Młody Arkade z błogim uśmiechem i godnym podziwu
uporem wpatrywał się w spokojne oblicze swojego pana. Panował jeszcze półmrok,
jednak białowłosy był stanowczo zbyt podekscytowany, by spać. Po tym, jak
smutek odszedł, na jego miejscu spoczęła ciekawość. Mianowicie, chłopiec
zastanawiał się, czy właściciel zmieni choć trochę swoje postępowanie, czy może
nie… Miał wielką nadzieję, że nie łudzi się niepotrzebnie. Powieka Demasse
drgnęła lekko, jasnowłosy wstrzymał aż oddech. Było mu aż głupio, że tak się
zachowywał, ale nic nie mógł na to poradzić. Oparł się na łokciach, nie chciał
już leżeć. Wstał powoli z łóżka, przeciągając się mocno, następnie wyjrzał
przez okno, odsuwając wcześniej firankę. Dziura w sklepieniu robiła się coraz
ciaśniejsza, co znaczyło, że Almagedorskie siły pracowały pełnią sił. Zostało
już niewiele czasu do wyjazdu jego pana, a on musiał wyruszyć z nim. Demon
musiał się zgodzić. Chłopak był przejęty myślą, że Demasse mógłby go nie wziąć.
A jeśli by się nie zgodził? Arkade miał wielką nadzieję, że Gabriel pomoże mu
coś wymyślić…
-Nie śpisz?- Usłyszał męski głos za swoimi plecami.
Lekko drgnął. Co go wielce zdziwiło, nie usłyszał chichotu właściciela. Na
takie zachowanie, demon zwykle reagował śmiechem.
-Nie jestem zmęczony.- Odparł cicho, odwracając się do
bruneta. Mężczyzna wyglądał na rozluźnionego, jakby nic wczorajszego dnia nie
zaszło. Nagle przypomniał sobie o nowopoznanym przyjacielu.- Gdzie jest
Gabriel?
-Śpi sobie smacznie w celi.- Zakpił demon, opierając
się o ścianę. Zwinnym ruchem przyciągnął do siebie drobne ciało niewolnika.
Spojrzał z góry na twarz, wyrażającą wiele obaw.- Nic mu nie jest, jeśli tak
bardzo chcesz wiedzieć.
-Mogę go zobaczyć?- Spytał białowłosy, przytulając się
lekko do torsu demona. Ten pokręcił głową przecząco.
-Później.- Uciął i zabrał zabaweczkę na ręce. Ta
pisnęła nerwowo i oplotła swego pana nogami w pasie. Upadek z wysokości byłby
bardzo bolesny, każdy niewolnik wolał unikać stłuczeń w tych miejscach. Nie
były pożądane…
-Obiecałeś, że mnie dzisiaj posłuchasz.- Przypomniał
chłopiec. Demasse westchnął cierpienniczo. Usiadł na łóżku, układając sobie
chłopca na kolanach.
-Słucham.- Rzekłszy to, spojrzał lekko znudzony na
kochanka. Ten uśmiechnął się zakłopotany, nie wiedział, jak zacząć, żeby nie
brzmiało to absurdalnie. Tak bardzo mu zależało… Nie dopuszczał do siebie
wiadomości, że mógłby zostać tutaj.
-Panie… Ja, wiem, że nie jestem najsilniejszy.- Zaczął
koślawo.- Nie znam tego świata, ale… Ja… Potrafię sobie poradzić, naprawdę… J
ja…- Mówił mało przejrzyście. Demon zmrużył oczy, zapowiadał się długi, bardzo
długi dzień. Wolałby wypełniać papiery, niż słuchać tego bełkotu…
-Wykrztuś to z siebie.- Powiedział w końcu.
-Zabierzesz mnie do Dżinów?- Zapytał Nataniel i
zacisnął powieki, czekając na odpowiedz.
-Już powiedziałem. Nie.- Uciął miękko właściciel. Nie
miał zamiaru o tym rozmawiać, ani teraz, nie później. Był już pewien swojej
decyzji.
-Ale dlaczego? Ja nie rozumiem.- Jęknął rozpaczliwie
chłopiec.
-No właśnie, nie rozumiesz.- Mówił spokojnie demon.
Postanowił, że najpierw postara się to łagodnie wytłumaczyć, a jeśli nie
przyniesie to skutku… No cóż, lepiej dla Arkade, gdyby przyniosło…- Nie ma
potrzeby, żebym cię tam zabierał. Zawadzałbyś, rozumiesz? To poważna misja, nie
będę mógł cały czas na ciebie uważać. To zbyt niebezpieczne. Dbam o moje
zabawki, nie dam ich niszczyć.- Skończył i spojrzał na smutnego chłopca. Może
by go troszkę pocieszyć?- Zwłaszcza tych ulubionych.- Dodał.
