Demon
w jednej sekundzie pojawił się przed niewolnikiem, osłaniając go przed kłębem
ognia. W tym samym momencie naszyjnik na szyi chłopca otoczyła jasna poświata,
by zaraz rozejść się na całe jego ciało. Czyżby zapieczętowana w łańcuszku moc
Demasse obudziła się do życia? Młodzik zakaszlał, nie mogąc zaczerpnąć oddechu.
Powietrze stało się bezlitośnie gorące. Zmarszczył powieki, chwytając się
koszuli właściciela.
Makador
zacisnął pięści, szepcząc pod nosem kilka niezrozumiałych słów. Po chwili spod
ziemi wystrzeliły magiczne, wijące się pod naporem wiatru więzy. Kiedy palce
demona rozprostowały się, pęta błyskawicznie zacisnęły się wokół paszczy smoka,
by zaraz opleść resztę muskularnego ciała.
Gdy
jaszczur opadł bezwładnie pod bramę posiadłości, a ostatnie płomienie zgasły, nastała
głucha cisza, przerywana tylko ciężkim oddechem Arkade.
Demon
odetchnął głęboko, rozluźniając spięte mięśnie i obserwując opadający leniwie
pył. Czuł, jak schodzi z niego całe ciśnienie. Niewiele brakowało, a miałby tu
gotową tragedię. Jak mógł popełnić tak głupi błąd?
Zerknął
przez ramię na niewolnika, który najwyraźniej dalej nie wyszedł z szoku.
Odrzucił natychmiast myśl, że był w niego wtedy zbyt zapatrzony, by zauważyć
zagrożenie na czas. Zgarnął włosy do tyłu, pozbywając się resztek zdenerwowania
i spoglądał, jak niewolnik opada na kolana, drżąc na całym ciele i oddychając
niespokojnie.
- No
już, uspokój się – westchnął, kucając przy nim. – Oddychaj głęboko – polecił.
Nataniel
w ogóle nie słuchał demona, był tak przestraszony, że nie docierały do niego
żadne słowa z zewnątrz. Do oczu co chwila napływały mu nowe łzy. Szlachcicowi przeszło
przez myśl, że to chyba najwyższy czas, by nauczyć młodzika panować nad
emocjami.
-
Natanielu – rzekł stanowczo, łapiąc go za podbródek
Zaniepokoił
się odrobinę, kiedy nie przyniosło to żadnych efektów. Był pewien, że po tym
wszystkim, co chłopak ostatnio przeszedł, stanie się odrobinę twardszy.
Najwyraźniej nie miał racji. Klepnął go lekko w policzek, by w końcu wziął się
w garść.
Ten
spojrzał na niego, najwyraźniej wracając do rzeczywistości. Nareszcie.
- Nic
ci nie jest? – zapytał mężczyzna, głaszcząc go już tylko uspokajająco.
Młodzik
pokręcił nerwowo głową, zaciskając powieki. Demasse przyglądał mu się jeszcze
chwilę, po czym przygarnął go do siebie ramieniem. Dalej czuł, jak cały dygota,
łapiąc łapczywie powietrze. Przeklął w myślach.
Jak
to możliwe? Smoki nie zapominały swoich jeźdźców, a już na pewno nigdy ich nie
atakowały. Już nie mówiąc o tym, że zielone jaszczury były jednymi z
najłagodniejszych, jakie można było spotkać. Wiec co tu się, u licha, działo?
- Nie
poznał mnie? – Wymamrotał Arkade, wtulając twarz w twardy tors właściciela.
Szlachcic
westchnął. Musiał przyjrzeć się gadowi, ale wolał, żeby niewolnik znalazł się teraz
w bezpieczniejszym miejscu, z dala od tego zamieszania. Odsunął go od siebie
odrobinę, by upewnić się, że jest cały. Całe szczęście, wyglądało na to, że
prócz strachu, młodemu Arkade nic poważniejszego nie dolegało. Wstał powoli,
pociągając za sobą chłopca. Odprowadził go do drzwi rezydencji, cały czas
asekurując. Obawiał się, że po takim szoku młodzik mógł w każdej chwili
zemdleć. Zawołał służbę, przechodząc przez próg.
- Zabrać
go do komnaty – rozkazał strażnikom. – Niech medyk go obejrzy – dodał po
chwili, dalej uważnie obserwując młodzika.
- Panie
– mruknął Arkade, spoglądając na twarz Demasse, zaciskając drżące dłonie na
jego koszuli. – Nie rób mu krzywdy...
Makador
pogładził go uspokajająco po plecach. Miał nadzieję, że nie będzie musiał
uciekać się do ostateczności, ale w razie potrzeby był gotów zabić gada. Póki
co, miał jednak zamiar przenieść go do podziemi i przyjrzeć mu się tam odrobinę
dokładniej.
Tego
dnia młody Reavmor obudził się w anielskim wręcz humorze. Otoczenie pięknych
mebli i gładkich materiałów, delikatnie pieszczących jego skórę, niewątpliwie
pozytywnie wpływało na jego samopoczucie. Nie bez znaczenia była również
służba, która na skinięcie palca była gotowa zrobić dosłownie wszystko. W
takich okolicznościach nawet rzępolące skrzypce nie mogły zepsuć mu humoru!
Uśmiechnął
się delikatnie, spoglądając na wskazówki przesuwające się po tarczy zegara.
Miał zamiar zagrać na nerwach pewnemu ulubieńcowi i miał już pewien pomysł, jak
to zrobić. Musiał tylko poczekać na odpowiednią porę, a ta zbliżała się z każdą
minutą.
Demon
zmarszczył brwi, przyglądając się ciemnemu symbolowi na szmaragdowych łuskach
jaszczura. Przejechał po znaku palcami, starając się rozpoznać rodzaj użytej
energii, by zaraz przenieść uwagę na ślepia gada. Widział w nich tylko złość,
żadnego strachu ani wahania. Odsunął się nieznacznie, gdy wściekłe zwierzę po
raz kolejny zaczęło się szamotać. Demasse już wiedział, że smok został
zapieczętowany, najpewniej po to, by go zabić. Tylko kto mógł odważyć się na
tak szalony krok? Nastawanie nie życie następcy tronu kończyło się wyrokiem
śmierci. Taka istota z pewnością musiała długo go obserwować, skoro wiedziała o
jaszczurze i planowała wykorzystać moment zaskoczenia. Prychnął pod nosem.
Wyglądało na to, że wojna o koronę już się zaczynała, a on sam był zmuszony
wziąć w niej udział.
W
całej tej nieprzyjemnej sytuacji dostrzegł jednak pewną możliwość. Jeszcze
niedawno chciał, żeby bogowie podsunęli mu wskazówkę, a oni najwyraźniej posłuchali.
Pieczęć na karku jaszczura była wręcz idealnym materiałem do ćwiczeń dla
młodego Arkade. A chłopiec, chcąc ulżyć bliskiemu stworzeniu w cierpieniach, na
pewno wykazałby się znaczną motywacją.
Karo
spoglądał na młodą harpię, widocznie zaskoczony jej przybyciem. Rozsiadł się
wygodnie przed biurkiem, mierząc ją badawczym spojrzeniem i odłożył pustą już
filiżankę po kawie na bok. Czyżby młody znowu coś kombinował?
-
Gabriel? – rzucił w końcu pozornie znudzonym głosem.
Ten
kiwnął głową, zamykając za sobą drzwi.
- A
kto inny? – zapytał, posyłając sutenerowi niejednoznaczny uśmiech. – Spodziewałeś
się kogoś innego? – udał zdziwienie, podchodząc do biurka, by po chwili usiąść
na jego rogu, zakładając nogę na nogę.
Doskonale
wiedział, kogo spodziewał się szef i nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie
– na tę myśl ogarniała go istna błogość.
Karo
zlustrował sylwetkę młodzieńca, a jego twarz wykrzywiła się w zadowolonym grymasie.
Harpia miała na sobie najpiękniejszą bieliznę, uczesała starannie włosy, jej
makijaż był wręcz nienaganny. Czyżby chciała go uwieść?
- A
jeśli powiem, że czekałem na ciebie? – szepnął zmysłowym, lekko ochrypniętym
głosem.
Co
prawda zaraz miał przyjść Kastijan, ale był ciekaw rozwoju sytuacji. Poza tym,
skoro Gabriel tak się postarał, to chyba nie wypadało go odsyłać, prawda? Chłopak wydawał mu się ciekawy i telepata był
pewien, że szybko nie dozna nudy w jego towarzystwie. Choć dalej nurtowało go pytanie,
co ten kombinował.
- To
się dobrze składa – przyznał Reavmor.
Dalej
nie przepadał za pracodawcą, ale nie mógł sobie odmówić upokorzenia Kastijana,
zwłaszcza po tych wszystkich przykrych słowach, które wczoraj padły.
