Demasse
pod postacią kapłana przemierzał ośnieżone równiny Armagedonu. Kraina nie
reprezentowała już tak pięknych widoków, jak niegdyś, ani też takiego
majestatu. Po kwiatach, krzewach i czystym niebie nie pozostało nic, prócz
oszronionych, pozbawionych liści drzew. Makador dziękował bogom, że miał ze
sobą porządną mapę. Drogi i oznaczenia były praktycznie niewidoczne. Było mu
ciężko podołać trudom wędrówki, jako demon nie przywykł do odczuwania tak
dotkliwego zimna, to było dla niego względnie nowe uczucie. W tej
wszechogarniającej samotności zaczynały mu przychodzić do głowy naprawdę
nietypowe pomysły. Chciał poczuć, jaki to ból, gdy zostanie się poparzonym,
sprawdzić, ile wytrzyma w lodowatej wodzie. Mogło się to wydawać niezwykłe, ale
czy było coś zaskakującego w tym, że istota chciała poczuć coś, czego nigdy nie
mogła, choćby miał być to ból? Jednocześnie mężczyzna zaczął odczuwać coś
dziwnego. Otoczony magią natury, zaczynał odkrywać z nią silną, emocjonalną
więź, jednocześnie niepokoił się coraz bardziej, rozdzielony ze swoim
wewnętrznym demonem. Jak dotąd nigdy się z nim nie rozstawał na długo.
Westchnął ciężko, stając przed potężnymi murami Memfis. Nie wierzył, że
jego plan mógł się powieść, ale nie miał wyjścia. Skierował się w stronę wielkiej,
zachodniej bramy miasta i już chwilę później wzrokiem lustrowali go dwaj
strażnicy. Miał na sobie szatę kapłana, dlatego ukłonili się przed nim nisko i
otworzyli wejście. Samo dostanie się do środka nie musiało być trudne. Gorzej
wyglądało sprawa z przedarciem się do siedziby kapłaństwa. Rozejrzał się
dookoła, gdy brama się za nim zamknęła. Szkody, jakie wyrządziły tu wojska jego
krainy były widoczne, ale w stanie naprawy. Wyglądało na to, że stolica jakoś
sobie radziła. Dookoła krążyły różnego typu istoty, od bardzo młodych, do tych
najstarszych. Dla Demasse, żyjącego w świecie, gdzie wszyscy wyglądali niczym
młodzi bogowie było to doprawdy nieopisane zjawisko. Skrzywił się lekko,
słysząc beztroskie krzyki młodych elfów. One już zapominały o tym, co niedawno
się tutaj stało. Demon ruszył dalej, wiedział, gdzie znajdowała się siedziba
kapłaństwa, czytał księgi i mapy, nie mówiąc już o tym, że miał okazję gościć
to miejsce parę ładnych razy. Ogólnie kojarzyło mu się bardzo źle, z
nieszczęściem i stratą. No i to tutaj stał się zdrajcą… Otrząsnął się z grubsza
i zaczął podążać w kierunku kompleksu świątyń. Po drodze mijał drewniane i
kamienne domy, karety i bryczki zaprzężone w konie, jednorożce, a nawet pegazy,
które wyjątkowo, pod tą postacią, w jakiej był, podobały mu się. Nie spieszył
się, myślał nad tym, co powiedzieć, gdy już się tam znajdzie. Nie miał jednak
zbyt dużo czasu, gdyż niebawem dotarł na miejsce. Zmarszczył brwi. Dużo się
zmieniło, od kiedy był tutaj po raz ostatni. Świątynia została otoczona wielkim,
wysokim murem, a do środka prowadziła tylko jedna, dobrze strzeżona brama. Od
razu wydedukował, że piesza ucieczka nocą nie wchodziła w grę. Podszedł powoli,
dostojnym krokiem, do strażników, a oni ukłonili się lekko.
-Przybywam
po informacje dla Kelfi.- Rzekł demon, wyręczając się jednym z niewielu
armagedońskich miast, jakie dobrze znał.- Nazywam się Sergius Avalanta.- Znowu
wykorzystał jedyne nazwisko, o jakim pomyślał w czasie drogi. To właśnie jego
postać przejął.
