sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 23 - "Zniewolona Harpia"


Ciemna noc władała ziemiami Almagedoru. Górne miasto było nadzwyczaj spokojne. Śnieg, wpadający przez szczeliny w sklepieniu, obsypywał delikatnie marmury. W rezydencji Demasse dało się usłyszeć jedynie niespokojny oddech jasnowłosej istoty…


Młody Arkade jeszcze nigdy nie przeżył takiego bólu. W życiu nie czuł się tak bardzo upokorzony, jak krótką chwilę temu. Płakał, nawet nie próbował się opierać. Wył tak głośno, jak tylko potrafił, dając do zrozumienia całemu światu, jak bardzo był w tym momencie nieszczęśliwy. Demon patrzył na niego z uśmiechem. Zgwałcił go, tak brutalnie i okrutnie, by młodzieniec długo o tym nie zapomniał. Od kropli krwi, spływających wartko po pośladkach białowłosego, odbijało się dzienne światło. Dziura w sklepieniu dawała o sobie znać. Nataniel oczy zakrywał dłońmi. W tej chwili nie chciał żyć. Nigdy by nie pomyślał, że istotę da się tak mocno skrzywdzić.


-I co, zabaweczko?- Zaczął Makador.- Dalej będziesz się ze mną kłócił?- Zaśmiał się cicho.

Najgorsze było to, że Nataniel nie wiedział, czym tak zdenerwował demona. Sam brunet niespecjalnie się w tym orientował. Gdy młodzieniec zadał mu pytanie… Trudne pytanie. Czemu on dbał o bezpieczeństwo niewolnika? Dlaczego mu zależało? Nie mógł wytrzymać, jeszcze nigdy nie traktował w ten sposób istoty, którą kupił. Która była dla niego tylko zabawką. Co się z nim działo? Nie mógł znaleźć odpowiedzi. To właśnie to, tak męczyło jego zmysły. Często o tym myślał… Teraz, gdy patrzył na Nataniela… Wiedział, że go skrzywdził, domyślał się, że przesadził. Miał ochotę wziąć w dłoń pasmo jasnych włosów i bawić się nim. Młodzieniec drżał. Nie był już dziewicą, ale nawet poprzedni raz nie był dla niego tak bolesny. Fizycznie, jak i psychicznie. Nic do niego nie docierało, jakby nagle zamknął się sam ze sobą, a otoczenie nie miało znaczenia. Makador jednak szybko przypomniał o swojej obecności. Złapał niewolnika za podbródek i pociągnął tak, by chłopiec na niego patrzył. Ten nie mógł się uspokoić.

-Zapomnisz o wszystkim.- Usłyszał głęboki głos. Zaraz jednak poczuł, że traci łączność ze światem. Jakby coś zabierało go, gdzieś daleko. Otworzył szeroko oczy. Czy tracił zmysły? Krzyknął, przerażony i w tym momencie, przed jego oczami ukazał się kompletnie inny obraz.

Obudził się. Oddychał szybko, głośno. Demon spoglądał na niego z irytacją.

-Nie drzyj się.- Warknął i opadł z powrotem na poduszki. Arkade obudził go w środku nocy.

Białowłosy odetchnął. To był tylko sen. Przez jego ciało przeszedł dziwny impuls. Ostatnie słowo… „Zapomnisz”. Może to stało się naprawdę… Zakrył oczy dłonią. Niemożliwe, przecież dalej pamiętał sen. Co miał zrobić? Wiedział, co działo się tego dnia. Teraz była noc. Rano Demon opowiadał mu, co wydarzyło się wczoraj. Potem właściciel zdenerwował się na niego. Wykorzystał… Jednak delikatnie…  Potem przyszedł Diego… Jęknął zrozpaczony. Ten sen wykończył jego umysł. Wiedział, że nie wydarzyło się to naprawdę, jednak nie było to coś nieprawdziwego. To miało głębszy sens. W zakątkach swej podświadomości dojrzał myśli demona, sens jego postępowania. Jakby był z nim połączony. Demasse w jego śnie był prawdziwy… Czy było to możliwe? By zgłębił myśli swego pana, by je poznał?