Niespiesznie wstał z biurka, by po chwili opaść na kolana Sylvia. Jakby
przypadkowo otarł pośladkami o jego budzącą się do życia męskość, dalej okrytą
przez materiał spodni. Uśmiechnął się psotnie.
-
Jesteś bezczelny – zamruczał telepata, chwytając młodzika za włosy i
przyciągnął jego twarz do swojej, łącząc ich usta w krótkim pocałunku. Harpia
smakowała rozkosznie. – Chyba będę musiał nauczyć cię pokory...
Reavmor
zaśmiał się cicho, słysząc tą groźbę. Nagle poderwał się delikatnie i odwrócił
głowę, słysząc szczęk otwieranych drzwi. No to zabawę czas zacząć!
Młody
Arkade wyczekiwał demona, a jego myśli bez przerwy krążyły wokół zielonego
smoka. Nie wierzył, żeby wierny jaszczur umyślnie chciał zrobić mu krzywdę. Coś
musiało się stać. Z drugiej strony zastanawiało go, skąd Demasse w ogóle go
wziął. Czyżby miało to coś wspólnego z porwaniem jego ojca? Młodzik obawiał
się, że to spotkanie nie wyjdzie na dobre Amarytonowi.
Westchnął,
wpatrując się smutnymi oczami w swoje odbicie w lustrze. Ostatnimi czasy wiele
musiał przejść, nie chciał po raz kolejny nosić żałoby, tym razem po ukochanym
smoku. Obrócił się w kierunku drzwi, słysząc opuszczającą się klamkę. Wstał jak
poparzony, lustrując wzrokiem swojego pana, który właśnie przekroczył próg
sypialni. Nie chciał usłyszeć złych wieści...
-
Jak się czujesz? – zapytał demon, mierząc sylwetkę niewolnika uważnym
spojrzeniem.
Chłopak
podszedł pospiesznie do szlachcica. Chciał zapytać o jaszczura, ale zawahał się
przez moment. Co, jeśli smok już nie żył?
Demon
z westchnieniem przyciągnął młodzika do siebie, by po chwili nachylić się nad
nim. Posłał chłopcu niejednoznaczny uśmiech. Domyślał się, że Arkade nie będzie
skakał z radości po tym, co usłyszy, ale z pewnością mu ulży.
-
Nic mu nie jest – szepnął mu do ucha, chuchając na nie gorącym oddechem. –
Uspokój się.
Nataniel
odetchnął z ulgą, czując jak z serca spada mu ogromny ciężar. Tak się bał, że
więcej nie zobaczy jaszczura... Teraz, gdy już najgorsze obawy odeszły, w jego
głowie narodziło się mnóstwo nurtujących pytań.
- Co
z nim? – zadał pierwsze z nich, spoglądając z nadzieją na swojego właściciela.
– Jest chory? – mówił jednym tchem. – Wyleczysz go, prawda?
Demon
pokręcił głową z politowaniem i nachylił się mocniej nad chłopcem. Złapał go za
podbródek, by ten w końcu zamilkł i spojrzał mu w oczy.
- Jeśli
będę wiedział więcej, to na pewno się dowiesz – skłamał.
Właściwie
wiedział już wszystko, ale wolał nie rozpraszać młodzieńca, póki ten nie
poradzi sobie z poprzednią pieczęcią. Intencjonalnie gad miał być miłą
odskocznią od nauki, która pozwoliłaby chłopcu zregenerować odrobinę umysł. A
wyszło jak wyszło. Może i na dobre, kto wie?
-
Mogę go zobaczyć?
-
Nie – uciął miękko i westchnął, widząc proszące spojrzenie Arkade. – Najpierw
lampion. Potem się zastanowię.
Chłopak
jęknął niezadowolony. Patrząc na jego postępy poczynione dotychczas, a raczej
ich brak, to mogło potrwać wieki! A on nie mógł tyle czekać! Widząc jednak
twardy wzrok mężczyzny, zrezygnował z dalszych prób protestu.
Kastijan
stał w bezruchu niczym posąg, spoglądając na Reavmora siedzącego na kolanach
szefa. Wszystkiego się spodziewał, ale nie tego.
Harpia
widziała emocje mieszające się na jego twarzy – od zaskoczenia, przez
niedowierzanie, aż do nienawiści. I o to właśnie chodziło! Przesunęła gładką
dłonią po torsie pracodawcy, rzucając jawne wyzwanie ulubieńcowi. Niech wie, że
z nią się nie zadziera.