-Dlaczego
kapłan podróżuje bez straży?- Zaniepokoił się strażnik.- Jakaś napaść?
Demon
zastanowił się przez chwilę, gdyby w tej chwili popełnił błąd, nie mógłby już
tego naprawić.
-Młodzieńcze,
stary, pokorny sługa boży nie potrzebuje wyręczać się innymi.- Rzekł
zachrypniętym głosem. Znał tą cholerną skromność armagedońskiego kapłaństwa.
Strażnik
ukłonił się jeszcze raz i otworzył ciężką, drewnianą bramę. Demon wziął potężny
wdech. Zdziwił się, że poszło mu tak gładko. Widocznie nikt tutaj nie miał
odwagi kwestionować autorytetu kapłańskiego. Stał jednak przed innymi
problemami. Z ulgą zauważył również, że na terenie zakonu nie ma bariery
antymagicznej. Czyli niewolnik mówił prawdę. W każdym bądź razie, był
dalej w fałszywej postaci i otaczała go fałszywa aura. Wszystko szło zgodnie z planem.
Rozejrzał się dookoła. Z kolei to miejsce nie zmieniło się ani trochę, z
wyjątkiem tego, że całe było zaśnieżone. Piękne krużganki okalały wewnętrzny
dziedziniec na kilku kondygnacjach, otwierały się pięknymi, zwężanymi ku górze
kolumnami, co nadawało wrażenia lekkości. Konstrukcja w całości wykonana ze
wzmocnionej skały piaskowej, o charakterystycznym, bladym, kremowym kolorze.
Demon wiedział tylko, że środkowe przejście prowadziło do wzgórz, a lewe do
kompleksu świątyń, jednak nie tam się pokierował. Naprzeciw niemu wyszedł jakiś
starszy mężczyzna, odziany w podobną szatę, w jakiej był on sam.
-Witam
mego brata wśród skromnych murów Memfis.- Uśmiechnęła się ciepło istota i
ukłoniła.- Nazywam się Silver Stora i jestem opiekunem tutejszego zakonu.
Demon
lustrował go wzrokiem, starając się wychwycić jak najwięcej szczegółów. Nie
było to jednak łatwe, jego nadprzeciętna zdolność percepcji została zgaszona
razem z jego wewnętrznym demonem. Mężczyzna był starszy, wyglądał krucho,
przypominał elfa i posiadał spiczaste uszy. Głębokie zmarszczki i bruzdy na
twarzy również nie uszły jego uwadze, a zestarzałe, żółte zęby wołały o pomstę.
Demon mimowolnie skrzywił się nieco.
-Sergius
Avalanta.- Przedstawił się.
-Jak
miło w końcu gościć w swych progach przyjaciela.- Rzekł radośnie staruszek.-
Tyle zła się ostatnio wydarzyło.
-Właśnie
o tym źle chciałbym wiedzieć więcej, bracie. Przybywam po informacje dla Kelfi,
nasz lód wydaje się być spłoszony.- Wyjaśnił Makador, siląc się na ciepły ton.
-Oczywiście!
Oczywiście przekażemy informację. Chodźmy więc, niebawem zaczyna się uczta,
jestem pewien, że będzie godnym powitaniem dla mojego przyjaciela z Kelfi.
Gabryś
z przejęciem wertował księgi, jakie znalazł w bibliotece. Zamknął za sobą drzwi
na klucz, nie chciał, by ktoś niespodziewanie wszedł do środka. Szukał
receptury na napój przywracający pamięć, jednak póki co, nie udało mu się
niczego dopatrzeć. Mikstura zauroczenia, mikstura niepamięci, mikstura
zapomnienia, mikstura stalowej skóry… Zaczynał już tracić nadzieję, kiedy nagle
zobaczył coś ciekawego
Mikstura przywracająca pamięć.
