piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział 60 - "Praca dla Sylvio"


Demasse nigdy nie był typem łagodnego, opiekuńczego mężczyzny, wiedział, że nigdy nie będzie i nawet nie chciał być. Dlaczego miałby sobie przysparzać niepotrzebnych trosk? W końcu nie był idiotą, żeby utrudniać sobie życie na siłę. A jednak, teraz czuł się jakby zobowiązany do czuwania nad śpiącym niewolnikiem, zupełnie tak, jakby ktoś wyszarpał mu tą ostatnią resztkę godności. Demon ognisty, przedstawiciel jednego z najpotężniejszych rodów na Almagedorze, przyszły król, miał wyrzuty sumienia, a do tego pozwolił, żeby jego własny niewolnik zamienił Arcykapłana w kupkę popiołu, złamał jego pieczęć, która była niemal nie do złamania i nawet nie był na niego zły! A na siebie oczywiście już tak! Świat oszalał…
Demon spojrzał w uchylone już oczy Nataniela, po czym westchnął przeciągle. Co miał mu teraz powiedzieć? Zmarszczył brwi, kiedy poczuł, jak jego delikatne palce oplatają się wokół jego dłoni.
- Czy ja… - Zadrżał Arkade, zaciskając powieki.- Zabiłem tamtego…
- Cicho - przerwał mu demon. - Nie myśl o tym.
- Nie potrafię. - Zapłakał chłopak, wtulając twarz w poduszkę.
Demon pokręcił tylko głową, jakby wbrew sobie ukucnął przy nim i delikatnie pogłaskał po policzku. Żadne słowa nie mogły teraz pomóc, więc milczał i czekał, aż morgana się uspokoi.

Gdyby Gabriel nigdy nie spędził nocy na ulicy, nie spodziewałby się, że to takie ciężkie przeżycie. Miał w tym jednak odrobinę doświadczenia i to wszystko nie robiło na nim takiego wrażenia. Almagedorczycy dookoła, cerbery, śmiechy i krzyki, czym one były w porównaniu do tego, co teraz zaprzątało jego myśli? Czasem naprawdę łudził się, że Venom odwzajemnia jego uczucia, ale niezależnie do tego, jaki na zewnątrz był opryskliwy i pewny siebie, w środku był naiwny i nieszczęśliwie zakochany. Czy naprawdę był tylko ładną kukłą, którą można od tak wyrzucić? Nawet fakt, że był mordercą nie był dla niego teraz ważny. Nie myślał, że demon mógłby sobie zrobić krzywdę, nie czuł się za to winny, w końcu nie wiedział. Miał jednak nieodpartą ochotę użalać się nad sobą i to też robił.
Siedział teraz w jakimś cichych zaułku i myślał, co by teraz ze sobą począć. Venom chyba by go nie wyrzucił, gdyby nie miał pewności, że strażnicy bramy go przepuszczą. Z drugiej strony, nie miał przy sobie ani grosza… Przeklął w myślach. Dlaczego akurat w takiej chwili obniósł się dumą i nie zabrał tego cholernego złota? Nie tak wyobrażał sobie wolność…
W końcu wstał, opierając się o marmurową ścianę za nim. Musiał zacząć coś robić, żeby nie paść z głodu. Wyszedł na wąską uliczkę, fakt, że na Almagedorze nigdy nie było jasno wcale mu nie pomagał. Nawet nie wiedział, która była godzina. Odwrócił się szybko, słysząc kroki za sobą i jęknął, zderzając się z czymś naprawdę twardym. Pomasował bolącą skroń i spojrzał z niezadowoleniem na jakiegoś wysokiego przybysza… Dziwnie znajomy.
-Wybacz, nic ci nie jest? - zapytał mężczyzna, uśmiechając się odrobinę ironicznie.
Gabriel znał ten głos, to ciało również. Jasne, półdługie włosy, blada skóra, te hipnotyzujące oczy… Karo! Ten sam, z którym przespał się na balu u Cyjana…
- Nie. - Prychnął Reavmor. - Uważaj, gdzie idziesz następnym razem…
- Gabryś? - zapytał ze zdziwieniem Sylvio. - Nie poznałem cię, co tutaj robisz o takiej godzinie? Cyjan pewnie się martwi…
Harpia westchnęła cicho, po czym pokręciła głową. Jak to nie poznał jej? Aż tak źle wyglądała? W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego. Ratował ją fakt, że miała makijaż, chociaż jego stan był dla harpii wielką niewiadomą. W końcu nie miała lusterka.
- Raczej nie - odparła. - Muszę iść.
- Nie tak szybko… - Zaśmiał się Karo, łapiąc drobne ramię chłopca. - Chyba powinienem cię odstawić  do twojego pana, nie sądzisz?
- Ja już nie mam pana. - Odparł lekceważąco Reavmor, najpewniej nieświadom, że nie powinien tego mówić. - Jeśli chcesz, możesz go zapytać.
- Wypuścił cię?
- Wyrzucił - sprostował Gabriel, jakoś nie potrafił oprzeć się pokusie, żeby się pożalić, chociażby jemu.
- Biedactwo. - Uśmiechnął się kpiąco mężczyzna, opierając się o białą, marmurową ścianę. Wyjął z kieszeni paczkę cygar i odpalił jedno. -  Rozumiem, że to nie z twojej winy… I tak się szwendałeś całą noc?
- Nieważne. - Chłopak zerknął z pożądaniem na dym unoszący się wokół mężczyzny.- Poczęstujesz?
Karo bez słowa podał mu paczkę, a potem srebrną zapalniczkę.
- Bezczelny - skwitował z uśmiechem, kiedy Reavmor się zaciągnął. - Nawet nie podziękujesz.
Harpia wzruszyła ramionami.
- Ostatnio byłeś trochę milszy, skarbie. Mimo wszystko, czuję się zobowiązany do pomocy tak pięknemu stworzeniu.
- Czyżby? A na czym miałaby polegać twoja pomoc? - Prychnął Reavmor, nie chciał dawać mu satysfakcji, ale w obecnej sytuacji nie miał zbyt wielkiego wyboru.
- Chodź za mną, chyba mam dla ciebie pewne zajęcie.

-Już się uspokoiłeś? - zapytał demon, gładząc delikatnie plecy swojej zabaweczki. Płakał już chyba od godziny, a Demasse zaczynało brakować cierpliwości, w dodatku nie miał pojęcia, dlaczego chłopak tulił się do niego, przecież ta cała sytuacja powstała przy jego sporym udziale. - Musimy porozmawiać.
Możliwe, że zaczynał ten temat odrobinę zbyt szybko, ale chciał mieć tą kwestię za sobą. W końcu Nataniel musiał kiedyś dorosnąć. On również stracił ojca w tym wieku, wiedział, że Arkade będzie to mocno przeżywał, ale musiał się otrząsnąć i żyć dalej. Taka była kolej rzeczy.
- O czym? - Zachlipał chłopiec.
- O mocy, która jest nam potrzebna - rzekł Demasse. - Ojciec oddał ci ją w chwili śmierci, pewnie nawet teraz czujesz ją w sobie, prawda?
Chłopiec kiwnął głową.
- Potrzebujemy jej, by odpieczętować mapę.
Nataniel zacisnął powieki. Dlaczego demon teraz mu o tym mówił? Nie mógł poczekać chociaż chwili? Nawet nie miał pojęcia, jak go ranił, albo po prostu go to nie obchodziło. Chciał tylko odpocząć od tego…
- Nie potrafię pieczętować - szepnął cicho, wtulając zapłakaną twarz w klatkę piersiową właściciela.
- Wszystkiego cię nauczę - rzekł poważnie demon.- Gdyby chodziło o mnie, pozwoliłbym ci zdecydować, ale znasz sytuację i wiesz, że to konieczność.
- On nie chciał tego zrobić…
- Za to chciał cię zabić. - Prychnął demon.- Twój ojciec był głupcem, nie wiedział, czym jest honor.
- Nie mów tak…
- Natanielu, dosłałeś szansę, by pokazać, że coś znaczysz. Możesz albo umrzeć, albo dowieść, że nie pomyliłem się co do ciebie.
- Ja i tak nie chcę już żyć. To dla mnie za dużo…
Tego było już za wiele… Demon zacisnął pięści na materiale piżamy chłopca. Bezczelny smarkacz nawet nie potrafił docenić własnego życia!
- Przestań gadać brednie i weź się w garść! - krzyknął na niego. - Nie chcę więcej tego słyszeć, rozumiesz?
- Przepraszam…
Sam nie wiedział, dlaczego zareagował na tą deklarację tak żywiołowo. Wiedział za to, że musi mieć niewolnika na oku, przynajmniej do czasu, aż się otrząśnie. I, że jeśli nie wyjdzie, zaraz oszaleje.
- Spróbuj zrobić sobie krzywdę, a pożałujesz - zagroził i zrzucił niewolnika ze swoich kolan na pościel.