-Natanielu, kładź się.- Rozkazał właściciel, wyraźnie zniecierpliwiony.

-Panie…- Zaczęła Artromega. Nie myślała trzeźwo.- Panie?

-Czego chcesz?- Zapytał demon, niezadowolony z poczynań białowłosego. Chciał spać, a niewolnik mu to uniemożliwiał. Bezczelne stworzenie. Mało mu było widocznie pracy, gdyż nie mógł wypoczywać w nocy.

-Zgwałciłeś mnie?- Zadał wprost pytanie. Demasse uniósł się lekko na łokciu i spojrzał z politowaniem. Niewolnik klepał trzy po trzy… Zawsze zadawał głupie pytania, ale to był szczyt…

-W każdym pięknym śnie.- Odparł Makador. Nie miał pojęcia, dlaczego Nataniel gadał takie bzdury. Po chwili coś mu zaświtało.- Śniło ci się coś?

Nataniel kiwnął głową. Czarnowłosy westchnął, dalej był znudzony. Jego myśli skupiały się jedynie na szybkim zakończeniu rozmowy i ponownym zapadnięciu w sen. Długi, odprężający sen.

-Uspokój się i śpij. Jutro zaczynasz naukę.- Rzekłszy to, demon po raz kolejny opadł na poduszki.

-Naukę?- Zdziwił się Nataniel. Miał się uczyć?

-Cicho!- Zdenerwował się Demasse. Białowłosy już nic nie powiedział, położył się, a po dość długim czasie, udało mu się zasnąć. Żadne zło zewnętrzne nie nękało go. Aż do rana…



-Wstawaj.- Rzekł szeptem Cyjan.- Wstawaj.- Szturchnął śpiącego demona. Nie doczekał się żadnej reakcji. Westchnął.- Demasse, obudź się.- Powtórzył jeszcze raz.

Demon leżał, jego oczy się nie otwierały. Venom wiedział, że przyjaciel nie spał. Znał jego zachowania, nie cierpiał ich.

-Makadorze.- Zaczął wampir.- No proszę cię.

-Czego?- Zapytał nieprzyjemnie czarnowłosy. Domyślał się, że było wcześnie rano. On z kolei bardzo nie lubił być budzony. Szczególnie świtem.

-Chodź na korytarz.- Poprosił fioletowooki. Wreszcie udało mu się przemówić demonowi do rozumu. Nadeszła pora, by uczynić kolejny krok na przód.

-Nie.- Odparł brunet. Dalej spoczywał w jednej pozycji. Nie zamierzał chodzić później zmęczony i zaspany. Był szlachcicem, na litość bogów, musiał wyglądać bezpretensjonalnie. Ledwo przytomny, podpierający się o ściany odbiegałby od wzorca.

-Makadorze, to ważne.- Oznajmił wampir.- Chodź.

Demasse warknął głośno i wstał do siadu. Włosy przeczesał ręką. Zerknął przelotnie na niewolnika. Spał. W tej chwili zazdrościł białowłosemu. Podszedł do drzwi i wyszedł na korytarz. Cyjan pośpieszył za nim. Gdy stali już w holu, Venom otworzył usta, ignorując nieprzyjemny układ mimiczny przyjaciela.

-Mam do ciebie prośbę.- Zaczął.- Pamiętasz niewolnika, którego kupiłem kilka miesięcy temu?- Mówił powoli. Demasse przytaknął.- Nie mogę nad nim zapanować. Nie słucha się mnie. Na tym opiera się moja prośba. Nie będę mógł go zostawić ze służbą, gdy wyruszymy, jeśli nad nim nie zapanuję.

-Co to ma wspólnego ze mną?- Zapytał szorstko Makador.