Arkade spojrzał na niego niepewnie. Gryzła go jedna,
bardzo ważna rzecz. Jako niewolnik, powinien nienawidzić swego pana, dlaczego
tak bardzo mu zależało, by Demasse czuł do niego sympatię? Nie mógł temu
zaprzeczyć, nie czuł specjalnej niechęci do właściciela, dopiero teraz pierwszy
raz o tym pomyślał. Ale na pytanie, dlaczego tak było, nie mógł już
odpowiedzieć.
-Lubisz mnie, panie?- Spytał po chwili.
-Nie chce już słyszeć o Dżinach.- Powiedział demon,
unikając odpowiedzi na pytanie młodzika. Skończył tym samym skomplikowany
temat.
-A moje wczorajsze pytanie?- Oczy niewolnika
zaiskrzyły nadzieją. Czarnowłosy spojrzał na niego dziwnie. Nie miał pojęcia, o
co chodziło.- Magia…- Przypomniał białowłosy.
-Natanielu… Nie ufam ci jeszcze na tyle, by pozwolić
ci używać magii.- Stwierdził Makador.
-Nie rozumiem. Co to ma wspólnego z zaufaniem?-
Zdziwił się Nataniel.
-Z łatwością mógłbyś zwiać.- Zaśmiał się gorzko
mężczyzna i objął niewolnika zaborczo w pasie, jakby chcąc dać mu do
zrozumienia, że nie da mu nigdzie odejść.
-Przecież na terytorium twojej rezydencji jest bariera
antymagiczna.- Rzekłszy to, młodzieniec spojrzał prosząco na demona.- Nałożyłeś
na mnie pieczęć, ucieczka byłaby bezsensowna.
Arkade łapał się każdej deski ratunku, czuł, że
niewiele już potrzeba, by złamać czarnowłosego. Wysnucie jeszcze kilku
argumentów z pewnością by go uratowało. Nie mógł wyobrazić sobie życia bez
magii. Ciężko było mu to przyznać, ale czary były jedyną dziedziną życia, w
której szło mu lepiej, niż źle. Nigdy nie układało mu się w rodzinie. Rodzice
zawsze faworyzowali starszego brata. Nataniel był zbyt kruchy, by uczyć się
walki bronią, lub chociaż walki wręcz. Ledwo podnosił ciężki, stalowy miecz z
ziemi. Był przyjacielski, ale bardzo nie lubił obcych, którzy zbyt go
przytłaczali. Czuł się wtedy zagrożony, dlatego nie zawsze czuł się dobrze w
dużym towarzystwie. Kiedy się jeszcze zastanowił, pomyślał, że nie warto do
tego wracać, przysparzało mu to jedynie niepotrzebnych cierpień. Spojrzał z
powrotem na demona.
-Żebyś się uczył, musisz wyjść poza jej granice.-
Odparł demon.- Oczywiście, że bym cię złapał, ale ile bym musiał zmarnować
energii i czasu…
-A pod twoim nadzorem? Najprostsze zaklęcia? Proszę.-
Jęczał zdesperowany Nataniel.
Demon spojrzał na niego dziwnie, szukając jakiejś
sensownej wymówki. Nie chciał uczyć niewolnika, właściwie, był właścicielem,
nie potrzebował szukać tłumaczeń dla swojego zachowania.
-Nie mam czasu cię uczyć.- Ciągnął.-Nawet nie mam
czasu zorganizować ci normalnych lekcji i zawiadomić nauczycieli. Przekładam
twoja naukę z dnia na dzień. To wymagałoby ode mnie dużo czasu, na który mnie
teraz nie stać.- Westchnął znudzony, miał nadzieję, że był to koniec tematu.
-Proszę.- Jęknął chłopiec.- Zawsze będę grzeczny, nie
będę pyskował, będę robił wszystko, co będziesz mi kazał.
-To należy do twoich obowiązków.- Zaśmiał się kpiąco
demon i musnął delikatnie koronkowe ramiączko jego piżamy. Chłopiec wyglądał w
niej bardzo… Kusząco.
-Błagam.- Powtórzył białowłosy.- A Diego nie może mnie
pouczyć?
-Diego nie potrafi używać magii.- Wytłumaczył demon,
przesuwając dłoń z ramienia młodzieńca, na teraz już zaróżowiony policzek.
Niewolnik był słodki, gdy się wstydził. W innych okolicznościach również był
rozkoszny… – Jego cała wiedza sprowadza się do kilku zakodowanych zwojów i
zaklęcia teleportacji.
-Proszę, ja tak bardzo chcę. Błagam, panie.- Jęczał
cicho Nataniel, nerwowo unosząc się i opadając na kolanach właściciela.-
Błagam.
Demon westchnął i zabrał ręce od swojej własności. No
cóż, raz się żyło. Spojrzał w oczy swojej własności, przygarniając ją jeszcze
bliżej, o ile było to możliwe.
-Dam ci szansę.- Powiedział w końcu.- Zobaczę, czy
twoja moc jest warta mojego czasu. Jeśli tak, będę cię uczył.- Zgodził się.
Nataniel wtulił się ufnie w tors Makadora. Jego
radości nie można było opisać słowami. Uśmiechał się promiennie, patrząc
nieśmiało na czarnowłosego.
-Dziękuję!- Krzyknął z entuzjazmem.-Teraz?- Zapytał
zniecierpliwiony. Właściciel milczał, czekając aż niewolnik się uspokoi.-
Panie, teraz? Proszę.- Ciągnął.
-Wieczorem.- Zdecydował mężczyzna i uśmiechnął się
kpiąco, widząc zawiedzioną twarzyczkę Morgany. Uwielbiał tortury fizyczne, ale
psychiczne również sprawiały mu przyjemność. W końcu, on również musiał mieć z
tego zajścia jakąś przyjemność.
-Ale dlaczego?- Pisnęła jasnowłosa istotka.
-Natanielu, nie pozwalaj sobie na tak wiele.- Demon
niebezpiecznie zmrużył oczy.- Jeśli będziesz nieposłuszny, nie dotrzymam
słowa.- Ostrzegł, zgarniając długie, białe włosy z jego twarzy.
-Przecież jestem grzeczny.- Arkade spojrzał niewinnie
na swojego oprawcę.
-O tak, nie wątpię.- Demasse polizał delikatnie ucho
młodzieńca, wywołując u niego leciutkie dreszcze.- Obetniemy je.- Wziął w dłoń
jeden z kosmyków włosów chłopca.
Morgana spojrzała na właściciela z przerażeniem. Te
włosy rosły całe pięć lat, teraz miał je ścinać? Nigdy by się na to nie
zgodził. Nigdy w życiu!
-Nie, tylko nie to.- Pisnął cicho, zgarniając długie
do pasa, mocno pofalowane pasma z ramion.- Gdy są krótkie kręcą się.
Faktycznie, włosy Nataniela miały taką skłonność. Im
były krótsze, tym loki stawały się wyraźniejsze. Całkiem krótkie, tworzyły
delikatne spirale, których chłopiec zniecierpiał. Przypominał wtedy jednego z
baranków, pasących się w dolinach Armagedonu.
-Będziesz wyglądał jak aniołek.- Zachichotał
właściciel.- Jutro wezwę fryzjera.
-Proszę, nie…- Szepnął chłopiec.- Naprawdę źle
wyglądam w krótkich fryzurach.
-Te kudły opadają ci na twarz.- Wyjaśnił demon.- Nie
pyskuj do mnie.- Dodał, nachylając się nad szafką nocną, i wyjmując z jej
szuflady kawałek białej wasążki. Zgarnął białe włosy do tyłu i obwiązał je
materiałem, tworząc wysoki kucyk. Spojrzał na swoje dzieło z zadowoleniem.-
Tak, zetniemy.- Zdecydował, wstając, wcześniej puszczając chłopca ze swoich
kolan. Otworzył drzwi, prowadzące na korytarz.- Wybierz sobie jakieś ubranie,
są w szafie.
-Dokąd idziesz?- Zdziwił się Nataniel.
-Nie chcesz się zobaczyć z Gabrielem?
Arkade już nic nie powiedział, poczekał, aż demon
zniknie za drzwiami i otworzył drzwi szafy… Cóż, jej zawartość nie przypadła mu
do gustu. Jęknął cicho. W końcu wyciągnął biały podkoszulek z żabotem. Teraz
nadszedł czas na dolną garderobę… Praktycznie wszystko było takie samo.
Sięgające ledwo za pośladki nogawki były jedyną możliwą opcją…
Makador przemierzał bezkresne korytarze jego lochów.
Pomimo palących się świec, panował tu nieokiełznany mrok. W powietrzu unosił
się zapach kadzidła… Woń przerażenia i bólu. Nie jedna istota straciła życie w
tych lochach, lecz ani kropelka krwi nie pozostała na czarnej, granitowej
podłodze. Ściany nie ociekały wilgocią, nie porastał ich mech, zachwycały
nieskazitelną czystością i blaskiem. W stalowych kratach, zamykających cele,
można było się dokładnie przejrzeć. Demon cenił swoją służbę i hojnie nagradzał
za dobrze wykonaną pracę. Uśmiechnął się szeroko. Już się cieszył na widok
zrozpaczonego, bezradnego Gabriela. Zaledwie trzy godziny temu skończył
tortury. Chłopak był wtedy w naprawdę okropnym stanie. Otworzył drzwi do celi i
spojrzał na swoje dzieło. Młodzik siedział w kącie z opuszczoną głową. Demon
nie zostawił go przykutego do ściany, nawet on nie był tak okrutny. Widząc
cienie pod oczami Harpii, od razu zorientował się, że dokuczał mu brak snu.
Spojrzał na niego z góry.
-Czy ta kara była wystarczająco dotkliwa?- Zasyczał
jadowicie. Złotooki patrzył na niego beznamiętnie. Dokuczał mu straszny ból,
skóra jego pleców była bardzo poraniona. Opierał się o przerażająco zimne,
granitowe ściany. Miał wrażenie, że otoczenie wysysa z niego resztki ciepła.
Ciężki zapach, unoszący się w powietrzu dusił go i nie pozwalał zaczerpnąć
powietrza.
-Jeżeli sprawiło ci to przyjemność, jesteś potworem.-
Szepnął cicho, lustrując swojego oprawcę wzrokiem. Cienie świec pląsały po
demonicznej twarzy, tworząc ją bardziej przerażającą, niż w rzeczywistości.
Zmrużone oczy Demasse błyszczały niebezpieczne, od źrenic odbijały się
płomienie świec…
-Wolę być bestią, niż nic nieznaczącym niewolnikiem.-
Mężczyzna pociągnął go niedelikatnie do góry i popchnął do przodu. Z
zadowoleniem obserwował poranione plecy młodzieńca. Rzucił w niego koszulą,
którą w nocy mu zdjął. Nie miałby inaczej, w co go ubrać, a wolał, żeby
Nataniel na to nie patrzył.
-Zrobić ci łaskę, puścić cię do Nataniela?- Zapytał z
kpiącym uśmiechem, popychając młodzieńca na ścianę.
-Tak.- Odparł zimno Reavmor. Wiedział, że Demasse
chciał go poniżyć, ale bardzo zależało mu na spotkaniu z białowłosym. Trochę
się o niego martwił, nie wiedział, z jakimi intencjami zabrał go wczoraj
właściciel.
-Proś.- Rozkazał demon.
-Proszę.- Rzekł posłusznie chłopak, patrząc odważnie w
oczy napastnika.
-Błagaj!- Zaśmiał się oprawca.
-Błagam!- Krzyknęła głośniej, już rozeźlona Harpia.
-Niestety, teraz nie pozwolę ci na to.- Zachichotał
przebiegle mężczyzna. Gdy weszli na piętro, pchnął Reavmora za drzwi.- Najpierw
opatrz swoje rany.- Rozkazał.- Przyjdę za jakąś godzinę, bo nie sądzę, żeby
zajęło ci to mniej czasu. Zostawiłem ci do przemycia tylko spirytus.
-Och, będzie bolało.- Wysyczał, zamykając za sobą
drzwi. Ruszył na górę, jego niewolnik nie jadł od wczorajszego… Ranka. Trzeba
było szybko go nakarmić. Wszedł do swojej sypialni. Uśmiechnął się zadowolony,
widząc już ubranego chłopca. Czysta niewinność siedziała na jego łóżku z
rumieńcami na policzkach. Widać krępowały go te stroje. Jego własność wyglądała
tak pięknie, gdy się wstydziła. Niestety, od kiedy sklepienie nie było w
całości, temperatury zmieniły się lekko, nie diametralnie, ale jednak. Szybkim
ruchem wyjął obcisły, biały sweterek z szafy. Zdjął z Nataniela podkoszulek i
włożył cieplejsze odzienie. Nawet nie zauważył dziwnej miny niewolnika.
-Nie patrzyłeś na górne półki?- Zapytał z
politowaniem.
Chłopiec spuścił wzrok. Nie patrzył, ale skąd miał
wiedzieć, czy były tam inne rzeczy… Demon wyjął jeszcze białe, cienkie
rajstopy. Bez zbędnych delikatności ściągnął z Nataniela spodenki, potem
założył wszystkie warstwy od nowa. Arkade jęknął, czy nie łatwiej byłoby
założyć długie spodnie?
-Niewygodnie mi.- Pisnął, próbując włożyć ręce pod
nogawki, by je trochę rozciągnąć. Miał wrażenie, że gdyby miał centymetr więcej
w talii, rozdarłyby się na nim.
-Nie narzekaj, maleńki.- Szepnął mu do ucha demon,
drażniąc jego szyję ciepłym powietrzem.- Mógłbyś mieć większe powody do
narzekania.- Zaśmiał się, gdy niewolnik spojrzał na niego błagalnie.
-Obiecałeś, że nie będziesz mnie tak traktował.-
Przypomniał chłopiec, gdy czarnowłosy wziął go na ręce.
Demasse nic na to nie odpowiedział. Obiecał, że będzie
łagodniejszy, że go czasem posłucha. O reszcie jego zachowań nie było mowy i
nie zamierzał ich zmieniać.
-Kiedy zobaczę Gabriela?- Niecierpliwił się Nataniel.
-Bądź spokojny. Najpierw zjesz, potem może ci
pozwolę.- Odparł Demon, wchodząc do jadalni. Zabaweczka nawet nie spostrzegła,
jak demon niósł ją przez korytarz, była dzisiaj bardzo rozkojarzona. Rozejrzała
się dookoła. Widok był obcy. Chłopiec jeszcze nigdy nie był w tym miejscu, nie
był pewien, czy chciał tu być… Pomieszczenie wyglądało niebezpiecznie. Ściany
pokrywała krystalicznie czysta czerń, dwie pary ogromnych, witrażowych okien
nie chciały przepuścić ani drobinki światła do środka pomieszczenia. Na samym
środku, na wielkim, wzorzystym dywanie stały cztery krzesła i wielki, pięknie
wypolerowany strój. Ostre sztućce ułożone w nienagannym porządku ostrzegały
przed dotykiem. Arkade przełknął ślinę. Jęknął, gdy demon usiadł na jednym z
krzeseł, nie wypuszczając go z kolan. Spojrzał na talerz. Znowu pięknie
wyglądające warzywa, skrojone w idealnie wyglądające kosteczki. Na pozór
wyglądały smacznie, za pierwszym razem Arkade dał się temu zwieść. Teraz
wiedział, że nie warto oceniać po pozorach. O litości! Czy demon martwił się,
że chłopiec przytyje? Przecież nic by się nie stało, gdyby zjadł kilka kromek
chleba na śniadanie. Nie, on musiał być faszerowany chwastami z Almagedorskich
pól uprawnych, kompletnie wolnych od świata, wody deszczowej i wszystkiego, co
było potrzebne do wzrostu nawet najmniej wymagającej rośliny. Denerwował się,
jeszcze nie jadł z demonem, przypuszczał, że była to jego osobista jadalnia.
Spojrzał dziwnie na demona, kiedy ten przystawił warzywa, nabite na ostry
widelec do jego ust. Spoglądał tak przez chwilę, aż został podgoniony
warknięciem. Przegryzł niechętnie niewielką ilość pożywienia i skrzywił się.
-Mogę sam zjeść.- Powiedział cicho. Demon tylko się
zaśmiał.
-Nie możesz.- Odparł po chwili.
-Dlaczego?- Pisnął chłopiec, będąc bliski rozpaczy. Karmienie
było upokarzające. Arkade nie należał już do małych dzieci, mógł sobie poradzić
sam ze śniadaniem. Był przekonany, że właściciel robił to tylko w jednym celu-
żeby go poniżyć.
-Bo ci nie pozwalam.- Chichotał demon. Arkade
wiedział, że jeśli zaprotestuje jeszcze raz, znajdzie się w miejscu, gdzie
rozbawienie ustępowało irytacji, dlatego wolał przemilczeć to wszystko i
posłusznie dokończyć posiłek. Gdy talerz zrobił się pusty, demon położył
srebrny widelec na stole.
-Jeszcze głodny?- Zapytał z kpiącym uśmieszkiem.
Arkade pokręcił przecząco głową. Dalej był głodny, ale
naprawdę wstydził się tego, jak był traktowany. Wolał poczekać do obiadu, miał
nadzieję, że do tego czasu Demasse o wszystkim zapomni.
-Kłamiesz.- Rzekł demon, unosząc jedną brew.- Mówiłem
ci, mnie nie wolno okłamywać.
-Ale…
-Żadnych ale.- Uciął mężczyzna.
-Ale mogę zjeść sam?- Jęknął młodzieniec.
-Okłamałeś mnie, a ja mam iść ci na rękę? O nie.-
Mówił spokojnie.- Nie zjesz nic do kolacji. Za karę.- Rzekł tonem nieznoszącym
sprzeciwu.
-Przepraszam…- Szepnął cicho jasnowłosy. Ale czy tylko
on by skłamał w takiej sytuacji? Teraz żałował, w brzuchu dalej burczało mu z
głodu i miało tak pozostać do wieczora.- Mogę już iść do Gabriela?- Zmienił
szybko temat.
