Była to nietypowa planeta o równie nietypowych
mieszkańcach. Na Nardeonie znajdowały się dwie, od niepamiętnych czasów
zwaśnione, krainy, umiejscowione na potężnych kontynentach. Jedna,
mieniąca się zielenią lasów i barwami kwiatów, zwana Armagedonem, zamieszkiwana
przez najczystszego rodzaju stworzenia magiczne oraz druga, powstała z pyłu
wulkanicznego, martwa skorupa - Almagedor, na której osiedliły się
najróżniejsze i najbardziej przerażające stwory. Te zupełne przeciwieństwa
oddzielał bowiem lodowaty ocean, na którego samym środku znajdowało się
sanktuarium. Było to miejsce pracy najpotężniejszego stworzenia na Nardeonie -
Króla Klaresa - sprawującego władzę nad dwójką osób niższej rangi, czyli Władcą
Armagedonu oraz Władcą Almagedoru. Osoby, pełniące rządy w jednej z dwóch
krain, były podporządkowane Klaresowi. Mówiło się, że był on bezstronny i
sprawiedliwy. Może i była to prawda? Wydawał pozwolenia i zarządzał nowe prawa.
Nie przeszkadzała mu odwieczna walka dwóch krain Nardeonu. Pozwalał na
wzajemne zatargi między kontynentami, twierdząc, że wojna jest czymś
ekscytującym, pełnym wrażeń. Zasady na planecie niczym nie przypominały
tych naszych dzisiejszych. Sam świat był zupełnie inny. Zaawansowane
odkrycia technologiczne były obce ówczesnej cywilizacji. Całe oszczędności i
czas wkładano w szkolenie wojska, mającego przynieść jednej z
krain zwycięstwo w wojnie. Im lepsza armia, tym większa szansa
na wygraną. Uwielbiany Klares był zupełnie sam w swoim odludnym
sanktuarium, dzień w dzień spędzał czas samotnie na ustalaniu nowych praw.
Umiał dużo znieść - ale nie jednej rzeczy. Nie godził się, by ktoś zlekceważył
jego zakaz lub polecenie, była to dla niego rzecz niepojęta i obrzydliwa. Czy
można od tak poszargać jego godność i podważyć jego władzę? Oczywiście, że nie.
Pewnego dnia doznał jednak rozczarowania. Pewien
człowiek, Armagedończyk o nieznanym imieniu, sprzeciwił się mu, prosto w twarz
wytknął głupotę i zaprzeczył dalszej współpracy. Właśnie tamtego dnia Nardeon
pokryła gruba warstwa śniegu. Nagła fala zimnego powietrza pochłonęła wszystko
na swojej drodze, nie oszczędzając niewinnych ludzi. A siła ta pochodziła od
uwielbianego, jak dotąd, Króla Klaresa. Zupełnie nagle cały świat ogarnęła wielka
panika.
piękne opowiadanie czy będzie długie ? bo ja takie kocham czytać
OdpowiedzUsuńMasz piękny i elegancki styl pisania ;D
OdpowiedzUsuńNiemal widzę Armagedończyka sprzeciwiającego się rozwścieczonemu królowi.
Fajne
OdpowiedzUsuńCzytam kolejne
Pisałam kiedyś do Ciebie na gg i, serio szanuję, że wciąż tworzysz, a twój blog wciąż istnieje. Po raz kolejny zebrałam się, żeby przeczytać twoją twórczość <3 Dużo weny :)
OdpowiedzUsuń