- Tak, panie - szepnął chłopiec, gdy drzwi zatrzasnęły się za demonem z hukiem.

- O taką pomoc ci chodziło?
Reavmor spojrzał z oburzeniem na sporą, wykonaną w ciemnym marmurze kamienicę. Po rzeźbach, przedstawiających nagie, wijące się w erotycznych pozycjach ciała pląsały czerwone światła, przez uchylone okna ulatywał dym papierosowy, a do budynku co rusz wchodził i wychodził jakiś zamożny obywatel. Burdel… Po prostu burdel!
- Rozumiem, że prostytucja uwłacza twojej godności, Gabrielu? - Zaśmiał się Karo, obserwując niezadowoloną twarz przepięknej harpii. Wiedział, że będzie jego.
- Owszem - przyznał chłopak, jakby z wyrzutem.
- Sądziłem, że lubisz seks. Zastanów się, robiłbyś to, co sprawia ci przyjemność, czerpiąc przy tym inne korzyści. Czy to nie jest dobry układ?
- Może dla dziwki! - Rozzłościł się. Czy on wyglądał na kogoś takiego?
- No tak, zapomniałem, że mam do czynienia z dziewicą - zakpił Karo. - To nic upokarzającego, możesz dla mnie pracować, albo umrzeć z głodu i ubóstwa. Wybór powinien być oczywisty.
- Nie ma jakiejś innej opcji?
- Nie u mnie. A teraz chodź, wykapiesz się i przebierzesz, wtedy porozmawiamy poważnie.

Wnętrze budynku nie zaskoczyło Gabriela ani odrobinkę. Ciemne, karminowo-brązowe ściany, przytłumione światło, bijące od kilku kryształowych żyrandoli, czarna, granitowa podłoga, a na niej wielki, wzorzysty dywan. Na samym środku ustawiona była spora, okrągła scena, na której tańczyły roznegliżowane, młode stworzenia w rytm głośnej, organowej muzyki. Dookoła niej, przy stolikach, siedzieli najpewniej klienci, pijący alkohol i wypatrujący kandydata na dzisiejszy dzień. Dym tytoniowy unosił się wszędzie. W rogu pomieszczenia dało się zobaczyć drewniane schody prowadzące na pierwsze piętro, tam też poszedł Karo, a Gabriel za nim, ignorując zupełnie wpatrujących się w niego zboczeńców. Z mieszanką rezerwy i zaciekawienia oglądał korytarz, jakim prowadził go mężczyzna, na ścianach powywieszane były zdjęcia skąpo ubranych istot, najpewniej z zupełnie różnych lat. Gabriel przypuszczał, że to najwybitniejsze osobniki, jakie zagrzały tutaj miejsce. Prychnął, był ładniejszy. Zerknął na drzwi, jakie otworzył przed nim Karo i zrobił pytającą minę.
- Chcesz mnie tutaj uwięzić?
- W żadnym wypadku. - Zaśmiał się mężczyzna. - Chcę, żebyś wziął kąpiel i się przebrał, służba przyniesie ci ubranie i zaprowadzi do mojego gabinetu.
Gabriel pokręcił głową z westchnieniem i zamknął za sobą drzwi, o dziwo, cała muzyka wyraźnie słyszalna na korytarzu zupełnie ucichła.

- Układ jest bardzo prosty - zaczął Sylvio, lustrując wzrokiem piękną istotę przed sobą. - Ja zapewniam ci ciepłe łóżeczko, wyżywienie, pieniądze i ochronę, a ty obsługujesz klientów i tańczysz na dole.
- Masz to gdzieś na piśmie? - zakpił Gabriel, rozglądając się dookoła. Ciemne, drewniane ściany odrobinę go przytłaczały, ale nie dawał po sobie poznać. Oparł łokieć o dębowe biurko przed sobą.
- Oczywiście.- Mężczyzna wygrzebał z biurka jakiś dokument. - Tutaj masz wszystko.
- Jakie konkretnie są twoje wymagania?
- Twoje obowiązki z czasem będą się zmieniać. Na początku będziesz tańczył na dole i w ten sposób pozyskiwał klientów, przynajmniej siedem godzin dziennie, lub mniej, jeśli wcześniej obsłużysz co najmniej pięciu klientów, później, kiedy będziesz miał już stałych wielbicieli, dostaniesz grafik, według którego będziesz pracował kilka dni w tygodniu. Będziesz tańczył, aż cały twój grafik będzie zajęty. Oczywiście, jeśli będziesz chciał sobie dorobić, nie ma problemu, możesz pracować, ile tylko chcesz.