Sylvio
spojrzał na swojego ulubieńca, najwyraźniej intensywnie się nad czymś
zastanawiając.
-
Dzisiaj masz już wolne – rzekł w końcu, obejmując harpię mocniej – Przyjdź jutro.
Chłopak
uchylił usta w zdumieniu i stał jeszcze przez chwilę w miejscu, nie wiedząc jak
się zachować. Jak to możliwe?! Od lat nie przytrafiło mu się coś takiego.
Spojrzał jeszcze na Reavmora, który właśnie posyłał mu triumfalny uśmiech,
łasząc się do telepaty. W tym momencie
czara goryczy się przelała. Wiedział, że nowy jeszcze go popamięta. Skończy z
nim raz na zawsze!
Odwrócił
się i wyszedł pospiesznie, trzaskając za sobą drzwiami, a Gabriel spoglądał
jeszcze przez moment na wejście do gabinetu, rozkoszując się słodkim
zwycięstwem.
-
Chyba jest nie w humorze – zakpił z radosnym błyskiem w oku, by zaraz wrócić do
namiętnego pocałunku.
Arkade
oddychał ciężko, mierząc nieodgadnionym spojrzeniem lampion. Kolejny, bo
poprzedni nie skończył dobrze. To była już jego trzecia próba dzisiaj, dalej
niezwieńczona pozytywnym rezultatem. Kątem oka zerkał na demona, mając
nadzieję, że ten jeszcze nie spisał go na straty. Tak strasznie mu zależało,
żeby zobaczyć Amarytona chociaż na chwilę i pogłaskać go po szmaragdowych
łuskach. Tęsknił za nim każdego dnia, od kiedy trafił na Almagedor, teraz nie
mógł tak po prostu spokojnie czekać...
Z
cichym westchnieniem oparł łokcie o kamienny blat, czołem dotykając do niego.
Był cudownie chłodny.
-
Nie przewidywałem przerw! – usłyszał za plecami ostry głos Demasse.
Zerknął
na niego przez ramię, robiąc żałosną minę. Demon sprawiał wrażenie wyjątkowo
zniecierpliwionego. W sumie mu się nie dziwił.
-
Nie umiem – odparł zrezygnowany, podnosząc ręce w geście bezsilności.
Szlachcic
przewrócił oczami, zirytowany. To było oczywiste - właśnie po to się uczył,
żeby umieć. Podszedł do niego i stanął tuż za jego plecami. Złapał jego drobne
dłonie w swoje i przyłożył do lampionu. To był już ostatni sposób, w jaki mógł
mu pomóc, więc miał nadzieję, że zadziała. W innym wypadku mogło się zrobić
niebezpiecznie.
-
Skoncentruj się – szepnął mu miękko do ucha i wysłał drobną cząstkę swojej mocy
prosto do pieczęci. – Czujesz? – zapytał, bacznie obserwując jego reakcję.
Chłopak
zawahał się odrobinę. To było naprawdę dziwne doznanie, kiedy demoniczna
energia tak po prostu przepłynęła mu przez śródręcze. Kiwnął głową.
Demon
wyszeptał formułę zaklęcia, a już po chwili czar płynnym strumieniem zaczął
przepływać do lampionu, raz zwalniając, raz przyspieszając, przeciskając się
przez szczeliny w barierze runy.
-
Spokojnie i z wyczuciem – mruczał chłopcu do ucha, nie spiesząc się, żeby ten
miał okazję dokładnie poczuć, co robił i z jakim natężeniem. – Nie wszystko na
raz.
Kiedy
jego moc wypełniła wszystkie bariery i pulsowała niespokojnie we wnętrzu
pieczęci, mężczyzna przerwał na chwilę.
- A
kiedy już znajdziesz wszystkie szczeliny... – zrobił wymowną pauzę. – Niszczysz
ją.
Nataniel
aż sapnął zaskoczony, czując jak Demasse gwałtownie wpuszcza do blokady kłąb
swojej ognistej energii, a ta rozszerza się i pęka niczym najdelikatniejsza
porcelana. W tym samym momencie lampion rozbłysnął intensywnym blaskiem.
Demon
puścił dłonie chłopca, spoglądając na na niego uważnie. Na zarumienionej twarzy
dostrzegł zdumienie i coś mu się zdawało, że oczy młodzika nagle zalśniły
podobnie jak odpieczętowane przed chwilą światło, kiedy ich właściciel w końcu
zrozumiał, gdzie popełniał błąd.
Dni
i noce poświęcone ciężkiej pracy wreszcie nabrały sensu. Wertowanie wszystkich
podręczników, jakie znalazł w zasięgu ręki, nieustępliwe próby, zawiedzione
spojrzenie demona, wymierzone w jego oblicze, pot, łzy wylewane nocami po
gorzkich porażkach, to wszystko w końcu zebrało plony. W końcu!
Arkade
spoglądał w szoku na lampion, który emanował teraz intensywnym światłem,
zwieńczając niejako jego dzieło. Tyle razy mu się nie udawało, że stracił już
nadzieję i teraz po prostu nie mógł w to uwierzyć. Czy to był sen?
Przymknął
oczy, czując jak otaczają go silne ramiona właściciela. Wtulił się w jego tors,
oddychając łapczywie z przejęcia i wbijając zdumione spojrzenie w przestrzeń.
Jego umysł spowiła mgła, odcinając go na kilka chwil od rzeczywistości. W
uszach szumiały mu słowa demona, ale nic z nich nie rozumiał.
Naprawdę
się udało?
Kastijan
popijał drinka, opierając się o blat baru i ślizgając smętnym spojrzeniem po
butelkach za ladą. Jedna z nich wyróżniała się na tle innych – była elegancko
smukła, w pięknym, kobaltowym odcieniu. I jako jedyna z nich wszystkich była
pusta. Chłopak obserwował beznamiętnie, jak barman bierze ją w dłoń, by zaraz
wyrzucić do kosza, a na jej miejsce stawia nową, zupełnie inną i pełną po
brzegi. Czyż to nie była smutna alegoria jego życia?
-
Jeszcze raz to samo – poprosił.
Spoglądał
jak mężczyzna bierze czystą szklankę, a potem wypełnia ją alkoholem i dolewa
soku. Następnie wyciągnął z szafki malutką buteleczkę z ciemnego szkła i wylał
z niej kilka kropel do napoju. Kastijan zmarszczył brwi. To musiała być jakaś nowość
w asortymencie.
- Co
to? – zaciekawił się.
-
Ekstrakt z czarnych pąków – odparł pracownik. – Działa odprężająco.
Chłopak
uśmiechnął gorzko, przeczesując swoje kobaltowe pasma palcami. Właśnie tego
teraz potrzebował.
-
Możesz dodać więcej – mruknął.
Barman
zaśmiał się nerwowo i pokręcił głową.
-
Lepiej z tym nie przesadzać – ostrzegł, podając gotowy napój na ladę. - Bo
można się już nie obudzić.
Kastijan
poczuł nagłe uderzenie gorąca na twarzy, kiedy do głowy wpadł mu pewien pomysł.
Spojrzał ukradkiem na flakonik, który dalej stał za barem, podczas gdy obsługa
zajęła się przecieraniem kieliszków.
Nie
obudzić?
Tak
się składało, że znał pewną osobę, której życzyłby wiecznego snu.
Niewiele
myśląc, złapał butelkę w drżącą dłoń i schował szybko za gorsetem, rozglądając
się nerwowo dookoła, czy aby nikt tego nie widział. Wstał spokojnie, by nie
wzbudzać podejrzeń i oddalił się niespiesznie do swojej komnaty, wcześniej
zgarniając przygotowany dla niego napój z blatu.
Demon
sapnął zadowolony i odchylił głowę, czując usta Arkade zaciskające się na jego
twardej męskości. Siedział na skraju łóżka, opierając się dłońmi o pościel, a
młodzik klęczał na podłodze między jego nogami. Właśnie tego teraz potrzebował.
Trochę relaksu w tym całym zamieszaniu wydawało mu się niezbędne.
Złapał
młodzika za włosy, w myślach rozpamiętując sprawę tego smoka. Byłoby dobrze,
gdyby udało mu się ustalić, kto był na tyle głupi, by nastawać na jego życie. Wolał
być przygotowany na ewentualną powtórkę z rozrywki. Póki co musiał jednak zachować
szczególną ostrożność, zwłaszcza jeśli chodziło o Nataniela. Nie chciał go
przypadkiem wpakować w niebezpieczną sytuację.
Z
rozważań wyrwał go piekący ból. Syknął cicho, cofając odrobinę biodra.
-
Nie gryź – warknął na Arkade, ale widząc jego przepraszający wzrok, przymknął z
powrotem oczy.
Gdyby
Cyjan był w lepszej kondycji, może mógłby obejrzeć pieczęć smoka pod kątem
pochodzenia mocy, ale w zaistniałej sytuacji był zdany tylko na siebie. Nie
mógł z tym iść do byle kogo i rozpowiadać wszystkim na lewo i prawo.
