-To się nie powtórzy, obiecuję.- Szepnął Nataniel, spuszczając głowę w dół.
Demon dalej był lekko rozdrażniony. Po wściekłości pozostały jedynie
nieznaczne szczątki. Miał ochotę na zimny prysznic, ale wiedział, że nie ma na
to czasu. W końcu, powinien iść do Venoma, skoro ten tak oczekuje jego
przyjścia. Westchnął, niespecjalnie tego teraz chciał. Wstał z łóżka i
przeczesał czarne włosy ręką. Najpierw musiał zająć się podopiecznym. Teraz
pomyślał, że być może lekko przesadził.
-Chodź za mną.- Rozkazał białowłosemu i wyszedł ze swej sypialni.
-Dokąd idziemy?- Zapytał chłopiec, dalej niepewny. On nie potrafił, tak jak
demon, przejść od szczęścia do wściekłości w kilka minut. I tak sądził, że nie
była to cecha pozytywna.
-Jedna ze służących opatrzy cię.- Odparł Demasse. Nataniel rozejrzał się
dookoła. Nie widział żądnych niewolnic, ani niewolników… Prócz siebie…
-Gdzie one są?
-Służba mieszka w domu obok. Wykonują przydzielone zlecenia, a ja w
zapłacie ich utrzymuję. Nie muszą być tutaj cały czas, jeśli ich nie
potrzebuję, są wolni.
-Skąd mają wiedzieć, kiedy są potrzebni?- Dopytywał młodzieniec. Almagedor
tak różnił się od jego ojczystej krainy. Jego służba spała zawsze w tym samym
budynku, wystarczyło krzyknąć, a zjawiała się garstka osób, chętnych do pomocy.
-Zapieczętowałem na ich ciałach znaki. One umożliwiają im myślową
komunikację ze mną.- Rzekłszy to, stanął przed jedynymi, na terenie tej
posiadłości, białymi drzwiami. Wepchnął za ich próg chłopca.- Siedź tutaj, póki
ktoś nie przyjdzie.- Po tych słowach zatrzasnął drzwi i udał się w nieznane
młodzieńcowi miejsce.
Nataniel rozejrzał się po pomieszczeniu. Ściany były fioletowe. W rogu
pokoju ustawiony był stół alchemiczny. Na nim spoczywały flakony i fiolki z
różnymi miksturami. Wzdłuż ścian biegły regałowe pułki. Nie dało się na nich
dojrzeć ani jednego wolnego miejsca. Wszędzie leżały jakieś eliksiry, magiczne substancje, różnokolorowe płyny.
Domyślił się, że działają na różne sposoby, a skoro został tu przyprowadzony,
to znajdzie się tutaj kilka mikstur o właściwościach leczniczych. Zapach był
mało przyjemny. Nataniel zdołał dostrzec krzesło, na którym najpewniej miał
usiąść, jednak on miał inne potrzeby. Jego ciekawość nie pozwoliła mu na
puszczenie koło uszu góry magicznych mieszanek. Podszedł do regałów i zaczął
czytać etykiety. Znalazł miksturę, umożliwiającą zmianę ciała w ogień. Zdołał
dojrzeć również fiolkę z esencją magiczną, pozwalającą na bardzo szybki sprint.
Niektóre nazwy były dla niego niezrozumiałe… Wziął jeden flakon w ręce.
Zaklęcie „Teleportacji w płynie”… Nagle
usłyszał trzask drzwi.
-Dzień dobry, skarbie.- Przywitała się smukła szatynka w fartuchu
pielęgniarki. Jej długie włosy spływały lekko na ramiona. Wyglądała na młodą.-
Co my tu mamy? Och…- Skrzywiła się lekko, wiedziała, co musiało zajść. Podeszła
do Nataniela i dotknęła poranionych ust.- Boli?
Arkade pokiwał głową w twierdzącym geście. Kobieta pogłaskała go lekko po
policzku.
-Nie bój się, skarbie, zaraz po siniakach nie będzie śladu.- Uśmiechnęła
się przyjaźnie.
-Jak ma pani na imię?- Zaciekawił się chłopiec. Szatynka była bardzo miła.
-Nie powinnam ci mówić.- Uśmiechnęła się lekko.- Ale zrobię wyjątek. Jestem
Xawera.- Rzekłszy to, mrugnęła do niego, mając na myśli to, by nie mówił o
zajściu Demasse.- A ty?
-Nataniel…- Szepnął cicho.- Mam pytanie…
-Tak? Śmiało, chętnie ci odpowiem.
-Dlaczego zaklęcia tu nie działają, a mikstury już tak?
-To chcesz wiedzieć?- Białowłosy kiwnął głową.- Pan Demasse aktywował
blokadę magiczną na terenie posiadłości, ale ta bariera dotyczy jedynie magii o
strukturze zaklęcia. Płynne zaklęcia również nie działają.
Chłopiec zmarszczył brwi. Czyli nici z „Teleportacji w płynie”. Kobieta
kontynuowała.
-Działają jedynie esencje i eliksiry, może jeszcze niektóre wywary
magiczne.- Dokończyła i podniosła z półki jeden flakon.- Wypij.
Młodzieniec przeczytał etykietę. „Esencja uzdrawiająca”. Czemu by nie?
-Całe?- Zapytał.
-Jeden łyk wystarczy, na twoje szczęście. Smak jest koszmarny.- Zaśmiała
się lekko.- No pij, skarbie.
Powoli, bardzo ostrożnie, Arkade upił niewielki łyk płynu. Na jego twarz wstąpił grymas niesmaku.
Faktycznie, esencja nie była dziełem sztuki kulinarnej. Powstrzymywał się
chwilę przed wypluciem eliksiru, by ostatecznie przełknąć go niechętnie i
głośno odetchnąć. Mimo, iż mikstura podążała do żołądka, okropny posmak
pozostał w ustach.
-Mogę popić?- Pisnął z nadzieją. Wiedział, jaką odpowiedz dostanie ze swoim
szczęściem.
-Nie.- Odrzekła kobieta i pogłaskała go lekko po głowie.- Siniaki i
zadrapania znikną w przeciągu piętnastu minut. Wtedy będziesz mógł przepić.
Chłopiec opuścił głowę. Zadrapania?! Według niej to były tylko nieszkodliwe
skaleczenia? Chyba nie wiedziała, ile on wycierpiał, gdy one tworzyły się na
jego ciele…
-Zostań tutaj, pan Demasse zaraz będzie.- Uśmiechnęła się.- Do widzenia,
skarbie.
Zanim Arkade zdołał cokolwiek powiedzieć, drzwi za pielęgniarką zamknęły
się z hukiem. Spojrzał na lustro naprzeciwko. Jego rany znikały w
oszałamiającym tempie. Po rozcięciu na wardze nie pozostał nawet ślad. W
przeciągu kilku minut poczuł się na powrót jak nowonarodzony. Drzwi do
pomieszczenia znowu się otworzyły. Wkroczył demon.
-Wstawaj, idziemy.- Rzekłszy to Demasse, postawił Nataniela w pionie.
-Dokąd?- Zapytał chłopak.
-Do pokoju, nie będziesz się pałętał po mojej rezydencji samotnie.- Odparł.
-Dokąd idziesz?
-Do Cyjana. Zachowuj się i nie próbuj grzebać w moich rzeczach, dowiem się,
jeśli mnie nie posłuchasz.- Spojrzał na białowłosego podejrzliwie.
-A nie mogę też iść?- Jęczał Arkade.
-Po tym, jak popisałeś się w sypialni? Nie.- Nataniel już otwierał usta, by
coś powiedzieć, kiedy demon go uciszył.- Nie przerywaj. Skąd mam wiedzieć, czy
nie zachowasz się podobnie w towarzystwie?
-Obiecuję, będę grzeczny.- Szepnął białowłosy, a twarz mu posmutniała.
Demon spojrzał na niego.- Proszę…- Ciągnął dalej.
-Wiesz, jak masz się zachowywać?- Westchnął mężczyzna.
-Będę siedział cicho, póki ktoś mnie o coś nie zapyta. Nie będę niczego
ruszał.- Rzekłszy to, złożył prosząco ręce.- Proszę, nie chce być sam.
Było to bardzo ciekawe. Demon nie mógł zrozumieć, jakim cudem chłopiec, dla
którego jest tak szorstki, zamiast skorzystać z okazji i pobyć samemu, chce iść
z nim… Nie do przyjęcia.
-Dobrze, ale jeśli będę musiał świecić za ciebie oczami, nie chciałbym być
w twojej skórze.- Ostrzegł demon w momencie, gdy przekroczyli bramę rezydencji
Demasse. Arkade był przerażony jej zewnętrznym wyglądem. Miała w sobie coś…
Mrocznego… Zanim zdążył pomyśleć o teleportacji, znajdował się już w innym
miejscu. Przed bramą dworu Venoma. Z budynku wychodziły ciche fale dźwięku
muzyki gotyckiej. To miejsce kojarzyło się Arkade z czymś pomiędzy cmentarzem,
a zamkiem. Na czarnej, twardej ziemi,
poustawiane były brudnobiałe nagrobki, nad sklepieniem unosił się szary
dym. W budynku świeciły się światła, co łatwo Nataniel zauważył, patrząc na
witrażowe okna, z których wychodziły bezbarwne promienie. Dwójka przekroczyła
bramę, następnie, prostym, ułożonym z czarnej kostki chodnikiem, podążyli w
stronę wejścia. Arkade spojrzał na opiekuna. Przez skurzany, czarny płaszcz do
ziemi, który włożył, wyglądał jeszcze bardziej przerażająco niż zwykle. Demon
stanął w miejscu. Przypatrzył się chłopcu od stóp do głowy. Pstryknął palcami.
W jednej chwili białowłosy poczuł, że ma na sobie coś niesamowicie
niewygodnego. Obejrzał się. Ten czarny, skurzany komplet, wybrany u
Silencji… Na nogach dalej oficerki, ale
tym razem bez żadnych dodatków.
-To nie jest grzeczne spotkanie.- Wytłumaczył demon.- Teraz będziesz
pasował do wystroju.- Zaśmiał się perfidnie. Młodzieniec złapał na nogawki i
starał się pociągnąć je lekko w dół. Z marnym, a właściwie z brakiem skutku.
Jęknął rozpaczliwie, ale posłusznie wszedł do budynku, przez drzwi, które
otworzył demon. W środku unosił się purpurowy dym, pachniało drogimi
alkoholami. Panował tłok i gwar. Niektórzy, z kieliszkiem wina w dłoni,
rozmawiali przy stolikach, inni, już niezdolni do konwersacji pili następne trunki. Słychać było ciężką,
jednak dość klasyczną muzykę gotycką. W środku roiło się od wampirów, a co było
bardziej przeraźliwe, wysysały z siebie nawzajem krew… Między istotami żywymi z
gracją przelatywały duchy i upiory. Arkade ledwo trzymał się na nogach.
Przerażająca większość osobników patrzyła na niego w niewytłumaczalny dla
Arkade sposób. Uśmiechały się lubieżnie, cynicznie, lecz nie dojrzał żadnego
przyjaznego wyrazu. Spojrzał na opiekuna, który był teraz spokojny.
-Trzymaj się mnie, a wszystko będzie dobrze.- Uspokoił go demon.- Podobasz
im się.
Nie było w tym nic dziwnego, Demasse jeszcze nie widział drugiego takiego
młodzieńca. Skupiał na sobie uwagę wszystkich.
Makador poprowadził chłopca do jednego ze stolików, jak się okazało,
siedzieli przy nim Cyjan i Diego. Venom spojrzał na Nataniela, uśmiechnął się
lubieżnie. Jeszcze nie widział go w
niczym innym, jak zbyt duża koszula Demasse. Teraz miał okazje pooglądać to
młode, drobne ciało w całej okazałości. Oblizał się, a Arkade zarumienił mocno.
Demasse rzucił nieprzyjazny uśmiech w stronę wampira.
-Witaj Makadorze.- Rzekł.- Spóźniłeś się…
Jako, że Cyjan siedział na brzegu, chwycił Nataniela za nadgarstek i
posadził na swoich kolanach, następnie objął w pasie. Chłopiec trochę się
wiercił i wyraźnie było widać, że czuł się nieswojo. Lubił wampira, ale
jednocześnie trochę obawiał się jego zachowań. Demon nic nie zrobił, usiadł
koło Silencji i patrzył krzywo na rudowłosego. Ten wziął kieliszek z winem i
przyłożył do ust maleństwa. Młodzieniec skrzywił się.
-Pij.- Zachęcił go Venom.
-Nie chcę.- Pisnął. Arkade tylko raz w życiu pił alkohol, gdy był mały i
pomylił grzane wino z kompotem. Nie mógł się pozbierać przez cały dzień, z
pewnością nie chciał tego poczuć jeszcze raz.
-On nie będzie pił.- Warknął demon. Diego milczał od początku.
-Przecież nic mu nie będzie, pozwól mu trochę.- Uśmiechnął się wampir.
-Nie chcę!- Powtórzył białowłosy.- Proszę, nie chcę…
Venom spojrzał na młodzieńca. Jeszcze nie poznał chłopaka, który wyparłby
się tej przyjemności. Wyjął cygaro z kieszeni i odpalił. Dym, pochodzący z
niego bardzo przeszkadzał Arkade. Zakaszlał kilka razy i wstał z kolan wampira.
Spojrzał na Diego, jedynego niepalącego, przynajmniej na razie. Malborio,
gestem dłoni zaprosił do siebie chłopca. Ten bez wahania usiadł obok niego i
położył głowę na umięśnionym ramieniu.
Venom westchnął, mógł go trzymać…
Władca wulkanicznej krainy trzymał w swych dłoniach pergamin zza oceanu.
Zagłębiając się w treść listu, przybierał coraz szerszy uśmiech. Minęły jedynie
cztery dni… Czas to ogłosić.-Pomyślał
król. Ale najpierw… Egzekucje…-
Uśmiechnął się nieprzyjemnie i zmrużył oczy.
Większość młodych niewolników pozostawała przy życiu i trafiała na targ
niewolników. Jednak jednego młodzieńca, Władca obiecał zabić… Tydzień miał się
zmienić w pięć dni…
Było już późno. Nataniel siedział na kolanach Cyjana. Byli tylko we dwoje.
Demasse poproszony został przez strażników na rozmowę. Diego musiał wstąpić do
Kaplicy Przywołań, gdyż kolejny raz stracił swojego feniksa z oczu, a miał już
tylko trzy życia… Takim sposobem, Arkade został zupełnie sam z krwiożerczym
wampirem. Venom był wielce zadowolony. Trzymał tą kruchą istotkę na kolanach,
dłońmi sunął po jego kształtnych udach, czasem dotykał lekko, ledwo zakrytych
pośladków maleństwa. Ten za każdym razem piszczał, niezadowolony. Rozbawiony Venom
całował go po szyi, chichocząc co jakiś czas. Uniósł kieliszek alkoholu i
przystawił do ust chłopca.
-Pij, kruszynko, pij.- Szepnął mu do ucha.
-Nie chce.- Jęknął i odwrócił głowę. Mimo wyraźnych protestów ze strony
białowłosego, Cyjan złapał do za podbródek i skłonił do picia. To był już
czwarty raz i Arkade poważnie kręciło się w głowię. Czuł ogarniające go uczucie
rozkojarzenia i nieobecności. Ciężko mu się myślało. Coraz mniej opierał się
przy podawaniu kolejnych kieliszków. Było mu przyjemnie, nie tak pamiętał
uczucie odurzenia. Nawet nie zauważył, gdy Venom zaczął stosować coraz to
śmielsze pieszczoty. Wampirza dłoń powędrowała do zapięcia kostiumu. Rozpinał
po kolei czarne, masywne guziki. Demasse właśnie wracał do środka. Dowiedział
się, że król chce go widzieć jutro wieczorem, razem z Arkade. Makador domyślał
się, iż Władca podjął decyzje wobec losów chłopca… Przekroczył próg i podążył w
kierunku miejsca, gdzie zostawił podopiecznego. Arkade dostrzegł na pierwszy
rzut oka. Krew mu zawrzała… Szybkim krokiem zbliżył się na odległość metra od
Venoma. Pociągnął Nataniela do siebie, będąc pewnym, że chłopak był trzeźwy…
Okazało się inaczej. Gdy białowłosy został pociągnięty do góry, od razu upadł
na podłogę.
-Upiłeś go, do cholery!- Wrzasnął wściekły i podniósł podopiecznego z
podłogi. Widząc, że chłopiec nie potrafi się utrzymać, wziął go na ręce.- Zabiję
cię.- Syknął.
-Przecież nic mu nie jest, pilnowałem go.- Odparł Cyjan z przyjacielskim
uśmiechem.
-Jest ledwo przytomny, a ja muszę go jutro postawić przed królem!
Demon nie potrafił się opanować. Nie dość, że pijany, to, gdyby tutaj nie
przyszedł, byłby jeszcze zgwałcony…
Demasse lubił Cyjana, lecz wampir był skrajnie nieodpowiedzialny… Cóż,
demon również chciał niedawno pozbawić białowłosego dziewictwa, jednak,
przynajmniej na trzeźwo… Chwycił młodzieńca mocniej, bez żadnego pożegnania
opuścił dwór Venoma. Chwilę później był już u siebie. Spojrzał na ledwo
przytomnego Arkade. Wiedział, że to nie wina chłopca, znał wampira… Wiedział, jaki
potrafił być rudowłosy. Gdyby miał pojęcie, że Diego, zawsze odpowiedzialny,
zostawi maleństwo same, nigdy by się nie zgodził. Właśnie, dlaczego Diego
zostawił ich samych? Miał się o tym przekonać później. Położył podopiecznego na
łóżku, przypatrywał mu się przez chwilę. Wzrok miał całkowicie nieobecny. Zdjął
z niego wszystko i pozostawił całkiem nagiego. Ledwo się opierał, by nie
dokończyć spraw zaczętych w magicznym lesie. Dotknął delikatnie uda Nataniela.
Skóra na nim była taka gładka i jedwabista. Zamknął oczy i podszedł do szafy.
Wyjął stamtąd koszulę. Założył ja na
podopiecznego. Okrył chłopca kołdrą i spojrzał na niego.
-Śpij dobrze.- Szepnął i wyszedł z pokoju. Jutro okaże się, jakie będą twoje dalsze losy…- Pomyślał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz