził go, gardził  nim, bezczelny krwiopijca złamał mu serce! Jak on w ogóle śmiał potraktować go w taki sposób?!

Kogo? zdziwił się Nataniel, próbując zdjąć okrycie z Reavmora. Z marnym skutkiem.

Cyjana. Spał z nim.

Z kim?

Z tym nowym, do cholery! warknął Gabriel.

Nie interesowało go, z kim kochał się jego właściciel, to nie miało znaczenia. Przecież on też oddawał się innym. Ważne było tylko to, w jaki sposób… Taki czuły, łagodny. Jego nigdy tak nie traktował!

Przecież wiedziałeś, że oni…

Oczywiście, że wiedziałem! Może się pieprzyć z kim chce! krzyknął Reavmor. Najpierw udaje przejętego, a potem, jak gdyby nigdy nic, idzie się przespać ze swoją dziwką. W ogóle go nie obchodzę…

Gabryś…

Nie widziałeś jak na mnie spojrzał wyjaśniła harpia. Nigdy tak na mnie nie patrzył.

Jest zły. Martwił się o ciebie uspokajał Arkade. W tym momencie naprawdę nie wiedział, co powiedzieć, żeby pocieszyć chłopaka.

On nigdy się o mnie nie martwił, rozumiesz?! Zdenerwował się, bo chciałby mieć grzeczną zabawkę do łóżka!

Nie mów tak.

Dlaczego on mnie po prostu nie odda?! Nienawidzę go…

Kochasz go.

Co ja mam zrobić? zawył Gabriel, nawet nie przecząc słowom przyjaciela. Nie miał siły.     Ja już nie wiem…

Nic się nie stało szepnął cichutko Nataniel, tuląc się do drugiego. Może pójdziemy coś zjeść? Nie jesteś głodny? Uspokoisz się i pójdziesz z nim szczerze porozmawiać.

Harpia kiwnęła głową i podniosła się do siadu. Nie miała ochoty wstawać, ale ostatecznie nie mogła przeleżeć całego dnia tylko z powodu wampira. Tak żałosna nie była, a zadręczanie się nie miało sensu. Po prostu ładnie go przeprosi i wszystko wróci do normy…

Poczekaj, muszę się pomalować oznajmiła jeszcze smętnym głosem.

Zaraz zasiadła przed lustrem i zaczęła grzebać w kosmetyczce.

 

Na Armagedonie trwał nieprzerwany chaos. Wieść o porwaniu jednego z kapłanów Memfis była już rozpowszechniona w całym mieście. Strach został zasiany nie tylko wśród prostej ludności, ale również w szeregach kapłaństwa, naocznego świadka wydarzenia i magnaterii. O porywaczu nie było żadnych informacji, co jeszcze zaogniało obawy przed powtórzeniem się sytuacji. W Memfis mogło znajdować się więcej jednostek z Almagedoru, co za tym szło, liczba zaginionych mogła wzrosnąć.

Wydarzenie wywarło tak ogromny wpływ na sytuację, że sam król był zmuszony do zwołania konferencji, która odbywała się dzisiejszego dnia. Wszyscy zgromadzeni rozglądali się nerwowo na boki, kierowali ku sobie podejrzliwe spojrzenia, a gdzieniegdzie dało się usłyszeć rzucane wzajemnie oskarżenia

Bracia! rzekł donośnie król, czekając, aż zrobi się nieco ciszej. Gdy tak się stało, wziął głęboki oddech i rozejrzał się po tłumie. Moi bracia, wieść rozchodzi się w zastraszającym tempie. Nasz kapłan, zwierzchnik bogów i magii, został wydarty z naszych rąk. Ten haniebny czyn popełniła jedna z plugawych bestii Almagedoru mówił podniesionym głosem, pełnym pogardy i niechęci.  Wróg nie pozostanie bezkarny. Almagedor jest potężnym mocarstwem, a każdy, kto śmie rzucić mu wyzwanie, zapłaci wysoką cenę! W dzisiejszym dniu zaczniemy przygotowania do natarcia.  Zmobilizujemy legiony całego królestwa, a piekła zadrżą pod nami i oddadzą należny hołd. Ja, wasz król, poprowadzę was do zwycięstwa!

Nastała chwila wszechogarniającej ciszy, po czym radosny okrzyk Armagedończyków wypełnił komnatę.

 

 Obudził go dotyk zimnych łusek na skórze. Ten gorący, ognisty oddech na twarzy. Otworzył powoli oczy i pierwszym, co zobaczył, była ogromna, zębata paszcza. Dwoje ciemnych oczu wpatrywało się w niego uważnie.

Veragror szepnął nieprzytomnie demon, podnosząc się na łokciu.