Makador przewrócił oczami z irytacja. Tylko jedno jego
niewolnikowi siedziało w głowie. Reavmor, coś tam, Gabriel, coś tam. A dlaczego
nie mógł porozmawiać o tym, jak dobrze było mu w łóżku, jaki właściciel był dla
niego dobry i jak bardzo się cieszy, że natrafił na tak wspaniałego pana? Tylko
Reavmor, bla, bla, bla.
-Pewnie jeszcze liże swoje rany.- Zachichotał,
poprawiając sobie humor. Jeśli już Harpia dawała mu chociaż namiastkę
zadowolenia, to dlatego, że można było się na niej doszczętnie wyżyć.
-Zrobiłeś mu krzywdę!?- Krzyknął przerażony Nataniel,
wstając pospiesznie z kolan demona.
Mężczyźnie nie spodobało się zachowanie chłopca.
Złapał go mocno za nadgarstki i przyciągnął powrotem do siebie, tak, że ten
siedział teraz przodem do niego. Demasse miał świetny widok, na ogromne,
przerażone oczy młodzieńca i śmiało wpatrywał się w nie ze złością.
-Po pierwsze, nie jestem z tobą na „ty”!- Zaczął
karcąco.- Po drugie, mogę robić tamtemu szczeniakowi, co mi się podoba. Po
trzecie, nie takim tonem!- Wrzeszczał.- Chyba zapominasz, kim jestem!
-Przepraszam.- Szepnął spłoszony, spuszczając wzrok w
świeżo umytą, ciemną podłogę.- Naprawdę przepraszam, panie. Ale… Nic mu nie
będzie?
-Nie interesuje mnie to.- Odparł właściciel. Zdawał
sobie sprawę z tego, że na plecach Reavmora już na zawsze mogły rozstać blizny,
ale nie był to jego problem.- Cyjan niedługo po niego przyjdzie. Nie chcę
widzieć tego bachora na terenie mojej rezydencji. Nigdy więcej.- Dodał, sycząc
jadowicie.
-Ale będziemy mogli się widywać?- Spytał z nikłą
nadzieją nastolatek.
-Zapomnij.- Uciął demon.
-Ale…
-Nawet nie próbuj się kłócić.- Zastrzegł Makador- Nie
będziesz się z nim widywał, nie pozwolę ci. Jeszcze jedno słowo i nawet się z
nim nie pożegnasz.
Nataniel wiedział, że tak właśnie będzie. W końcu
znalazł przyjaciela i teraz miał się z nim rozstać. Znowu rozłościł swojego
pana i po raz kolejny musiał za to słono zapłacić. Czas miał pokazać, czy to
była absolutna decyzja Demasse, czy tylko zdenerwowanie.
-Przepraszam, nie krzycz.- Szepnął niepewnie
Nataniel.- Nie chciałem być niegrzeczny.- Mówił powoli, chcąc uspokoić demona.
Ten odchylił głowę w tył z wyraźnie zirytowaną miną. Wyglądał teraz jak
nadąsane dziecko, któremu matka nie chciała dać słodyczy. Westchnął po chwili,
obiecał, że będzie łagodniejszy… Zepchnął delikatnie chłopca ze swoich kolan.
Wstał z nad stołu i odsunął krzesło.
-Choć, zabiorę cię do niego…
Wampiry nigdy nie żyły w zgodzie z demonami.
Niezależnie od rodzaju rasy, wieku, nie cierpły się. Walka o godność nie
pozwalała im na porozumienie. Krwiopijcy, jak i demoniczni posiadali ogromną
moc i należeli do najwyższej Almagedorskiej szlachty, co za tym szło, często
dochodziło między nimi do sporów. Walczyli o tytuł najpotężniejszych istot
Almagedoru. Jednym z nielicznych wyjątków był Venom Cyjan, uwielbiający wprost
swego przyjaciela, demona. Nigdy specjalnie nie przywiązywał wagi, do swojego
pochodzenia, nie drażniła go sytuacja pomiędzy jego krewnymi, a ognistymi,
jednak w tej chwili był gotów zamordować Demasse. Siedział w fotelu, wbijając
ostre szpony w jego oparcie. Makador nie chciał wytresować jego niewolnika.
Cyjan wypełnił już wszystkie swoje obowiązki, związane z wyprawą, znalazł
medyka. Przecież nie mógł zabrać Gabriela w podróż, a przy takim zachowaniu,
nie mógł go również zostawić w rezydencji. Westchnął cierpienniczo. Dlaczego
jemu trafił się taki niewolnik? Dlaczego nie był grzeczny i ułożony, jak
Nataniel? Dlaczego mimo wszystko go nie zabił? Nie mógł. Po prostu nie potrafił
go skrzywdzić. Wstał powoli z fotela i ruszył do bramy.
Reavmor, już przygotowany, w pełni ubrany czekał na
demona. Przemywanie ran dostarczyło mu wiele bólu, dalej niemiłosiernie go
bolało. Postanowił, że nie da tego po sobie poznać. Nie chciał, by Nataniel się
o niego martwił, a już na pewno nie pragnął dać satysfakcji demonowi. Złotooki
wyglądał strasznie. Był brudny, jego jasna, różowawa zwykle skóra zsiniała od
zimna. W lochach było lodowato. Przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu, w którym
się znajdował. Zbudowany na planie kwadratu, mały pokoik, o oślepiająco
białych, nudnych ścianach. Wzdłuż nich poukładane były szafki, na których
spoczywały różnego rodzaju probówki, kieliszki i buteleczki, wypełnione
najróżniejszego rodzaju wywarami i esencjami magicznymi. Nawet go nie korciło,
by sprawdzić ich działanie. Był pewien, że demon pozostawił je celowo, a ich
działanie było bardzo nieprzyjemne, pomimo poprzyklejanych etykietek. Spojrzał
na jedna z buteleczek, pisało na niej „Esencja łagodząca ból”.
-Akurat.- Szepnął sam do siebie.
W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach chemikaliów
i kadzidła, który dosłownie nie pozwalał mu zaczerpnąć powietrza. Sam chłopiec
siedział na czymś, przypominającym wyglądem deskę do prasowania ubrań. Była
drewniana i w żadnym wypadku nie nadawała się do niczego. Pokuj służył raczej
jako składzik, niż laboratorium. Reavmor usłyszał szczęk zamka, spojrzał na
ciemne, drewniane drzwi. Spostrzegł, jak klamka się opuszcza, a zza drzwi
wychodzi białowłosy. Za nim, z beznamiętnym wyrazem twarzy stał demon. Nataniel
szybko podszedł do żółtookiego i wtulił się w niego ufnie. Gabriel, mimo
niesamowitego bólu, objął chłopca mocno. Cieszył się, że Natanielowi nic nie
było, naprawdę się o niego martwił. Demasse patrzył na to z niezadowoleniem,
nie zgadzał się na dotykanie.
-Jak spałeś?- Spytał troskliwie Arkade, zauważając cienie
pod oczami drugiego.
-Słodko.- Uśmiechnęła się Harpia, jednak wiedziała, że
nie zdoła okłamać Morgany.
Kompletnie zignorowany demon podszedł do dwójki,
uprzednio zamykając za sobą drzwi. Westchnął znudzony, spoglądając na Gabriela
złośliwie.
-Niedługo przyjdzie po ciebie właściciel.- Rzekł do
ciemnowłosego.- Nie chcę cię dłużej oglądać.
-Wzajemnie.- Warknął młodzik i zmarszczył
nieprzyjemnie brwi. Nie cierpiał mężczyzny, nienawidził go z całego serca i nie
zamierzał tego ukrywać.
-Uważaj na język, póki nie ma tu twojego pana, mogę ci
jeszcze zrobić krzywdę.- Zaśmiał się kpiąco Makador.- Tak więc, radziłbym się
pilnować.
Demon wziął głęboki wdech. Z łatwością wyczuł w
powietrzu woń zbliżającego się wampira
-Na moją intuicję, macie jakieś dwie minuty na pożegnanie.-
Oznajmił, z niezadowoleniem widząc, jak chłopcy tulą się do siebie.
-Zobaczysz, jeszcze się zobaczymy.- Szepnął Gabriel do
ucha białowłosego, tak, by jego właściciel tego nie słyszał.-
-Mam nadzieję.- Odparł cicho Arkade, odsuwając się
trochę od przyjaciela.
Wtedy właśnie drzwi do składziku otworzyły się. Venom
spoglądał teraz na swojego niewolnika, całego brudnego, rozczochranego.
Podszedł do niego szybko ze zmartwionym wyrazem twarzy. Poczuł zapach ogromnego
bólu, spostrzegł cienie pod oczami Gabriela. Odwrócił się w stronę demona.
-Co mu zrobiłeś?!- Wrzasnął zdenerwowany, popychając
Demasse na ścianę. Złapał za materiał jego czarnej koszuli i zacisnął dłoń w
pięść. Nataniel spojrzał na to w szoku, nigdy nie widział na twarzy wampira ani
cienia złości, teraz jego fioletowe oczy płonęły wściekłością. Gabriel
spoglądał na całe zajście niespokojnie.- Biłeś go?!
-Owszem.- zasyczał demon, odpychając od siebie
napastnika.
-Jak śmiałeś niszczyć moją własność?!- Wrzasnął, a
Reavmor spuścił głowę. Więc o to chodziło… A przez chwilę pomyślał, że
właściciel martwił się o niego.- Myślisz, że mało za niego dałem?!
Makador zaśmiał się kpiąco i zamknął oczy.
-Ciesz się, że on żyje, bo naprawdę niewiele mi
brakowało, by go zabić.- Zasyczał jadowicie, patrząc prosto w oczy
rudowłosego.- Gdy mi go dawałeś, wydawałeś się na to obojętny.
-Jesteś aż tak bezczelny, żeby niszczyć czyjeś
zabawki?- Spytał z pogardą wampir. Makador jedynie prychnął lekceważąco. Widząc
to, Cyjan złapał za ramię Nataniela, który stał zaraz za nim. Chłopiec pisnął
przestraszony, a wystraszony Gabryś próbował powstrzymać swojego pana, jednak
został odsunięty. – Więc może ja również zabawie się twoją własnością?!-
Krzyknął, wbijając ostre szpony w bark młodzieńca, który krzyknął głośno i
spróbował się wyrwać krwiopijcy.
-Wynoś się!- Wrzasnął rozzłoszczony demon, widząc, jak
po ręce chłopca spływają kropelki krwi.- Wynoś się stąd!
Rudowłosy nie zamierzał czekać na kolejna prośbę.
Porwał na ręce zaskoczonego Gabriela, mierząc nienawistnym wzrokiem ognistego.
Wychodząc popchnął Natanielka na ścianę. Ten opadł na nią ciężko i zsunął się
na podłogę, płacząc. Reavmor wyciągnął w jego stronę rękę, a z jego ust padło
głuche „Przepraszam” Rozległ się głośny huk zamykanych drzwi. Przez chwilę
panowała cisza, zakłócona jedynie cichym szlochem Arkade. Chwile potem
nastolatek spostrzegł, jak kuca nad nim Makador i uspokajająco głaska po
lśniących włosach. Coraz większa część białego swetra pokrywała się czerwienią.
Demon odkrył poranione ramię i przyjrzał mu się.
-Zostaną blizny.- Powiedział. Cyjan skrzywdził jego
niewolnika. Czuł jeszcze jego obecność w rezydencji, jednak był coraz dalej. Co
prawda, on też nie był święty, ale wampir wyraził jasną zgodę na bicie. Od
początku Demasse zastrzegał, że nie odpowiada za takie rzeczy. Venom chciał
tresury? To ją miał!- Boli bardzo?- Spytał Nataniela dosyć łagodnie. Chłopiec
był w szoku, a łzy lały mu się strumieniami, nawet nie usłyszał pytania demona.
Ten wziął go na ręce i ułożył na desce, tam, gdzie wcześniej siedział Gabriel.
Zwinnym ruchem zdjął z niego brudny sweterek i wybrał jakieś specyfiki z półki.
Wylał niewielką ilość jakiegoś płynu na rękę i dotknął pokaleczonej skóry.
Młodzieniec syknął cicho, jednak nie ruszył się.
-Myślałem, że Cyjan mnie lubi…- Szepnął cichutko,
wycierając łzy z policzków.
-I dlatego płaczesz?- Spytał łagodnie demon.- Jeśli
tak, to nie warto.- Dodał. Wiedział, jaki był wampir, interesowało go jedynie
pożycie. Może czuł jakąś nutkę sympatii do białowłosego, ale z grubsza nie
interesował go w aspektach innych, niż seks. Krwiopijcy szybko nudziły się
zabawki. Demon był pewien, że gdyby wtedy na balu, rudowłosemu udałoby się
wziąć Nataniela, dzisiaj nie zwracałby na niego żadnej uwagi. Wyznawał zasady
„Wykorzystać i zostawić”. Tak samo robił z poprzednimi niewolnikami
czarnowłosego, którymi ten bardzo chętnie się dzielił. Venom najpierw udawał
zatroskanego, rozmawiał z nimi, chodził do ich ciasnych klitek, gdzie trzymał
je Demasse, a gdy już odpowiednio się nimi zajął, zapominał o nich. Wtedy nie
przeszkadzało to demonowi, ale teraz poczuł się inaczej. Nie chciał, by Cyjan
oszukiwał jego niewolnika.
-Nie dla tego…- Zaprzeczył chłopiec. Co prawda, to
również go gryzło, ale miał ważniejsze powody do płaczu.
-A powiesz mi, czemu?- Spytał Makador, owijając ramie
chłopca bandażem i gładząc delikatnie policzek.
-Nie mam już przyjaciela…- Zapłakał, ale równocześnie
zauważył coś bardzo niezwykłego. Demon okazał mu czułość…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.