Odchylił
głowę mocniej, czując przyjemne skurcze w podbrzuszu, wracając myślami do
gorących warg niewolnika. Spiął się, czując, że już niedużo mu brakuje.
Przyciągnął młodzika mocniej, nie przejmując się jego kaszlem ani szklącym się
spojrzeniem, wchodząc w jego usta bardzo głęboko i doszedł w nich z cichym
warknięciem.
-
Połknij – rozkazał, kiedy całe ciśnienie zaczęło z niego schodzić,
pozostawiając za sobą błogą senność.
Uśmiechnął
się zadowolony, kiedy chłopak wykonał polecenie. Wyciągnął do niego rękę i
starł łzy z policzków.
- Grzeczny
chłopiec – pochwalił go i zapiął z powrotem spodnie.
I
westchnął ciężko, widząc jego proszącą minę. Dzisiaj nie miał już ochoty na nic
innego, jak tylko głęboki i długi sen, ale skoro obiecał niewolnikowi, że
zobaczy tego smoka, to zamierzał dotrzymać danego mu słowa. Przetarł oczy
dłonią, pozbywając się resztek zmęczenia i wstał z ociąganiem, gestem ręki
dając młodzikowi do zrozumienia, żeby poszedł za nim.
Młody
Arkade spoglądał uważnie na pieczęć zdobiącą potężną szyję zielonego smoka.
Dotknął jej delikatnie samymi opuszkami palców, by zaraz czule pogładzić to
miejsce. Nie chciał sobie wyobrażać, co teraz musiał czuć jaszczur, pozbawiony
jakiejkolwiek możliwości wyboru, skrępowany i zamknięty w tym ciemnym miejscu.
Odsunął
się gwałtownie, słysząc złowrogi warkot bestii. Bolało go, że najbliższa mu
istota w taki sposób odpowiada na jego dotyk. Przeniósł niepewny wzrok na
demona, opierającego się nonszalancko o skrępowane skrzydło gada. Wydawał się być
nieobecny.
- Da
się ją usunąć, prawda? – zapytał.
Właściciel
oprzytomniał odrobinę i spojrzał na niewolnika. W takich momentach nie potrafił
odgonić myśli o Veragrorze.
-
Nawet więcej – odparł z pokrętnym uśmiechem. – Ty ją usuniesz.
Chłopiec
uchylił powieki szerzej. On? Przełknął ślinę, widząc, jak grymas na twarzy
Demasse jeszcze się pogłębia. Czyli nie żartował...
-
Dolejesz mu tego do picia – rzekł Kastijan, podając drobną buteleczkę w dłonie
młodej służącej.
Była
nowa, niedoświadczona i służyła Gabrielowi, stanowiła wręcz idealny pionek,
którym miał się posłużyć. A w razie komplikacji, łatwo można było ją
zastraszyć, by nie pisnęła ani słówka o jego udziale.
Dziewczyna
niepewnie przyjęła flakonik, po czym przyjrzała mu się dokładniej.
- To
trucizna? – zapytała z obawą w głosie.
Chłopak
spojrzał na nią odrobinę poważniej. Że też służka musiała wtykać nos w nie
swoje sprawy...
-
Tylko środek nasenny – skłamał uspokajająco, po czym wręczył jej sakiewkę, w
której zachęcająco pobrzękiwały złote monety. – To zaliczka. Resztę dostaniesz
po wykonaniu zadania – obiecał. – Ale powiedź o tym komukolwiek, a obiecuję ci,
że te pieniądze cię nie uratują.
Fantastyczny rodział. Młodziak uczy się, a serce demona jest już miękkie, oczywiscie jak na niego. Natomiast to co wyrabia harpia przyprawia mnie o palpitacje serca. To na pewno na nim się zemści. Biedny Mój ulubiony wampir. Mam ndzieję, że ta nauczka życi harpię w ramiona Venoma. Bardzo dziękuję:-)
OdpowiedzUsuńReaktywacja! Cudnie :D
OdpowiedzUsuńPo 3 latach moje ulubione opowiadanie powraca 😍 aż się łezka w oku kręci.
OdpowiedzUsuńDużo weny i spokoju :D
Hej,
OdpowiedzUsuńo Demansse zaczyna mięknać i z tego się cieszę, ale to co Gabriel wyprawa ech to wszystko obróci się przeciwko niemu na pewno... oby Nathanielowi udało się uratować smoka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia