Demasse nigdy nie był typem łagodnego, opiekuńczego
mężczyzny, wiedział, że nigdy nie będzie i nawet nie chciał być. Dlaczego
miałby sobie przysparzać niepotrzebnych trosk? W końcu nie był idiotą, żeby
utrudniać sobie życie na siłę. A jednak, teraz czuł się jakby zobowiązany do
czuwania nad śpiącym niewolnikiem, zupełnie tak, jakby ktoś wyszarpał mu tą
ostatnią resztkę godności. Demon ognisty, przedstawiciel jednego z
najpotężniejszych rodów na Almagedorze, przyszły król, miał wyrzuty sumienia, a
do tego pozwolił, żeby jego własny niewolnik zamienił Arcykapłana w kupkę
popiołu, złamał jego pieczęć, która była niemal nie do złamania i nawet nie był
na niego zły! A na siebie oczywiście już tak! Świat oszalał…
Demon spojrzał w uchylone już oczy Nataniela, po czym
westchnął przeciągle. Co miał mu teraz powiedzieć? Zmarszczył brwi, kiedy
poczuł, jak jego delikatne palce oplatają się wokół jego dłoni.
- Czy ja… - Zadrżał Arkade, zaciskając powieki.-
Zabiłem tamtego…
- Cicho - przerwał mu demon. - Nie myśl o tym.
- Nie potrafię. - Zapłakał chłopak, wtulając twarz w
poduszkę.
Demon pokręcił tylko głową, jakby wbrew sobie ukucnął
przy nim i delikatnie pogłaskał po policzku. Żadne słowa nie mogły teraz pomóc,
więc milczał i czekał, aż morgana się uspokoi.
Gdyby Gabriel nigdy nie spędził nocy na ulicy, nie
spodziewałby się, że to takie ciężkie przeżycie. Miał w tym jednak odrobinę
doświadczenia i to wszystko nie robiło na nim takiego wrażenia. Almagedorczycy
dookoła, cerbery, śmiechy i krzyki, czym one były w porównaniu do tego, co
teraz zaprzątało jego myśli? Czasem naprawdę łudził się, że Venom odwzajemnia
jego uczucia, ale niezależnie do tego, jaki na zewnątrz był opryskliwy i pewny
siebie, w środku był naiwny i nieszczęśliwie zakochany. Czy naprawdę był tylko
ładną kukłą, którą można od tak wyrzucić? Nawet fakt, że był mordercą nie był
dla niego teraz ważny. Nie myślał, że demon mógłby sobie zrobić krzywdę, nie
czuł się za to winny, w końcu nie wiedział. Miał jednak nieodpartą ochotę
użalać się nad sobą i to też robił.
Siedział teraz w jakimś cichych zaułku i myślał, co by
teraz ze sobą począć. Venom chyba by go nie wyrzucił, gdyby nie miał pewności,
że strażnicy bramy go przepuszczą. Z drugiej strony, nie miał przy sobie ani
grosza… Przeklął w myślach. Dlaczego akurat w takiej chwili obniósł się dumą i
nie zabrał tego cholernego złota? Nie tak wyobrażał sobie wolność…
W końcu wstał, opierając się o marmurową ścianę za
nim. Musiał zacząć coś robić, żeby nie paść z głodu. Wyszedł na wąską uliczkę,
fakt, że na Almagedorze nigdy nie było jasno wcale mu nie pomagał. Nawet nie
wiedział, która była godzina. Odwrócił się szybko, słysząc kroki za sobą i
jęknął, zderzając się z czymś naprawdę twardym. Pomasował bolącą skroń i
spojrzał z niezadowoleniem na jakiegoś wysokiego przybysza… Dziwnie znajomy.
-Wybacz, nic ci nie jest? - zapytał mężczyzna,
uśmiechając się odrobinę ironicznie.
Gabriel znał ten głos, to ciało również. Jasne,
półdługie włosy, blada skóra, te hipnotyzujące oczy… Karo! Ten sam, z którym
przespał się na balu u Cyjana…
- Nie. - Prychnął Reavmor. - Uważaj, gdzie idziesz
następnym razem…
- Gabryś? - zapytał ze zdziwieniem Sylvio. - Nie
poznałem cię, co tutaj robisz o takiej godzinie? Cyjan pewnie się martwi…
Harpia westchnęła cicho, po czym pokręciła głową. Jak
to nie poznał jej? Aż tak źle wyglądała? W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego.
Ratował ją fakt, że miała makijaż, chociaż jego stan był dla harpii wielką
niewiadomą. W końcu nie miała lusterka.
- Raczej nie - odparła. - Muszę iść.
- Nie tak szybko… - Zaśmiał się Karo, łapiąc drobne
ramię chłopca. - Chyba powinienem cię odstawić
do twojego pana, nie sądzisz?
- Ja już nie mam pana. - Odparł lekceważąco Reavmor,
najpewniej nieświadom, że nie powinien tego mówić. - Jeśli chcesz, możesz go
zapytać.
- Wypuścił cię?
- Wyrzucił - sprostował Gabriel, jakoś nie potrafił
oprzeć się pokusie, żeby się pożalić, chociażby jemu.
- Biedactwo. - Uśmiechnął się kpiąco mężczyzna,
opierając się o białą, marmurową ścianę. Wyjął z kieszeni paczkę cygar i
odpalił jedno. - Rozumiem, że to nie z
twojej winy… I tak się szwendałeś całą noc?
- Nieważne. - Chłopak zerknął z pożądaniem na dym
unoszący się wokół mężczyzny.- Poczęstujesz?
Karo bez słowa podał mu paczkę, a potem srebrną
zapalniczkę.
- Bezczelny - skwitował z uśmiechem, kiedy Reavmor się
zaciągnął. - Nawet nie podziękujesz.
Harpia wzruszyła ramionami.
- Ostatnio byłeś trochę milszy, skarbie. Mimo
wszystko, czuję się zobowiązany do pomocy tak pięknemu stworzeniu.
- Czyżby? A na czym miałaby polegać twoja pomoc? -
Prychnął Reavmor, nie chciał dawać mu satysfakcji, ale w obecnej sytuacji nie
miał zbyt wielkiego wyboru.
- Chodź za mną, chyba mam dla ciebie pewne zajęcie.
-Już się uspokoiłeś? - zapytał demon, gładząc
delikatnie plecy swojej zabaweczki. Płakał już chyba od godziny, a Demasse
zaczynało brakować cierpliwości, w dodatku nie miał pojęcia, dlaczego chłopak
tulił się do niego, przecież ta cała sytuacja powstała przy jego sporym
udziale. - Musimy porozmawiać.
Możliwe, że zaczynał ten temat odrobinę zbyt szybko,
ale chciał mieć tą kwestię za sobą. W końcu Nataniel musiał kiedyś dorosnąć. On
również stracił ojca w tym wieku, wiedział, że Arkade będzie to mocno
przeżywał, ale musiał się otrząsnąć i żyć dalej. Taka była kolej rzeczy.
- O czym? - Zachlipał chłopiec.
- O mocy, która jest nam potrzebna - rzekł Demasse. -
Ojciec oddał ci ją w chwili śmierci, pewnie nawet teraz czujesz ją w sobie,
prawda?
Chłopiec kiwnął głową.
- Potrzebujemy jej, by odpieczętować mapę.
Nataniel zacisnął powieki. Dlaczego demon teraz mu o
tym mówił? Nie mógł poczekać chociaż chwili? Nawet nie miał pojęcia, jak go
ranił, albo po prostu go to nie obchodziło. Chciał tylko odpocząć od tego…
- Nie potrafię pieczętować - szepnął cicho, wtulając
zapłakaną twarz w klatkę piersiową właściciela.
- Wszystkiego cię nauczę - rzekł poważnie demon.-
Gdyby chodziło o mnie, pozwoliłbym ci zdecydować, ale znasz sytuację i wiesz,
że to konieczność.
- On nie chciał tego zrobić…
- Za to chciał cię zabić. - Prychnął demon.- Twój
ojciec był głupcem, nie wiedział, czym jest honor.
- Nie mów tak…
- Natanielu, dosłałeś szansę, by pokazać, że coś
znaczysz. Możesz albo umrzeć, albo dowieść, że nie pomyliłem się co do ciebie.
- Ja i tak nie chcę już żyć. To dla mnie za dużo…
Tego było już za wiele… Demon zacisnął pięści na
materiale piżamy chłopca. Bezczelny smarkacz nawet nie potrafił docenić
własnego życia!
- Przestań gadać brednie i weź się w garść! - krzyknął
na niego. - Nie chcę więcej tego słyszeć, rozumiesz?
- Przepraszam…
Sam nie wiedział, dlaczego zareagował na tą deklarację
tak żywiołowo. Wiedział za to, że musi mieć niewolnika na oku, przynajmniej do
czasu, aż się otrząśnie. I, że jeśli nie wyjdzie, zaraz oszaleje.
- Spróbuj zrobić sobie krzywdę, a pożałujesz -
zagroził i zrzucił niewolnika ze swoich kolan na pościel.
- Tak, panie - szepnął chłopiec, gdy drzwi zatrzasnęły
się za demonem z hukiem.
- O taką pomoc ci chodziło?
Reavmor spojrzał z oburzeniem na sporą, wykonaną w
ciemnym marmurze kamienicę. Po rzeźbach, przedstawiających nagie, wijące się w
erotycznych pozycjach ciała pląsały czerwone światła, przez uchylone okna
ulatywał dym papierosowy, a do budynku co rusz wchodził i wychodził jakiś
zamożny obywatel. Burdel… Po prostu burdel!
- Rozumiem, że prostytucja uwłacza twojej godności,
Gabrielu? - Zaśmiał się Karo, obserwując niezadowoloną twarz przepięknej
harpii. Wiedział, że będzie jego.
- Owszem - przyznał chłopak, jakby z wyrzutem.
- Sądziłem, że lubisz seks. Zastanów się, robiłbyś to,
co sprawia ci przyjemność, czerpiąc przy tym inne korzyści. Czy to nie jest
dobry układ?
- Może dla dziwki! - Rozzłościł się. Czy on wyglądał
na kogoś takiego?
- No tak, zapomniałem, że mam do czynienia z dziewicą
- zakpił Karo. - To nic upokarzającego, możesz dla mnie pracować, albo umrzeć z
głodu i ubóstwa. Wybór powinien być oczywisty.
- Nie ma jakiejś innej opcji?
- Nie u mnie. A teraz chodź, wykapiesz się i
przebierzesz, wtedy porozmawiamy poważnie.
Wnętrze budynku nie zaskoczyło Gabriela ani odrobinkę.
Ciemne, karminowo-brązowe ściany, przytłumione światło, bijące od kilku
kryształowych żyrandoli, czarna, granitowa podłoga, a na niej wielki, wzorzysty
dywan. Na samym środku ustawiona była spora, okrągła scena, na której tańczyły
roznegliżowane, młode stworzenia w rytm głośnej, organowej muzyki. Dookoła
niej, przy stolikach, siedzieli najpewniej klienci, pijący alkohol i
wypatrujący kandydata na dzisiejszy dzień. Dym tytoniowy unosił się wszędzie. W
rogu pomieszczenia dało się zobaczyć drewniane schody prowadzące na pierwsze
piętro, tam też poszedł Karo, a Gabriel za nim, ignorując zupełnie wpatrujących
się w niego zboczeńców. Z mieszanką rezerwy i zaciekawienia oglądał korytarz,
jakim prowadził go mężczyzna, na ścianach powywieszane były zdjęcia skąpo
ubranych istot, najpewniej z zupełnie różnych lat. Gabriel przypuszczał, że to
najwybitniejsze osobniki, jakie zagrzały tutaj miejsce. Prychnął, był
ładniejszy. Zerknął na drzwi, jakie otworzył przed nim Karo i zrobił pytającą
minę.
- Chcesz mnie tutaj uwięzić?
- W żadnym wypadku. - Zaśmiał się mężczyzna. - Chcę,
żebyś wziął kąpiel i się przebrał, służba przyniesie ci ubranie i zaprowadzi do
mojego gabinetu.
Gabriel pokręcił głową z westchnieniem i zamknął za
sobą drzwi, o dziwo, cała muzyka wyraźnie słyszalna na korytarzu zupełnie
ucichła.
- Układ jest bardzo prosty - zaczął Sylvio, lustrując
wzrokiem piękną istotę przed sobą. - Ja zapewniam ci ciepłe łóżeczko,
wyżywienie, pieniądze i ochronę, a ty obsługujesz klientów i tańczysz na dole.
- Masz to gdzieś na piśmie? - zakpił Gabriel,
rozglądając się dookoła. Ciemne, drewniane ściany odrobinę go przytłaczały, ale
nie dawał po sobie poznać. Oparł łokieć o dębowe biurko przed sobą.
- Oczywiście.- Mężczyzna wygrzebał z biurka jakiś
dokument. - Tutaj masz wszystko.
- Jakie konkretnie są twoje wymagania?
- Twoje obowiązki z czasem będą się zmieniać. Na
początku będziesz tańczył na dole i w ten sposób pozyskiwał klientów,
przynajmniej siedem godzin dziennie, lub mniej, jeśli wcześniej obsłużysz co
najmniej pięciu klientów, później, kiedy będziesz miał już stałych wielbicieli,
dostaniesz grafik, według którego będziesz pracował kilka dni w tygodniu.
Będziesz tańczył, aż cały twój grafik będzie zajęty. Oczywiście, jeśli będziesz
chciał sobie dorobić, nie ma problemu, możesz pracować, ile tylko chcesz.
- Tobie też muszę usługiwać?
-Aż tak ci źle ze mną było? - Uśmiechnął się Sylvio i
pokiwał głową. - Musisz, jeśli sobie tego zażyczę.
- Musze przyjmować każdego klienta?
- Zawsze, kiedy ktoś się tobą zainteresuje, ma
obowiązek uzgodnić to ze mną lub moim zastępcą i zapłacić. Sam ocenię, czy
będzie się dla ciebie nadawał, czy nie. Za wymagających klientów będziesz
dostawał więcej złota, ale może się zdarzyć tak, że sprawią ci dużo bólu, więc
będziesz musiał zadeklarować na wstępie, co jesteś w stanie zrobić i na jakie
zabawy wyrażasz zgodę. To, czy pan ci się podoba, czy nie, już mnie nie
interesuje.
- Mam przyjmować brudnych, śmierdzących grubasów? To
miało być ponoć połączenie przyjemności i zysku.
- Gabrysiu, przyjmuję tylko poważnych, zadbanych
obywateli, bez obaw.
- A co z ochroną?
- Dostaniesz ode mnie dwóch ochroniarzy, którzy będą
pilnować, czy nie dzieje ci się jakaś krzywda.
- A stawka?
- Zaczynasz od najniższej, trzysta złotych monet za
godzinę. Jeśli będzie na ciebie dużo chętnych, cena będzie rosła. Zaznaczę
tylko, że połowa tego, co zarobisz, trafia do mnie.
- Rozumiem. A co z wychodzeniem na zewnątrz?
- Nie ma mowy o żadnym wychodzeniu.
- To po co mi pieniądze? - Oburzył się Gabriel.
- Kiedy skończy się umowa, dostaniesz je wszystkie i
będziesz mógł zrobić, co będziesz chciał. Wstępna umowa jest na pół roku, po
tym czasie możesz ją przedłużyć, lub nie, to już zależy od ciebie i od tego,
czy będziesz przynosił duże zyski.
- I nie będę mógł zrezygnować, jeśli zmienię zdanie w
trakcie?
- Nie.
Gabriel westchnął przeciągle.
- I jak podpiszę, to kiedy mam zacząć?
- Podpiszesz, wprowadzimy cię do listy moich
podopiecznych, scharakteryzujemy krótko, przejdziesz szkolenie pod moim
nadzorem i jak uznam, że jesteś gotowy, to dostaniesz pierwszego klienta. Nie
martw się, wszystkiego się nauczysz.
- Na czym będzie polegać to szkolenie? Przecież jestem
dobry w łóżku.
- Nie przeczę. - Uśmiechnął się lubieżnie Karo. - Ale
do tej pory robiłeś to tak, jak miałeś ochotę, a od teraz będziesz to robił
tak, jak zechce klient. Wszystko ci wytłumaczę.
- Świetnie…
- Gabrielu, ostrzegam cię tylko, masz spełniać moje
polecenia i dobrze się sprawować, chcę ci pomóc, ale jednocześnie oczekuję z
tego korzyści, a wiem, że jeśli będziesz grzeczny, będziesz je przynosił.
- A co, jeśli nie będę się dobrze sprawował?
- Wtedy postaram się, żebyś je przynosił mimo swojej
niechęci. To nie takie trudne, sadystów tutaj nie brakuje.
No pięknie, Gabriel jeszcze nawet się nie zgodził, a
już dostał groźbę. Ale czy miał jakiś wybór? Chciał sobie udowodnić, że da
radę.
- Dobrze wiedzieć… Podsumowując, mam być niewolnikiem?
- zapytał wprost.
- Mniej więcej, ale w przeciwieństwie do niewolnika,
masz swoje prawa, przynajmniej do czasu, kiedy spełniasz swoje obowiązki. To
jak będzie, skarbie?
- Gdzie mam to podpisać?
Sylvio uśmiechnął się i pokręcił głową, podsunął mu
pod nos umowę i wskazał pole, w którym miał się podpisać. Gabryś poczuł, jak
serce zaczyna bić mu szybciej wraz z przybliżaniem się pióra w jego dłoni do
skrawa papieru. Jeszcze tylko kilka literek… Podpisał się. Podpisał! Został
dziwką i nawet nie gryzło go sumienie!
- Gratulacje, od dzisiaj należysz do tego miejsca. Kto
wie, może zostaniesz moim ulubieńcem?
- Miło… Mam jakichś konkurentów do tego miana?
- Jednego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.