Eliksir działający na pamięć
zarówno krótko i długotrwałą, a także na pamięć całkowitą i stałą. Może
posłużyć jako antidotum w przypadku zażycia mikstury niepamięci i zapomnienia,
a także odwracaniu uroków i zaklęć z tej dziedziny nawet zaawansowanego
poziomu.
SKŁADNIKI potrzebne do
przygotowania jednej porcji napoju. (Dawka opracowana w odniesieniu do wagi
nieprzekraczającej 50 kg)
-zioła Feros (1g)
-jad wężowca almagedorskiego
(5ml)
-liść storca pospolitego
-Szczypta sproszkowanych kolców
jadowych chimery
-jedna, niewielka Osetnica
Gabryś
westchnął zawiedziony, zagryzając wargę w złości. Nie miał wszystkich,
potrzebnych składników. O ile dobrze wiedział, Cyjan nie hodował storca
pospolitego, a już na pewno nie miał osetnic. Wyglądało na to, że chłopak
musiał się wybrać do miasta, w celu ich zakupu. Mogło być ciekawie.
Demasse
siedział przy wielkim, owalnym stole, przykrytym śnieżnobiałym, idealnie
wyprasowanym obrusem. Na nim poukładana była przepiękna, porcelanowa zastawa,
złote sztućce, masa specjałów i woda, jako jedyny napój. Czyli niewolnik mówił
prawdę o tym winie… A wokół owego stołu zasiadało kapłaństwo, całkiem liczny
szereg zakonników. Makador starał sobie przez chwilę przypomnieć ich etykietę, jednak
szybko wyleciała mu z głowy, mimo wszystko, był opanowany.
-Mam
zaszczyt poinformować, że gościmy dzisiaj u siebie specjalnego przybysza.-
Rzekł Stora i uśmiechnął cię ciepło.- Nasz brat z gór na wschodzie, Sergius
Avalanta, zaszczycił nas swoją obecnością, więc zachwyćmy go gościną, by czuł
się właściwie przyjęty.
Kapłaństwo
wstało i ukłoniło się lekko demonowi, zaraz jednak wróciło do pozycji
siedzącej, a Demasse dalej nie do końca wiedział, co miał ze sobą zrobić w
takiej sytuacji. Nie zdążył się im przyjrzeć. Miał nie patrzeć w oczy ojcowi
rodu. Czy arcykapłanowi również? W końcu zdecydował, że nie będzie patrzył na
żadnego z nich. Idąc w ślady innych, nałożył sobie na talerz trochę mięsa,
uprzednio składając na nim pocałunek. Zastanowił się chwilę. Miał zaczynać od
koszernego, czy od niekoszernego? Miał pustkę w głowie. W końcu zaczął od
indyka. Nie był wcale głodny, ale nie chciał robić niepotrzebnej sensacji. Już
chciał sięgnąć po wodę, jednak szybko się zreflektował i skarcił w myślach.
Wiedział,
który z nich był arcykapłanem. Tylko jeden stroszył się niczym paw w drogiej,
ciężkiej, fioletowej szacie. Miał siwe włosy, długą brodę, łagodny, ale i
stanowczy wyraz oczu. Po jego bokach siedziała dwójka mężczyzn, pierwszy był
masywny, w średnim wieku, o ciepłym spojrzeniu i przyjemnej aurze, drugi zaś
prawie tonął w swojej luźnej szacie. Twarz miał surową i skrzywioną w
nieprzyjemnym wyrazie. Demon widział go już kiedyś, podczas jednego z natarć,
nie mógł zaprzeczyć, zrobił na nim wrażenie silnego wojownika. Nagle ktoś
zwrócił jego uwagę. Demon wiedział, że nie powinien brać pod uwagę podobieństwa
do Nataniela, bo w końcu chłopak nie był biologicznym synem kapłana, ale
jednak… Dokładnie naprzeciwko siedział pewien mężczyzna. Nie był on starcem,
jednak po młodości również nie pozostało zbyt wiele śladów. Posiadał białe
włosy, nie były siwe, lecz białe, przeplatane kremowymi i szarymi pasmami,
dokładnie takie same, jakie posiadał jego niewolnik. Do tego mocno pofalowane.
Oczy miał czerwone, pełne życia. Jak Artromega. W tej chwili wpatrywały się
hardo w talerz, na którym niewiele już zostało. Rysy miał ostre, mocne, jednak
Makador miał wrażenie, że gdyby zdelikatniały, owal twarzy byłby bardzo podobny
do tego, jaki prezentowała morgana. I jeszcze ta aura, tak podobna…
W
końcu skupił się z powrotem na swoim talerzu. Przeciąganie posiłku było dla
niego prawdziwą męką, ale wiedział, że to on, jako gość, musiał skończyć jako
ostatni.
Cały
czas przyglądał się kapłanowi, jednocześnie nie chcąc zwrócić na siebie uwagi.
To był jego groźny, potężny cel? Mężczyzna, który przez piętnaście lat wychowywał
jego obecnego niewolnika. To on poświęcił jego życie w zamian za ugodę dla
Armagedonu?
Widząc,
że wszyscy skończyli, wziął do ust ostatni kęs i napił się w końcu wody.
Wtedy
Arcykapłan wstał i ogarnął spojrzeniem swoich braci.
-Za
dwa dni nad ranem odbędzie się konferencja.- Rzekł podniesionym głosem, by
wszyscy go usłyszeli.- Mam nadzieję, że dojdzie do owocnej współpracy między
naszym Kapłaństwem, a serdecznymi przyjaciółmi z Kelfi, dlatego proszę mego
ukochanego brata, Sergiusa, by spędził ten czas w naszych progach, mimo iż na
pewno ma wiele ważniejszych spraw na głowie.
Demon
wstał i ukłonił się lekko w geście zgody.
-To
dla mnie zaszczyt.- Szepnął jeszcze.
Arkade
miał wrażenie, że znalazł się w samym środku wielkiego cyrku. Wszyscy w około
biegali, sprzątali, wieszali zasłony i przenosili stoły. Nawet podekscytowane
duchy latały w tą i z powrotem, nie mogąc znaleźć ciekawszego zajęcia. A więc
to tak na dworze wyglądały przygotowania przed balem. Nataniel był wręcz
przerażony pośpiechem i dezorganizacją służby. Siedział teraz u siebie, nie
chcąc zostać podeptanym przez jednego z pracowników, miał wrażenie, że nikt nie
zwracał na niego uwagi. Westchnął smutno, tak bardzo chcąc ujrzeć swojego pana,
nie miał jednak na to szans, zbyt mało czasu minęło.
-Przybity?-
Zapytał duch pięknej kobiety, który niespodziewanie znalazł się w pokoju.
-Trochę.-
Szepnął Nataniel. Przywykł już do tego, że rzadko mógł pobyć sam, bez nadzoru
wścibskich, zmarłych mieszkańców zamczyska.
-Dafne,
chodź tutaj!- Krzyknęła zjawa, a zza ściany wyłoniła się druga, bardzo
podobna.- Nie trzeba by go jakoś pocieszyć?- Zapytała z uśmiechem.
-Przytuliłabym
go, ale nie mam ciała.- Wytłumaczyła się Dafne.
Resztę
dnia demon spędził na odkrywaniu coraz to nowszych kątów, poznając okolicę i
planując. Poznawał też kapłaństwo i starał się wkupić w jego łaski. Sprawdził
lokalizację komnat i dowiedział się, gdzie sypiał Harad. Wiedział już, że nie
pomylił się na uczcie, mężczyzna, który wzbudził jego zainteresowanie
faktycznie okazał się być jego celem. Jednocześnie bez przerwy odczuwał
tęsknotę swojego niewolnika, co bardzo go dziwiło. Nawet w tej postaci był w
stanie wyczuć pieczęć chłopca, a co gorsza, pozbawiony swojej natury zyskał
odrobinę więcej empatii. Nawet jeszcze nic nie zrobił, a już gryzło go
sumienie, że miał taki zamiar. Nie mógł zrozumieć, jak Armagedończycy mogli żyć
z tą ciągłą potrzebą czynienia dobra, on sam czuł się chory. Nie rozumiał też
Natanielka, który musiał tęsknić akurat za nim, czyli za osobą, która
regularnie go biła, upokarzała i krzywdziła. Zazwyczaj nie miał o sobie tak
krytycznego zdania, ale ta cała natura robiła swoje. Z jednej strony był
zadowolony, że niewolnik tak się do niego przywiązał, ale z drugiej chłopiec
miał zostać bardzo niemiło rozczarowany…
Dochodził
już wieczór, a kapłaństwo wracało do swych komnat. Demon miał bardzo prosty
plan. Zamierzał zmienić się z powrotem w demona, uśpić straż i magów, porwać
Arkade, zabić strażników bramy, stać się niewidzialnym i zniknąć
niepostrzeżenie z kapłanem. Plan był aż nazbyt prosty, jednak Makador nie
dostrzegał w nim żadnych nieprawidłowości. W otwartej walce raczej nie miałby
zbyt wielkich szans z grupą wybitnych jednostek, może przy odrobinie szczęścia
uszedłby z życiem.
Teraz
ruszył w stronę komnat, najpierw musiał się upewnić, że wszyscy są w budynku,
nie chciał nieporozumień. Nauczył się wykonywać parę zaklęć przy pomocy magii
natury, w tym dematerializacji, której właśnie użył. Przechodził się
korytarzami w niematerialnym ciele, starając się wyczuć czyjąś obecność w
każdym z pokoi. Zaklął ustami duszy, gdy spostrzegł, że komnata Harada jest
pusta. W mgnieniu oka pojawił się na dziedzińcu i odzyskał formę. Prychnął pod
nosem. Dzisiejszego dnia nie miał już wystarczających pokładów tej mocy, by
użyć zaklęcia ponownie. Pomasował obolałe skronie. Było to doprawdy dziwne
uczucie, dotykać nieswojej twarzy. Przeszedł
przez przejście z dziedzińca i spojrzał na wzgórze świątynne. Zmarszczył brwi,
widząc Harada przy potężnym, zielonym smoku. Chwilę się wahał, a jednak
zdecydował się podejść do mężczyzny. Gdy się zbliżał, ten odwrócił się
niespokojnie. Zaraz się jednak rozluźnił.
-Nie
wypoczywasz, Sergiusie?- Zapytał mocnym, dźwięcznym głosem.- Już noc.
-Chciałem
zażyć odrobiny świeżego powietrza.- Wyjaśnił demon, spoglądając na szmaragdową
bestię. Kolorem przypominała jego tęczówki, oczywiście tylko wtedy, gdy był w
swym prawdziwym ciele.- Potężny.- Przyznał.
-On?-
Uśmiechnął się Arkade i zaśmiał ciepło.- To jeszcze podrostek, chociaż
przyznaję, że bardzo zmężniał ostatnio.- Szepnął.- Zajmuję się nim w wolnej
chwili, by niczego mu nie brakowało.
Demasse
zmierzył gada wzrokiem. Był piękny, choć jeszcze niedojrzały. Co prawda, z
Veragrorem nie mógł się równać, ale miał potencjał. Makador oglądał w swym
życiu naprawdę wiele smoków, ten miał w sobie coś wyjątkowego.
-Należy
do ciebie?
-Skąd.
Amaryton jest wolny.- Rzekł Harad.- Łączy nas tylko miłość i tęsknota za bliską
nam osobą.
Demasse
zmarszczył brwi. Czyżby chodziło o jego synka? Czuł jednocześnie, że ma teraz
doskonałą okazję do ataku, lecz nie mógł odeprzeć ciekawości.
-Tęsknota?-
Zapytał.
-Tak,
mój najmłodszy syn go ujarzmił.- Przyznał z dumą w głosie białowłosy.- Na długo
przed tym, kiedy widziałem go po raz ostatni.
-Moje
kondolencje.
-Został
pojmany przy oblężeniu i zabity najpewniej tak samo, jak pozostała dwójka moich
dziedziców.- Szepnął ciszej Harad, głaszcząc jaszczura po lśniącym pysku.
Demasse
spojrzał na jasny księżyc.
-To
musiała być ogromna strata.- Rzekł demon, z udawaną skruchą, bardziej
zaciekawiony niż przejęty.- Jaki on był?
-Nataniel?-
Zapytał kapłan, a oczy Demasse zaświeciły jasno.- Nie spędzałem z nim zbyt
wiele czasu, złożyłem przysięgę zakonowi i nie mogłem sobie na to pozwolić.
Lecz był mi oddany i posłuszny, jak prawdziwy syn. Miałem nadzieję, że w
przyszłości zmężnieje i zostanie potężnym magiem. Teraz już tylko Amaryton mi
po nim pozostał.
Demon
zmrużył lekko powieki. Nataniel mówił mu kiedyś, że posiadał smoka…
Jednocześnie nie zamierzał użalać się nad Haradem. Sam oddał swego syna w
zamian za coś, co było w jego mniemaniu ważniejsze.
-Może
jeszcze żyje.- Szepnął.
-Oby
nie.- Rzekł Arkade, zimnym tonem.- Lepiej, by umarł z honorem, niż poniżał się
w służbie dla jakiegoś almagedorskiego zwyrodnialca.
Demon
zmarszczył brwi. To on był tym almagedorskim zwyrodnialcem i nie miał zamiaru
dać się obrażać!
-Pozostanie
w twoim sercu, bracie.- Rzucił jeszcze, starając się nie krzywić przez swoją
ckliwą postawę. Położył mu rękę na ramieniu i rozejrzał się dookoła. Niestety, nieopodal
zaczynały zbierać się straże, a on został z gnębiącym go uczuciem, że nie
wykorzystał tak doskonałej okazji…
Następnego
dnia na Almagedorze zastał wieczór. Dochodziła późna godzina, dwór Venoma
zapełniał się arystokracją, a sam wampir beztrosko przechadzał się korytarzami
swej posiadłości, świecąc nagą piersią i burzą nieułożonych, rozczochranych
loków. Spojrzał na prawie nagiego Gabrysia, przechodzącego właśnie koło niego w
asyście odrobinę mniej roznegliżowanego Nataniela. Reavmor miał na sobie tylko
skąpe, czarne stringi i ciasny gorset z ciemnego, prześwitującego materiału.
Cyjan posłał mu lubieżny uśmiech, a ten odpowiedział tym samym, zatrzymując
się na chwilę.
-Pilnuj
Nataniela.- Szepnął wampir.- I nie psocić.- Zastrzegł, klepiąc go lekko w nagi
pośladek. Zerknął jeszcze na odrobinę niepewnego Arkade.- Nie bój się, nic ci
tutaj nie grozi, nie pozwoliłbym, by któremukolwiek z was stała się krzywda.
Zejdę za jakiś czas.
Morgana
kiwnęła głową i pozwoliła się pociągnąć harpii w stronę sali balowej. Powoli do
ich uszu zaczął docierać coraz większy gwar, aż w końcu trafili w sam środek
tłumu arystokratów. W powietrzu unosił się dym o ciężkim zapachu, połączony
jeszcze z aromatem palonych cygar. Alkohol lał się strumieniami z każdego
możliwego miejsca, w tym z wysokiego, sufitowego sklepienia, prosto do ogromnej
fontanny. Goście ubrani byli elegancko, w odcieniach od czerni do czystej
bieli, co niektórzy zabrali ze sobą skąpo ubranych niewolników. Tytuł
najbardziej roznegliżowanego gościa dalej należał jednak do Reavmora, który w
drodze postanowił się pozbyć gorsetu, jego klatka piersiowa przystrojona była
teraz tylko w dwa niewielkie, okrągłe skrawki materiału, przykrywające sutki.
-Nie
trzęś się tak.- Zaśmiał się Gabryś, widząc swojego spanikowanego przyjaciela.
-Wszyscy
się na mnie patrzą.- Jęknął chłopiec, pozwalając się poprowadzić w stronę
bufetu.
Prawie
krzyknął, gdy jakaś męska dłoń uszczypnęła go w nagi pośladek. Gabrielowi
jednak nie wchodzono w drogę, był niewolnikiem gospodarza, do tego piorunował
wzrokiem każdego, kto odważył się choćby wyciągnąć rękę w jego stronę. W końcu
stanęli przed całą masą różnych trunków.
-To
na co masz ochotę?- Zapytał Gabryś, biorąc w dłoń ciekawy, kolorowy napój.
-Wyjść.-
Pisnął chłopiec. Nigdy w życiu nie był bez opieki Demasse w takim miejscu, do
tego w samej bieliźnie.
-Uspokój
się.- Prychnął Reavmor, biorąc to samo dla chłopca w drugą dłoń. Zaczął iść w
kierunku jednego ze stolików. Teraz chciał się tylko napić.- Skoro Cyjan
powiedział, że nic ci nie grozi, to nic ci nie grozi, rozumiesz? Pij.- Podał mu
trunek.
-W
tym jest alkohol?- Zapytał niepewnie Arkade.
-Pij, powiedziałem.- Zaśmiał się Gabryś.
Chwilę
potem przeniósł wzrok na pięknego chłopaka, kręcącego się niedaleko. Wyglądało
na to, że asystował swojemu panu. Był naprawdę cudowny, bardzo smukły, jakby
lekki, o delikatnych, ale i charakterystycznych rysach. Kaskady jego
kobaltowych włosów spadały miękko na drobne ramiona. Otoczone długimi,
granatowymi rzęsami oczy błyszczały namiętnością i pasją. Usta posiadał pełne i
cudownie koralowe, skórę zaś w oliwkowym odcieniu.
-Patrz.-
Szepnął Gabriel, odwracając głowę Nataniela we właściwym kierunku.
Białowłosy
zerknął z niezrozumieniem na przyjaciela, nie wiedząc, co ten chce mu pokazać.
-No
spójrz.- Jęknął Gabriel.- To była zabawka Demasse.
Arkade,
jak na komendę, odwrócił głowę w wyznaczonym kierunku. Przełknął ślinę, widząc
tak piękna, majestatyczną istotę. Przecież nie dorównywał jej urodą nawet w
połowie.
-Długo
go miał?- Zapytał cicho, dalej zerkając na niego z ukosa. Ostatnio zaczynał się
martwić swoim długim pobytem u demona. Przecież to było niemożliwe, aby pan
nigdy nie znudził się jego ciałem. Nie chciał trafić do jakiegoś sadysty, ani
rozstawać się z Makadorem. Tylko przy nim czuł się naprawdę bezpiecznie.
Gabryś
westchnął.
-Kilka
miesięcy, może pół roku.
-Dlaczego
go oddał?
-Nie
wiem, pogadaj z Cyjanem, jeśli cię to interesuje. Pewnie mu się po prostu
znudził.
-Ciekawe, kiedy mną się znudzi.- Szepnął smutno Nataniel,
wpatrując się w tamtego chłopaka. Skoro oddał tak piękną istotę po kilku
miesiącach, to co będzie z nim? Chciało mu się płakać, tym bardziej, że nie
mógł teraz choćby zobaczyć reakcji demona.
-Oby szybko.
-Jak możesz?- Pisnął z wyrzutem.
Gabriel prychnął.
-Na twoim miejscu tylko bym czekał, żeby trafić do kogoś innego.
Demasse to despota.
-Nieprawda. Nie znasz go.- Rzekł z oburzeniem Nataniel. Poczuł
nieodpartą potrzebę stanięcia w obronie swojego właściciela.
-Wyobraź sobie, że miałem okazję go poznać jakiś czas temu.-
Zakpiła harpia, zaczepiając służbę. Zabrał z tacy kieliszek czystej i opróżnił go
jednym haustem.- A ty co, zakochałeś się w nim, czy jak?- Skrzywił się z
niesmakiem.
Arkade zarumienił się cały i odwrócił wzrok. Nie miał pojęcia, czy
skwaszona mina przyjaciela była wynikiem wypicia niezbyt smacznego trunku, czy
może jego zaskakującej w tej sytuacji postawy.
-Oczywiście, że nie.- Szepnął chłopiec, nie do końca wierząc w
swoje słowa.
Gabryś uniósł delikatnie jedną brew i uśmiechnął się ironicznie,
ale nic już nie powiedział. Nie musiał. Ucieszył się, widząc, że Arkade
bierze porządny łyk drinka. Nareszcie.
Od
Autora:
Tak,
konkrety bywają nudne. Niestety. No cóż, niestety nie jestem w stanie połączyć
przekazu ważnych informacji, jednocześnie zachowując przy tym jakąś ciekawą
formę. Tym, którzy pominęli opisy po kilku zdaniach, radzę je jednak
przeczytać. Mogą się okazać przydatne. Ale spokojnie, to chyba ten
najnudniejszy rozdział, reszta powinna być ciekawsza. Trochę.
Wiem,
że za szybko. Jestem chyba najmniej systematycznym autorem, jakiego wdziała
sieć internetowa. Ale jak już coś napiszę, to nie potrafię wytrzymać. Nie, nie
sprawdzę kilka razy, nie poprawię, nie dodam czegoś, muszę opublikować.
Dlatego
nie dajcie się nabrać, gdy kiedyś powiem, że mam kilka napisanych rozdziałów na
zapas. Od razu bym wszystkie dodała.
Dobrze,
miłego dnia. Najcięższe macie za sobą.
Spokojna głowa. Wcale nie było nudno^^
OdpowiedzUsuńWręcz przeciwnie, od czasu do czasu i opisy są potrzebne. W dodatku z części o Demesse można się sporo dowiedzieć i wyobrazić sobie całe zdarzenie.
Szkoda mi Nataniela, jego ojciec jest okrutny, ale spodziewałam się, że taki będzie. W innym przypadku byłoby zbyt różowo. Za to Makador jest gorący (no ba w końcu ognisty demon!) jak zawsze ;D Nawet ta aura natury nie poskromi go ;D
Poza tym Nataniel musi się nieźle męczyć ;< tęskniąc za panem i bojąc się, ze ten go odda. A Gabryś wcale nie pomaga ;D
Życzę weny i kolejnych wspaniałych notek^^
M_R
Super notka! Długa i, wbrew temu, co myślisz, bardzo ciekawa. Już się nie mogę doczekać kolejnej, oj, narobiłaś mi apetytu! ;)
OdpowiedzUsuńPrzez te Twoje dokładne opisy udzielają mi się emocje bohaterów i już aż mnie pali, by dowiedzieć się, jak to się wszystko rozwiąże. Oby powitanie z demonem nie było zbyt trudne...
No cóż, dziękuję za szybką i ciekawą (i jaką długą!) notkę. Życzę duuużo weny i oby tak dalej, bo jesteś świetna! Brawo i pozdrawiam! ;)
Zawsze jak pojawia sie nowy rozdzial to bardzo sie z tego ciesze~
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje opowiadanie. Mimo ze ma juz ono tyle rozdzialow, to wciaz jest ciekawe i chce sie wiecej :)
Mam nadzieje, ze Nathaniel nie zrobi nic, co by zezloscilo jego Pana. Jestem tez ciekawa jak zareaguje ojcien Nathaniela na fakt, ze jego syn jednak jest niewolnikiem. Pozostaje mi tylko czekac na kolejne rozdzialy ^^
Duuuzo weny i do nastepnego razu~~
Witam,
OdpowiedzUsuńoch, oby Gabryś nie wpadł w kłopoty szukając tych składników do tego eliksiru, i jednocześnie nie wpakował w nie Natanatiela. Arkade tęskni za demonem, a ten odczuwa tą tęsknotę... dość łatwo udało mu się tam dostać
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia