Ogień, bijący o czarne ściany groty był tak jasny, że
oślepiał. Skały zaczynały się topić. Tunel miał runąć i zakopać smocze zwłoki,
razem z przerażonym do granic możliwości białowłosym chłopcem. Wilgoć unosiła
się w powietrzu, tworząc gorącą parę, płomienie były wszędzie. Skała, która
runęła na ziemię zagrodziła Natanielowi przejście. Chłopak biegł z powrotem do
miejsca, gdzie znajdował się na początku, nie mogąc uciec inną drogą. Dym, jaki
powstawał przy topnieniu skał drażnił jego wrażliwy nos i gardło. Wrząca wilgoć
parzyła dotkliwie jego skórę. Krzyczał i czuł, że ma coraz mniej sił, jak
powoli się dusi i nie może zaczerpnąć kolejnego oddechu, pełnego gorącego
powietrza. Opadł na ziemię, czołgał się do wyjścia. Łzy spływające po jego
policzkach natychmiast znikały pod wpływem temperatury. Wycieńczony zamknął oczy,
nie mogąc zaczerpnąć oddechu…
W grocie zastał ogromne płonienie, walące się ściany i
głazy, spadające z łoskotem na ziemię. Biegł, nie starając się unikać ognia,
był demonem, stan, gdy jego ciało spowijały płomienie był naturalny. Te demony
nie mogły spłonąć, temperatura nie mogła zrobić im żadnej krzywdy. Demasse był
skupiony, poruszał się niesamowicie szybko. Wiedział, że niedaleko są wampir,
razem z Malborio, rozpoznał ich obecność, ale nie mógł sobie pozwolić na
czekanie, jedynie on był bezpieczny w takiej temperaturze. Czuł niepokój,
wiedział, jak inne istoty znoszą tak palący żar, a raczej, nie mogą znieść.
Stanął na chwile, nie mogąc opanować emocji, gdy ujrzał ciało niewolnika,
bezwładnie leżące na rozgrzanej ziemi. Podbiegł szybko i podniósł poparzonego
młodzika … Spojrzał za siebie, na goniące go płomienie i nie musiał się już
dalej zastanawiać…
- Spójrz na mnie.- Szeptał niespokojnie demon,
trzymając twarz chłopca w dłoni. - Otwórz oczy, do cholery!- Krzyknął,
głaskając młodzika po czerwonym policzku.
Cyjan podbiegł szybko do Demasse i spojrzał na
Nataniela. Jego ciało było w złym stanie, całe rozgrzane, klatka piersiowa nie
unosiła się, z daleka wyczuł, jak słaby był puls. Szybko przekuł jeden z palców prawej dłoni, a
po ręce poleciała mu strużka krwi. Uniósł delikatnie podbródek Arkade i
przystawił niewielką ranę do jego wysuszonych ust. Kilka kropel karminowej
cieczy popłynęło do przełyku chłopca. Demasse przełknął ślinę i zmarszczył
brwi, starając się doszukać jakiejkolwiek zmiany na twarzy swojego niewolnika.
Pierś zaczęła unosić się nieznacznie, o powieki drgnęły. Skóra lekko zbladła i
stała się chłodniejsza.
-Otwórz oczy.- Szepnął demon wprost do jego ucha. Twarz chłopca oblał grymas bólu, a demon odetchnął z ulgą i odsunął się
nieznacznie. Chłopak obudził się, oczy miał całe przekrwione, był bardzo
rozgrzany. Spojrzał nieprzytomnie na swojego właściciela.
-Panie?- Mruknął tak słabo, że w sercu demona coś
zakołatało. Chwilę później oczy Nataniela zamknęły się na powrót.
-Tak. - Odparł spokojnie Makador i z
delikatnością godna podziwu, wziął chłopca na ręce.- Już dobrze…- Dodał z
ociąganiem, tuląc do siebie drobne, wymęczone ciało, zaciskając powieki. Skąd w
nim było to ciepło? Jeszcze nigdy nie był tak łagodny, spokojny. W życiu by nie
pomyślał, że dozna takiej ulgi, widząc swoją zabawkę do łóżka, ani takiego
niepokoju, gdy ją zgubi.- Skąd się tutaj wziąłeś?- Zwrócił się do wampira.-
Gdzie Diego?
Demon westchnął, po opatrzeniu Nataniela stało się
jasnym, że zostanie mu parę blizn, które właściciel niezwłocznie usunie, gdy
tylko przydarzy się okazja. Nie mógł mieć przecież zabawki ze skazami. Diego
był na niego wściekły, za to, że zostawił chłopca samego, przywiązanego do
drzewa, ale i dumny, że potrafił naprawić swój błąd, póki co, udawał
wściekłego, wampir podobnie, ale naprawdę wzruszało go opiekuńcze spojrzenie
czarnowłosego, próbującego ukryć czułość pod wszystkim, pod czym się tylko
dało. Teraz milczał, starając się unikać wpatrzonych w niego oczu dwójki
mężczyzn. W końcu nie wytrzymał.
-Czego chcecie?!- Warknął, marszcząc brwi.
Diego zmrużył gniewnie oczy.
-Jesteś nieodpowiedzialny.- Rzekł.- Jak mogłeś do tego
dopuścić? Przecież wiesz, że ta misja jest bardzo ważna. Nie interesuje cię
Almagedor, musisz zachowywać się w taki sposób?- Mówił ostrym głosem, demon
nawet na niego nie spojrzał, odwrócił głowę, obrażony.- Patrz na mnie, kiedy do
ciebie mówię!
-Diego.- Warknął Makador.- Daj już spokój, miałem
wystarczająco dużo czasu do zastanawiania się nad swoją głupotą. – Dodał już
spokojniej, przechodząc ze zdenerwowanego tonu, do lekko melancholijnego.
-Makadorze…
-Wystarczy.- Szepnął cicho i odszedł, po prostu
zastawiając za sobą mężczyzn. Wyjął fajkę i odpalił. Zrobił dobrze? Więc
dlaczego czuł się winny? Powoli zaczął się orientować, że obydwa wyjścia z
wcześniej zaistniałej sytuacji były złe.
-Co z nim?- Zapytał Cyjana, wchodząc do namiotu, w
którym mężczyzna zajmował się
młodzikiem.
Wenom milczał przez chwilę, po czym westchnął.
-Lepiej.- Odparł przeciągle i spojrzał uważnie na
demona.- Co cię tak gryzie?
Demasse nie odpowiedział.
-Powiedz.- Szepnął wampir.- Może nie jestem najlepszym
przyjacielem, ale chyba nie aż tak beznadziejnym, żeby cię zignorować…
-Przecież wiesz.- Rzekłszy to demon, usiadł na
posłaniu i oparł brodę o pieść.- Nie potrzebuje pocieszenia.
-Nie zasługujesz na pocieszenie.- Uśmiechnął się
Cyjan.- Nie wszystko stracone, jesteśmy niedaleko Dżinów, los chciał cię tutaj
zaprowadzić.
-Jestem zdrajcą…
-Jesteś.- Zachichotał rudzielec.- Jak połowa Almagedorczyków.
Demasse, nikt z nas nigdy nie będzie święty, przecież wiesz. Póki można
naprawić błędy, nie warto się zadręczać. Na twoim miejscu zrobiłbym to samo.-
Poklepał go po ramieniu i zostawił samego z młodzikiem.
Demon pokręcił głową, było naprawdę źle. Tak źle, że
Cyjan mógł go pouczać. Mimo wszystko, uśmiechnął się lekko, może wampir miał
racje? Wszyscy popełniają błędy, dlaczego on miałby być idealny? Może nadszedł
czas, by dorosnąć i zacząć akceptować niektóre swoje wady… Czuł, że ostatnimi
czasy ciągle ktoś próbuje go niańczyć, a on nie chciał kazań, pomocy, wsparcia.
Potrzebował po prostu chwili samotności, którą niedawno dostał, która dała mu
siłę, by żyć tak, jak kiedyś i być może, by nie patrzeć zbyt często w
przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.