-Zająłbyś się nim przez jakieś dwa, trzy dni?- Oczy wampira spojrzały prosząco na bruneta. Gdy Cyjan zobaczył, że wargi demona się uchylają, dodał.- Tylko ty możesz go nauczyć posłuszeństwa. Mogę się zająć przez ten czas Natanielem, jeśli zechcesz.

Makador zmarszczył brwi. Tego było już za wiele…

-Na pewno nie dam ci pod opiekę Nataniela.- Zaznaczył.- Co do niewolnika… Przygotowuję się do podróży, nie będę miał czasu na niańczenie twojego kochanka. A już szczególnie na użeranie się z nim.- Mówił.- Zapomnij.- Tym sposobem, Demasse zrównał plany rudowłosego z ziemią.

-Makadorze, proszę cię. Przecież nie mogę go zabrać w podróż. Jeżeli będziesz miał go dość, oddasz mi go.- Rzekłszy to, Venom złożył ręce, jakby modlił się do jakiegoś z Almagedorskich Bogów.- Proszę.

Brunet westchnął przeciągle. Naprawdę nie miał na to ochoty, ale wiedział, że Cyjan był nieudolnym panem. Od tego zależała misja. Zamknął oczy.

-Przyprowadź go tu. Ale od razu zaznaczam, że mogę zrobić mu krzywdę.- Przyznał demon.

-Możesz z nim zrobić, co tylko chcesz. Jeżeli ci się spodoba, nie będę zazdrosny. Tylko proszę cię, nie potraktuj go zbyt ostro. Chcę tylko, żeby się słuchał…- Wampir zniknął w kłębach dymu. Makador nie miał ochoty dotykać niewolnika Cyjana. Miał własnego. Wrócił do swej sypialni. Nataniel już nie spał, patrzył pytająco na demona.

-Coś się stało?- Zapytał po chwili.

-Przez kilka dni będziesz miał towarzystwo.- Odparł demon, lekko znudzony. Nie lubił zajmować się nie swoimi istotami. Nie interesowały go. Niewolnik Cyjana był bardzo atrakcyjny, nie mógł zaprzeczyć, ale był mu również kompletnie niepotrzebny. Stworzenia, które do niczego miały mu nie służyć, były zbędne, uciążliwe. Jednym słowem, zawadzały.

-Jak to?- Oczy młodzieńca zabłysnęły ciekawością.

-Mam wytresować zabaweczkę Venoma…- Przyznał po chwili demon.

Nataniel zmarszczył brwi. Nie rozumiał. Skoro wampir miał niewolnika, dlaczego chciał jego dotykać? Tamta istota mu nie wystarczała? Mimo wszystko, cieszył się, że przez kilka dni będzie miał się do kogo odezwać.

-Dlaczego on tego nie zrobi?- Zapytał niepewnie.

-Bo jest beznadziejnym treserem.- Wytłumaczył demon.- Mało który niewolnik jest mu posłuszny. Zazwyczaj robią, co chcą.

-Robią? Ma ich więcej?- Arkade skrzywił się z niesmakiem. Nie rozumiał, jak można w tym samym czasie mieć kilku kochanków. Było to niemoralne, odpychające, złe, niezgodne z zasadami… Jego nieugiętymi zasadami.

-Teraz nie, ale miał ich kiedyś kilku. Tak cię to dziwi?- Zadrwił demon i usiadł na posłaniu.- Myślisz, że ja będę się zajmował tylko tobą?- Zaśmiał się. Przeczesał czarne włosy ręką.

Nataniel spojrzał na niego smutno. Poczuł dziwne ukłucie na sercu, gdy demon powiedział mu, że nie był jedynym w jego życiu. Wiedział, ale w ustach właściciela brzmiało to naprawdę okrutnie. Kolejny raz przypomniało mu się, że był jedynie zabaweczką.

-Co się stało?- Demon sparodiował czułość. Przyciągnął do siebie kochanka.- Smutno ci?- Zachichotał.

Białowłosy nic nie powiedział, obawiał się, że demon dosłyszy drganie w jego głosie. Pokiwał jedynie głową przecząco i spuścił wzrok w dół. Makador spojrzał na niego uważnie. Nie dopatrzył się łez, ale wiedział, że niewolnikowi było przykro. Przyciągnął go bliżej siebie.

-Chcesz, żebym cie gdzieś zabrał dzisiaj?- Zapytał demon, głaskając lekko policzek Nataniela.

Ten spoglądał na niego smętnie. Mógł iść, wolał zostać, ale pyskowanie nie było wskazane.

-A dokąd?- Udał zaciekawienie. Demon wyczuł to, zaśmiał się jedynie. Pstryknął palcami, a w jego dłoni ukazał się zwinięty pergamin. Szybkim ruchem odwinął go i pokazał Natanielowi. Była to mapa.

-Możesz wybrać, jeśli bardzo chcesz.- Rzekłszy to, Makador zabrał młodzieńca na kolana.- Hm?

Chłopiec spoglądał na mapę w skupieniu. Jednym spojrzeniem przemierzał góry, jeziora, stawy, ocean. Ujrzał miasto Memfis. W jednej chwili, jego przyjaciele, rodzina, królestwo wróciły do jego umysłu.

-Tam nawet nie patrz.- Ostrzegł demon i zakrył punkt dłonią.- Nie zabiorę cie na Armagedon.

-A kiedyś? Później?- Zapytał chłopiec. Chciał tam wrócić, chociażby żeby mieć pewność, że wszyscy jego bliscy byli bezpieczni.

-Natanielu, nie pytaj mnie o to.- Zakończył Makador. Nie miał ochoty wysłuchiwać jęków morgany, posiadał wystarczająco wiele swoich problemów. Miał na karku niewolnika Venoma, nawet nie pamiętał, jak tamten miał na imię.

-A ja… Nie mogę zostać dzisiaj tu?- Szepnął.- Nienajlepiej się czuję…

Demon westchnął. Jeszcze kilka minut temu wyglądał na tryskającego zdrowiem.

-Możesz.- Zgodził się po chwili.- Co ci się dzieje?- Zapytał.

-Nic. Jestem zmęczony…

-Nie myśl nawet o ulgach. Zaraz będzie tu Cyjan. Jesteś mi potrzebny.- Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.

-Do czego?- Zdziwił się Nataniel.

-Po pierwsze, niewolnik Venoma będzie brał z ciebie przykład. Masz być grzeczny, nie pyskować i robić wszystko, co mówię. A po drugie, wiem, że tamten nie będzie z początku zbyt posłuszny, dlatego też zobaczysz, do jakich tortur jestem zdolny, jeśli się mnie zdenerwuje. To będzie dla ciebie przestrogą.

-Nie chce patrzeć, jak kogoś krzywdzisz…- Pisnął nieśmiało chłopiec. Oglądanie Meki drugiej istoty było dla niego torturą.

-Nie interesuje mnie, czy chcesz, czy może nie.- Powiedział trochę ostrzej Makador.- Będziesz na to patrzył. Jak ci rozkażę, to nawet z uśmiechem.

Arkade zamilkł. Demon zmarszczył brwi i zaczerpnął głęboki oddech.

-Idą.- Powiedział. Jego zmysły były nieomylne.

-Skąd wiesz, panie?- Zdziwił się Nataniel.

-Jestem demonem. Ja wiem wszystko.-Odparł właściciel, nie do końca poważnie.



Młody Arkade patrzył na młodego, drobnego osobnika, siedzącego na jednym z foteli w bibliotece Demasse. Czarne loki spadały kaskadą na smukłe ramiona, oblewały drobną twarzyczkę. Złote ślepia patrzyły na niego pewnie. Widoczna w nich była ciekawość, mimo wszystko, żadnego strachu. Venom rozmawiał o czymś z Makadorem, nie specjalnie interesowali się Arkade, który drżał z podekscytowania. Spoglądał na czarnowłosego młodzieńca. Miał podobną sylwetkę. Był śliczny. Nataniel poczuł coś dziwnego, jakby obawę. A jeśli jego panu spodoba się ten niewolnik? Dlaczego go to zajmowało? Przecież nie powinien o tym myśleć... Podniósł wzrok, Cyjan żegnał się z Demasse, po chwili już go nie było. Demon uważnie spojrzał na żółtookiego.

-Jak masz na imię?- Zapytał zimno, co ucieszyło Arkade. Może nie spodobał się jego panu… Znowu skarcił się w myślach.

Ciemnowłosy chłopak milczał, nie zamierzał ulec tak łatwo. Nie teraz.

-Możesz powiedzieć po dobroci, albo inaczej…- Ostrzegł Makador i przymknął groźnie oczy.

-Gabriel.- Odparł chłopak, również chłodno. Nikt, nawet Demasse nie mógł go ujarzmić. Jego godność by tego nie zniosła.

Arkade przyglądał się temu ze zdziwieniem, żółtooki chyba nie miał pojęcia, w co się pakował. Nie znał demona, nie wiedział, do czego był zdolny.

-Wiesz, po co tu jesteś?- Demon zadał kolejne pytanie, a Gabriel prychnął.

-Bo moje zachowanie jest karygodne. Bo nie słucham, takich, jak wy. Nie oddam wam mojej godności, bądźcie pewni, nie uniżę się przed Almagedorczykami!- Krzyknął, pewny swoich słów. Już kopał pod sobą grób.

-Tak tylko myślisz.- Zaśmiał się mężczyzna.- Po kilku chwilach zmienisz zdanie.- Uśmiechnął się nieprzyjemnie.

-Nie zmusisz mnie do niczego.- Zastrzegł szybko chłopiec, tak samo pewny siebie, jak na początku.

-Wolisz umrzeć, niż być posłusznym?- Zaciekawił się demon. Gabriel był… Odważny. I bardzo lekkomyślny.

-Tak.- Odparł bez wahania żółtooki.

-To głupota, wiesz?- Drwina demona była wyraźna.- Twoja głupota.

-Jeśli przez to, że pragnę zachować godność, jestem głupi, niech tak będzie.- Rzekłszy to, Gabriel odwrócił wzrok od Demasse. Nie chciał na niego patrzeć, gardził nim.

-Wiesz, że mogę cię zabić w każdej chwili?- Makador uśmiechnął się nieprzyjemnie. Wyglądało na to, że nie był zdenerwowany, ciekawiło go, jak chłopiec wybrnie z sytuacji.

-Wiem.- Powiedział młodzieniec. Nataniel słuchał tej rozmowy z zaciekawieniem. Westchnął, on nigdy nie miał by tyle odwagi, żeby powiedzieć coś takiego swemu panu. A bardzo tego pragnął…

-A wiesz, jak masz się zachowywać?- Zapytał mężczyzna i zbliżył się nieznacznie do czarnowłosego. Chciał zobaczyć, czy ten się odsunie. Nie zrobił tego.

-Wiem.- Odparł ciemnowłosy chłopiec i spojrzał pogardliwie w oczy oprawcy.

-Jak?- Brnął dalej szlachcic.

-Tak, żeby się nie poniżyć.- Nie ustępował.

Nataniel jęknął. Wyglądało na to, że nikt nie zwracał na niego uwagi. Z jednej strony, agresja jego pana przeniosła się na inną istotę, z drugiej, Arkade wolał, kiedy skupiała się na nim. Makador zaśmiał się kpiąco. Gabriel głupio robił, kłócąc się z nim. Taka bezczelność musiała być w końcu ukarana. Nie ważne, że Makador wcale nie był zdenerwowany. Konsekwentność była najważniejszym punktem przy tresurze.

-Ty już się poniżyłeś. Jesteś zbyt młodziutki, żeby cokolwiek wiedzieć.- Zaśmiał się kpiąco.

-Przeszedłem więcej niż niejeden Almagedorczyk, który przewraca się w grobie!- Oczy Gabriela zmieniły barwę na czerwoną, biła od nich wściekłość. Jaka był on istotą? Czyżby w jego żyłach krążyła krew harpii?

-Właśnie dzięki swoim zasadom. Gdybyś działał mądrze, nie mógłbyś tego powiedzieć.- Stwierdził bez wahania brunet. Miał rację.

-Nie będę żył, tak, jak wy zechcecie!- Złotooki poczuł przejmujący ból na policzku. Dotknął delikatnie lica, był w szoku.

-Cyjan nigdy cie nie bił.- Mówił demon.- Prawda?- Zaśmiał się cicho. Miał doświadczenia z takimi istotkami. Wiedział, co robić.- Teraz to się zmieni.

Młody Arkade czuł się dziwnie, gdy patrzył, jak jego pan bije inną istotę. Nigdy nie był osobą trzecią w takich sytuacjach. Gabriel milczał, faktycznie, nie był bity, ani przez Cyjana, ani przez kogokolwiek innego. Ale jeśli demon myślał, że złamie go uderzeniem w policzek, mylił się.

-Radze ci być posłusznym.- Zaczął Makador.- To była delikatna pieszczota, w porównaniu do tego, co ci zrobię, jeśli będziesz nieposłuszny.- Ostrzegł.- Wstawaj.

Arkade spojrzał na właściciela pytająco. Co on miał robić? Dlaczego nikt nie zwracał na niego uwagi?

-Panie…

-Natanielu, zabierz Gabriela do drugiej biblioteki. Opowiedz mu o regułach.- Rozkazał.

-Dobrze, Panie.- Czuł się upokorzony. Słuchał swego właściciela, jak Boga. Nawet nie próbował się przeciwstawić. Nie miał już godności. Był tylko zabaweczką… Gestem ręki zaprosił Gabriela na korytarz.

-Nie rób tak.- Szepnął, gdy zamknęły się za nimi drzwi.- Błagam.

-Ale jak?- Zdziwił się żółtooki, równocześnie podziwiając imponujące wnętrze rezydencji.

-Nie denerwuj go. Zrobi ci krzywdę.- Ostrzegł Arkade, naprawdę nie chciał oglądać tortur. Tym bardziej, że chłopak wydawał mu się… Nawet nie wiedział, jak to określić. Patrząc na czarnowłosego, na jego stosunek do świata, widział w nim przyjaciela.

Gabriel zaśmiał się.

-Nie bój się o mnie.- Uspakajał.- Ja potrafię sobie radzić, Natanielu.

-Skąd znasz moje imię?- Zdziwił się białowłosy.

-Tak powiedział do ciebie demon.- Oznajmił niewolnik Cyjana.

-On cię skrzywdzi…

-Nawet jeśli, dlaczego cie to interesuje?- Brwi chłopca uniosły się lekko ku górze. Czym spowodowana była ta troska ze strony Arkade?

-Ja nie wiem…- Ściszył głos białowłosy.- Po prostu…

-Widziałem, jak na niego patrzysz, aż ci ślina z ust ciekła. Zazdrosny?- Zaśmiał się chłopak. Nie wiedział, dokąd szli.

-Wcale nie…- Zaczerwienił się chłopiec.- Myślałem, że on cie zabije. Bałem się. Ja nie mogę tak do niego mówić.

-Ty jesteś jego własnością.- Zaśmiał się Gabriel, jednak nie złośliwie.- Grzeczniutką zabaweczką…- Dodał po chwili i uśmiechnął się przyjaźnie, jednak Arkade zrozumiał te słowa poważnie.

-Kiedyś byłem inny… - Posmutniał.- Proszę, nie denerwuj go, nie chce patrzeć, jak cię krzywdzi.

-Nie znasz mnie.- Rzekłszy to, żółtooki, stanął w miejscu.- Nie powinieneś się martwić.

-Czuję, jakbym znał… Ja nie chce patrzeć na cierpienie… Nawet jeśli cierpią obcy.

-Jesteś Armagedończykiem?- Bardziej stwierdził, niż zapytał Gabriel.

Nataniel przytaknął. Był dumny ze swego narodu, mimo, że ostatnie bitwy przegrał. Mało z leśnej krainy pozostało…

-A Ty nie? - Szepnął po chwili.-Czemu tu trafiłeś?

-Uciekłem.- Odparł drugi.-  Ale niedaleko, jak widać.

-Czemu uciekłeś?- Zdziwił się białowłosy. Wiedział, że nigdy nie zrozumie ludzkich problemów, ich celów, powodów, ale postanowił zapytać.

-Długo by opowiadać…- Gabriel zręcznie uniknął tematu.- Powiedz, jak ty tu trafiłeś.- Uśmiechnął się ciepło, gdy weszli za drzwi biblioteki.

Nataniel westchnął. Czuł, jakby z Gabrielem znali się od wielu lat, łatwo się z nim dogadywał, rozumiał go… Chłopak był inny, niż ludzie, których do tej pory spotkał.



Rozmowa między chłopcami wartko płynęła. Po dwóch godzinach wiedzieli o sobie mniej więcej wszystko. Gabriel był bardzo skryty, o swojej przeszłości wiele nie mówił. Nataniel dowiedział się jedynie, że nosi nazwisko Reavmor, ma szesnaście lat. Poznał jego zainteresowania. Młody Arkade opowiedział całą swoją historię. Od dnia narodzin, poprzez ucieczkę, po dziś dzień. Ciemnowłosy spoglądał teraz  na niego zaciekawiony. Z opowiadań chłopca wynikało, że jego pan faktycznie był dość nieobliczalny, a co dziwniejsze, bardzo mądry. Z kolei najciekawsze było to, że właściciel troszczył się o swojego niewolnika.

-Zależy mu na tobie.- Uśmiechnął się przyjaźnie Gabriel. Zatrzepotał rzęsami, jakby parodiował zaloty.

-Nie.- Oburzył się Arkade.

-Tak.- Chichot wylał się z ust ciemnowłosego.- Jak ślepym trzeba być, żeby tego nie zauważyć?

-Nie trzeba być ślepym…

-Nie kłuć się ze mną.- Powiedział stanowczo niewolnik Venoma.- Jestem starszy, okazuj mi szacunek.- Śmiał się bez zahamowań, czuł się rozluźniony w towarzystwie morgany. Zazdrościł białowłosemu rasy. On sam był Półharpią. Stworzeniem z natury aroganckim, tchórzliwym. Na ogół harpie były ptakami, najczęściej orłami, o głowie kobiety, jednak Półharpie. One przypominały ludzi, miały niewielki talent magiczny, normalny wygląd, gdyż ludzki gen był dominujący. Były jedynie nieco bardziej chciwe. Gabriel wstydził się domu, z jakiego pochodził, nigdy nie chciał o nim mówić.

-Tylko dwa miesiące…- Nataniel odwrócił wzrok. Czuł się szczęśliwy, jakby wreszcie wydobył  siebie wszystkie smutki  i wyrzucił gdzieś w świat. Wreszcie mógł się komuś zwierzyć. Po… Otworzył szeroko oczy. Przecież był tutaj tak krótko, a Almagedor stał się dla niego taki znajomy.

-Wiesz, jak Cyjan mnie traktuje? Praktycznie ze mną nie rozmawia, nie spędza ze mną czasu, tylko mnie bierze  i zostawia pod opieką służby…- Przyznał lekko zażenowany czarnowłosy.

-A chciałbyś, żeby spędzał z tobą czas?- Zapytał Nataniel. Okazywało się, że każdemu niewolnikowi czegoś brakuje. Musiał przyznać, cieszył się, że jego panem był Demasse. Chciał wolności, ale jeśli do końca życia miał być w niewoli, dobrze, że w takiej…

-Ja…- Zająknął się po raz pierwszy Gabriel.- Może.

-Dlaczego się go nie słuchasz?- Zdziwił się białowłosy, dla niego, grzecznego maleństwa, było to niezrozumiałe.

-Myślałem, że zwrócę jego uwagę,.- Przyznał zażenowany ciemnowłosy, oczy zasłonił ręką.- Ale tak się nie stało…

-A próbowałeś mu powiedzieć?- Dopytywała morgana. Czuła, że musi pomóc.

-Wyśmieje mnie…- Stwierdził Gabriel. Arkade spojrzał na niego z uśmiechem.

-Nie dowiesz się, póki nie spróbujesz… Ze mną rozmawiał… - Rzekłszy to, złapał w dłoń kosmyk swoich włosów, które ostatnimi czasy, zmieniały kolor na kremowy. Blask słońca, który od lat rozjaśniał włosy chłopca, nie miał wstępu do Almagedoru.

Wiem, że próbował ci to zrobić…- Przyznał złotooki.

-Skąd?- Zdziwił się drugi.

-Przecież to się działo tam, gdzie ja mieszkam.- Westchnął Gabriel, jakby powiedział coś oczywistego.- Widziałem…

-Przepraszam.- Młody Arkade spojrzał ze skruchą na towarzysza.

-Za co ty mnie przepraszasz?- Oburzył się ciemnowłosy.- Ja przepraszam, że patrzyłem na to i nie pomogłem… Pewnie chciałbyś, żeby Demasse był dla ciebie łagodniejszy…

-Jest dla mnie dobry…- Szepnął cichutko niewolnik demona.- Mówił mi już tysiące razy. To, jak jestem traktowany, zależy ode mnie… Chciałbym tylko, żeby czasem spróbował mnie zrozumieć…

-Ja chciałbym, żeby Cyjan zwrócił na mnie uwagę…

-Bądź posłuszny.- Zasugerował jasnowłosy.- Jeśli jesteś dla niego nieprzyjemny, nie będzie chciał rozmawiać.

-Nie mogę. To upokarzające.- Duma Gabriela znowu wzięła górę.

-Wiesz, Makador powiedział mi kiedyś… Powiedział, że  szlachetność nie polega na poświęcaniu się dla innych, czy manierach… Mówił, że godność zachowujemy wtedy, gdy potrafimy zaakceptować swoją sytuację. Z godnością… Jeśli jestem niewolnikiem, powinienem znać swoje miejsce i wypełniać polecenia. Gdy pokazujesz, że jest to dla ciebie upokarzające, nie godzisz się na to, choć nie masz wyjścia, tracisz wartość… Mówił, że moim celem jest posłuszeństwo. A może pewnego dnia, będę kimś więcej, niż tylko zabaweczką.

-Może…

-A co do zasad.- Zmienił temat Nataniel.- Po prostu rób, co ci karze i nie zaczynaj nic, bez jego zgody. Proszę, postaraj się.- Spojrzał prosząco na Gabriela. Czuł, że w końcu jakaś istota w pełni go rozumie….

-Dla ciebie się postaram.- Uśmiechnął się, gdy Nataniel opadł delikatnie na jego ramie.

Drzwi do Biblioteki uchyliły się delikatnie. Zza nich wyłoniła się sylwetka demona. Makador uśmiechał się kpiąco. Jaki słodki obrazek miał przez sobą.

-Dobrze, że się dogadujecie.- Zaśmiał się delikatnie.- Bo mam dla was zadanie.

-Co masz na myśli?- Zapytał chłodno Gabriel.

Demon uśmiechnął się lubieżnie.

-Zabawicie się ze sobą.- Zasyczał kąśliwie. Nie miał ochoty robić czegokolwiek z Półharpią, ale popatrzeć, jak ona zajmuje się jego niewolnikiem… Nie mógł sobie tego odmówić. Przecież nie mógł liczyć czyjegoś niewolnika, jako konkurencji dla siebie. Wielkiego demona.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.