- Tobie też muszę usługiwać?
-Aż tak ci źle ze mną było? - Uśmiechnął się Sylvio i pokiwał głową. - Musisz, jeśli sobie tego zażyczę.
- Musze przyjmować każdego klienta?
- Zawsze, kiedy ktoś się tobą zainteresuje, ma obowiązek uzgodnić to ze mną lub moim zastępcą i zapłacić. Sam ocenię, czy będzie się dla ciebie nadawał, czy nie. Za wymagających klientów będziesz dostawał więcej złota, ale może się zdarzyć tak, że sprawią ci dużo bólu, więc będziesz musiał zadeklarować na wstępie, co jesteś w stanie zrobić i na jakie zabawy wyrażasz zgodę. To, czy pan ci się podoba, czy nie, już mnie nie interesuje.
- Mam przyjmować brudnych, śmierdzących grubasów? To miało być ponoć połączenie przyjemności i zysku.
- Gabrysiu, przyjmuję tylko poważnych, zadbanych obywateli, bez obaw.
- A co z ochroną?
- Dostaniesz ode mnie dwóch ochroniarzy, którzy będą pilnować, czy nie dzieje ci się jakaś krzywda.
- A stawka?
- Zaczynasz od najniższej, trzysta złotych monet za godzinę. Jeśli będzie na ciebie dużo chętnych, cena będzie rosła. Zaznaczę tylko, że połowa tego, co zarobisz, trafia do mnie.
- Rozumiem. A co z wychodzeniem na zewnątrz?
- Nie ma mowy o żadnym wychodzeniu.
- To po co mi pieniądze? - Oburzył się Gabriel.
- Kiedy skończy się umowa, dostaniesz je wszystkie i będziesz mógł zrobić, co będziesz chciał. Wstępna umowa jest na pół roku, po tym czasie możesz ją przedłużyć, lub nie, to już zależy od ciebie i od tego, czy będziesz przynosił duże zyski.
- I nie będę mógł zrezygnować, jeśli zmienię zdanie w trakcie?
- Nie.
Gabriel westchnął przeciągle.
- I jak podpiszę, to kiedy mam zacząć?
- Podpiszesz, wprowadzimy cię do listy moich podopiecznych, scharakteryzujemy krótko, przejdziesz szkolenie pod moim nadzorem i jak uznam, że jesteś gotowy, to dostaniesz pierwszego klienta. Nie martw się, wszystkiego się nauczysz.
- Na czym będzie polegać to szkolenie? Przecież jestem dobry w łóżku.
- Nie przeczę. - Uśmiechnął się lubieżnie Karo. - Ale do tej pory robiłeś to tak, jak miałeś ochotę, a od teraz będziesz to robił tak, jak zechce klient. Wszystko ci wytłumaczę.
- Świetnie…
- Gabrielu, ostrzegam cię tylko, masz spełniać moje polecenia i dobrze się sprawować, chcę ci pomóc, ale jednocześnie oczekuję z tego korzyści, a wiem, że jeśli będziesz grzeczny, będziesz je przynosił.
- A co, jeśli nie będę się dobrze sprawował?
- Wtedy postaram się, żebyś je przynosił mimo swojej niechęci. To nie takie trudne, sadystów tutaj nie brakuje.
No pięknie, Gabriel jeszcze nawet się nie zgodził, a już dostał groźbę. Ale czy miał jakiś wybór? Chciał sobie udowodnić, że da radę.
- Dobrze wiedzieć… Podsumowując, mam być niewolnikiem? - zapytał wprost.
- Mniej więcej, ale w przeciwieństwie do niewolnika, masz swoje prawa, przynajmniej do czasu, kiedy spełniasz swoje obowiązki. To jak będzie, skarbie?
- Gdzie mam to podpisać?
Sylvio uśmiechnął się i pokręcił głową, podsunął mu pod nos umowę i wskazał pole, w którym miał się podpisać. Gabryś poczuł, jak serce zaczyna bić mu szybciej wraz z przybliżaniem się pióra w jego dłoni do skrawa papieru. Jeszcze tylko kilka literek… Podpisał się. Podpisał! Został dziwką i nawet nie gryzło go sumienie!
- Gratulacje, od dzisiaj należysz do tego miejsca. Kto wie, może zostaniesz moim ulubieńcem?
- Miło… Mam jakichś konkurentów do tego miana?
- Jednego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.