Szybko tego pożałował, opadł na ziemię, nie mogąc wytrzymać ogromnego bólu. Smok warknął na niego niezadowolony. Demasse spojrzał na jego kły. Były niebieskie. Leczył go?

Veragror mruknął, wyciągając do niego rękę, głaszcząc go delikatnie po pysku.

Wiedział, że musi być cierpliwy, poczekać, aż jaszczur dokończy. Położył się spokojnie, starając się opanować. Poczuł tak niezwykłą ulgę, gdy go ujrzał. Żył i nic więcej się nie liczyło. Zmarszczył brwi, gdy wszystko zaczęło niesamowicie piec, wytrzymał to jednak, nie poruszył się. Chwilę potem bestia się odsunęła, a on z westchnieniem ulgi powitał odejście ran, jak i swoją skórę w nieskazitelnym stanie. Dalej miał problem z oddychaniem, ale tak starego zwierzęcia nie było stać na więcej. Wstał powoli, odrobinę kręciło mu się w głowie. Zaraz miało być lepiej.

Rzucił okiem na zielonego smoka, przyglądającego im się z zainteresowaniem, potem na Harada ułożonego pod jednym z drzew. Wcześniej udało mu się wypatrzyć niewielką wyspę na postój. Spojrzał teraz na Veragrora i pokręcił głową. Zwierzę było mocno poranione. Powyrywane łuski, wiele szarpanych ran. Otworzył oczy szerzej, gdy ujrzał połamane skrzydło.

Dlaczego to zrobiłeś? zapytał cicho, podchodząc bliżej, całując czarny pysk.

Chyba nigdy nie był tak szczęśliwy jak w tym momencie. Jaszczur był bezpieczny. Rany miały się niebawem zagoić, a skrzydło zrosnąć. Jeżeli Demasse będzie musiał, to nie odstąpi go na krok, póki nie wydobrzeje. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Naprawdę nie wybaczyłby sobie, gdyby smok zginął przez jego lekkomyślność.

Smok potarł łbem o dłoń swojego jeźdźca i spojrzał mu prosto w oczy.

Demon zmarszczył brwi. Zesztywniał. Ten wzrok…

Veragror mruknął, odsuwając dłonie i spoglądając na niego uważnie.

W jaszczurzych oczach widział coś na kształt bólu i prośby.

Chyba nie chcesz odejść? szepnął przejęty. Chwilę potem pokręcił głową i usiadł na śniegu.

Przykrył oczy dłonią, czuł, jak w ich kącikach zbierają się łzy. Tylko nie to. Tylko nie teraz, kiedy już myślał, że wszystko będzie dobrze.

To po to odzyskałem cię na chwilę? zadrżał, jednak nie zrobił nic więcej. Demony nie płakały. Żeby znowu cię stracić?

Westchnął ciężko, kiedy zwierzę chuchnęło na niego ciepłym powietrzem w pokrzepiającym geście. Oni byli niczym jedna istota. Demon nie poświęcał mu zbyt wiele czasu, ale gad nigdy nie miał do niego pretensji, był na każde jego skinienie, zawsze gotowy by mu pomóc. Oddałby życie za swojego jeźdźca. Podobnego wymiaru wierności nie można było sobie nawet wyobrazić.

Wiem, że nie mam prawa cię zatrzymywać szepnął demon. Zasługujesz na godną śmierć.

Nie wierzył, że pozwala mu odejść, ale za bardzo szanował to zwierzę, by pozwolić mu zginąć przy swoim boku. Przeznaczeniem czarnego smoka była śmierć w Krwawej Grocie. Tylko w ten sposób mógł osiągnąć wieczny spokój, a właśnie tego dla niego chciał demon.

Veragrorze rzekł jeszcze demon, wstając. Jego głos był już mocniejszy. Nigdy nie dostąpiłem większego zaszczytu, niż możliwość podziwiania cię.

I tyle. Nie potrzebowali wielu słów.

Jaszczur wzniósł się w powietrze, mimo złamanego skrzydła. Demon już nie patrzył na jego lot. Nie chciał widzieć w nim skatowanego, starego zwierzęcia. Miał go zapamiętać jako dumnego, potężnego smoka.

Usłyszał jeszcze jego głośny ryk, a potem kolejny, należący już do zielonej bestii. Obrócił się spokojnie i spojrzał w jej stronę. Podszedł do Harada i podniósł go. Wskoczył z gracją na grzbiet smoka, wcześniej kładąc na nim kapłana.

Ruszaj rzekł tylko.

 

Po kilkudziesięciu minutach Gabriel uznał, że wygląda na tyle dobrze, by zejść piętro niżej do jadalni. Nataniel w ciszy uchylił drzwi i puścił przyjaciela przodem. Rozejrzał się. Bywały dni, kiedy kompletnie zapominał, co gdzie się znajdowało. W końcu ruszył w lewy korytarz, trzymając Reavmora za rękę w opiekuńczym geście. Gabryś prychnął coś niezrozumiałego pod nosem, ale nie protestował, pozwalał prowadzić się morganie. Zmarszczył brwi, widząc wampira na schodach, oczywiście w towarzystwie młodziutkiego demona. Wyglądało na to, że Cyjan nagle znalazł mnóstwo czasu na opiekę nad niewolnikiem. Ciekawe, że nigdy nie miał go dla niego. Odwrócił wzrok, nie chcąc na to patrzeć. Czuł, jak jego serce zaczyna bić coraz szybciej z każdym krokiem zbliżającym go do właściciela. Już miał odetchnąć z ulgą, kiedy usłyszał głos Venoma.

Natanielu, czekaj rzekł Cyjan, spoglądając na Arkade.

Reavmor przełknął ślinę, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że wampir po prostu kompletnie go zignorował. Nienawidził tego…

Tak? zapytał trochę zmieszany Nataniel.

Czuł się trochę głupio. Harpię musiało to urazić.

Wybieramy się do miasta oznajmił Venom, całując leciutko skroń piaskowego demona, oplatając zaborczo jego talię ramieniem.  Może chciałbyś pójść?

Nataniel spojrzał na mężczyznę odrobinę niepewnie, potem na przyjaciela. Wydawało mu się, że usta Reavmora zaczęły delikatnie drżeć. Jak Cyjan mógł go tak traktować?

Idź, jeśli chcesz szepnął tylko Gabriel.

Morgana pokręciła głową.

Zostanę powiedziała.

Cyjan… przerwała cicho harpia, spoglądając na właściciela. Dłużej już nie potrafiła tego wytrzymać. Możemy chwilę porozmawiać? zapytała, chociaż była pewna odpowiedzi.

Nie mam teraz czasu rzekł Cyjan, odwracając się na pięcie i prowadząc przy sobie nowego niewolnika.

Venom czuł się okropnie, kiedy widział Gabrysia w takim stanie. Nigdy sobie nie wyobrażał, że to on pierwszy wyciągnie do niego rękę. Wiedział, że go ranił, ale musiał w końcu dać mu porządną nauczkę, żeby coś do niego dotarło. Naprawdę chciał go teraz przytulić i powiedzieć, że już się nie gniewa, że już wszystko dobrze. Ale po prostu nie mógł.

Gabryś otworzył szerzej oczy. Nie miał czasu? Nie miał czasu, żeby posłuchać zwykłego „przepraszam”? Patrzył jeszcze przez chwilę, jak właściciel znika gdzieś w korytarzu, potem szybko ruszył do swojej sypialni. Chciał po prostu o tym zapomnieć.

Gabriel! pisnął Nataniel.

Daj mi spokój!

 

Demon zmrużył oczy, widząc delikatny zarys lądu. Nie musiał długo czekać, by smok wylądował w dobrze znanym mu porcie. Pomasował delikatnie skronie i odkaszlnął. Naprawdę kiepsko się czuł. Przeklął, gdy zobaczył krew na dłoni. Miał nadzieje, że jego krtań niebawem wróci do normalności. Potwornie bolała.

Nie możesz polecieć tam ze mną rzekł, gładząc jaszczura po karku w podziękowaniu.

Nie mógł tak po prostu wprowadzić smoka na Almagedor, a już na pewno nie zielonego. Plebs wpadłby w panikę, myśląc, że wróg się zbliża. Już nie mówiąc o tym, że musiał posiadać zgodę królewską, żeby ten osobnik mógł się swobodnie poruszać po kontynencie. Na Veragrora takową zgodę miał, teraz musiał uzyskać nową. W końcu obiecał, że zobaczy swojego pana, a on obietnic dotrzymywał.

Zsiadł z jego grzbietu i położył Harada na ziemi, po czym wyszeptał kilka niewyraźnych słów. W jego dłoni ukazał się zwinięty zwój.

Połknij go rozkazał jaszczurowi. To zaklęcie przywołania, wezwę cię w odpowiednim czasie.

Gad spełnił polecenie. Niczego bardziej nie pragnął, jak tylko zobaczyć swojego właściciela.

Możesz odejść rzekł Demasse, widząc jak zwój przepada w paszczy smoka.Dobrze się spisałeś. Zniknął po chwili w kłębach czarnego dymu, wcześniej podnosząc kapłana ze śniegu.

Zamknął oczy i skrzywił nieco, kiedy poraziło go ostre światło. Wiedział, gdzie był. W tym momencie nie dałby rady przenieść się przez taką odległość, dlatego magowie almagedorscy udostępnili mu platformę teleportacyjną. Stał teraz w podziemiach i czekał, aż zaklęcie się zakończy.

Wiedziałem, że sobie poradzisz usłyszał, gdy światło zaczynało powoli zanikać. W końcu jesteś naszym wybawieniem, czyż nie?

Odkaszlnął i podszedł do Arcykapłana. Upuścił Arkade na podłogę, a ten opadł na nią z hukiem. Kurz uniósł się w powietrzu, po raz kolejny drażniąc wrażliwą teraz krtań demona.

Widzę, że nie obeszło się bez komplikacji…

Nie przyznał demon, wycierając usta. Ale o tym napiszę w raporcie.

Arcykapłan uśmiechnął się zimno.

Dostaniesz tyle mikstur leczniczych, ile będziesz potrzebował, demonie. Uśpiłeś go? zapytał, spoglądając na bezwładne ciało Harada. Demasse tylko kiwnął głową.

Co będzie dalej?

Idź odpocząć, zasłużyłeś. Za dwa dni przyprowadzisz tutaj swojego niewolnika.

 

Od Autora:

No, chyba nawet szybko poszło.

Do połowy czerwca będę odrobinę zajęta poprawkami, więc raczej nie znajdę zbyt wiele czasu na napisanie rozdziału, ale zrobię, co w mojej mocy.

Betowała ~M. Przywitajmy ją głośnym aplauzem.

Miłego dnia.

 

11 komentarzy:

  1. No akcja sie rozwija, jestem ciekawa jak Nataniel zareaguje jak zobaczy swojego ojca. Juz sie nie moge doczekac kolejnej czesci

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze... Popłakałam się, gdy Veragror odszedł... Dosłownie. Z jednej strony mamy Makadora po utracie smoka, z drugiej płaczącego Gabrysia i Nataniela w roli pocieszyciela.... Z trzeciej zielonego smoka, stęsknionego za panem, a z czwartej kapłanów, którzy mają jakieś podejrzane zamiary względem Nataniela i jego ojca... Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że za te "dwa dni" kapłani albo będą chcieli zabić, albo zgwałcić naszego biednego Nataniela....
    Już niecierpliwie czekam na nowy rozdział ^^

    ~Cuśka

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam nie będę ukrywać, że moim zdaniem ten rozdział jest najgorszy ze wszystkich... Strasznie mało tu akcji, a wątki są równie mało rozwinięte.... Jedyny ciekawy moment w tym rozdziale jest wtedy, gdy Gabriel reaguje na "brak czasu" ze strony Cyjana....

    OdpowiedzUsuń
  4. A moim zdaniem rozdział jest jednym z lepszych. Nie zawiera może i dużo akcji, ale za to nadrabia opisami uczuć. Fragment o pożegnaniu ze smokiem bardzo mnie wzruszył. Ta uczuciowość demona także. :) Poza tym sytuacja Cyjana i Gabrysia też nabiera coraz więcej kolorów...
    Życzę Ci dużo, dużo weny i powodzenia na zaliczeniach! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyciskacz lez. Poplakalem sie z powodu Gabriela. On jest taki biedny, ale jednoczesnie szkoda mi tego drugiego demona, bo chyba jest tylko pionkiem do gry Cyjana.
    Ten zielony smok jest Nathaniela tak?
    Ciekawe czy demon po niego pojdzie czy uda sie do sypilani i sobie poodpoczywa?
    Dobrze, ze Veragror odszedl. Gadzina nie bedzie cierpiala :(
    Pozdrawiam


    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam szanowną betę, ~M!!! *le oklaski

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest świetne pisz tak dalej i jak najszybciej :-P

    OdpowiedzUsuń
  8. Mamooo no genialny *.* pozyczysz mi trochę swohegovtalentu o weny?
    Też pisze teraz poprawiki :p jak ci idzie? - Nikola

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham to:) Czekam na wiecej

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam to opowiadanie może od dwóch dni. Patrzyłam na daty dodania tylko kilku pierwszych rozdziałów, więc kiedy okazało się, że ten rozdział nie jest rozdziałem końcowym, pomyślałam, że po prostu przestałaś pisać. Prawie się popłakałam. Ale gdy zobaczyłam datę dodania "4 czerwca 2014" wręcz pękałam z radości. Rozdział bardzo mi się podobał. Myślę, że jest to jeden z lepszych. Czekam, aż Nataniel zobaczy swojego smoka i oczywiście na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam,
    Makador swojego smoka waży wielkim uczuciem, jest dla niego bardzo ważny, ciekawe ja to „zobaczenie” będzie wyglądało, biedny Gabryś Venom tak go traktuje, chociaż mógł krzyknąć „przepraszam” może to by cos dało...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.